fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo po niedzieli: Soczewka

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Zwykle unikam komentowania wypowiedzi D. Mioduskiego. Zawarte w nich bowiem stężenie futbolowej ignorancji, zuchwalstwa i oderwania od rzeczywistości jest tak wysokie, że mówi samo za siebie. Ostatnio jednak prezes poruszył na tyle ciekawy temat, że się do niego odniosę. Twitter.

W rozmowie z „Przeglądem Sportowym” p. Mioduski powiedział: „Zszedłem z Twittera, wciąż mam tam konto, ale w ogóle nie zaglądam. Twitter stał się rzeką hejtu, przestał być rzeczowym, konstruktywnym narzędziem do komunikacji i wymiany poglądów”. Oczywiście każdy ma swoją wrażliwość na krytykę, złośliwości, czy nienawistne komentarze i może korzystać z tego medium jak chce i kiedy chce. Sęk w tym, że prezes teraz się dziwi albo zdziwionego udaje, a TT od lat jest taki sam. Jest kalką społeczeństwa z wszystkimi jego wadami, z tą różnicą, że osoby znane z telewizji, gazet itd. nagle znajdują się na wyciągnięcie ręki każdego użytkownika. Można więc wpaść na ciekawych rozmówców, konstruktywnych krytyków, ale i na nerwusów, czy ludzi niezrównoważonych psychicznie.

Być może D. Mioduski o tym nie wie. Długo żył bowiem w bańce, karmiąc kibiców przygłupimi zdjęciami, sloganami („Wrócimy silniejsi!”, „Zawsze mocniej!”). Zachowywał się jak nastolatek łasy na „serduszka”, czy też „lajki”. Podobno nie tylko on prowadził swój profil, bo dostęp do niego miał ponoć Artur Adamowicz, były już najbliższy współpracownik w Legii, odpowiadający, o zgrozo, za komunikację klubu na zewnątrz. Niemniej treści tam zamieszczane szły na konto prezesa.

Twitter był fajny, jak się zdobywało medale, ogłaszało kolejne transfery, czy wchodziło na Kilimandżaro. Twitter był potrzebny, jak się tam prowadziło politykę komunikacyjną klubu, deprecjonowało dorobek poprzedników, sterowało emocjami poprzez prywatne wiadomości i komentarze. Ponad rok temu w tekście „Podsumowanie” z cyklu „Słowo na niedzielę” pisałem: „Zaczęło się też szczucie kibiców na siebie, szczególnie na Twitterze. Próbowano podzielić środowisko. Nie jest tajemnicą, że z konta Mioduskiego wysyłane były wiadomości do różnych użytkowników, w których przedstawiał on swoje plany, zamierzenia, narzekał na rzucanie kłód pod nogi, przekazywał swoje sugestie. Szybko okazało się, że krytycy działań Mioduskiego, ci samodzielnie myślący kibice, to tak naprawdę wrogowie klubu”.

I nagle szok. Twitter wcale nie jest fajny. Wahadło wychyliło się bowiem w drugą stronę i źródła inspiracji hejterów stały się przedmiotem ich ataków. W wielu klubach z ambicjami, a w szczególności w Legii, gdzie najmłodsze pokolenia, czyli te najbardziej aktywne w mediach społecznościowych, zostały rozkapryszone przez sukcesy w poprzednich latach, ocena działań klubu ogranicza się do bieżących wyników. Te za kadencji DM były coraz gorsze, w końcu zrobiły się fatalne i to właśnie teraz, gdy prezes poukładał legijne klocki zupełnie już po swojemu. Do tego cała otoczka, sposób funkcjonowania klubu, trenerska i piłkarska karuzela, dziecinne błędy polane sosem impertynencji, bajdurzenia prezesa i nieustające wyciąganie ręki po pieniądze od wszystkich wokół zniechęcają nawet najzagorzalszych kibiców. Apatię zaś potęguje brak nadziei na poprawę sytuacji.

Na początku swej prezesury Dariusz Mioduski zaktywizował działania na Twitterze. Mam wrażenie, że chciał, niejako wzorem poprzednika, pokazać siebie z dobrej strony, jako człowieka swobodnego w kontaktach, który chętnie komunikuje się z kibicami, podejmuje z nimi dyskusje, czasem puści kontrolowany przeciek informacji. Potrzebował atencji. Obecnemu prezesowi zabrakło jednak czasu i naturalnego luzu, by w te interakcje regularnie wchodzić. Wreszcie zaś zaczął się ich unikać. Tegoroczne wpisy można policzyć na palcach jednej ręki, jest ich równo pięć. We wszystkich prezes się chwali lub wypina pierś do medali. W momentach kryzysowych, gdy twitterowa legijna społeczność oczekiwała zajęcia stanowiska przez Mioduskiego, ten chował głowę w piasek, a w ostatnich kilkunastu miesiącach właściwie jej stamtąd nie wyciągał.

W praktyce więc konto służyło jedynie jako narzędzie klubowej propagandy sukcesu i za takie należy je traktować. Taką przyjęto strategię komunikacyjną. I w porządku. Tyle tylko, że jak się już zaczęło ją realizować, zdecydowało wejść w social media, to nie tylko wtedy, gdy jest dobrze, a jest coraz rzadziej, ale również, gdy nie idzie. W innym wypadku trudno traktować serio zarówno prezesa, jak i strategię.

Cała historia z Twitterem p. Mioduskiego to odzwierciedlenie zarządzania Legią w soczewce. Chce się, próbuje, ale nie umie, ucieka od problemów. Czemu? Bo się nie rozumie.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.