fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Sanacja

Qbas - Wiadomość archiwalna

Pięć zwycięstw z rzędu. 18 strzelonych i 4 stracone bramki, rekordowe 7-0 z Wisłą Kraków, efektowne 5-1 z Górnikiem Zabrze, gdy legioniści strzelili 3 gole w 4 minuty. Bilans Legii między reprezentacyjnymi przerwami w rozgrywkach, doprawiony przy tym efektownym stylem, robi wrażenie. Skąd takie wyniki?

Wielokrotnie na łamach LL! apelowaliśmy o czas dla trenerów. Tak, by mogli po swojemu popracować z zespołem, wprowadzić własny styl pracy i pomysły. Legia Vukovicia też tego czasu potrzebowała. Być może za dużo, a być może właśnie tyle, ile rzeczywiście było trzeba. To nieweryfikowalne. W każdym razie trener musiał go dostać, by poukładać zespół, by spróbować różnych rozwiązań, przetestować je w meczach. Swoją drogą, to dziwne, że apele o okres ochronny spotykały się ze zrozumieniem kibiców głównie w przypadku zagranicznych szkoleniowców, jak ostatnio Jozak i Sa Pinto. Od swoich, jak Vuković i wcześniej Magiera, wyników wymagano na już, nie bacząc na okoliczności: kolejne rewolucje personalne we władzach klubu, pionie sportowym i drużynie.

Tak to też wyglądało ostatnio w Legii. Latem i wczesną jesienią nasz szkoleniowiec wprowadził do wyjściowego składu 6-7 nowych piłkarzy (Lewczuk, Karbownik, Wszołek, Novikovas, Gwilia, Luquinhas i Kante), a już w trakcie rozgrywek odeszło dwóch napastników pierwszego wyboru, a trzeci doznał długiej kontuzji. Zmianie uległ też system gry w ofensywie, która w zeszłym sezonie opierała się na Carlitosie. Czy kogokolwiek trzeba przekonywać, jak skomplikowanego zadania podjął się trener, zwłaszcza w okresie eliminacji do Ligi Europy? Drużyna rodziła się w bojach i bólach, ale już dziś można powiedzieć, że Vukoviciowi się udało. Wygląda bowiem na to, że sztab szkoleniowy trafił z ustawieniem, przy czym w poszukiwaniach zdaje się nie ustawać. Z tym że nie wiadomo jeszcze, czy mamy już zespół na miarę choćby mistrzostwa, czy te działania przyniosą długotrwałe efekty w postaci.

A co już wiadomo? Ano to, że z 15 ligowych meczów wygraliśmy wszystkie z zespołami z dolnej połowy tabeli. I nie deprecjonowałbym tego osiągnięcia, zwłaszcza jeśli przywołać jakże charakterystyczne problemy dla Legii z odnoszeniem zwycięstw nad symboliczną Odrą Wodzisław. Potem okazywało się, że straty punktów z takimi drużynami okazywały się niezwykle kosztowne, decydujące o wielu przegranych tytułach. Z drugiej strony z zespołami z górnej „ósemki” wygraliśmy tylko raz (Cracovia) i ponieśliśmy aż cztery porażki. Warto jednak podkreślić, że do aż trzech z nich doszło, gdy „Wojskowi” wpadli w dołek po odpadnięciu z europejskich pucharów, w najbardziej kryzysowym okresie jesieni, którego, jak się okazało, słusznie, obawiał się Vuković. Bez względu jednak na okoliczności, jeśli legioniści myślą o odzyskaniu mistrzostwa, to muszą punktować lepiej (paradoksalnie z wynikiem 1,92 punktu na mecz już prawie osiągnęli średnią punktową mistrzowskiego Piasta – 1,94) z czołówką Ekstraklasy. Czy są w stanie?

Patrząc na ich grę w ostatnich meczach wiemy, że drużyna nie tylko zaczęła funkcjonować jako całość, ale ma w końcu indywidualności, które biorą na siebie odpowiedzialność za to, co się dzieje na boisku. Najlepszym ligowym strzelcem jest Niezgoda, a przecież Kante ma też ostatnio dobry czas pod względem liczby goli. Bardzo dobrze prezentuje się Luquinhas, któremu Vuković wymyślił pozycję nr 10 (nie jest prawdą rozpowiadana przez „fachowców” sugestia, że Brazylijczyk grywał tak w Portugalii), gdzie znakomicie się odnalazł (asystuje!) i zauważalnie przyspieszył grę całego zespołu. Pewnym kandydatem na gwiazdę Ekstraklasie po trzech miesiącach bez klubu został Wszołek, co tyleż świadczy o jego klasie, co jej braku w lidze. W jego przypadku za komentarz niech posłużą statystyki: 6 meczów. 4 gole, 3 asysty. Dodając do tego nieustająco znakomitego Jędrzejczyka, równego mu Lewczuka i bardzo dobrego Wieteskę, a także świetnie grających środkowych pomocników, coraz lepiej radzącego sobie Novikovasa i mądrze wprowadzaną młodzież, przede wszystkim Karbownika, otrzymujemy ekipę, która wydaje się być zdolna do ogrania każdego w kraju. Celowo nie piszę o ewentualnej grze w pucharach, bo ostatnie trzy lata udowodniły, że Liga Europy to za wysokie progi i trudno spekulować, czy to może się zmienić, nie wspominając nawet o Lidze Mistrzów.

Sadzę, że odrodzenie Legii, to przede wszystkim efekt konsekwencji Vukovicia. Od letnich przygotowań robił wszystko po swojemu, trzymał z daleka od nienawistników i podpowiadaczy skupiając się na pracy z materiałem ludzkim, jaki miał. Nie grymasił. Nawet w prywatnych rozmowach. Starał się ulepszać zespół, jak i poszczególnych zawodników. I kilku piłkarzy, jak Niezgoda, Kante, Antolić, Karbownik, czy nawet rezerwowy ostatnio Stolarki, weszło na poziom, jakiego w Legii jeszcze nie prezentowali albo robili to bardzo dawno temu. Do tego Vuković już udowodnił, że ten zespół pod jego wodzą będzie grał dobrze, średnio i źle, ale możemy zakładać, że będzie prowadzony sprawiedliwie, na przejrzystych dla zawodników zasadach. Nie będzie w składzie świętych krów, za to będą w nim występować ci, którzy zasłużyli sobie na treningach i w poprzednich występach. Na pierwszy rzut oka, to niewiele, prawda? Ale tego brakowało w ostatnich latach, a bez uczciwej rywalizacji w składzie nie mamy nawet co myśleć o sukcesach.

Zawodnicy widzą też pracę, którą wykonuje sztab trenerski. Zaangażowanie przy rozpracowywaniu rywali, przygotowanie zespołu pod przeciwnika, elastyczność taktyczną (i nie chodzi tu tylko o przechodzenie na system 1-4-4-2, ale też próby gry z tzw. odwrotnymi bocznymi obrońcami, w trakcie której skrzydłowi grają bardzo szeroko, blisko linii bocznych, a bardziej środkiem pola wbiegają boczni obrońcy). Postrzegają przy tym Vukovicia jako lidera stada, podobnie, jak to było trzy lata temu, gdy u Jacka Magiery pełnił funkcję asystenta. Oczywiście „Vuko” się zmienił, choćby dlatego, że ma inną rolę. Nie jest więc taki sam, ale wciąż ten sam. Nadal więc potrafi skupić wokół siebie drużynę, zjednoczyć ją i skutecznie uświadomić, gdzie są i czym jest Legia.

Pamiętać jednak należy, że choć dobre wyniki, nawet ze słabeuszami, zwiększają zaufanie graczy i władz klubu do szkoleniowca, pozwalają zespołowi nabrać rozpędu, na którym daleko można zajechać, to przecież przy niepowodzeniach zawsze najbardziej winny jest trener. Jeszcze przecież miesiąc temu wydawało się, że los Vukovicia jest przesądzony, a klub, ustami zaprzyjaźnionych dziennikarzy, wysyłał sygnały, że rozgląda się za następcą. Granica jest tu zatem bardzo cienka, a margines błędu mały, zwłaszcza u Dariusza Mioduskiego, człowieka który w ciągu 2,5 roku samodzielnych rządów zwolnił już czterech szkoleniowców. Tymczasem przed nami, jeszcze w tym roku, kilka meczów z teoretycznie silniejszymi przeciwnikami. To będą prawdziwe egzaminy dla drużyny i sztabu. A wymówek nie będzie, bo przecież nie ewentualnych wpadek nie da się wytłumaczyć natężeniem meczów. Sporo może też zmienić zimowe okienko transferowe, w trakcie którego klub będzie chciał się pozbyć paru graczy (Agra, Remy, Nagy, Obradović?), a że w kasie pusto, to i kilku może musieć sprzedać (Niezgoda, Wieteska, Majecki, ten ostatni pewnie z opcją pozostania w Legii jeszcze przez jakiś czas).

Sanacja Legii więc trwa. Pozytywy są wyraźnie dostrzegalne, ale na razie nie wiadomo, jaki będzie efekt końcowy. Na dziś najważniejsze jest, że po paru latach w drużynie znów zapanowały zdrowe zasady, a grę „Wojskowych” znów chce się oglądać.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.