REKLAMA

Spełnione marzenia

Łukasz Fabiański, źródło: Rzeczpospolita - Wiadomość archiwalna

Kiedy pan się dowiedział o propozycji z Londynu?

Łukasz Fabiański: Na początku maja. Po meczu Legii z Wisłą przyszła do klubu oficjalna oferta. Pomyślałem sobie - Arsenal to jest nazwa. Ucieszyłem się, bo to poważny krok do przodu. A potem każdy kontakt utwierdzał mnie w przekonaniu, że trafiam do wielkiego klubu, w którym wszystko jest dobrze zorganizowane.



Ale pan już tam kiedyś był...

- Na testach, trzy lata temu. Wtedy podszedł do mnie trener Arsene Wenger, spytał, ile mam lat, ile ważę i ile mam wzrostu. Zagrałem wówczas w kontrolnym meczu. Teraz, kiedy pojechałem do Londynu, Wenger już nie pytał mnie o wiek i warunki fizyczne, tylko czy nie boję się ligi angielskiej, która jest inna niż pozostałe.



Boi się pan?

- Czego? Wielkiego klubu, wspaniałych stadionów, przeciwników o znanych nazwiskach? Przecież o takiej sytuacji marzyłem, kiedy zaczynałem grać w piłkę. To jest wyzwanie, mobilizacja, a nie jakakolwiek obawa. Pokonuję kolejny szczebel w karierze, więc mogę się tylko cieszyć. Poza tym uwielbiam, kiedy trybuna jest tuż za bramką. Doping kibiców, ich obelgi, nawet kiedy rzucają czymś w bramkarza. Nie jestem masochistą, ale tego rodzaju sytuacje bardzo mnie mobilizują. W Polsce jest kilka takich stadionów, a w Anglii wszystkie. No i tam jest najlepsza liga na świecie.



50 tysięcy krzyczących kibiców Arsenalu na Emirates Stadium to może być przyjemne, bo oni będą po pańskiej stronie. Ale czy taka sama liczba dopingująca przeciwników to nie strach?

- Po tym, co przeżyłem podczas mistrzostw świata, wiem, czego się spodziewać. W Niemczech przeszedłem niezłą szkołę. Kiedy wybiegłem na boisko przed meczem z Ekwadorem w Gelsenkirchen i spojrzałem na biało-czerwone, wypełnione trybuny, doznałem szoku. A w następnych meczach już nie. Człowiek się przyzwyczaja. To dobrze, że młodych zawodników zabiera się na wielkie imprezy, żeby się oswoili z atmosferą. Mnie to na pewno pomogło.



Ale może się zacząć od rozczarowań. Nie będzie pan pierwszym bramkarzem Arsenalu, nie wiadomo, kiedy pan zagra, może klub zechce pana wypożyczyć.

- Wiem, że nie jadę tam zastąpić od razu Jensa Lehmanna. Ławki się nie boję. Ale Wenger nie powiedział mi: "Kupiliśmy cię, ale zapomnij o grze, bo Jens ma ją zapewnioną". Wprost przeciwnie. Trener powiedział, że mam walczyć o miejsce, a jeśli pokażę, że zasługuję na nie, to on da mi szansę.



Rozmawiał pan już z Lehmannem?

- Nie znam go. Przeszliśmy obok siebie na stadionie w Dortmundzie, podczas mistrzostw świata. On bronił bramki reprezentacji Niemiec, a ja z Tomkiem Kuszczakiem byliśmy rezerwowymi przy Arturze Borucu. Lehmann chyba na mnie nawet nie spojrzał, bo przecież nie wiedział, że jakiś chłopak z Polski może się stać jego kolegą klubowym.



To dobry bramkarz?

- Jeśli broni tyle lat w Arsenalu i reprezentacji Niemiec, to musi być dobry. Klasa światowa. W Arsenalu jest jeszcze Hiszpan Almunia i reprezentant Estonii Mart Poom, ale on chyba odejdzie.



Ile Arsenal za pana zapłacił?

- Nie wiem. Dyrektor sportowy Legii pan Mirosław Trzeciak powiedział publicznie, że jest to najwyższy transfer zawodnika z polskiej ligi. Słyszałem o kwotach od 3,5 mln euro po 6 mln dolarów. Uzgodniłem swoje warunki, wiem, ile będę zarabiał tygodniowo, ale kwota ta nie ma żadnego związku z sumą transferu.



A ile szkoła w Szamotułach zapłaciła za pana Polonii Słubice?

- 12 tysięcy złotych, w 2000 roku. Legia kupiła mnie z Szamotuł podobno za 40 tys. euro.



Inne warunki w Arsenalu też pan uzgodnił?

- 3 lipca rozpoczynamy treningi, ale muszę być kilka dni wcześniej, żeby wybrać mieszkanie, ewentualnie jakiś samochód. W klubie jest osoba zajmująca się wyłącznie życiowymi sprawami nowych zawodników. Powiedziała nawet, że Arsenal jest w stanie pomóc w przeniesieniu mojej dziewczyny studiującej w Poznaniu, na studia o takim samym profilu w Anglii.



Zgodził się pan?

- Jeszcze nie wiem. Na razie to ja będę w ruchu. 17 lipca jedziemy na obóz przygotowawczy do Austrii. Muszę sam wszystko poznać, zorientować się w sytuacji. Mam trochę czasu.



Co na to rodzice?

- Cieszą się. Postanowiłem im powiedzieć dopiero wtedy, kiedy wszystko będzie pewne, podpiszę umowę i wrócę z Londynu, żeby mieli niespodziankę. Ale oni wcześniej dowiedzieli się z gazety. I głupio wyszło.



Rozmawiał Stefan Szczepłek

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.