REKLAMA

Z kart historii

Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 1.

Łukasz - Wiadomość archiwalna

Wyobraźmy sobie majowy wieczór w 1970 roku. Na Stadionie San Siro w Mediolanie w finale Pucharu Europy naprzeciw mocnej szkockiej drużyny - Celtic Glasgow stanęli reprezentujący polską piłkę „wojskowi” z Warszawy, w składzie których wiodą prym weteran Lucjan Brychczy i nadzieja nowego pokolenia Kazimierz Deyna. W pierwszej fazie spotkania dominują doświadczeni zawodnicy z Wysp Brytyjskich i tuż przed upływem drugiego kwadransa obejmują prowadzenie po zaskakującym strzale zza pola karnego Thomasa Gemmella. Mimo to będący rewelacją tamtych rozgrywek warszawianie po dwóch minutach wyrównują po strzale głową Bernarda Blauta. Zacięta walka trwa dwie godziny, obydwie drużyny miały swoje szanse, ale tuż przed końcem dogrywki na szalony rajd zdecydował się Robert Gadocha, który minął bramkarza i oddał strzał w kierunku pustej bramki…

Tak mógł wyglądać najpiękniejszy dzień w historii polskiej piłki klubowej, ale w rzeczywistości to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Pierwszego i ostatniego zarazem do obecnego momentu. Niewiele brakowało, a na ich miejscu mogli znaleźć się piłkarze Legii Warszawa. Jednakże jak to w naszej historii bywa zabrakło konsekwencji w decydujących momentach i znaleźli się zawistni ludzie, którym na takim sukcesie kompletnie nie zależało. Chciałbym przedstawić cykl, w którym pokaże jak wyglądał polski i europejski futbol sprzed półwiecza. Okres, w którym Legia stała się klubem wzbudzającym szacunek i uznanie wśród markowych rywali. W rankingu historycznym UEFA za pucharowe edycje w latach 1968-1973 „wojskowi” zostali sklasyfikowani na 7 miejscu w Europie, co jest wyczynem w najbliższych latach nie do powtórzenia przez jakikolwiek zespół z Ekstraklasy.

Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
W sezonie 1969/1970 po raz piętnasty rozgrywano klubowy Puchar Europy w piłce nożnej. Najbardziej prestiżowe rozgrywki w Europie wyglądały wówczas zupełnie inaczej niż obecnie. Nie było fazy grupowej, turniej odbywał się systemem pucharowym, w ramach reguły „przegrywający odpada”. We wszystkich fazach, oprócz finału, rozgrywano pucharowe dwumecze, a nawet czasem zdarzały się trójmecze, bo w przypadku wyrównanego bilansu po dwóch spotkaniach nie było znanych nam dzisiaj konkursów rzutów karnych. Dodatkowy czas w postaci klasycznej dogrywki w drugim lub trzecim spotkaniu był zjawiskiem dosyć częstym. Natomiast po remisie w meczu barażowym o awansie mógł zadecydować rzut sędziowski, czyli w takiej sytuacji losowano zwycięzcę. Startowali wyłącznie mistrzowie federacji (bądź drużyny przez nie wskazane), które zgłosiły swoich reprezentantów, czyli nie było drużyn z drugich, trzecich, czy też czwartych miejsc, jak to możemy dzisiaj nagminnie obserwować w przypadku najwyżej sklasyfikowanych lig. Wyjątek stanowił obrońca trofeum, o ile nie zdobył tytułu w rodzimej lidze. W pierwszych edycjach nie było rozstawień w losowaniach, czyli teoretycznie w pierwszych rundach mocne kluby mogły trafić na trudnych rywali, a nie słabeuszy, których wówczas nie brakowało. Moim zdaniem tego typu zasady powodowały, że przynajmniej w teorii rozgrywki miały być bardziej wyrównane i na starcie nawet futbolowy „kopciuszek” mógł marzyć o europejskiej karierze, choć łatwiej było zazwyczaj o niespodziankę w pojedynczym spotkaniu niż w dwumeczu. Obecna formuła rozgrywek przypomina zaś nieco drabinę feudalną, gdzie miejsce w hierarchii jest wyznaczone głównie przez siłę ekonomiczną danej ligi i bardzo rzadko zdarza się sytuacja, że ktoś z nisko klasyfikowanych federacji jest w stanie zaprezentować się w starciu z topowym rywalem. Wówczas o takie konfrontacje było zdecydowanie łatwiej, a w pierwszej rundzie startowały 32 kluby, tyle samo co od dłuższego czasu w fazie grupowej Champions League. W związku z tym, że Włosi mieli dwóch reprezentantów (AC Milan – zdobywca Pucharu Europy w sezonie 1968/69, AC Fiorentina – mistrz kraju), a ilość federacji, które zgłosiły swoich przedstawicieli do edycji 1969/1970 to właśnie trzydzieści dwie, należało rozegrać jeden dwumecz w ramach rundy wstępnej w związku z nieparzystą ilością pretendentów. W drugiej połowie sierpnia 1969 r. duński Kjøbenhavns Boldklub (jeden z protoplastów klubu FC København) wyeliminował fiński Turun Palloseura. Liczba uczestników tej edycji (33 kluby) była wówczas rekordowa, choć identyczna jak w sezonie 1966/67. Ilość spotkań, które należało rozegrać, była mniejsza niż obecnie z powodu braku fazy grupowej i nazbyt rozbudowanych eliminacji. Można stwierdzić, iż tamta formuła rozgrywek, która nie była zbyt skomplikowana, została optymalnie dopasowana do możliwości wielu klubów i piłkarzy, dzięki czemu zyskały one spore uznanie i prestiż w wielu państwach europejskich. Stąd też ich uczestnikami byli przedstawiciele niemal każdego zakątka Europy. Zainteresowanie rozgrywkami wśród polskich kibiców wzbudzały raczkujące jeszcze transmisje telewizyjne oraz relacje radiowe, dzięki czemu popularność zdobywali komentatorzy i sprawozdawcy, tacy jak Jan Ciszewski. Szczegółowo relacjonowała je prasa sportowa, która na ogół wysyłała swoich przedstawicieli na ważne międzynarodowe spotkania.

We wrześniu 1969 roku ruszyła pierwsza runda piętnastej edycji Pucharu Klubowych Mistrzów Europy. Do tej pory reprezentanci polskiej ligi (nie zawsze byli to mistrzowie) nie mogli pochwalić się zbyt imponującymi osiągnięciami. W trzynastu poprzednich podejściach z polskich klubów najdalej doszedł Górnik Zabrze w edycji 1967/1968. Po wyeliminowaniu dwóch rywali w ćwierćfinale lepszy od zabrzan okazał się słynny angielski potentat, ówczesny zdobywca trofeum – Manchester United. Pozostałe próby kończyły się najczęściej na pierwszej przeszkodzie, dosyć często po wyrównanych pojedynkach, ale w decydujących momentach nie tylko brakowało przysłowiowego łutu szczęścia.

Legia (pod szyldem CWKS) wystartowała w Pucharze Europy po raz pierwszy w 1956 roku, ale została wyeliminowana przez pierwszego rywala, reprezentujący wówczas Czechosłowację, Slovan Bratysława. Kolejne podejście miało miejsce cztery lata później. „Wojskowi” jako ówczesny lider ligi na półmetku sezonu 1960 r. nie zdołali również przejść pierwszej przeszkody, którą był duński Aarhus GF. Zdecydowanie lepszym osiągnięciem mogli poszczycić się w sezonie 1964/65. Jako zdobywca Pucharu Polski po raz pierwszy wzięli udział w drugich co do ważności rozgrywkach europejskich, czyli Pucharze Zdobywców Pucharów i doszli do ćwierćfinału jako pierwszy polski klub, ale zbyt silnym rywalem okazał się zachodnioniemiecki TSV 1860 Monachium. Pierwsze spotkanie w Warszawie toczyło się w niesprzyjających, zimowych warunkach atmosferycznych. Mimo to doświadczeni goście rozstrzygnęli sprawę awansu, strzelając cztery bramki w ostatnich dwudziestu minutach. Bezbramkowy remis w rewanżu okazał się godnym pożegnaniem dla „wojskowych”, którzy rozegrali po raz pierwszy rekordową ilość spotkań w jednym cyklu – siedem. Rekord ten, wydający się szczytem marzeń dla polskich klubów, przetrwał ledwie przez pięć lat. Dwie edycje później warszawianie nie zdołali przeciwstawić się wschodnioniemieckiemu Chemie Lipsk i odpadli w pierwszej rundzie. Kolejne ważne pucharowe doświadczenia dla „wojskowych” to premierowy start w Pucharze Intertoto (wygrali swoją grupę), a następnie w Pucharze Miast Targowych (protoplaście dzisiejszej Ligi Europy) w edycji 1968/69, w której doszło do skutecznego rewanżu na monachijskich „lwach”. Ich występ zakończył się na 1/8 finału, gdzie w kontrowersyjnych okolicznościach ulegli węgierskiemu Újpest Budapeszt. Legia była pierwszym polskim klubem, który wziął udział w Pucharze Miast Targowych, ponieważ w tamtym czasie w tym turnieju mogły brać udział wyłącznie zespoły, które miały swoje siedziby w miastach organizujących międzynarodowe targi. Jak podał „Przegląd Sportowy” w numerze 120 z 1968 r.: Z tego tytułu mógł uczestniczyć w nim przede wszystkim Poznań, jednakże słabszy poziom piłkarstwa w tym mieście odstraszał PZPN od zgłoszenia poznaniaków do tej międzynarodowej konkurencji. Dopiero teraz, kiedy Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie zdobyły powszechne uznanie i weszły do stałego programu handlowców branży wydawniczej, uprawniona została do udziału w turnieju stołeczna Legia. Gwoli ścisłości, należy dodać, że w tamtym momencie nie było żadnej drużyny z Poznania w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli pierwszej lidze.



Co ciekawie, w sezonie 1968/69 reprezentantem ligi polskiej w Pucharze Europy miał być Ruch Chorzów, ale z powodu inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację UEFA zmieniła pierwotnie wylosowane pary i przyporządkowała kluby z państw bloku sowieckiego do konfrontacji pomiędzy sobą. Oznaczało to, że „niebiescy” mieli zmierzyć się z Dynamem Kijów (reprezentującym ZSRS), ale z przyczyn politycznych obydwa kluby zostały wycofane z rozgrywek. Analogiczne zdarzenie to nierozegranie dwumeczu Górnika Zabrze z Lewskim Sofia w Pucharze Zdobywców Pucharów. Zatem w sezonie poprzedzającym udany występ polskich klubów w europejskich pucharach mieliśmy do czynienia po raz pierwszy z nietypową sytuacją, iż nie zagrały w nich ani mistrz Polski, ani zdobywca krajowego pucharu. Jedynie „wojskowi” wzięli udział w Pucharze Miast Targowych, ponieważ nie zmieniono im rywala. Wynikało to z faktu, iż impreza ta była wówczas pod auspicjami FIFA, a nie UEFA, jak Puchar Europy oraz Puchar Zdobywców Pucharów. Podejście szefa światowej federacji z powodu „bratniej interwencji” w Czechosłowacji wobec klubów z bloku sowieckiego w tej sytuacji było zupełnie inne niż sterników federacji europejskiej.

Pod koniec lat sześćdziesiątych sufitem nie do przebicia dla polskich piłkarzy był ćwierćfinał w którymkolwiek z trzech najważniejszych europejskich pucharów. Jedną z przyczyn były trudności związane z klimatem, ponieważ zimy były dłuższe i bardziej dotkliwe niż obecnie, co utrudniało przygotowanie piłkarzy do rywalizacji z trudnym przeciwnikiem na tym etapie, jeszcze przed wznowieniem rozgrywek krajowych. Można stwierdzić, że polska liga była uznawana w Europie za niezbyt mocną nawet w obrębie rozgrywek państw socjalistycznych, które w teorii miały piłkarzy mających status amatorów, a nie zawodowców, choć oczywiście to była fikcja wynikająca m.in. z podziału tamtego świata na dwa obozy polityczne. Mimo wielu problemów było widać symptomy, iż stopniowo poprawia się poziom naszego futbolu. Świadczyły o tym pojedyncze wygrane bądź coraz częstsze remisy z teoretycznie silniejszymi przeciwnikami. Procentowały zdobyte doświadczenia i sprowadzanie do polskich klubów zagranicznych trenerów, których wiedza i metody działania otwierały nowe perspektywy w mentalności zawodników i rodzimych szkoleniowców. Trzeci start warszawian w Pucharze Europy miał okazać się przełomem w polskiej piłce, podobnie zresztą jak pierwsze podejście dla zabrzan w Pucharze Zdobywców Pucharów.


Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
Legia – TSV 1860 Monachium 0:4 (03.03.1965 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=XbxEcqclXmc

Bibliografia:
- Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
- Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
- Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
- „Przegląd Sportowy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
- Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
- Plus materiały autora.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.