686 fanów Legii w Gdańsku - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: O zwycięstwo walcz ukochana ma, Puchar będzie nasz...

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Ci, którzy odpuścili wtorkowy wyjazd do Gdańska, na pewno mają czego żałować. Choć wyjazdy na Lechię nie są dzisiaj niczym specjalnym w naszym kibicowskim kalendarzu, ten pucharowy, na pewno zapadnie w pamięci obecnych na trybunach legionistów. W dużej mierze dzięki ambitnej postawie naszych piłkarzy, którzy do samego końca walczyli o korzystny wynik i ostatecznie zapewnili sobie awans do ćwierćfinału po rzutach karnych. Kiedy zakończyło się spotkanie, była godzina 23:22. Ci, którzy oglądali je w telewizji mogli wyłączyć odbiornik i pójść spać. Nas czekało jeszcze dobrych kilka godzin na nogach, a w środę w pracy zapewne większość z nas wyglądała jak zombie... ale na pewno, nikt z obecnych na wyjeździe nie żałował swojej decyzji. Bo jeździć za Legią trzeba zawsze i wszędzie, bez kalkulowania.



W tegorocznej edycji Pucharu Polski nie mamy szczęścia do losowań. W pierwszej rundzie trafiliśmy na Termalikę (gdzie wygraliśmy po dogrywce), teraz los przyniósł nam wyjazd do Gdańska. Jakże inaczej patrzyliśmy na ten wyjazd w porównaniu z tym z kwietnia 2008 roku, kiedy również w Pucharze Polski przyszło nam jechać na stary jeszcze stadion gdańszczan przy Traugutta, po raz pierwszy od wielu lat (Lechia nie grała jeszcze w ekstraklasie) - a dla niektórych pierwszy raz w życiu. Dzisiaj wyjazdy do Gdańska są jednymi z wielu, gdzie podróżujemy rok w rok, więc takie, a nie inne dopasowanie kulek podczas losowania, nie zostało przyjęte z entuzjazmem. O wiele bardziej wolelibyśmy trafić na Lechię, tyle że tą z Zielonej Góry.

Ale jako, że nie mamy na to wpływu, trzeba było jechać do Gdańska i wspierać nasz klub, choć parę dni wcześniej Legia grała z Lechią przy Łazienkowskiej. W weekend na naszym stadionie pojawiło się 627 fanów BKS-u. We wtorek około godziny 15 nasza kilkuset osobowa grupa wyruszyła ze stolicy w stronę Trójmiasta i na parkingu przy stadionie Lechii zameldowaliśmy się z ponad godzinnym zapasem czasowym. Wraz z nami ok. 70 fanów Olimpii Elbląg oraz fankluby - m.in. Szczecinek, Kwidzyn, czy Mława. Łącznie tego dnia na trybunach zameldowało się 686 fanów Legii.

Samo wejście na sektor przebiegało w miarę sprawnie, ale tuż za bramkami zamaskowana liczna grupa policji, dokonywała losowania i część osób brała na kontrolę osobistą. Mimo to, cała nasza grupa zdążyła wejść na trybuny przed rozpoczęciem meczu. W sektorze gości wywiesiliśmy 7 flag - "Olimpia", "Legia Warszawa", "Warriors", "Kwidzyn", "A melanż trwa...", "Mławska Wiara" i "Legia UZL".



Zainteresowanie spotkaniem po stronie gospodarzy nie było zbyt wielkie. Jeszcze na godzinę przed meczem, wokół stadionu widać było jedynie pojedyncze osoby w biało-zielonych barwach, zmierzające na jeden z największych stadionów w naszym kraju. Na trybunach zebrało się ostatecznie niewiele ponad 9 tysięcy osób - co wobec takiej pojemności stadionu wyglądało mizernie. Dość powiedzieć, że cała publika spokojnie zmieściłaby się na starym stadionie przy Traugutta. "Przyszliście chamy, dlatego, że my tu gramy!" - niosło się z sektora gości zaraz po rozpoczęciu spotkania.

Jak zwykle przy okazji meczów Legii z Lechią nie brakowało obustronnych uprzejmości. Zajęliśmy dolną część sektora gości, aby nasz doping był lepiej skoordynowany. Nasz doping tego dnia przez większość spotkania był bez rewelacji, ale z kilkoma bardzo dobrymi momentami. Po straconej bramce w pierwszej połowie, głośno ruszyliśmy z pieśnią "Nie poddawaj się ukochana ma...". Kilka razy również śpiewaliśmy "Jesteśmy zawsze tam...". Przed rozpoczęciem drugiej połowy z naszej strony zawodnicy usłyszeli - "Hej Legio tylko zwycięstwo!". Być może te słowa podziałały jak należy, bowiem kilka minut później sędzia podyktował karnego, którego wykorzystał Josue.

Nowością w naszym repertuarze była pieśń śpiewana na melodię "Nie poddawaj się" - "O zwycięstwo walcz, ukochana ma, Puchar będzie nasz, Legio Warszawa", którą śpiewaliśmy przez dobrych kilkanaście minut. Niedługo po wyrównującej bramce cały nasz sektor domagał się kolejnej jedenastki po zagraniu ręką jednego z grajków Lechii, ale pozostało nam odśpiewanie pieśni nt. PZPN, bowiem sędzia drugiego karnego nie podyktował. W pieśń "Jesteśmy zawsze tam..." wpleciona została - nie pierwszy raz - fraza "aejao gdańska k...o". Lechiści z kolei próbowali przerabiać "Gdybym jeszcze raz", choć w trakcie meczu z naszej perspektywy trudno było zrozumieć co śpiewają w swoim, dość przeciętnym tego dnia młynie.



Chociaż nasi gracze dążyli do zdobycia zwycięskiej bramki, w ciągu 90 minut się to nie udało i konieczna była dogrywka. Fakt ten oczywiście komentowany był przez nas na swój sposób, bowiem o czym innym mogliby marzyć fanatycy na listopadowym wyjeździe w środku tygodnia o 20:30? Tylko o dogrywce i 20 seriach rzutów karnych!

Niestety już na początku doliczonego czasu gry, gola zdobyli gospodarze i stadion eksplodował. Po raz drugi zresztą w niedługim odstępie, z tym, że za pierwszym razem odgwizdany został spalony. Po tym trafieniu pojawiły się błagalne spojrzenia w kierunku liniowego, ale ten za nic nie chciał po raz drugi podnieść chorągiewki... Z minuty na minutę sytuacja robiła się beznadziejna, ale sami zaczęliśmy podkręcać doping, licząc, że może to właśnie pomoże odmienić losy spotkania. "Legia walcząca, Legia walcząca do końca" oraz "Warszawska Legio zawsze o zwycięstwo walcz" - niosło się z naszego sektora. Doskonale wychodziła nam pieśń "Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...". I kiedy gdańszczanie zbierali się powoli do świętowania końcowego sukcesu, piłkarze Legii doprowadzili do remisu, a nas opętał istny fanatyzm - na sektorze zaczęła się taka fiesta, jakby to był finał Ligi Mistrzów. A jak się okazało był to gol, który doprowadził do serii rzutów karnych. W meczu 1/8 finału Pucharu Polski.

Losowanie bramek było dla nas szczęśliwe - rzuty karne miały być strzelane na bramkę przed naszym sektorem. Kiedy do bramki wchodził nasz (rezerwowy zwykle) bramkarz, skandowaliśmy "Czarek Miszta" i deprymowaliśmy w każdy możliwy sposób graczy Lechii. Kiedy do piłki podchodzili legioniści - podczas całej serii jedenastek - śpiewaliśmy "Legia, Legia Warszawa". Jako, że Miszta już w pierwszej serii obronił rzut karny, cały konkurs jedenastek odbywał się pod nasze dyktando i ostatecznie to nam przyszło świętować awans do kolejnej rundy rozgrywek. Dla takich chwil jakie miały miejsce w ostatnich minutach tego spotkania warto żyć. Oglądając to w telewizji, nie ma szans na podobne odczucia. I choć może Legia nie gra jeszcze tak jak byśmy sobie tego życzyli, to charakteru i zaangażowania, szczególnie po ostatnim ch... sezonie, odmówić im nie można. W doskonałych nastrojach świętowaliśmy z piłkarzami awans, śpiewając na dwie strony "Warszawę" oraz "Puchar jest nasz lalalalalala".



Po meczu przyszło nam poczekać ok. 45 minut na opuszczenie trybun. W tym czasie nie pierwszy raz zresztą mogliśmy obserwować (i wyśmiewać) "defiladę" ochroniarzy po trybunach, którzy jakby liczyli na znalezienie jakiegoś portfela czy telefonu pomiędzy krzesełkami. Droga do Warszawy przebiegała bardzo sprawnie i skoro świt, około 5 rano zameldowaliśmy się w naszym pięknym mieście. Czasu na sen było niewiele, a niektórzy niemal prosto z wyjazdu ruszyli do pracy. I chociaż tego dnia na pewno byliśmy mocno zmęczeni, to na bank nikt nie żałował, że miał okazję uczestniczyć w tym wyjeździe. Szczególnie, że do końca tego roku pozostał nam już tylko niedzielny wyjazd do Wrocławia, na który wybierzemy się dwoma pociągami specjalnymi. Do zobaczenia!

Frekwencja: 9101
Kibiców gości: 686
Flagi gości: 7

Autor: Bodziach

Fotoreportaż z meczu - 133 zdjęcia Mishki

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.