Dariusz Mioduski, Aleksandar Vuković i Radosław Kucharski - fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Zasady

Qbas - Wiadomość archiwalna

Legia odzyskała mistrzostwo. To triumf przede wszystkim trenera Aleksandara Vukovicia i piłkarzy, spośród których przed rokiem części się nawet nie śniły złote medale na szyjach. To też sukces Dariusza Miodskiego, który w końcu posłuchał rad LL! i ustabilizował sytuację w pionie sportowym.

Oczywiście nie jestem zarówno tak naiwny, jak i zadufany, by wierzyć, że prezes słucha naszej redakcji. Ma przecież swoich fachowych doradców z dr. Heuslerem na czele. Po prostu tak się złożyło, że wreszcie mamy spójne spojrzenie na kwestie sportowe. Ale doceniam zmianę, jaka zaszła w Mioduskim. Nauczył się bowiem cierpliwości i choć to raczej wypadkowa realiów finansowych, a także oddziaływania opinii publicznej i środowiskowej, które po kolejnych irracjonalnych ruchach traktowały go z coraz większym pobłażaniem, to jednak należy prezesowi pogratulować pozytywnej przemiany na tym polu.

Niemniej rozbawił mnie tekst w "Piłce Nożnej" autorstwa Przemysława Pawlaka, którego skądinąd poważam, a który napisał był, że mistrzostwo Polski, to wielki triumf na zasadach Dariusza Mioduskiego. Tymczasem te jego zasady, wizje i długofalowe działania kosztowały nas kilka kompromitacji w eliminacjach do eliminacji europejskich pucharów i utratę tytułu w zeszłym roku. Strąciły też Legię do piątego szeregu drużyn na kontynencie. Co, jak wielokrotnie podkreślałem, samo w sobie nie jest takie najgorsze, jeśli założymy, że priorytetem jest kolekcjonowanie trofeów w kraju.

Jeśli mówimy o trumfie na czyichś zasadach, to tytuł mistrzowski został zdobyty na zasadach Aleksandara Vukovicia, stanowiących zresztą kontynuację tego, co wprowadzał do zespołu Jacek Magiera - sprawiedliwość, uczciwość, konkurencyjność, jedność, dawanie szansy najzdolniejszej młodzieży i prymat dobra zespołu nad indywidualnym interesem. Po latach rządów Jozaków i Sa Pintów, które wraz z nieudanymi i niejasnymi transferami kosztowały klubową kasę krocie, zdezorganizowały priorytety i zasady w szatni, doczekaliśmy się drużyny skonstruowanej na zdrowych zasadach. Takiej, którą chce się oglądać, która potrafi dawać kibicom przyjemność nawet nie tyle jakością, choć przecież też, co zaangażowaniem.

Nie jest to jednak produkt gotowy na eksport, o czym pisałem niedawno, a co na szczęście dostrzega Vuković. Trener, którego pozycja niewątpliwie bardzo wzrosła, a słowa ważą znacznie więcej, nie popełnia błędu Magiery i głośno domaga się wzmocnień albo oczekuje czasu na spokojną pracę. Widać, że tę lekcję ze współpracy z innymi trenerami także odrobił. I mówi mocniej niż wynika z wykastrowanego przez klubowe biuro prasowe wywiadu. Wskazuje bowiem wprost, że narzucanie konieczności awansu do grupy LM/LE jest podejściem nierealnym i nikt nie może mówić, że to plan minimum. Jeśli zestawić to z łapaniem się za głowę Mioduskiego po słowach szkoleniowca o konieczności wzmocnienia zespołu pięcioma - sześcioma piłkarzami dochodzimy do punktu wyjścia: właściciel i prezes po tylu latach w klubie dalej nie umie ocenić potencjału drużyny, co oznacza, że wciąż nie nauczył się piłki i żyje w oderwaniu od jej realiów. Co jest tyleż wstrząsające, co nie do wiary.

Niewykluczone przy tym, że za ten zimny prysznic na głowę Mioduskiego przyjdzie Vukoviciowi zapłacić własną, gdy okaże się, że znów nie przebrniemy przez eliminacyjne sito. Znając trenera, to ma tego świadomość, ale chce pracować na swoich zasadach i przedstawia sprawy szczerze. Jednocześnie asekuruje się na wypadek niepowodzenia, bo nie tylko zna możliwości swoich zawodników, ale i doskonale charakter prezesa, dla którego stanowiskowa karuzela to, choć nieefektywny, ale jednak nadal chleb powszedni.

Powszechnie wiadomo, że Legia pod rządami Mioduskiego stała się fabryką, której specjalizacją ma być droga sprzedaż młodzieży za granicę, tak by pokryć długi wynikłe z radosnej twórczości zarządzających klubem, w tym trudnych do zrealizowania kontraktów (np. słychać, że klub oferuje Antoliciowi umowę sporo niższą niż ma obecnie), wysokich prowizji menadżerskich, odpraw zwolnionych trenerów i pracowników i oczywiście kosztów związanych z obsługą finansową budowy ośrodka treningowego, który jest niewątpliwie największym i pomnikowym osiągnięciem prezesa i jego ludzi.

Vuković jest świadomy również i tego. Słusznie więc nie obraża się na realia. W takiej sytuacji jednak domaga się czasu na stopniową budowę ekipy, dla której obecnie sufitem jest to, co jeszcze parę lat temu było podłogą. Trener udowodnił, że czas, który już otrzymał wykorzystał bardzo dobrze i warto, by rzeczywiście otrzymał go jeszcze więcej. To wynika nie tylko z zasad ekonomicznych, ale i logicznych.

No chyba że przyjdą przelewy z Portland i Monako, a Dariusz Mioduski zdecyduje się wyłożyć pieniądze na konieczne wzmocnienia. Wtedy będzie mógł wymagać i narzucać na własnych, zdrowych zasadach. W sumie to wszyscy byśmy sobie tego życzyli.

Autor: Jakub Majewski

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.