fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Rakowem

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia po dobrym otwarciu rundy wiosennej i zwycięstwie z ŁKS tym razem tylko zremisowała z drugim beniaminkiem. Można być tym rezultatem rozczarowanym, ale z drugiej strony należy przyjąć go z pokorą, bo Raków, jak się wydaje, miał lepsze sytuacje bramkowe.

1. Zawód. Nie ma co ukrywać, że do Bełchatowa, gdzie Raków rozgrywa swe domowe mecze, Legia jechała po trzy punkty. Wystarczyło bowiem spojrzeć w tabelę, w której warszawianie zajmują pierwsze miejsce, by wskazać faworyta tego spotkania. Tymczasem jednak zespół trenera Papszuna w ogóle się gości nie przestraszył i z dużą determinacją walczył o wygraną. Co ciekawe, częstochowianie niesamowicie dużo biegali (w całym meczu przebiegli 118 km, czyli o 10 więcej od stołecznych) i wydawało się, że muszą w końcówce opaść z sił, a legioniści, znani z wyrachowanej gry, będą potrafili z tego skorzystać. Z perspektywy kibica Legii mecz więc oglądało się do pewnego momentu ze spokojem. Niespodziewanie jednak padła pierwsza bramka dla gości, a potem, po golu Kante na 2-1, można było założyć, że nic złego naszych graczy już spotkać nie może, bo rywalom zabraknie nie tylko sił, ale i umiejętności. Wystarczyła jednak kolejna w tym meczu chwila dekoncentracji i gospodarze wyrównali.

2. Na warunkach Rakowa. Choć gospodarze to oczywiście zespół piłkarsko słabszy, trudno oprzeć się wrażeniu, że mecz toczył się jednak na jego warunkach. Przed tygodniem pisałem, że Legia choć nieźle, to jednak gra dość czytelnie, a rywali potrafi zaskoczyć dzięki wyższym umiejętnościom indywidualnym zawodników. Już ŁKS długimi momentami potrafił zneutralizować atuty „Wojskowych”, dawać im głównie pograć w bezpiecznej odległości od bramki Malarza. Raków też tak robił, przy czym był bardziej konsekwentny i lepiej zorganizowany. I Legia miała mniej szczęścia, bo tym razem piłka w polu karnym nie odbiła się od ręki żadnego z obrońców przeciwnika. Legioniści mieli za to duże problemy ze stwarzaniem sobie okazji. Zwłaszcza w I połowie zmuszeni byli oddawać strzały z dystansu, a w tym elemencie nie są zbytnio skuteczni – strzelili sześć goli zza pola karnego z 58 wszystkich. W dużej mierze więc graliśmy tak, jak gospodarze nam pozwolili.

3. Wyrwy. Nie oznacza to, że wyłącznie. Legioniści przecież zdobyli dwie bramki i parokrotnie poradzili sobie przy próbach rozmontowania szczelnej obrony częstochowian. Problemem była jednak jakość wykończenia akcji. Nasi zawodnicy zwykle zbyt długo zwlekali z podjęciem decyzji, często niedokładnie podawali albo też wybierali niewłaściwe rozwiązania.

4. Niska jakość czy słabszy dzień? Gdyby tak przyjrzeć się występowi poszczególnych zawodników, to właściwie do każdego można mieć poważne zastrzeżenia. Majecki wprawdzie parokrotnie popisał się efektownymi interwencjami, ale właściwie wszystkie były z gatunku tych, które obronić musiał, a zdarzyło mu się podać piłkę prosto pod nogi rywala. Vesović popełniał proste błędy, jak choćby przy akcji na 0-1, gdy niefrasobliwie stracił piłkę podczas jej wyprowadzania spod własnego pola karnego, a przy tym raził niedokładnością ostatnich podań. Lewczuk popełnił błąd przy pierwszym golu, a Jędrzejczyk w niegroźnej sytuacji faulował rywala w polu karnym. Karbownik tradycyjnie zostawiał otwartą przestrzeń w swej strefie obronnej i tym razem jego rajdy ofensywne nie przynosiły skutku, bo nie potrafił znaleźć zrozumienia z kolegami. Martins i Antolić zbyt wolno rozgrywali, a do tego Chorwat przy tym parokrotnie stracił piłkę na własnej połowie. Wszołek był bezproduktywny i bardzo czytelny, a do tego, gdy nie wiedział co zrobić z piłką, wybierał najprostsze rozwiązania – dośrodkowywał w pole karne. Luquinhas zbyt rzadko urywał się rywalom, a do tego nieroztropnie faulował w „szesnastce” i sędzia podyktował dla gospodarzy drugi rzut karny, a ci wyrównali. Rosołek nie mógł odnaleźć swojego miejsca na boisku i cały czas był poza grą. Kante zaś przez długi czas był nieskuteczny i, jak na to do czego nas przyzwyczaił w ostatnich meczach, wyjątkowo statyczny. Być może mamy po prostu za słabych piłkarzy, by byli w stanie poradzić sobie z ambitnie i mądrze grającym beniaminkiem. A może po prostu trafił im się słabszy dzień? Myślę że odpowiedź dadzą już najbliższe mecze.

5. Niepokojący remis. Jakby jednak nie patrzeć, to strata punktów z Rakowem, również w kontekście problemów, jakie mieliśmy w pierwszym spotkaniu, niepokoi. Te cztery punkty zdobyliśmy z dużym trudem, a przed nami mecze z bardziej wymagającymi rywalami. Kibicom trudno będzie do nich podejść ze spokojem.

6. Następca. Można narzekać na grę Kante w Bełchatowie, ale ten zawodnik robi swoje – na razie godnie zastępuje Niezgodę. W dwóch tegorocznych meczach strzelił dwa gole i w tym sezonie ma ich już 11. Pekhartowi nie będzie łatwo o miejsce w wyjściowym składzie.

7. Księga ulicy. Mówi wyraźnie: bierzesz zapchajdziurę ze Śląska, to gra on jak zapchajdziura ze Śląska. Cholewiak po raz drugi wszedł z ławki i znów nic nie wniósł do gry zespołu, a przeciwko Rakowowi nawet bardziej przeszkadzał niż pomagał. Pozostaje żywić nadzieję, że to się zmieni, ale po tym co zobaczyliśmy ciężko uznać ją za inną niż płonną.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.