Kamil Trzciński - fot. Hugollek / Legionisci.com
REKLAMA

Trzciński: Musieliśmy zmagać się z syndromem presji poprzedniego sezonu

Hugollek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Siatkarze warszawskiej Legii przedwcześnie zakończyli sportowe zmagania na drugoligowych parkietach. Po sezonie zasadniczym zajęli dopiero piąte miejsce, które uniemożliwiło im udział w fazie play-off rozgrywek. Podczas rozmowy z – byłym już – szkoleniowcem „Wojskowych” Kamilem Trzcińskim postanowiliśmy dowiedzieć się, dlaczego legioniści nie powtórzyli sukcesu z poprzedniego sezonu i jakich zmian należy się spodziewać w sekcyjnej kadrze. Zapraszamy do lektury.

Panie Trenerze, jak podsumowałby Pan sezon 2019/2020?
- Nie uzyskaliśmy oczekiwanego wyniku – awansu do I ligi. Cel, jaki postawiliśmy sobie przed sezonem, z jednej strony był bardzo wysoki, z drugiej – poprzedni sezon (awans do finałów o I ligę - przyp. LL!) dawał ku temu nadzieje. Ponadto, pracując z zespołem w danym sezonie, nie zakładam nigdy gry o drugie, trzecie, czwarte czy ósme miejsce, tylko o najwyższy możliwy do osiągnięcia wynik. Jeśli nie uda się go osiągnąć, to wtedy dopiero ewentualnie cieszymy się, że nie zajęliśmy najwyższego miejsca, ale np. wicemistrzostwo też jest super. Tutaj niestety byliśmy bardzo daleko od założonego wyniku, więc w żadnym przypadku nie można mówić o sukcesie.

W porównaniu z poprzednimi rozgrywkami – wbrew temu, o czym pierwotnie się mówiło – skład zespołu został tylko nieznacznie zmieniony. Dawało to nadzieję na dobrą grę. Co przyczyniło się do nie najlepszej dyspozycji zawodników, zwłaszcza w pierwszej części rozgrywek?
- W sporcie zespołowym niestety 2+2 nie zawsze daje 4. W sportach indywidualnych przebiegnięte czy przepłynięte kilometry, przerzucone ciężary pozwalają w pewien sposób dać obraz dyspozycji przed sezonem. W sportach drużynowych w dużej mierze łączy się przygotowanie motoryczne, techniczne, taktyczne, psychologiczne, „team spirit”, itd. Cały czas skupialiśmy się na naszym celu, a nie na rozmyślaniu, czy damy radę, więc była presja. Zabrakło może trochę luzu, świeżości, fantazji. Trenowaliśmy solidnie pięć razy w tygodniu. Do tego każdy miał swoją normalną pracę lub studia. Zagraliśmy sporo dobrych meczów po 3-0, lecz tam, gdzie wygrywaliśmy tylko 3-2 lub przegrywaliśmy, pojawiało się zbyt dużo złych emocji u niektórych zawodników, a za mało sportowej złości odzwierciedlonej na boisku.

W poprzednim sezonie drużyna awansowała do finałów batalii o I ligę. Podczas przedsezonowych rozmów zarząd sekcji wydawał się być pewny powtórki ubiegłorocznego sukcesu. W bieżących rozgrywkach nie udało się jednak nawet zakwalifikować do fazy play-off. Dlaczego i gdzie należy upatrywać przyczyn tego niepowodzenia?
- Przyznam szczerze, że sam byłem zmobilizowany i w pewien sposób przekonany, że awansujemy minimum do czołowej czwórki. Wydaje mi się, że, w momencie gdy przegraliśmy pierwsze mecze, pojawił się syndrom presji poprzedniego sezonu. Cały czas musieliśmy: wygrywać, wygrywać wysoko, wygrywać ładnie, powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu, itd. Za mało było „chcemy, ale mamy prawo do błędów”. Tłumaczyć się, że w trakcie sezonu mieliśmy kontuzje czy choroby: Filipa Balasza, Tomka Obuchowicza, Arka Żakiety czy Kamila Graczyka, nie ma sensu, ponieważ zespół składał się z 15 zawodników i tylu miało szansę na poprawienie gry zespołu. Nawet jeśli były jakieś problemy, to i tak powinniśmy byli zaadaptować się do nowych realiów. Gdy pojawiały się przegrane, to powtarzałem moim zawodnikom, że nawet jeśli trzeba byłoby chwilę poczekać, aż nasza gra zaskoczy, a która pozwoliłaby spełnić nasze marzenie, to warto. Niestety, w ostatecznym rozrachunku zabrakło nam jednego punktu, żeby zagrać w play-offach.

fot. Hugollek / Legionisci.com
fot. Hugollek / Legionisci.com

Czy, według Pana, można doszukiwać się jakiegoś błędu, który popełniono podczas przygotowań do sezonu bądź w samych treningach? Jeśli tak, jakie były to błędy?
- Przygotowania oceniam jako bardzo dobre, zawodnicy świetnie trenowali i wyglądało to bardzo obiecująco. Raz w tygodniu trenowaliśmy na siłowni, podczas pozostałych treningów w hali nie zapominaliśmy o elementach gimnastyki, motoryki, „stupid game”. O wszelkich planach najpierw dyskutowałem z moimi zawodnikami. Moją dewizą jest szukanie rozwiązań i na tym się skupiałem. Starałem się mieć zawsze jakiś plan, na wypadek gdyby coś poszło nie tak. W pewnym momencie zabrakło nam może troszkę „zluzowania” – bywało, że dociskaliśmy się kolejnymi seriami powtórzeń. Nie każdy zawodnik po pracy był w pełni wypoczęty, żeby móc pracować na 100% przez cały tydzień i na końcu zagrać dobry mecz. Problem w ciągu sezonu mogło stanowić to, że mieliśmy pięcioro przyjmujących i momentami ciężko było każdemu z nich zapewnić odpowiednią liczbę powtórzeń w trakcie zadań lub samej gry.

Którzy siatkarze pozostaną w zespole, a którzy będą zmuszeni się z nim pożegnać?
- Zarząd klubu jest w trakcie rozmów z zawodnikami, lecz trwająca kwarantanna i ogólna niepewność co do sportu zawodowego i półamatorskiego może spowodować, że decyzje zapadną dopiero w sierpniu. Nie da się teraz ustalić niczego na sto procent, tym bardziej że codziennie coś się zmienia. Według mnie obecnie żaden poważny klub nie powinien niczego obiecywać zawodnikom, ponieważ praktycznie każdy zespół jest uzależniony od sponsorów, którzy różnie mogą zareagować na sytuację w gospodarce, którą zastaniemy po pandemii koronawirusa. Pamiętajmy, że – oprócz sportu zawodowego na poziomie Plus Ligi i I ligi – reszta zawodników nie jest w stanie utrzymać się ze sportu i muszą w głównej mierze pilnować swoich prac zawodowych.

fot. Hugollek / Legionisci.com
fot. Hugollek / Legionisci.com

Przed nami półroczna przerwa w rozgrywkach. W jaki sposób zawodnicy będą z niej korzystać?
- Innej odpowiedzi udzieliłbym, gdyby nie było kwarantanny, a innej teraz. Normalnie zawodnicy przechodzą w tym okresie na rozgrywki siatkówki plażowej (m. in. Maciej Stępień), kontynuują pracę w siłowni „Zdrofit” we własnym zakresie czy leczą kontuzje nabyte w trakcie sezonu. W przypadku kwarantanny plażówka odpada, pozostają tylko ćwiczenia wzmacniające w mieszkaniach, z kolei tym, którzy mają dostęp do podwórka czy lasu – bieganie.

Kilka dni po zakończeniu poprzedniego sezonu i sukcesie trenera Daniela Kołodziejczyka został on zwolniony z pełnienia obowiązków szkoleniowca „Wojskowych”. Nie obawiał się Pan swojej przyszłości w Legii?
- Przyznam, że byłem bardzo zdziwiony, gdy przed sezonem skontaktowała się ze mną prezes sekcji i zaproponowała współpracę, ponieważ rzadko zdarza się, że trener po bardzo dobrym sezonie rozstaje się z klubem. W związku z tym, że nie osiągnęliśmy zamierzonego wyniku, liczyłem się z tym, że również ze mną współpraca nie zostanie przedłużona. Tak też się stało podczas rozmowy z wiceprezesem podsumowującej sezon. Moje plany…? Zobaczymy, jak świat sportu będzie wyglądał po tej dziwnej przerwie. Rozmawiam sporo z trenerami innych klubów i dyskutujemy, co zrobimy, gdy pojawią się jakieś konkrety względem następnego sezonu.

Czego należałoby życzyć Panu Trenerowi i zawodnikom?
- Zdrowia i wytrwałości.

Rozmawiał Sebastian Tasakowski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.