Żyleta na meczu PP z Górnikiem Łęczna - fot. Michał Wyszyński / SKLW
REKLAMA

Relacja z trybun: Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Mecz z Górnikiem Łęczna w ramach 1/4 finału Pucharu Polski był spotkaniem, na którym zgromadziła się najmniejsza liczba widzów na nowym stadionie (z wyjątkiem meczów, podczas których obowiązywały różne obostrzenia kowidowe). Jednocześnie był meczem, który obecni na trybunach na pewno zapamiętają. Wszystko za sprawą atmosfery, jaką stworzyła tego dnia Żyleta. Debiut nowej pieśni wyszedł niesamowicie, a rozśpiewani fanatycy jeszcze dobrych kilka minut po zakończeniu spotkania nie przestawali sławić najwspanialszego klubu na świecie.

Już od dawna wiadomo, że tylko przez rozgrywki Pucharu Polski nasz zespół może w przyszłym sezonie występować w europejskich pucharach. Na ćwierćfinałowe spotkanie obowiązywały abonamenty, ale tego dnia na stadion przyszło nawet mniej osób niż sprzedano karnetów. O niskim zainteresowaniu meczem najlepiej świadczył bezproblemowy dojazd w okolice stadionu, pomimo utrudnień w związku z remontem Trasy Łazienkowskiej. Jak widać, wiele (tysięcy) osób znalazło jakąś tanią wymówkę, by w środowy wieczór nie stawić się tam, gdzie miejsce kibica. Jak bowiem wcześniej zapowiadano, pomimo fatalnych wyników, nie zamierzamy odpuszczać meczów zarówno w Warszawie, jak i na wyjazdach, a swoje niezadowolenie będziemy wyrażać właśnie z trybun.



Parę godzin przed meczem na wysokości sklepu Żyleta rozpoczęła się zbiórka darów dla będących w potrzebie Ukraińców. Kibice jak zwykle stanęli na wysokości zadania i przynieśli całe mnóstwo paczek, które przekazane zostaną najbardziej potrzebującym. Po raz drugi fani na mecz przyszli ubrani na czarno, co symbolizuje żałobny nastrój. Ponownie wiele osób na trybunach miało na sobie koszulki z hasłem "#MioduskiWON!", które nabywać można było przy wejściu na trybuny. Zbiórkę na kolejne oprawy kontynuowali Nieznani Sprawcy.

Ostatecznie na trybunach zebrało się niewiele ponad 6,5 tysiąca kibiców. Mało, ale oczywiście były w ostatnich 20 latach mecze, na których było nas jeszcze mniej. Jak zwykle w takich przypadkach, najlepiej prezentowała się Żyleta, gdzie kibice zebrali się bliżej środka. Nasz doping rozpoczęliśmy od pieśni "Nasza Legio, będziemy zawsze z Tobą...", którą wykonywaliśmy dość długo. Już sam początek pokazał, że tego dnia, w mniejszej grupie, możemy stworzyć nieprawdopodobną atmosferę. Z naszej strony nie mogło zabraknąć haseł odnoszących się do ruskiego zbrodniarza. "Je...ć ruskich i Putina, hej!", "Ruska k...a aejaejao" oraz "Je...ć Putina, mordercę i skur...na" - skandowała Żyleta, a do śpiewów włączał się cały stadion wraz z przyjezdnymi. Później ostatnią z tych przyśpiewek wykonaliśmy na dwie strony. "Je... Putina!" - zaczynała Żyleta, a reszta stadionu odpowiadała "Mordercę i sku...na".



Kibice gości do Warszawy przyjechali transportem kołowym, w 141 osób, w tym Chełmianka Chełm (5). W drogę ruszyli cztery godziny przed meczem, a na trybuny weszli kilkanaście minut przed pierwszym gwizdkiem. Górnicy w sektorze gości wywiesili dwie flagi i prowadzili doping przez całe spotkanie.

Nasi piłkarze po raz drugi z rzędu jako pierwsi strzelili bramkę. Po niej, tak samo jak na meczu z Wisłą, nie było pytań spikera o nazwisko strzelca i celebrowania wyniku. Na razie zawodnicy muszą zasłużyć, by wrócić do dawnych zwyczajów, podobnie jak oklasków po golach i wygranych meczach. Tego dnia na personalne pozdrowienia, w postaci skandowania imienia i nazwiska, zasłużył jedynie Czarek Miszta. W pierwszej połowie zaśpiewaliśmy m.in. "Za nasze miasto" na dwie strony, a później dobrych kilkanaście razy sławiliśmy "Żyletę", na której ruch kibicowski tętni od 49 lat. Tę pieśń wykonywaliśmy do momentu aż gniazdowy uznał, że osiągnięty został zadowalający poziom decybeli. Pierwszą część meczu kończyliśmy m.in. kilkoma okrzykami nt aktualnego prezesa i właściciela, ponownie nieobecnego na meczu "swojego" klubu. "Mioduski out, Mioduski won, Mioduski wypier...j stąd" - śpiewali kibice.

Drugą połowę rozpoczęliśmy od wykonywanej przez 10 minut pieśni "Do boju Legio marsz, zwycięstwo czeka nas...". Tego dnia nie trzeba było nikogo dwa razy mobilizować do zdzierania gardła. Chyba każdy z obecnych zdawał sobie sprawę, że wobec takiej a nie innej frekwencji, jest zobligowany do maksymalnego wysiłku.



Jako że mecz rozgrywany był tuż po Narodowym Dniu Żołnierzy Wyklętych, na Żylecie nie mogło zabraknąć biało-czerwonych flag "Wyklęci" oraz "PamiętaMY", wiszących obok siebie. Legioniści skandowali na cześć Bohaterów - "Armio Wyklęta, Warszawa o Was pamięta!" oraz "Cześć Waszej pamięci, Żołnierze Wyklęci".

W drużynie gości występuje obecnie dobrze nam znany, i niezbyt lubiany, niejaki Bartosz Śpiączka. Jemu też poświęciliśmy parę minut naszego repertuaru. "Hej Śpiączka ch... ci na imię" - zaczęliśmy w dość tradycyjny sposób ubliżanie grajkowi, który swego czasu próbował przykozaczyć przy Łazienkowskiej. Później na dwie strony śpiewano "Śpiączka! Co? Ty k...o!", były również okrzyki "Hej Śpiączka, jesteś chu...wy", a kiedy zawodnik opuszczał boisko, żegnały go, jakżeby inaczej, okrzyki "Wypier...j, wypier...j!".

Zabawa na trybunach była cały czas przednia, ale to, co zaczęło się dziać mniej więcej 20 minut przed końcowym gwizdkiem... przeszło ludzkie pojęcie. "Staruch" zaintonował z gniazda nową pieśń w naszym legijnym repertuarze. Żyleta szybko podłapała tekst, melodię i cały jej klimat! Już po pierwszym wykonaniu ruszyliśmy ze śpiewem, a każda kolejna próba wychodziła jeszcze lepiej. Nie będziemy tu rozwodzić się nad analizą treści, ale te cztery wersy po prostu oddają to, co czuje fanatyk Legii, dla którego nie ma meczów ważnych i ważniejszych, nieodpowiedniej pogody czy jakichkolwiek wymówek.

"Gdybym jeszcze raz
miał urodzić się,
znów bym Tobie, Legio
oddał życie swe!

ole ole!
ole ole!
ole ole ooo
leo leo leee!"

Przez kilkanaście minut, aż o końca meczu, śpiewaliśmy tę właśnie pieśń i brzmiała ona po prostu niesamowicie, równo i w akompaniamencie bębnów... Szybko słów nauczyli również się kibice z pozostałych trybun, przede wszystkich trybuny im. Deyny. Oni również, zachęceni przez Żyletę, przyłączyli się do wspólnej zabawy. A ta trwała nie tyle do końcowego gwizdka, ale dobrych kilka minut dłużej. Kiedy piłkarze dziękowali (bez wzajemności) publiczności za wsparcie, my dalej przedłużaliśmy zabawę. Było niesamowicie i każdy nieobecny na środowym meczu może żałować, że ominął go ten niezapomniany debiut.

Kolejny raz udowodniliśmy, że nawet w mniejszym gronie jesteśmy w stanie stworzyć świetną atmosferę. A już w piątek poznamy rywala, z którym zmierzymy się w walce o finał Pucharu Polski. Z kolei w najbliższy poniedziałek na Łazienkowskiej podejmować będziemy Śląsk. Fajnie, gdyby mimo niezbyt korzystnego terminu, frekwencja była zdecydowanie lepsza aniżeli na meczu z Górnikiem Łęczna. Widzimy się przy Ł3 ponownie na czarno.

P.S. Na Żylecie wywieszony został transparent "Ś.P. Muzzy".

Frekwencja: 6529
Kibiców gości: 141
Flagi gości: 2

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.