REKLAMA

Podsumowanie 21. kolejki Ekstraklasy

Bartosz Kuciński, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Trwa 21. kolejka Ekstraklasy. W piątek górą byli gospodarze. Najpierw Cracovia wygrała ze Stalą, a potem Widzew pokonał Śląsk. Zespół z Łodzi wywalczył 3 punkty po bramce zdobytej na 30 sekund przed zakończeniem spotkania. W sobotę aktualnie liderujący Raków wygrał z Górnikiem, Korona okazała się lepsza od Lechii, a Pogoń pokonała Wartę. W niedzielę Miedź pokonała Wisłę Płock, a Lech niespodziewanie przegrał u siebie z Zagłębiem. Legia wywalczyła 3 punkty po skutecznie wykonanym rzucie karnym. Kolejkę zakończył remis Radomiaka z Jagiellonią.



21. kolejka:

Cracovia 2-1 Stal Mielec
To spotkanie było pod presją stereotypu piątkowego meczu Ekstraklasy, tym bardziej, że Stal Mielec od trzech spotkań nie zdobyło ani jednej bramki. Cracovia też miała swoje za uszami, bowiem “Pasy” w ostatnich kolejkach grały w kratkę - z Górnikiem dobry wygrany mecz, z Koroną w “łeb” i z Legią pozytywny remis. Stal od początku wyszła ofensywnie, skutkiem tego była bramka w 37. minucie. Wtedy wracający do składu Mateusz Mak wziął przeciwnika na plecy, sprytnie się zastawił i gdy dotarł do pola karnego, podał do Kokiego Hinokio, który zamienił strzał na bramkę. Zdaje się, że Koki świetnie czuje się w koszulce Stali, bo wygląda zupełnie inaczej niż w Zagłębiu. Na drugą połowę trener Zieliński wprowadził Kakabadze i Konopljankę, na efekty nie musieliśmy długo czekać, bo chwilę po zmianie Ukrainiec posłał ciasteczko do Otara, a ten strzelił na wyrównanie. Stal spuściła z tonu i powoli próbowała konstruować akcje. W 85. minucie Kakabadze posłał centrę i po na pozór wyglądającym przypadkowym strzale Cracovia wywalczyła komplet punktów. Na krytykę zasługuje Rauno Sapinen, który od czterech meczów nie przyczynił się do wyników drużyny z Mielca. Po bilansie bramkowym wyraźnie widać brak Saida Hamulicia.

Widzew Łódź 1-0 Śląsk Wrocław
W trzech ostatnich spotkaniach Widzew zremisował trzy razy, kibice liczyli na przełamanie łódzkiego zespołu. Do 94. minuty spełniał się czarny scenariusz RTS-u, czyli czwarty z rzędu podział punktów, ale w ostatnich sekundach spotkania Hansen po zgraniu Pawłowskiego trafił do siatki. Mecz wyglądał prawie identycznie jak wszystkie ostatnie trzy. Widzew tworzył sobie dogodne sytuacje, obrona grała mądrze i generalnie dominował. Na krytykę zasługuje Jordi Sanchez, który po świetnej jesieni zaczyna gasnąć. Zmarnował sytuację sam na sam, dzięki której mógł otworzyć wynik jeszcze w pierwszej połowie. Obawiać wzroku trenera Niedźwiedzia również może się Bartłomiej Pawłowski, bowiem zmarnował on co najmniej trzy sytuację bramkowe, ale odpłacił się świetną asystą, która umożliwiła zdobycie trzech punktów. W drużynie Śląska na pochwałę zasłużył Rafał Leszczyński, golkiper regularnie popisuje się interwencjami i staję się bohaterem swojego zespołu. Wielki minus należy postawić przy nazwisku Caye Quintany. Mimo możliwej przypadkowej asysty, przy której odebrał piłkę Ravasowi, zagrał po raz kolejny słabo. Skrzydłowy od 800 minut jest bezproduktywny i beznadziejny, a wciąż pojawia się w pierwszej jedenastce Ivana Djurdevicia. Widzew wreszcie zgarnął komplet punktów i zbliża się do strefy, która gwarantuję walkę o europejskie puchary.

Korona Kielce 1-0 Lechia Gdańsk
Na początek soboty mieliśmy derby dołu tabeli, bowiem zmierzyły się dwie drużyny, którym grozi widmo spadku. Korona zaczęła sprawiać radość i po kiepskiej jesieni z każdym meczem rozwesela twarze swoich fanów. Bardzo ładnie na skrzydłach śmigają Błanik z Łukowskim, rozwija nam się Ronaldo Deconu, opcje w ataku daje Szykauka, a w obronie... no właśnie, tutaj się zatrzymajmy. Z jednej strony Deja - jest średnio, z drugiej zaś Petrov... o rany boskie! O ile ten pierwszy zaliczył już kiepskie spotkanie przy Łazienkowskiej i ogólnie całąrundę, o tyle od Petrova wymaga się trochę jakości i chłodnego myślenia. Mając na koncie żółtą kartkę nadepnął na stopę Gajosa, konsekwencją czego była czerwona kartka. Mimo tego, że Korona grała w dziesiątkę, to Lechia nie zdołała strzelić bramki. Miała kapitalną sytuację w ostatnich minutach, ale Conrado trafił w poprzeczkę, a potem Nalepa z pięciu metrów, mając przed sobą pustą bramkę, nie trafił w piłkę. Ciężko stwierdzić, czy to szczęście “Scyzoryków”, czy "skuteczność" lechistów. Goście męczyli bułę przez cały mecz, często bywa tak, że gdy drużyna gra pasywnie, to dobrze punktuje, ale nie w przypadku Lechii. Drużyna z Gdańska wielkimi krokami zbliża się do 1. ligi, bo nad strefą spadkową ma tylko dwupunktową przewagę, a zaraz skończy się łatwiejsza część terminarza. Korona stara się uniknąć spadku jak ognia, a nawet jeśli spadnie to w stylu, który póki co może zadowalać oko. Zespół Kamila Kuzery przypomina nam to co rok temu pokazał Górnik Łęczna. Końcówka sezonu na dole sezonu zapowiada się wyśmienicie (oczywiście dla koneserów).

Raków Częstochowa 2-0 Górnik Zabrze
Raków po serii remisów i przepchanych zwycięstwach wrócił na dobre tory udowodnił to w spotkaniu z Górnikiem. “Medaliki” postawiły na swoje, a Bartosh Gaul mimo tego, że ustawił taktykę, aby się postawić to jak na złość jego drużyna musiała tańczyć tak, jak zagra jej Marek Papszun. Mimo wszystko Cholewiak mógł zmienić obraz spotkania, ale napastnik nie zdołał wykorzystać dogodnej sytuacji. Choć sędzia i odgwizdał spalonego, ale gdyby bramka byłaby rozpatrywana, to analiza VAR i rysowanie linii mogłoby potrwać. Zespół spod Jasnej Góry dominował przez całe spotkanie i nie dawał rozwinąć się przeciwnikowi, czyli zupełnie przeciwnie niż to co zobaczyliśmy tydzień temu w Mielcu. Gutkovskis błyskawicznie otworzył wynik, bo w 10. minucie zaliczył kolejne trafienie do klasyfikacji strzelców. Zespół trenera Papszuna liczył na wczesne zamknięcie meczu, ale ciągle coś nie wychodziło. Na drugą bramkę trzeba było czekać prawie całe spotkanie. W 90. minucie Jean Carlos wziął piłkę przebiegł prawie całe boisko (60m) i wykończył sytuację sam na sam. W najgorszym wypadku Raków będzie miał siedem punktów przewagi nad Legią. Z taką grą i takimi wynikami pewnie kroczy po tytuł mistrza Polski.

Pogoń Szczecin 3-1 Warta Poznań
Po meczu z Jagiellonią, Jens Gustafsson znalazł się na widelcu. Mówiło się o zwolnieniu przed meczą z Wartą, jednak zarząd wykazał się cierpliwością i dał ostatnią szansę. Na trybunach pojawiła się wymowna flaga o treści “One way ticket” - chyba nie musimy tłumaczyć dlaczego. Pogoń wyszła z głową do góry i 5. minucie Kourtis po podaniu od Kowalczyka otworzył wynik. Warta miała swoje sytuacje, ale nie były tak groźne, aby defensywa “Portowców” musiała się obawiać. Do czasu. Maciej Żurawski trafił głową w kierunku bramki i po zamieszaniu wyrównał. Szkoleniowcowi Pogoni zrobiło się ciepło i musiał koniecznie zareagować, dlatego też po wyjściu z szatni nie musieliśmy czekać na efekty nawet kwadransa. Kamil Grosicki odnalazł Lukę Zahovicia i posłał fenomenalne podanie, które na gola zamienił Słoweniec. Chwilę później błąd popełniła defensywa “Zielonych”, piłkę przejął Grosicki i stanął oko w oko z Adraianem Lisem i z wielką gracją podwyższył wynik. Końcówka to kompletna dominacja “Portowców”, ale zawiodła skuteczność, zespół ze Szczecina zmarnował dwie sytuacje sam na sam i jedną dwa na jeden, ale wynik pozostał nie zmienny.

Miedź Legnica 2-1 Wisła Płock
W niedzielne popołudnie obejrzeliśmy spektakl pod tytułem Miedź - Wisła. Z jednej strony ostatnia drużyna w tabeli, z drugiej zaś klub, okupant górnej części klasyfikacji. Drużyna z Płocka ma kiepskie wyniki i nie do końca dobrą skuteczność - w Gdańsku niewykorzystany karny w ostatnich minutach, z Wartą mecz się nie odbył, a z Lechem nie wykorzystane pięć sytuacji stuprocentowych. Wydawałoby się, że wyjazd do Legnicy to świetny moment na przełamanie. Na początku wszystko się zgadzało z tą tezą. W 3. minucie potężne zamieszanie w szesnastce Miedzi, chwilę później dobry rogal Wolskiego, a w 20. minucie po kontrze “Nafciarzy” Marko Kolar trafił do siatki na 1-0. Wszystko układało się pod dyktando drużyny Pavola Stano, ale tylko do momentu, gdy nadszedł rzut wolny dla Miedzi. Wtedy golkiper Wisły władował się w nogi Kamila Drygasa, co poskutkowało rzutem karnym. Przy pierwszej próbie wojnę nerwów wygrał Kamiński, ale wyraźnie wyszedł za linię i jedenastka musiała być powtórzona. Drugi raz to Henriquez pokonał bramkarza i w końcówce pierwszej połowy mieliśmy remis. W drugiej części gry Wisła została w blokach startowych i to Miedź zaczęła dominować może nie w jakimś gigantycznym stopniu, ale przewaga była widoczna. W 60. minucie Hubert Matynia wrzucił piłkę na głowę nie pilnowanego Mijuskovicia, który po prostu dołożył głowę i zdobył bramkę dla swojego zespołu. Warto przysiąść nad tym co zrobiła defensywa Wisły robiła w tym przypadku, bowiem nikt nie krył stojącego na dalszym słupku strzelca bramki, który trzeba przyznać najniższy nie jest. Zdecydowanie Pavol Stano musi zareagować i zmienić styl obrony przy kornerach. Ostatecznie Miedź dowiozła wynik i próbuje się wydostać ze strefy spadkowej w naprawdę zadowalającym stylu.

Lech Poznań 1-2 Zagłębie Lubin
Do Wielkopolski przyjechał zespół Zagłębia, który nie znajduje się w komfortowej sytuacji. Lech wystawił drugi garnitur – zakurzony, z dziurą w kieszeni i zapachem czwartkowych weselnych zabaw, schowany w szafie. W ataku był Sobiech, który był wystawiony z braku innych opcji. Po bokach Velde i Ba Loua, czyli dość rezerwowa opcja, za napastnikiem Marchwiński, który gra regularnie, ale dlaczego? To już trudniej uzasadnić. No i wyglądało to średnio, natomiast Zagłębie w swoich kontrach wyglądało kapitalnie i każda akcja była dobrze pomyślana. Ułatwieniem dla “Miedziowych” była niezgrana obrona Poznaniaków. Kontrataki zespołu z Lubina były śliczne, a zwłaszcza ten pierwszy, kiedy to koronkowo pograli w polu karnym. Bohar podał do Kurminowskiego, a ten strzałem technicznym otworzył wynik. Kwadrans później Lech znowu nie wykorzystał swojej szansy i Zagłębie popędziło z akcją, która poskutkowała bramką Łukasza Łakomego. Lech odpowiedział w końcówce bramką wspomnianego przez nas na początku Sobiecha. W drugiej połowie lechici wyszli w innych nastrojach, a zespół trenera Fornalika schował się za podwójną gardą. Gospodarze atakowali, ale ich ataki kończyły na rękawicy Diudisa, albo za bramką. Na ostatnie 20 minut wszedł Mikael Ishak i chwilę później trafił do siatki, ale bramka nie została uznana przez zagranie ręką. W końcówce Filip Szymczak zmarnował setkę, był ustawiony na czwartym metrze i nie trafił na pustą. Kibicom Lecha przypomniała się sytuacja sprzed kilku dni, kiedy to w meczu przeciwko Bodo/Glimt setkę zmarnował Marchwiński. Spotkanie zakończyło się sensacyjnym wynikiem, bo to Zagłębie zgarnęło komplet punktów i ucieka ze strefy spadkowej.

Piast Gliwice 0-1 Legia Warszawa
Legia przyjechała na trudny teren i nie chodzi tutaj o ciężką do zgryzienia taktykę "Vuko", a raczej stan murawy, która wyglądała jakby przez całe boisko przebiegła cała stadnina koni. Być może przez to nie zobaczyliśmy skomplikowanych akcji ofensywnych. Po tym co prezentowały defensywy obu drużyn w ostatnich kolejkach mogliśmy się spodziewać wielu bramek. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Legia w pierwszej połowie nie pokazała nic ciekawego. Jednym wydarzeniem godnym uwagi był strzał z dystansu w poprzeczkę w wykonaniu Slisza. Po stronie Piasta Wilczek trafił w słupek i to na tyle. W drugiej było odrobinę lepiej, ale ciężko było zobaczyć agresję z powodu oczywistego - sędzia Sylwestrzak błyskawicznie wykartkował połowę zawodników. Tomas Pekhart wykorzystał swoje niemałe doświadczenie i dał się sfaulować w polu karnym. Jedenastkę na bramkę wykorzystał Josue. Widać było, że nauczył się na ostatnim błędzie i uderzył mocno w bok. Po bramce Legia oddała piłkę, postawiła twierdzę i nieco drżała o wynik. W ostatnich minutach kibicom “Wojskowych” zrobiło się ciepło, bo w ostatnich sekundach Kądzior po starciu z Tobiaszem przewrócił się na ziemie, ale po kilku powtórkach wyraźnie widać, że golkiper trafia najpierw w piłkę. Na dwóje zasłużył Bartosz Slisz, który mając żółtą kartkę wymachiwał rękami, walcząc o górną piłkę, ale sędzia się ulitował, to chwilę później nadepnął na stopę Mosóra. Tragiczne zachowanie pomocnika. Legia po naprawdę ciężkim meczu zawozi trzy punkty do stolicy i podwyższa przewagę nad Lechem, strata do Rakowa znowu wynosi siedem punktów. Piast znowu wrócił do strefy spadkowej.

Radomiak Radom 0-0 Jagiellonia Białystok
Zwykło się mówić, że najlepszy kąsek zostaję na koniec i miało być nim spotkanie w Radomiu. Jednak nie zachwycało, a na pewno nie w pierwszej połowie. Jedyną okazją bramkową w tej części meczu była ta z 45. minuty, Rocha z głowy trafił w światło bramki, ale kapitalną interwencją popisał się Zlatan Alomerović. Następnie piłka upadła pod nogi Dawida Abramowicza, obrońca miał całą pustą bramkę, na ziemi leżał bramkarz... 31-latek trafił jednak w wystawioną rękę Alomerovicia. Sympatyczny zawodnik nie popisał się, bo mógł on zmienić wynik całego spotkania, które zakończyło się bezbramkowym remisem. W drugiej połowie na prowadzenie mogła wyjść "Jaga". W polu karnym Radomiaka Taras Romańczuk oddał celny strzał, ale piłkę sprzed linii wybił Mateusz Cichocki. I... to tyle. Jest to dziwne, że drużyny, które muszą walczyć o utrzymanie, zgadzają się na bezbramkowy remis. Wiosną Radomiak strzelił jedną bramkę i zaliczył trzy na cztery bezbramkowe remisy. Drużyna z Radomia raczej ma zagwarantowany byt w następnym sezonie, ale widząc grę zespołu Mariusza Lewandowskiego i to co prezentują drużyny ze strefy spadkowej, to są dwa inne światy, więc nikt nie może być niczego pewny. Jagiellonia dalej nie może się przełamać na wyjazdach i od początku sezonu nie wygrała jako gość, ostatnie takie zwycięstwo było z Górnikiem Łęczną w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu.

Aktualna tabela Ekstraklasy
Terminarz i wyniki Ekstraklasy
Klasyfikacja strzelców

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.