Paweł Juchniewicz - fot. Hagi / Legionisci.com
REKLAMA

Futsal

Juchniewicz: Wielu oddałoby zdrowie na boisku dla Legii

Bodziach, źródło: Legionisci.com / Legiafutsal.com - Wiadomość archiwalna

"Byliśmy świetnie zorganizowani w defensywie. A nawet jeśli już rywalom udało się minąć obrońców, to w bardzo dobrej dyspozycji byli nasi bramkarze" - mówi Paweł Juchniewicz, trener futsalowej Legii Warszawa, który wywalczył z naszym klubem awans do ekstraklasy. Szkoleniowiec w tym sezonie tylko na początku rozgrywek pojawił się na parkiecie, później już koncentrował się na prowadzeniu drużyny. O udanym minionym sezonie w roli beniaminka, a także planach na sezon 2021/22, w którym Legia grać będzie w najwyższej klasie rozgrywkowej, rozmawiamy z Pawłem Juchniewiczem. Zapraszamy do lektury!

Beniaminek wywalczył awans do ekstraklasy - to na pewno robi wrażenie. Odczuwa trener dzisiaj satysfakcję z dobrze wykonanej roboty?
Paweł Juchniewicz (trener Legii):
Oczywiście, satysfakcja jest ogromna. Już w pierwszym sezonie w pierwszej lidze udało się nam wywalczyć awans do ekstraklasy. Od początku nie ukrywaliśmy, że jeśli pojawi się szansa, to będziemy chcieli o to powalczyć. Mieliśmy świetny początek ligi - odnieśliśmy kilka zwycięstw, traciliśmy mało bramek i dość szybko poczuliśmy, że możemy w tej lidze zdziałać trochę więcej, nawet występując w roli beniaminka. Nawet grając z bardziej doświadczonymi futsalowo drużynami, graliśmy jak równy z równym, a często przeważaliśmy, kończąc mecz zwycięstwem.

W trakcie rozgrywek było trochę roszad w składzie - część zawodników z początku rozgrywek rzadko pojawiała się w składzie. Później z kolei uzupełniliście zespół o kilku graczy, którzy zaczęli stanowić ważniejsze role w rotacji.
- Roszady w trakcie sezonu ligowego są nieuniknione. Po to mieliśmy tak szeroką kadrę, aby była rywalizacja o miejsce w składzie, a także, byśmy mogli reagować, kiedy ktoś będzie w słabszej dyspozycji. Wtedy na miejsce jednego zawodnika, wskakiwał kolega, który akurat w danym okresie prezentował się na treningach lepiej. Co do wzmocnień w trakcie rozgrywek, nie ma co ukrywać, że dały nam one naprawdę dużo. Przyszli zawodnicy z doświadczeniem ekstraklasowym z Gatty, do tego przyszedł młody Mateusz Szafrański, który wniósł powiew świeżości do drużyny. Jesteśmy bardzo zadowoleni ze wszystkich zawodników, którzy reprezentowali barwy Legii w tym sezonie, nie tylko tych, którzy dołączyli w trakcie. Wszystkim należą się gratulacje i podziękowania za ciężko wywalczony sukces.

Jaki futsalowy element w wykonaniu Legii był najlepszy w tym sezonie? W czym mieliście przewagę nad głównymi rywalami do awansu?
- Zdecydowanie obrona, co pokazują nie tylko liczby ale i zdanie wielu naszych przeciwników, była naszą najmocniejszą stroną. Byliśmy świetnie zorganizowani w defensywie. A nawet jeśli już rywalom udało się minąć obrońców, to w bardzo dobrej dyspozycji byli nasi bramkarze. Najczęściej był to Tomek Warszawski, ale także Adam Świątkowski czy Paweł Wysocki, kiedy wchodzili między słupki, to również nie schodzili poniżej określonego poziomu. Uważam, że ligę w tym sezonie wygraliśmy przede wszystkim obroną.

Pozycja Tomka Warszawskiego wydaje się niepodważalna. Czy w związku z tym łatwo jest zmobilizować konkurentów do miejsca w składzie do pełnego zaangażowania, którzy mieli niewielkie szanse, by wyjść na boisko w trakcie meczu o punkty?
- Hierarchia była z góry ustalona i Tomek jest obecnie naszym numerem jeden. Na szczęście jednak nikogo jakoś specjalnie nie trzeba było motywować na treningach. Wszyscy walczyli o swoje miejsce w składzie. Jeżeli chodzi o drugiego bramkarza w futsalu, to na pewno jest to dość niewdzięczna rola. Zawodnicy grający w polu mają świadomość, że właściwie wszyscy powołani na mecz więcej lub mniej zagrają, bo rotujemy czwórkami, a w miarę upływu meczu rotacja jeszcze się powiększa. A drugi bramkarz po prostu musi czekać na swoją szansę - na przykład kiedy wynik będzie bezpieczny i będzie mógł wejść, chociaż takie sytuacje też nie zdarzały się zbyt często i zwykle Tomek bronił całe mecze. Jednak wszyscy bramkarze fajnie reagowali, każdy znał swoje miejsce i wspierał drużynę również z ławki czy trybun. Nie trzeba było nikogo specjalnie mobilizować do pracy, ani żaden z nich nie zachowywał się tak, jakby stał na z góry przegranej pozycji. Każdy walczył o swoje. Widać też było, że cieszyli się z każdej minuty, każdej najmniejszej szansy, jaką dostawali na boisku.

W meczu z AZS-em UG niewiele brakowało, a po świetnej pierwszej połowie i prowadzeniu 3:0, schodzilibyście z parkietu pokonani. Co się wtedy stało po zmianie stron?
- Trochę za bardzo uśpiło nas to zbyt łatwe prowadzenie w pierwszej połowie. Tutaj można też wrzucić mały kamyczek do mojego ogródka, bo niepotrzebnie zdecydowałem się w przerwie na korektę taktyki, a trzeba było grać dokładnie to samo, co w pierwszej połowie. Fajnie, że udało się ten, z perspektywy czasu korzystny wynik, wybronić. Po tym meczu cały zespół - zarówno sztab, jak i zawodnicy, wyciągnęliśmy wnioski. I tych błędów już do końca rozgrywek nie popełniliśmy.

Mecz w Zgierzu był takim spotkaniem, po którym uwierzyliście, że ten cel, który sami sobie stawialiście przed sezonem, jest w Waszym zasięgu?
- Zdecydowanie tak. To spotkanie mentalnie bardzo nas podbudowało. Na tamten mecz jechaliśmy ze świadomością, że ze względu na ograniczenia Covidowe, może to być ostatnia kolejka w I lidze. Dlatego też byliśmy bardzo zmotywowani, a wygrana w Zgierzu była bardzo cenna. Do każdego kolejnego spotkania podchodziliśmy z podobnym nastawieniem - tak, jakbyśmy grali finał, bo nie wiadomo, czy następna kolejka nie zostanie odwołana. Wygrana w Zgierzu dodała nam wiatru w żagle, można powiedzieć, że świętowaliśmy tam już prawie tak samo jak awans do ekstraklasy.

Trener Juchniewicz pojawiał się w kadrze meczowej na początku rozgrywek. Chyba cieszy się jednak trener, że ma do dyspozycji odpowiednich wykonawców, a sam może skupić się na ich ustawieniu?
- Moja obecność na parkiecie w Szczecinie była trochę wymuszona sytuacją kadrową. Mieliśmy wtedy dość spore absencje w drużynie i to spowodowało, że złapałem kilka minut w tamtym meczu. Od samego początku jednak, z prezesem wychodziliśmy z jednego założenia - aby to wszystko dobrze funkcjonowało, obie te funkcje najlepiej rozdzielić. Sam się przekonałem, że w futsalu bardzo ciężko pogodzić rolę trenera i zawodnika. Schodząc na zmianę, raczej łapie się oddech i łyk wody, niż ma się czas i siłę, by przekazać uwagi zawodnikom. Często nawet nie widzi się popełnianych błędów na parkiecie, co bardzo dobrze jest normalnie widoczne z ławki. Prezes od samego początku dąży do profesjonalizacji sekcji, a co za tym idzie, od samego początku chciał, aby te funkcje były rozdzielone. Ze swojej strony nie ukrywam, że jeszcze jakiś głód grania u mnie jest, ale też w pełni rozumiem sytuację. Z perspektywy czasu na pewno mogę powiedzieć, że w ten sposób o wiele łatwiej prowadzi się drużynę.

Emocji w trakcie meczów nie brakuje - zawodnicy pokrzykują na sędziów itp. Chłodna głowa na ławce to podstawa?
- Taka jest rola trenera, aby nie dać się ponieść emocjom i na chłodno wyciągać wnioski z gry. Jeśli chodzi o moje emocje przeżywane na ławce, nie ukrywam, że są ogromne. Nawet jeśli nie widać tego po mnie, to w każdym meczu robię po kilka kilometrów, krążąc od jednego do drugiego końca ławki rezerwowych. W ten właśnie sposób staram się rozładowywać stres. Wychodzę też z założenia, że krzykiem nie zbuduje się autorytetu, więc zawsze staram się na spokojnie reagować. Nie zawsze ma to jednak przełożenie do sędziów, tu siłą rzeczy czasem emocje biorą górę – ale oby jak najrzadziej. Mam nadzieję, że w ekstraklasie powodów do nerwów będzie jak najmniej.

Gra na poziomie ekstraklasy oznacza zwiększenie liczby treningów?
- To jest nieuniknione. W tym sezonie trenowaliśmy rzadziej w porównaniu z innymi zespołami. Teraz liczbę zajęć musimy zwiększyć, bo tak jak przekonaliśmy się, że jest przepaść pomiędzy drugą i pierwszą ligą, to gra w ekstraklasie jest już czymś zupełnie innym. Począwszy od pierwszego treningu przygotowawczego do sezonu, wszystko będzie wyglądało zupełnie inaczej. Chłopaki muszą nastawić się od samego początku, że sama intensywność pracy będzie na o wiele wyższym poziomie, jeśli mamy ambicje sportowe walczyć o coś więcej, niż tylko o utrzymanie do ostatniej kolejki.

Do tej pory część graczy łączyła grę w futsal z piłką 11-osobową. Pewnie mało kto wie, ale jakość Waszych treningów musiała na tym cierpieć, bowiem części graczy musiało brakować na zajęciach, kiedy mieli treningi w innych klubach. To też pokazuje, że "wartość" zawodników z dotychczasowej kadry może znacznie wzrosnąć, kiedy będą częściej trenować ze sobą.
- To na pewno zaprocentuje. Bywało tak, że na zajęciach w tym samym tygodniu były zupełnie różne grupy. Rozpisując trening nie mając kilku podstawowych zawodników, ciężko jest przygotować coś pod kątem taktycznym, wiedząc, że to samo trzeba będzie powtarzać na kolejnych zajęciach w zupełnie innych składach. Jeżeli będziemy trenowali częściej, ale zawsze w tej samej grupie, to postępy i poprawa jakości w naszej grze będzie szybko zauważalna.

Część zawodników jest z Wami od samego początku - przeszła etap drugiej ligi, pierwszej ligi i teraz grać będą w ekstraklasie. To pokazuje, że rozwijają się, uczą się futsalu, a ich jakość z roku na rok rośnie.
- Indywidualnie, jakościowo już teraz nie odbiegamy dużo od najlepszych drużyn w Polsce. Trzeba dodać do tego taktykę i przede wszystkim spokój i doświadczenie. Jeżeli chodzi o chłopaków, którzy są z nami od początku, to też pokazuje na jakich wartościach ta drużyna jest budowana. To nie jest zespół najemników z łapanki, tylko ekipa ludzi, którzy nie tylko fajnie się ze sobą czują i wnoszą jakość sportową, ale również czują przywiązanie do tego klubu i jego barw. Wielu z nich dla Legii oddałoby zdrowie na boisku.

Paru zawodników miało już okazję grać w futsalowej ekstraklasie, ale dla większości dotychczasowych graczy to będzie nowość. Czym się różnić będzie gra pomiędzy tymi dwoma poziomami rozgrywkowymi?
- Na poziomie pierwszej ligi, wielu zawodników łączy jeszcze grę z boiskiem trawiastym i często bazują na przygotowaniu motorycznym. Bywa, że jest to gra na zamęczenie przeciwnika albo przysłowiowe kopnij i biegnij. W ekstraklasie kolosalne znaczenie ma taktyka. Dość szybko będziemy musieli się przestawiać na nowe rozwiązania nie tylko w defensywie, ale również w rozegraniu ataku pozycyjnego w różnych formacjach. Ustawienie będzie musiało ewoluować w miarę rozwoju wydarzeń na boisku. Ekstraklasa pomyłek popełnianych na poziomie I i II ligi nie wybacza, a więc konieczne będzie zarówno ograniczenie do minimum błędów popełnianych w defensywie, ale również trzeba będzie popracować nad skutecznością. W ostatnim sezonie stwarzaliśmy sobie mnóstwo okazji, a nie zawsze przekładało się to na dużą liczbę bramek. W ekstraklasie trzeba się nastawić na to, że okazji strzeleckich będzie o wiele mniej, a skuteczność musi być o wiele wyższa.

Dużo zmian w składzie planujecie?
- Pożegnaliśmy się dotychczas z czterema zawodnikami. Chcemy pozyskać 2-3 nowych graczy, ale rozglądamy się za konkretnymi pozycjami. Dążymy do tego, aby o każde miejsce w pierwszej czwórce rywalizowało minimum trzech zawodników. Tak więc ludzi, których teraz będziemy dobierać, szukamy na pozycje, które w naszym mniemaniu wymagają wzmocnień. Na pewno osobowo skład będzie trochę zmniejszony w porównaniu z tym, jakim dysponowaliśmy w I lidze, ale to też ułatwi nam pracę na treningach i przełoży się na ich większą intensywność.

Ten sezon udało się rozegrać do końca, ale na pewno brakowało kibiców na trybunach. Legia grała bardzo fajnie, wywalczyła awans, ale ten na pewno smakowałby jeszcze lepiej, gdyby miał miejsce w obecności fanów na trybunach.
- Zdecydowanie. Tego właśnie w tym sezonie brakowało nam najbardziej - gra się przecież dla kibiców. Rozmawialiśmy między sobą, że samo świętowanie po meczu z Victorią też wyglądało by inaczej, gdybyśmy nie robili tego w pustej hali. Mam nadzieję, że sytuacja zdrowotna unormuje się na tyle, że będziemy znów mogli grać w obecności kibiców, dzięki czemu mobilizacja wśród zawodników będzie jeszcze większa.

Wiem, że niektórzy zawodnicy mieli przecieki i słyszeli o planowanej przez kibiców Legii fecie po Waszym powrocie z Łodzi. Dla większości była to chyba jednak niespodzianka.
- Na pewno dla większości była to ogromna niespodzianka, a dla wszystkich coś fantastycznego. Nie spodziewaliśmy się takiego przyjęcia ze strony fanów Legii. To są niesamowite przeżycia i wspomnienia, które zostaną z nami do końca życia. Przeżyć coś takiego, co spotkało nas po przyjeździe do Warszawy, mają możliwość nieliczni i na pewno w pamięci nas wszystkich zostanie to na bardzo długo. Dziękujemy, że byliście z nami i widzimy się w hali w przyszłym sezonie!

Rozmawiał Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.