REKLAMA

Droga Legii do mistrzostwa Polski

Fumen, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Stało się! Po spotkaniu w Zabrzu dziewiąty raz w 90-letniej historii piłkarze Legii zdobyli mistrzostwo Polski! Szczerze mówiąc, to po pierwszych spotkaniach tego sezonu mało kto spodziewał się, że w maju będziemy mogli świętować koronację naszych zawodników. Ekipa z Łazienkowskiej w nienajlepszym stylu rozpoczęła rozgrywki, ale jak mawiał pewien polityk: Nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy.

Czas Zielińskiego
Na pierwszy pojedynek w sezonie 2005/06 przeciw Arce Gdynia ówczesny trener Jacek Zieliński desygnował na boisko następujący skład: Fabiański – Kiełbowicz, Szala, Choto, Sokołowski II – Karwan, Surma, Magiera, Szałachowski – Włodarczyk, Klatt. Natomiast w rezerwie pozostali dodatkowo m.in. Mucha, Smoliński, Zjawiński, Vuković oraz... Kaczorowski! Patrząc na te nazwiska, niektórych może ogarnąć pusty śmiech. Dodajmy, że do dyspozycji szkoleniowca byli jeszcze Marcin Chmiest, Daniel Lopes Cruz, Ahmed Ghanem, a nawet Adam Gmitrzuk. Po części z wymienionych zawodników na Łazienkowskiej nie ma już nawet śladu. Jedni zostali wypożyczeni, inni sprzedani, a pozostali biegają obecnie po III-ligowych boiskach w rezerwach. Jednak nim doszło do małej rewolucji oraz uporządkowania kadry, Legia zdążyła rozegrać w lidze 5 spotkań, w których zdobyła raptem 6 punktów, odpaść w kompromitującym stylu z Pucharu UEFA i zmierzyć się towarzysko z Bayernem Monachium. W tych potyczkach legionistów prowadził Jacek Zieliński, którego od początku września zastąpił Dariusz Wdowczyk. Ambitny szkoleniowiec z miejsca zaprowadził porządek, ustalił z piłkarzami zasady, zmienił ich mentalność i podejście do zawodu. To wszystko miało z biegiem czasu zaprocentować, dać lepsze wyniki...

Idzie ku lepszemu
I tak też było. Legioniści zaczęli z meczu na mecz grać ładniejszy futbol, potrafili walczyć do końca, do upadłego. Dowodem są chociażby spotkania, w których cenne 3 punkty podopieczni „Wdowca” zapewniali sobie dosłownie w ostatnich minutach gry. Tak było na przykład podczas debiutu Wdowczyka na ławce trenerskiej Legii. Dobiegała 92. minuty gry, a gospodarze remisowali z Odrą Wodzisław 1-1. Wydawało się, że takim rezultatem zakończy się wynik i... Sebastian Szałachowski strzela na 2-1! Radość wśród piłkarzy i szkoleniowców. Radość wśród kibiców. Tak rozpoczął Dariusz Wdowczyk swoją drogę na szczyt. Jak to często bywa, droga lubi być wyboista i prowadzić pod górkę. Oprócz zwycięstw przydarzały się i gorsze chwile – remis z Pogonią, czy też porażki z Lechem Poznań lub Górnikiem Łęczna. Jednak w ostatecznym rozrachunku, przed przerwą zimową, Legia traciła do prowadzącej Wisły Kraków zaledwie 1 punkt. Wówczas nadzieje na to, że wiosna będzie nasza odżyły w sercach kibiców. A trzeba wspomnieć, że fani drużyny z Łazienkowskiej nie mieli jesienią łatwo. Ciągłe spory, protesty, niewyjaśnione kwestie z zarządem, sprawiły, że nie każda potyczka legionistów miała odpowiednią atmosferę. Na szczęście z biegiem czasu wypracowano kompromis i od początku 2006 roku jesteśmy świadkami powrotu tzw. „Mody na Legię”.

Wiosna nasza!
„Mody na Legię” nie byłoby gdyby nie wyniki oraz atmosfera wytworzona m.in. przez Dariusza Wdowczyka. W przerwie zimowej doszło do kolejnych roszad w kadrze, a do najważniejszych z pewnością można zaliczyć zatrudnienie Edsona i Rogera Guerreiro. Obaj Brazylijczycy przebojem wdarli się do wyjściowej jedenastki i swoją grą zaskarbili sympatię fanów. Fanów, którzy z biegiem czasu coraz liczniej stawiali się na Łazienkowskiej, a i na wyjazdach pokazywali się w grupie kilkuset osobowej. Sympatycy robili wszystko, aby wesprzeć piłkarzy, a ci odpłacali się bardzo dobrą grą. Na Legię nie było mocnych o czym świadczy dziewięć ligowych zwycięstw z rzędu! Natomiast podział punktów w Kielcach można uznać za wypadek przy pracy. Dobrego nastroju nie zmącił nawet fakt, że na początku wiosny ekipa z Łazienkowskiej pożegnała się z Pucharem Polski.

Legia mistrz, mistrz, mistrz!
Świetna atmosfera w klubie, solidny zespół, który doskonale się uzupełniał, walczył do upadłego i zostawiał wiele serca na boisku, sprawiły, że Legia Warszawa w znakomitym stylu uczciła jubileusz 90-lecia istnienia. „Wojskowi” najpierw odrobili straty, a następnie wyrobili sobie bezpieczną przewagę nad krakowską Wisłą, której nie oddali do końca. Natomiast po "odrzuconych" jesienią piłkarzach już nikt nie płacze. Teraz o sile zespołu stanowią m.in. wspomniani dwaj Brazylijczycy, „Dwie Czarne Wieże”, czyli Dickson Choto oraz Moussa Ouattara. W pomocy bryluje Marcin Burkhardt, które nieraz idealnie zagrywał do młodego Dawida Janczyka. Nie można zapomnieć również o Łukaszu Fabiańskim, który mając zaledwie 21 lat znalazł się w kręgach zainteresowań Manchesteru United. Wraz z doświadczonymi Wojtkiem Szalą, Łukaszu Surmą, Piotrkiem Włodarczykiem, czy Czarkiem Kucharskim, zespół tworzy mieszankę, która nie ma sobie równych.

Legia mistrzów?
Jednak dziewiąty tytuł mistrzowski, to dopiero pierwszy krok do czegoś więcej. Tym czymś jest Liga Mistrzów, której smak kibice poznali 11 lat temu. Jeżeli uda się zatrzymać najbardziej wartościowych zawodników, wzmocnić zespół klasowymi piłkarzami oraz nie zepsuje się tego, co do tej pory zrobił Dariusz Wdowczyk przy pomocy sztabu szkoleniowego, to już wkrótce...
Zresztą, nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość. Dajmy czas, zaufajmy, poczekajmy jeszcze chwilę, bądźmy dobrej myśli i cieszmy się zdobytym trofeum. Legia mistrz, mistrz, mistrz!

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.