fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad z trenerem - dogrywka

Vuković: Liczę na minimalne zmiany, które nas ulepszą i dodadzą jakości (cz. 2)

Wiśnia, Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W drugiej części obszernego podsumowania ostatnich miesięcy szkoleniowiec Legii mówi m.in. o Niezgodzie, analizuje obecny skład, mówi o taktyce, współpracy z pionem sportowym i “trenerze na lata”.



Zapraszamy do lektury!

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ ROZMOWY Z ALEKSANDAREM VUKOVICIEM

Pojawiły się pierwsze opinie, że Vuković to będzie ten słynny "trener na lata". Takie słowa wygłosił m.in. Cezary Kucharski.
- Nic gorszego dla trenera Legii nie może się stać, kiedy zaczynają o nim mówić w ten sposób. Mam nadzieję, że jak najpóźniej zaczną o używać w stosunku do mnie takich określeń. Czarek to mój kolega z boiska i nie tylko, więc na pewno była to trochę subiektywna ocena z jego strony. Cieszę się, że w tym pół roku dostałem od drużyny pozytywny feedback - ich reakcję na to, co staram się im przekazać. Oni mieli kilkukrotnie okazję mnie zwolnić, ale nie uczynili tego. Powalczyli, nie mówię, że o mnie, ale o naszą drużynę.

Mówi pan, że myśli tylko o najbliższym meczu, ale panu nie wierzymy. Na pewno patrzy pan szerzej, perspektywicznie.
- Tak, ale najważniejsze jest to, o czym myśli drużyna. A dla niej najważniejsze jest najbliższe spotkanie, koncentracja na nim. Natomiast oczywiście jako sztab musimy patrzeć bardziej ogólnie. Zastanawiamy się co zrobić, by zespół był lepszy, co można w nim poprawić. Uważam, że dobrym przykładem jest letnie okienko transferowe. Pokazaliśmy, że niewielkimi nakładami da się przebudować i wzmocnić drużynę, a przy tym zejść z kosztów utrzymania zawodników. Myślę o przyszłości i wiem, że najgorsze co mogłoby spotkać Legię teraz, gdy zaczęło się tworzyć coś fajnego, to utrata kilku piłkarzy z podstawowego składu. Wierzę jednak, a nawet jestem przekonany, że do tego nie dojdzie. Myślę jednak, że odejdzie maksymalnie jeden gracz z wyjściowej „jedenastki”.

Czyli Niezgoda.
- Nastawiam się, że Jarek nadal będzie z nami grał. Oczywiście wiele się może wydarzyć, ale uważam że powinien zostać, zdobyć tytuły, łącznie z koroną króla strzelców, może otrzymać powołanie do kadry na mistrzostwa Europy. Tak byłoby lepiej dla nas. I dla niego.

Może być jednak trudno go zatrzymać ze względu na finanse.
- Są takie oferty, których jako klub nie będziemy mogli odrzucić. Jeżeli więc mówimy o takiej propozycji, to mówimy też o możliwym odejściu Niezgody. Zastąpienie go i załatanie dziury będzie będzie dużo trudniejszym zadaniem niż poprzednie. W zimie trudno ściąga się napastników. Pamiętamy jaką sytuację miał Jacek Magiera, gdy Nikolicia i Prijovicia zamieniliśmy na Necida i Chukwu. Radek Kucharski powiedział mi ostatnio, że statystycznie tylko 16% napastników sprowadzonych zimą strzela więcej niż 5 bramek.

Na początku sezonu Niezgoda grał mało i za bardzo nie pomógł.
- Jarek początek przygotowań miał dobry, ale potem wpadł w dołek. Taki dołek, z którego u trenera Sa Pinto by się nie odkopał - u wielu innych trenerów też. Nawet my mieliśmy w sztabie nowych trenerów, którzy patrzyli z niedowierzaniem jak można mówić o Jarku w superlatywach. Jarka trzeba znać, Jarek jest jak puchary, czyli rządzi się swoimi prawami. Nie jest to łatwe. Co więcej, był moment kiedy ja też zaczynałem tracić cierpliwość do tego wszystkiego. Nie był to zawodnik, który nadawał się do tego, by na niego postawić. Dostawał swoje szanse i grał przeciętnie, ale było też widać, że jest coraz lepiej. W tamtym czasie z Pucharu Narodów Afryki wrócił Jose Kante. To zawodnik, którego bardzo chciałem, ale wrócił do zespołu, w którym nie miał wysokich notowań. Nie mógł oczekiwać, że nagle wszystkich się usunie, a postawi na Kante - to nie jest moja droga. On musiał potrenować i na zasłużyć na zaufanie. Pamiętam trening przed Zagłębiem Lubin w 5. kolejce. Wówczas znowu byłem przez dziennikarzy pytany o Carlitosa, ale odpowiedziałem pytaniem dlaczego nikt nie pyta o to czy zagra Kante - może teraz czas na niego. Tymczasem on na ostatnim treningu złapał kontuzję, która go wykluczyła na kolejne 2 tygodnie i nie dostał swojej szansy.
Na zakończenie okienka klub miał ode mnie jasny sygnał, co sądzę o Kante i Niezgodzie. Pytano mnie o sprzedaż Carlitosa, Kulenovicia i powiedziałem "ok". Uważałem, że atak z Niezgodą, Kante, Rosołkiem i Kostorzem to jest to czego potrzebujemy. Damy radę.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” wspominał pan, że po Lidze Mistrzów przez dwa okienka transferowe osłabiano drużynę, mimo dużych możliwości finansowych, jakie dał klubowi udział w tych rozgrywkach. To zarzuty względem Michała Żewłakowa?
- Broń Boże. Żewłakow przecież klubem nie zarządzał. On, zresztą jak wszyscy z pionu sportowego, na pewno nie był za tym, by opuścili nas jednocześnie Nikolić i Prijović. Ale nie chcę już wnikać w te kwestie.

No dobrze, a co jeśli jednak odejdzie ich więcej? Niezgoda, Majecki, Karbownik...
- Teraz jest inna sytuacja niż latem i przewiduję ruchy na poziomie ludzi niegrających w ogóle. Liczę na minimalne zmiany, które nas tylko ulepszą i dodadzą jakości. Wiem, że najwięcej się mówi o odejściu tej trójki, ale mam przeczucie, że do tego nie dojdzie. Byłoby to duże osłabienie.

Czy pana współpraca z dyrektorem Radosławem Kucharskim, która, jak sam pan podkreśla i co widać po letnim okienku, przebiega harmonijnie, to taki wzorcowy model kooperacji na linii trener – dyrektor sportowy? Pytamy, bo w Legii wcześniej różnie z tym bywało.
- Nie wiem, jak powinien wyglądać model wzorcowy, ale mogę powiedzieć, że jest wzajemne zrozumienie, czuję wsparcie Radka Kucharskiego. Oczywiście wciąż się poznajemy, docieramy nasze relacje, rozwijamy współpracę. Widzę jego ogromne przywiązanie do Legii i chęć zrobienia czegoś dobrego dla klubu.

Ostatnio widać, że Legia gra swoje mecze do końca. Jak dokonywała się ta przemiana mentalna?
- Od początku graliśmy do końca. Kiedy remisowaliśmy w Gibraltarze 0-0, to również mieliśmy takie podejście. To, że drużyna urosła, złapała rytm i zaczęła funkcjonować lepiej jest oddzielną kwestią. Sam na początku oczekiwałem od piłkarzy więcej. Widziałem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Po bezbramkowym meczu ze Śląskiem powiedziałem, że tak zaczyna się dziać. Że ta drużyna zacznie grać w piłkę, dominować, stwarzać sytuacje i je wykorzystywać. To miał być po prostu następny krok. Tak samo teraz uważam, że jesteśmy w stanie przegrać z każdym w tej lidze. Taki był mecz z Wisłą Płock, w którym przeciwnik mocno nam zagrażał w pierwszej połowie i wprowadził pewną nerwowość i niepokój. Musimy ciągle być takimi Niemcami, bez znaczenia czy tych Niemców się lubi czy nie...

Raczej chyba nie się ich nie lubi...
- Ja też raczej za nimi nie przepadam, ale mają taką mentalność, że niezależnie od okoliczności funkcjonują w swoim świecie i cały czas napierają do przodu. Nie zmieniają swojego podejścia, co jest również kluczem w naszym wypadku, aby coś osiągnąć. Jesteśmy teraz na pierwszym miejscu, ale to nie równa się z żadnym sukcesem, jeżeli rozmawiamy o Legii.

Artur Jędrzejczyk spoważniał na tyle, że można nazwać go kapitanem marzeń?
- Tak, to było naprawdę znakomite pół roku "Jędzy". Bardzo dużo dał drużynie od siebie. W niedawnym meczu z Wisłą Płock był najlepszy na boisku. Pomimo tego, że wszyscy skupieni byli na naszej grze w ofensywie i co robimy z przodu, to należy pamiętać właśnie o nim. Dobra dyspozycja, to dla niego ostatnio standard. Wiele razy zdarzyło się, że pomógł drużynie bez zbędnych komentarzy - raz zagrał na lewej obronie, raz na prawej, a potem w środku. Zazwyczaj rzuca się tak piłkarzy pokroju Michała Karbownika - młodych, którzy dopiero zaczynają grać. "Jędza" to zawodnik ustawiony najwyżej w hierarchii, a jednak zdarzało się, że był wrzucany do różnych stref boiska. Na każdej pozycji jednak był najlepszy. Uważam, że na dzisiaj jest on w stanie wygryźć "Karbo" z lewej obrony. “Jędza” z taką formą, jaką ma teraz, może grać na każdej pozycji na wysokim poziomie. Oprócz tego jest prawdziwym kapitanem. Będę go pilnował, aby się nie zmieniał. Jest młody i niedoświadczony, więc różne rzeczy mogą mu przyjść do głowy (śmiech).

Największym wygranym jest Michał Karbownik?
- Gdyby sytuacja z obrońcami wyglądała inaczej, gdybyśmy mieli bardzo solidnego zawodnika do gry na tej pozycji, to możliwe, że “Karbo” dostałby swoją szansę później, albo grałby dużo mniej, tak jak inni zawodnicy. Nie da się ukryć, że on mógł ugrać najwięcej, aczkolwiek wydaje mi się, że jest spore grono zawodników, którzy mogą z optymizmem patrzeć na przyszłość. Najważniejsze jest to, co Karbownik może ugrać. Tak samo Antolić, któremu się zmieniła pozycja, Kante, Niezgoda czy Majecki.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Jaka jest sytuacja z Dominikiem Nagyem? W meczu z ŁKS-em wydawało się, że wreszcie wrócił na właściwe tory. Po tym meczu pan go wręcz “szarpał” na murawie tak jakby chciał o pobudzić, wbić mu do głowy, że może i potrafi grać na wysokim poziomie, a jednak potem znowu przepadł.
- Nie jest wielką tajemnicą, że Dominik Nagy jest sam sobie największym wrogiem. Płaci za swoje błędy, które nie zdarzają mu się pierwszy raz. Z każdym następnym razem cena za taki błąd jest jednak wyższa. Nie mam wątpliwości, że to jest wartościowy piłkarz, ma umiejętności i taką zadziorność, która jest potrzebna, żeby móc grać w Legii. Jest reprezentantem Węgier, co bardzo doceniam. Tylko że dla mnie najważniejszą reprezentacją na świecie jest reprezentacja Legii. Nie żartuję i mówię to wszystkim zawodnikom. Nieważne czy ktoś gra dla Polski, Serbii, Czarnogóry czy jakiekolwiek innej drużynynarodowej. Oczekuję od każdego, że co najmniej tak samo, a nawet bardziej będzie, starał się grając w Legii. Jeżeli mówię, że chcę po zgrupowaniu reprezentacji wszystkich zawodników jak najszybciej u siebie, to tak powinno być. Generalnie wszyscy piłkarze to rozumieją, ale z Dominikiem było inaczej. Przed meczem z Lechem poprosił o dodatkowy dzień czy dwa wolnego, a dostał trzy. Dla mnie to jest cenna informacja. Jako drużyna znajdowaliśmy się w ważnym momencie i jeżeli możesz wrócić we wtorek, a wracasz w czwartek, kiedy mecz jest w sobotę, to jest duża różnica. Takie rzeczy mają dla mnie bardzo duże znaczenie. Tak samo jak zachowanie wszystkich zawodników, którzy nie grają - są rezerwowymi albo wchodzą z ławki i też mają prawo nie czuć wielkiego zadowolenia. Nie mogą jednak nie pomagać drużynie, nie być z nią i nie czuć szczęścia, które czuje drużyna wygrywająca. Pewne rzeczy podpadają pod tzw. zasadę funkcjonowania i w momencie, kiedy Dominik nie znalazł się w kadrze na mecz z Lechem, który wygraliśmy, a Rosołek, Wszołek i inni wykorzystali swoje sytuacje, to musiał czekać. Salvador Agra dobrze przepracował tamten okres i był przed Dominikiem w kadrze na ten mecz. Pokonaliśmy Lecha, potem wysoko Wisłę i niestety, on teraz jest daleko od tego, aby zagrać w Legii. Oczywiście, niewykluczone, że jeszcze dla nas zagra, bo go nie skreślam raz na zawsze.

A co z Williamem Remy’m?
- Remy ma kontuzję i jedzie z nami na zgrupowanie. Taki jest plan. To zawodnik, który na początku sezonu był podstawowym piłkarzem, teraz musi o ten skład walczyć. Tym bardziej, że trzech środkowych obrońców gra bardzo dobrze.

Ale ostatnio chyba nie wygląda najlepiej pod względem fizycznym?
- Nie zgodzę się z tym. Po ostatniej poważniejszej kontuzji, kiedy zszedł z boiska w Kuopio, wrócił do dobrej dyspozycji i tylko przez to, że inni grają dobrze, nie miał miejsca w składzie.

Legia zaczęła grać w piłkę z rozmachem. W taki sposób, jak to zdarzało jej się robić na treningach. Problemem było to, że zwykle nie potrafiła przenieść takiej gry na mecze. Jak się udało ten problem rozwiązać?
- Nie ma wielkiej filozofii. Często z powodu braku wiedzy, czy też widocznego sukcesu, ludzie zaczynają szukać kwadratowych jaj. Piłkarz, by osiągać sukcesy, musi być pewny swoich umiejętności, mieć spokój w głowie. Musi też poruszać się w pewnych ramach, rozumieć swoją rolę na boisku. Wiedzieć, że najważniejsza jest współpraca z innymi. Często jest bowiem tak, że ruch jednego ma dać możliwości drugiemu i odwrotnie. Zawodnicy, którzy tego nie rozumieją, nie mogą grać w naszej drużynie. Tacy ludzie blokują możliwość rozwoju innym. Z drugiej strony dla mnie decydująca jest energia, jaką ma zespół – albo jest przyhamowany, albo nabiera rozpędu. Dobór taktyki zależy więc od ludzi, od ich chęci pracy, rozwoju. Ustawienie z jedną grupą zawodników zupełnie się nie sprawdzi, podczas gdy z inną, niekoniecznie lepszą, już tak. Gdy w środku pola mam tak odpowiedzialnych piłkarzy jak Antolić, czy Martins, jest duża szansa, że drużyna będzie mądrze rozgrywała, długo utrzymywała się przy piłce.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Ci dwaj środkowi pomocnicy w wysokiej formie, to klucz otwierający możliwości do stosowania różnych ustawień, jak np. 1-4-4-2?
- Uważam, że 1-4-4-2 to najbardziej naturalne ustawienie w polskiej piłce. Wszystkie najlepsze polskie drużyny, jakie pamiętam, grały dwójką napastników. Moim zdaniem pasuje to do mentalności i charakterystyki zawodników, jakich tutaj trenerzy mają do dyspozycji. Tak, stosowanie tego systemu wymaga przede wszystkim dobrego funkcjonowania zespołu jako całości, a przede wszystkim organizacji gry defensywnej drużyny. Rola środkowych pomocników jest nie do przecenienia, ale dodałbym jeszcze kwestię pewności siebie piłkarzy. Dwójka z przodu daje możliwości założenia wyższego pressingu, ale by tak grać trzeba też dojść do pewnego momentu kształtowania drużyny. Trzeba umieć zdominować rywala. Pamiętam, że wiosną w Gdańsku zdecydowałem się zagrać na dwóch atakujących, ale wtedy to zupełnie nie działało, słabo wypadliśmy w pierwszej połowie i musiałem zmienić ustawienie. Tamta drużyna nie miała pewności, nie potrafiliśmy zdominować przeciwnika. Teraz ta pewność jest i bardzo mnie cieszy, że nie jesteśmy już tak taktycznie czytelni. Mamy możliwości płynnej przekształcenia systemu gry, nie zmieniając przy tym specjalnie wyjściowego składu. Na przykład możemy występować z dwoma klasycznymi skrzydłowymi albo fałszywymi, ścinającymi do środka, szukającymi tam przestrzeni dla siebie.

Najwięcej przestrzeni mają zwykle boczni obrońcy. Tutaj też zdarza się panu nieszablonowo ustawić zespół: to skrzydłowi ustawiani są bardzo szeroko, blisko linii bocznej, a w pozostawionych przez nich strefach bliżej środka boiska pojawiają się boczni obrońcy. Najwyraźniej widać to po lewej stronie, gdzie w takich sytuacjach bryluje Karbownik.
- Dobór zawodników determinuje pomysły na grę. Jeśli mam na lewej obronie, ale nie tylko, zawodnika, który znakomicie odnajduje się w grze w środku pola, jak „Karbo”, to należy mu stworzyć do tego jak najlepsze warunki. Wtedy może dać drużynie najwięcej. Zyskujemy na boisku dodatkowego pomocnika, który umożliwia lepsze rozegranie piłki.

Predyspozycje Karbownika do gry w środku są znane, wychowywał się na tej pozycji. Ale jak wpadliście na to, że Luquinhas okaże się być najlepszy jako podwieszony napastnik?
- Nie do końca się z tym zgodzę, bo on sobie świetnie radzi ostatnio także jako fałszywy skrzydłowy, schodzący do środka, co najwyraźniej widać, gdy gramy 1-4-4-2. Natomiast „Luki” to zawodnik, którego sprowadził Radek Kucharski, ja go wcześniej nie oglądałem i nie znałem. Zaufałem dyrektorowi. Pokazał mi wtedy jego dane i zagrania z InStat i na tej podstawie pomyślałem, że widziałbym go także jako podwieszonego napastnika, rozgrywającego. Choćby dlatego, że świetnie znajduje przestrzeń do podania między strefami, umiejętnie się przemieszcza i bardzo szybko się odwraca z piłką i bez. Nieważne jednak gdzie gra, najważniejsze, by nie przywiązywać go do linii, wyznaczać mu zadania bardziej w środku pola. Wówczas można z niego wyciągnąć wszystko, co ma najlepszego. To wciąż bardzo młody chłopak, ale przy tym spokojny i bardzo skory do pracy. Dobrze się czuje w drużynie i zrobimy wszystko, by było tak dalej.

W ogóle z boku wygląda to tak, jakby ten zespół czuł się ze sobą dobrze, nie ma sztucznego podkręcania atmosfery.
- Musimy to pielęgnować, bo to w mojej ocenie jest kluczem, by się rozwijać jako drużyna i indywidualnie. Mam tu na myśli nie tylko kwestie sportowe, ale i ludzkie. To jak ci zawodnicy się zachowują, jakie mają wartości, spojrzenie na pracę i klub. Dla mnie najważniejsze jest, by myśleli o wspólnym dobru, o naszych celach, o tym by dojść do nich razem. Nie ma u mnie miejsca na inne podejście.

W końcówce zeszłego sezonu tak to nie wyglądało?
- Nie chcę już do tego wracać.

Rozmawiali Jan Wiśniewski i Jakub Majewski

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ ROZMOWY Z ALEKSANDAREM VUKOVICIEM

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.