fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Punkty po meczu z Górnikiem Łęczna

Qbas - Wiadomość archiwalna

W Łęcznej Legia wygrała 2-0 z Górnikiem w 1/8 finału pucharu Polski. Awans w tym spotkaniu był dla „Wojskowych” obowiązkiem, który nie tylko został spełniony należycie, ale również w trybie ekonomicznym, co wydaje się nabierać znaczenia w kontekście niedzielnego meczu na szczycie Ekstraklasy we Wrocławiu ze Śląskiem.

1. Tak jak być powinno. Z małym zastrzeżeniem. Od początku meczu Legia grała dobrze, ale przede wszystkim mądrze. Szybko dała rywalom do zrozumienia, że ci nie mają czego szukać pod bramką Cierzniaka i rozgrywając piłkę na połowie gospodarzy dyktowała warunki bez szczególnego przemęczania się. Niemniej w pierwszej tercji meczu brakowało konkretów. Legioniści sporadycznie stwarzali zagrożenie w polu karnym przeciwnika, co przy dużej różnicy jakości zespołów mogło irytować. Ale potem się zaczęło. Zawodnicy z Warszawy co chwilę uderzali na bramkę i gol był tylko kwestią czasu. Przy czym dobrze, że udało się go strzelić jeszcze przed przerwą, bo legioniści utwierdzili się w przekonaniu, że cierpliwa gra, kruszenie muru przeciwników cegiełka po cegiełce daje efekty przy jednoczesnym niskim nakładzie sił własnych. Gol na 2-0 zakończył mecz, a przecież Legia powinna wygrać w Łęcznej przynajmniej 5-0. Zabrakło jednak skuteczności, zwłaszcza Gwilii, Wszołkowi i Luqinhasowi. Co jednak znamienne dla zespołu Vukovicia, niemal do końca grali dobrze i, choć w schyłkowej fazie meczu, na zwolnionych obrotach, to nadal stwarzali sytuacje, nie pozwolili gospodarzom choć na chwilę uwierzyć, że ci mogą zdobyć bramkę kontaktową.

2. Aż pięć zmian w składzie. Trener Vuković przed meczem zapowiadał, że legioniści wyjdą w możliwie najmocniejszym zestawieniu, a tymczasem doszło aż do pięciu roszad w porównaniu do spotkania z Koroną. Legia jednak na tyle zbalansowała kadrę w ostatnim czasie, że właściwie każdy z tej piątki może uchodzić za podstawowego zawodnika. Cierzniak nie jest gorszy od Majeckiego, Stolarski potwierdził formę sprzed kontuzji, Wieteska może i jest nieco gorszy od Lewczuka, ale niewiele, Gwilia ma bardzo dobre liczby (5 goli, 6 asyst) i jest drugi w punktacji kanadyjskiej, a Kante jest drugim najlepszym strzelcem w zespole (trzeci w punktacji kanadyjskiej). Można więc postawić tezę, że dyrektor sportowy ze sztabem trenerskim doprowadzili do sytuacji, w której w drużynie jest 16-17 nie odbiegających od siebie poziomem. Oczywiście wpływ na pozytywną ocenę „zmienników” miała też nie najwyższa piłkarska jakość rywali i szkoleniowiec bez obaw mógł na nich postawić.

3. Bez zagrożenia po stałych fragmentach. Poza skutecznością, legionistów należy zganić za sposób wykonywania stałych fragmentów gry. Nie byli bowiem w stanie stworzyć po nich jakichkolwiek okazji bramkowych. Nawet jeśli dochodzili do sytuacji, jak choćby Wieteska, to piłka była zagrywana za lekko, by oddać groźny strzał głową. Wydaje się, że przy dużej ilości czasu, jaką mają do dyspozycji na treningach zawodnicy i szkoleniowcy, można mocniej popracować nad tym elementem gry.

4. Bojaźliwy Górnik. Podopieczni Kamila Kieresia zawiedli w tym spotkaniu. Wyszli nastawieni wybitnie defensywnie (czasem w linii obrony grało aż sześciu zawodników – czterech wąsko w polu karnym i dwóch na obu jego krańcach) i nieliczne próby kontrataków podejmowali zbyt małą liczbą graczy. Trudno ocenić, na ile wynikało to z realnej oceny różnicy potencjałów, a na ile ze strachu przed kompromitacją z silniejszym przeciwnikiem. Dość powiedzieć, że przykro było patrzeć na poczynania gospodarzy tak w obronie, jak i w ataku. Grali nerwowo przez co popełniali dużo błędów, a jedynym ich planem na ten mecz wydawało się być przetrwanie do dogrywki.

5. Paradoks Gwilii. Z jednej strony mamy zawodnika, który w Łęcznej strzelił gola i zanotował asystę, jak już wspominałem świetnie punktuje – strzela gola albo asystuje średnio co 159 minut, podczas gdy w swym najlepszym sezonie dokonywał tego średnio co 237 minut (2015/16 9 goli, 7 asyst) – oraz doszedł do kilku znakomitych sytuacji bramkowych. Z drugiej, wiele z tych okazji zmarnował, a do tego nawet na tle trzecioligowego rywala grał zbyt wolno – zwykle o ułamek sekundy za długo się zastanawiał, podejmował też złe decyzje, nieprecyzyjnie podawał. Przy dobrej formie trójki Martins – Antolić – Luquinhas trudno się więc spodziewać, by w tym roku odzyskał miejsce w pierwszym składzie.

6. Czy tak się wykorzystuje szansę? Trener, przy wyniku 2-0 i opanowanej sytuacji na boisku, wpuścił Praszelika. Młody zawodnik dostał prawie 20 minut, by...No właśnie co? Można zakładać, że by się wykazać, pokazać Vukoviciowi z jak najlepszej strony. Tymczasem Praszelik w komfortowych warunkach, bo przecież bez presji i z wyraźnie słabszym rywalem zagrał bardzo ostrożnie, wręcz asekuracyjnie. Nie wychodził na pozycję, nie próbował nawet ruchem wymuszać podań do siebie, był statyczny. Zrozumiałe, że koledzy z drużyny wrzucili już niższy bieg w tym spotkaniu i nie kwapili się do ataków, ale czy Praszelik na pozycji numer 10 pojawił się jedynie po to, by pomóc w utrzymaniu korzystnego wyniku? Sądzę, że Vuković może mieć w tym zakresie inne zdanie.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.