fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Florą

Kamil Dumała - Wiadomość archiwalna

W pierwszym meczu 2. rundy eliminacji Ligi Mistrzów Legia Warszawa wygrała 2-1 z estońską Florą Tallin. Bramkę na wagę zwycięstwa w 91. minucie strzelił Rafael Lopes, a wcześniej do siatki trafił Bartosz Kapustka. Gola dla Flory zdobył Rauno Sappinen.

1. Świetny początek zakończony thrillerem
Legia nie mogła wymarzyć sobie lepszego początku meczu z Florą. W 3. minucie z własnej połowy z zawodnikiem na plecach na bramkę strzeżoną przez Matveia Igonena ruszył Bartosz Kapustka, który całą akcję zakończył strzałem pod nogami defensora Flory, umieszczając futbolówkę w siatce. Niestety podczas wykonywania cieszynki, a dokładnie w jej ostatniej fazie, kolano pomocnika Legii wykrzywiło się nienaturalnie i „Kapi” musiał opuścić boisko. Nadal nie są znane wyniki badań, jednak kontuzja i słowa trenera Michniewicza na konferencji nie zwiastują niczego dobrego. Co oznaczać będzie dla Legii potencjalna wielomiesięczna absencja Kapustki? Niestety, wiele problemów. Możliwe, że Jakub Kisiel otrzyma prawdziwą szansę, do składu wskoczy Muci bądź Josué albo dyrektor otworzy swój zeszyt i ujrzymy nowego gracza przy Łazienkowskiej na pozycji numer 6 bądź 8.

2. Cieszyć się z bramki z Estończykami czy nie?
W sieci rozgrzała dyskusja, czy to słusznie, że Kapustka tak cieszył się ze zdobytej bramki z estońską drużyną. Redaktor Interia.pl pokusił się nawet o stwierdzenie, że „zawodnik mentalnie nie dorósł do wielkiego futbolu”. Podobnie zareagowała część kibiców. Serio? Może jeszcze powinien przepraszać po strzeleniu tego gola? Przecież w żadnym momencie tej cieszynki Kapustka nie zachował się nieodpowiedzialnie. Nie skakał po bandach reklamowych, nie wykonał salta. Po prostu wyskoczył i podczas lądowania kolano nie wytrzymało - przypadek, pech. Warto też dodać, że „Kapi” bardzo przeżył nietrafionego karnego w Superpucharze Polski przeciwko Rakowowi Częstochowa. W środę po świetnej indywidualnej akcji dał swojemu zespołowi prowadzenie w bardzo ważnym meczu. Naprawdę nie powinien się z tego cieszyć? Na szczęście oprócz wynurzeń sieci istnieje jeszcze równoległa rzeczywistość stadionowa. Fani nagrodzili Kapustkę za piękną bramkę i wsparli, głośno skandując jego nazwisko.

3. Ze skutecznością na bakier
Już w pierwszych trzydziestu minutach Legia powinna zamknąć ten mecz i w kolejnych grać spokojnie, kontrolując jego przebieg. Swoje szanse zmarnowali André Martins, który przeniósł piłkę nad poprzeczką bramki Flory i Luquinhas, który w 25. minucie po otrzymaniu świetnego podania od Filipa Mladenovicia nie powtórzył swojego wyczynu przeciwko Bodo i posłał piłkę obok bramki Igonena. W drugiej odsłonie gry dwukrotnie piłkę z linii bramkowej wybijali zawodnicy Flory, najpierw uczynił to bramkarz po uderzeniu głową Jędrzejczyka, a potem obrońca, kiedy główkował Mateusz Wieteska. Zwycięskiego gola udało się zdobyć dopiero w 91. minucie. Przed kolejnymi meczami skuteczność to zdecydowanie jedna z wielu rzeczy, które trzeba poprawić. Z bardziej klasowymi drużynami sytuacji może być jeszcze mniej i trzeba będzie je wykorzystać, by myśleć o korzystnych rozstrzygnięciach.

4. Błędy, błędy i jeszcze raz błędy
Na wiele Florze pozwolili gracze z Łazienkowskiej. Proste błędy w bloku defensywnym i środku pola skutkowały groźnymi akcjami dla Estończyków. Sporo pojedynków z piłkarzami Flory przegrywali Martins oraz Slisz, którzy mieli problem z bardziej siłowymi rywalami. W bloku defensywnym falę błędów rozpoczął Mateusz Hołownia, który w 28. minucie w bardzo prosty sposób stracił piłkę, którą zabrał Zenjov i tylko świetna interwencja Boruca uchroniła Legię przed stratą bramki. Po tej sytuacji goście coraz śmielej ruszyli do ataku i stworzyli sobie kolejne sytuacje, z których jedna zakończyła się zdobyciem bramki. Legioniści brylowali w niedokładnych podaniach, a to raz za mocno, a to raz za lekko. Hołownia nie może zapisać swojego występu na plus, jednak jest jeszcze młodym graczem i miejmy nadzieję, że po takim kuble zimnej wody w kolejnych meczach będzie bardziej skoncentrowany. Legii natomiast jako mistrzowi Polski nie przystoi popełniać takich błędów, jakie zdarzały się z Florą. Legioniści byli lepszą drużyną, jednak zabrakło koncentracji i przede wszystkim zaangażowania, o czym wspomniał na portalu społecznościowym Artur Boruc.

5. Debiut Josué
W końcu doczekaliśmy się debiutu Josué, przyszłościowo nowego kreatora ofensywnych poczynań legionistów. Doświadczony Portugalczyk wszedł na murawę w 56. minucie, zmieniając Mahira Emreliego. Widać było, że „El Gordo” jeszcze nie jest gotowy, by pokazać 100% swoich umiejętności, przydałoby się zgubić kilka zbędnych kilogramów. Nie można odmówić mu zmysłu do kombinacyjnej i szybkiej gry, tylko niekiedy była ona zbyt szybka dla partnerów z zespołu. Wszyscy słyszeliśmy o niesamowitych uderzeniach z stałych fragmentów gry 30-latka. W meczu z Florą była jedna okazja, ale uderzył w mur, choć warto dodać, że piłka nie stała w idealnym dla niego miejscu.

6. Dzik Ojamaa
Okazję do powrotu na stadion przy Łazienkowskiej miał Henrik Ojamaa, który w sezonie 2013/2014 i jesienią kolejnego reprezentował barwy Legii. Od pierwszych minut mocno pracował na boisku. Pierwszy raz zagroził bramce strzeżonej przez Boruca w 30. minucie, uderzając z około 20 metra, ale bez problemów poradził z tym sobie doświadczony bramkarz zespołu z Warszawy. W drugiej połowie z łatwością oszukał Josipa Juranovicia i asystował przy bramce Sapinnena. Jeszcze w doliczonym czasie gry mijał kolejnych zawodników w polu karnym Legii, ale uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Boruca. Ciekawe czy po tym meczu nie znalazł się w pewnym notesie ;)

7. Nigdy nie lekceważ rywala
W poprzednich sezonach Legia zaliczyła w pucharach kilka wpadek z o wiele niżej notowanymi zespołami. W środę też blisko było sensacji, za jaką z pewnością uznać należałoby remis. Flora okazała się mocniejszym klubem niż wszyscy się spodziewali. Goście stworzyli sobie kilka sytuacji podbramkowych. Blisko gola był Henrik Ojamaa czy Zenjov, jednak albo dobrze interweniował Boruc, albo piłka mijała bramkę Legii. Należy zastanowić się czy tak dobra i niespodziewana gra Flory była spowodowana brakiem koncentracji w naszym zespole, czy zejściem Kapustki i wejście, bardziej defensywnego Bartosza Slisza, czy zdecydowanie nie doceniliśmy Estończyków. Miejmy nadzieję, że za tydzień zarówno trener Czesław Michniewicz, jak i cały zespół wyciągnie wnioski po tym wymęczonym zwycięstwie i zagrają lepiej, a tak po prawdzie, bardziej zaangażują się w boiskowe sytuacje i nie podejdą zbyt pewni tego, że na stojąco pokonają przeciwnika.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.