REKLAMA

Lens, czyli w górę

Grzegorz Bronowicki, źródło: Przegląd Sportowy - Wiadomość archiwalna

Skauci Lens wystawili panu znakomitą ocenę i francuski klub będzie chciał pana pozyskać.

Grzegorz Bronowicki: O zainteresowaniu z ich strony oczywiście wiem, bo jeździli na mecze reprezentacji Polski i Legii Warszawa. Obserwowali moją grę. Oceny nie znam, ale jeśli rzeczywiście jest pozytywna, to wypada mi się tylko z tego cieszyć.



Lens ma przysłać do Legii zapytanie ofertowe w sprawie pana transferu. Chciałby pan opuścić Polskę?

Szczerze mówiąc, to nie wiem. Dopóki na Łazienkowską nie wpłynie oficjalna oferta, nie mam zamiaru się tym przejmować.



Czyli na razie żadnych konkretów?

Wiem, że na meczu Legii Warszawa z Zagłębiem Lubin obecny był wysłannik francuskiego klubu, Joachim Marx. Chwilę porozmawialiśmy, wymieniliśmy pozdrowienia. Żadne konkrety nie padły, a ja deklaracji chęci gry w tym zespole nie składałem.



Przypuśćmy, że pojawia się propozycja. Co wtedy robi Grzegorz Bronowicki?

Na pewno siadam i dokładnie ją analizuję. Lens jest bardzo dobrym klubem. Takim, któremu się nie odmawia. Ja cały czas chcę się rozwijać, podnosić sobie poprzeczkę.



Francja to dobry kierunek?

Na pewno liga francuska jest silniejsza od polskiej. Tamtejsze kluby co rok odnoszą sukcesy w europejskich pucharach. Wystarczy spojrzeć na to, jacy piłkarze tam grają i jacy stamtąd wyjechali.



A co o możliwości transferu mówi Dariusz Wdowczyk?

Z trenerem na temat nie rozmawiałem. Zamieniłem tylko kilka słów z Markiem Jóźwiakiem, który tam występował. Opowiadał mi o tym, jak się tam mieszka, żyje. Wszystko przedstawił w pozytywnym świetle.



W Lens przez kilka lat grał Jacek Bąk. Z nim również pan rozmawiał?

Na temat gry w tym klubie – nie.



Nie za wcześnie na wyjazd z Polski?

Naprawdę, dopóki nie ma jakichś konkretów, nie chcę spekulować. Od roku jestem piłkarzem Legii, mam jeszcze trzyletni kontrakt do wypełnienia i na razie nic w tym zakresie się nie zmienia.



Pana kariera nabrała ostatnio niesamowitego rozpędu...

Dziś jest pięknie, wszyscy mi gratulują, klepią po plecach. A jeszcze dwa miesiące temu byłem gnojony przez różnych ludzi, po meczu ze Stalą Sanok czy odpadnięciu z rozgrywek o Puchar UEFA. Twardo stąpam po ziemi. Wiem, jacy mogą być ludzie.



Czyli jest pan zwolennikiem tego, co mówi Leo Beenhakker, że Polacy to naród, który popada z jednej skrajności w drugą.

Większość ludzi nie życzy mi dobrze. Owszem, po wygranych klepią po plecach, ale mam podstawy twierdzić, że tak naprawdę, to czekają tylko na jakieś potknięcie.



Jednak nie powie pan, że rok temu, będąc jeszcze zawodnikiem Górnika Łęczna, spodziewał się pan takiego rozwoju kariery.

Nie spodziewałem się, bo w ogóle nie myślałem o tym, co będzie. Nigdy tego nie robię. Żyję tym, co jest, a nie tym co może być.



Zakończyła się już runda jesienna polskiej ligi. Jest pan zadowolony z tego, co udało się osiągnąć?

Na pewno nie było to bardzo złe pół roku. Powiedziałbym, że średnie.



Mało brakowało, żeby nie wystąpił pan w spotkaniu w Lubinie. Decyzja zapadła krótko przed meczem.

Rzeczywiście tak było. Miałem nie grać, ale wspólnie z trenerem Wdowczykiem doszliśmy do wniosku, że jestem w stanie pomóc drużynie.



W Lubinie wreszcie zagrał pan w barwach Legii na takim poziomie, jak w reprezentacji Polski. Trener Wdowczyk mówi, że w meczach jego drużyny na boisku czasem za bardzo pan kombinuje.

Nie chcę oceniać swojej postawy, od tego są dziennikarze. Zgadzam się z trenerem. Wiem, że potrafię grać kombinacyjnie, ale często za dużo przy tym myślę. Większych błędów w defensywie nie popełniam, gorzej jest w ofensywie.



Rozmawiał Adam Dawidziuk

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.