Taras Romańczuk i Mateusz Cholewiak - fot. Piotr Kucza / FotoPyK
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Jagiellonią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legia zremisowała w Białymstoku 0-0, ale dzięki porażce Piasta i podziałowi punktów w Poznaniu powiększyła przewagę nad wiceliderami do 11 punktów. Mecz był do wygrania, ale w obliczu powyższych rezultatów nie można być niezadowolonym.

1. Punkt godny szacunku. Legii od ponad trzech lat gra się wyjątkowo trudno w Białymstoku. W tym czasie na Podlasiu mierzyliśmy się z Jagiellonią siedem razy. Strzeliliśmy jednego gola, nie udało się wygrać, pięć razy zremisowaliśmy i ponieśliśmy dwie porażki. Ostatnie zwycięstwo Legia odniosła 18 listopada 2016 r. (4-1). Uważam przy tym, że silniejsze Legie od tej, która zagrała w środę, już tam traciły punkty, a słabszym zdarzało się wygrywać. Punkt więc należy szanować.

2. W wyjątkowych okolicznościach. Vuković nie mógł wziąć na wschód aż trzech piłkarzy: Vesovicia, Kante i Sanogo. Dodatkowo przed meczem z Piastem oszczędzał zagrożonego z powodu nadmiaru kartek dwumeczową pauzą Jędrzejczyka, a grającemu po przerwie wszystko Gwilii chciał dać odpocząć. Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej na rozgrzewce, gdy urazu doznał Pekhart. Okazało się więc, że trzeba zagrać bez klasycznego środkowego napastnika, a jednocześnie poprzestawiać plany taktyczne na to spotkanie. Trener zdecydował się wystawić na środku ataku Cholewiaka. Może warto było spróbować przesunąć tam Luqinhasa i grać z kontrataku? Problem w tym, że wymagałoby to zmiany założeń na mecz, jeszcze większych zmian w taktyce i sposobie gry, a na to nie było już czasu. Mając to na uwadze i dokładając jeszcze wspomniane rezultaty drugiego i trzeciego zespołu w tabeli, tym ten punkt staje się jeszcze bardziej wartościowy.

3. Zabrakło jakości w ofensywie. Jest to oczywiście uzasadnione powyższym, ale nie można usprawiedliwiać tym problemów zespołu z finalizowaniem ataków. Oczywiście nie zamierzam atakować Cholewiaka za niewykorzystane sytuacje, za wychodzenie poza obręb pola karnego - to nie jest środkowy atakujący, a zadaniowiec i walczak. Zagra wszędzie tam, gdzie będzie potrzebny. Wiadomo jednak, że jest słabszy od Kante, czy Pekharta na pozycji nr 9, choćby dlatego że nie jest to jego naturalne miejsce. Skoro trafił jednak na Łazienkowską i gra, to dlatego że Vuković miał na niego pomysł, a on odwdzięcza się zupełnie przyzwoicie nie tylko ciężką pracą, ale i przyzwoitymi liczbami. Wszystko to nie zmienia faktu, że zawodnik zmarnował przynajmniej dwie znakomite okazje. Uważam przy tym, że gdyby w Białymstoku Legia zagrała z Perkhartem, to by ten mecz wygrała.

4. Nieskuteczni. Ale nie tylko. O dwóch szansach Cholewiaka było. Po jednej dogodnej okazji mieli Gwilia, Stolarski i Antolić. Z tego powinna paść przynajmniej jedna bramka. Inną sprawą jest, że Legia jako całość miała problemy, by opanować sytuację w tym meczu. Przez pierwsze 20-25 minut nie potrafiła urządzić sobie gry w środku pola, co pozwalało gospodarzom na budowanie akcji na połowie "Wojskowych". Gracze z Warszawy sporadycznie też zakładali wysoki pressing, a jak już to robili, to nie był on dobrze zorganizowany. Jagiellończycy stwarzali sobie też okazje, z czego najlepszą w 5. minucie. Niemniej po tym czasie legionistom udało się ułożyć mecz, odsunęli rywali od swojej połowy i nie pozwolili im na stworzenie większego zagrożenia pod bramką Majeckiego i taki stan utrzymali właściwie do końca gry.

5. Znakomity Lewczuk. To że Legia nie straciła gola, to tyleż przyzwoitej organizacji gry w środku boiska, co braku zdecydowania gospodarzy. Ogromną rolę jednak odegrał też nasz środkowy obrońca Lewczuk. Wystarczy przywołać statystyki InStat:
Podania dokładne: 42/45 (93%);
Pojedynki wygrane: 11/18 (61%) - najwięcej w drużynie;
- w powietrzu: 3/6;
- na ziemi: 8/12;
Stracone/odzyskane piłki: 0/10 (!) - najwięcej w drużynie.

Oczywiście statystyki nie oddadzą w pełni czytania gry przez stopera, wygranych pojedynków szybkościowych, ofiarności. Warto tu dodać, że dość pewnie, jak na siebie, zagrał tym razem Wieteska, który również parokrotnie blokował rywali. Zaliczył jednak również kilka błędów, w tym ten na początku meczu, gdy dał się łatwo przepchnąć, a gospodarze stworzyli sobie najgroźniejszą sytuację.

6. Wyłączeni Karbownik i Luquinhas. Lewa strona Legii w Białymstoku została skutecznie zneutralizowana. Może gdyby Brazylijczyk wystąpił podwieszony pod napastnika, to spisałby się lepiej? Gospodarze obu piłkarzom odcinali możliwości rozpędzenia się, a bez tego są oni niegroźni. Dopiero przesunięcie Cholewiaka na lewą flankę sprawiło, że "Wojskowi" zaczęli stwarzać zagrożenie z tamtej strefy. Wsparcie od Karbownika jednak dalej było bardzo ograniczone. Po przerwie sanitarnej jest to zresztą już pewien trend, że obaj wymienieni nie spisują się najlepiej. Nieszczególnie też wypadła współpraca po drugiej stronie boiska. Wszołek nie mógł odnaleźć wspólnego języka ze Stolarskim i zbyt rzadko akcje tamtędy się zazębiały.

7. Przybył przeszkadzać. Oczywiście sędzia nie gra, ale na tę grę, jej styl może mieć duży wpływ. Tak właśnie było tym razem. Ogólnie staram się nie krytykować całościowo występów arbitrów, ale p. Przybył po prostu przeszkadzał grać zawodnikom w piłkę. Jakby koniecznie chciał pokazać, że mecz może toczyć się tylko na jego warunkach. Co chwilę odgwizdywał więc mikrofaule, wybijał zawodników z rytmu, szczególnie Legii, gdy wydawała się łapać wiatr w żagle. To powodowało oczywistą frustrację, którą tylko spotęgowało niewykluczenie Arsenicia po brutalnym faulu na Wszołku. Sędzia z Kluczborka jednak nie od dziś sprawia wrażenie takiego, co to musi się poczuć potrzebniejszy i ważniejszy niż jest.

Autor: Jakub Majewski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.