REKLAMA

To nie ja zwolniłem Jacka Zielińskiego

Jan Urban, źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Każdy, kto przychodzi do klubu najpierw chętnie rozmawia, opowiada, a po kliku tygodniach nabiera nabiera wody w usta albo unika dziennikarzy, nie odbiera telefonów.

- Myślę, że sobie z tym poradzę. Może i ja niedługo też się będę tak zachowywał. Dużo zależy od samych dziennikarzy. Drugiego dnia mojej pracy w Legii nie robiłem niczego innego, tylko udzielałem wywiadów. Tyle jest przecież mediów, a przedstawiciel każdego z nich chciałby ze mną porozmawiać w cztery oczy. Musiałbym nic innego nie robić. Z drugiej jednak strony nie chcę z jednym dziennikarzem rozmawiać, a z innym nie. Nie jest żadną tajemnicą, że w przypadku Legii niektóre media mają przywileje. Ale już drugiego dnia po objęciu posady trenera przeczytałem w jednej z gazet, że Urban zwolnił Zielińskiego. I kto tu kogo prowokuje? A to nie jest prawdą. Decyzja nie była zależna ode mnie. Ja w kwestii Jacka Zielińskiego nie miałem nic do powiedzenia.



Ale może wziąć go Pan na asystenta?

- Nie. I jest to decyzja nie moja, a zarządu klubu.



To kto będzie Pana asystentem?

- Mam człowieka na oku, ale nie mogę zdradzić jego personaliów. To tak jak z piłkarzem - boję się, że ktoś go podkupi.



Pozostałe osoby ze sztabu szkoleniowo-medycznego zostaną?

- Tak. Niewykluczone jednak, że będą mieć inne obowiązki.



Prezes KP Legia Leszek Miklas powiedział, że zostaje Pan trenerem po to, by zmobilizować piłkarzy. Jak Pan to zrobi?

- Wyciągnę z zawodników to, co mają w sobie najlepszego. Najwięcej pracy będę miał z ich mentalnością. Na Zachodzie nie ma piłkarzy dużo lepszych niż w Legii. Mają po prostu inną mentalność, podchodzą do swych obowiązków profesjonalnie. Zdają sobie sprawę, że mają dziesięć lat, by ułożyć sobie przyszłość. Tego samego oczekuję od moich zawodników.



Ma Pan mało czasu, bo przygotowania do sezonu zaczynają się 18 czerwca.

- Wiem i do tego momentu będę chciał mieć skompletową kadrę. Nie mogę pozwolić sobie na to, że po jakimś czasie trenowania dołączy do nas kolejny zawodnik. To źle wpływa na morale zespołu. Jeśli dany zawodnik wie, że ktoś ma przyjść na jego miejsce, nie przykłada się i atmosfera jest kiepska.



Ile będzie transferów?

- Czas między jednym sezonem a drugim jest zbyt krótki, by dokonywać radykalnych ruchów. Zimą przerwa jest dłuższa i wówczas nadejdzie czas wielkich rozliczeń. Trudno mi powiedzieć, ilu piłkarzy przyjdzie do Legii, a ilu odejdzie. Dziś z jednym rozmawiamy, a on jutro ma lepszą propozycję. My zaczynamy wcześniej sezon i nam się spieszy, inne kluby później, więc zwlekają. Zmiany będą, ale nigdy nie byłem zwolennikiem radykalnych posunięć, bo na to trzeba czasu.



A jakieś konkrety?

- Konkretnych decyzji personalnych jeszcze nie ma.



Czy znając Pana koneksje w Hiszpanii, można liczyć na transfer zawodnika z Półwyspu Iberyjskiego?

- Muszę się dostosować do możliwości finansowych klubu. A te w Polsce nie są na tyle duże, byśmy mogli ściągać piłkarzy z Hiszpanii. Koncentrujemy się na tym, by kupić zawodników, na których nas stać, i by się nie pomylić.



Czy styl gry zespołu się zmieni?

- Z pewnością będzie to mój styl, którego piłkarzy muszę nauczyć. I wierzę, że moja praca przyniesie efekty w postaci przywrócenia Legii mistrzostwa Polski. To jest cel postawiony przez zarząd i mnie. Mój styl? Wszyscy na boisku będą wiedzieli, co mają robić w danym momencie. Gdy boisko będzie jak stół, czyli równe i suche, zagramy szybkimi podaniami, a na boisko wyjdą piłkarze mający dobrą technikę. Gdy będzie grząsko, podań po murawie będzie mniej, a w jedenastce wyjdą „walczaki". Potrzebuję piłkarzy do obu wariantów, bo na każdy muszę być przygotowany. Będę także ćwiczył z piłkarzami dwa ustawienia taktyczne. Opanowanie większej liczby systemów gry nie wchodzi w rachubę, bo na to trzeba poświęcić sporo czasu.



Na wszystko potrzeba sporo czasu, a Pan podpisał kontrakt tylko na rok.

- I bez okresu wypowiedzenia. Ale jeśli nie będę się nadawał, mogą mnie wyrzucić i po miesiącu. Jeśli się sprawdzę, działacze Legii mogą ze mną przedłużyć kontrakt.



Kto bardziej ryzykuje, nawiązując tę współpracę - Pan czy Legia?

- Większe ryzyko jest tych, którzy mnie zatrudnili. Zdaję sobie sprawę, że gdyby mi w Legii nie wyszło, będę skreślony jako trener w Polsce. Na pewno sporo ryzykuję, bo miałem podpisany kontrakt w Osasunie i to za większe pieniądze niż w Legii. Tam miałbym więcej wolnego czasu. Mimo wszystko chcę tego wyzwania. Uważam, że odniosę sukces. Nie lubię przegrywać, nawet w warcaby. Jeśli mi się nie powiedzie, przegrani będziemy wszyscy. I ja, i Legia, i kibice. Będzie to moja osobista porażka, ale Legii większa, bo za nią stoją liczni kibice, zespół, zarząd.



Nie obawia się Pan przyjęcia przez kibiców? Grał Pan w Górniku Zabrze.

- Niech mnie przywitają jako byłego piłkarza zaprzyjaźnionego Zagłębia. W Sosnowcu grałem cztery lata. Mam nadzieję, że na początku dostanę od nich wotum zaufania. A później sami zobaczą, czy przekonuje ich moja praca.



Czyj to był pomysł, aby Pan został trenerem Legii?

- Na pewno mogło na to wpłynąć pojawienie się w klubie Mirka Trzeciaka. Oferta pracy w Legii pojawiła się tuż po zakończeniu moich rozmów z Wisłą Kraków. Mirek pytał się, czy interesowałoby mnie to stanowisko. I tak spokojnie pertraktowaliśmy, choć wiem, że Legia rozmawiała nie tylko ze mną. A że zdecydowała się na mnie? To decyzja zarządu, a nie Mirka. Mogę tylko ujawnić, że gdybym nie podpisał kontraktu z Legią, byłbym w innym polskim klubie.



W Legii o Panu i dyrektorze Trzeciaku mówi się, że jesteście hiszpańskimi braćmi.

- Znamy się doskonale, bo długo pracowaliśmy razem w Hiszpanii. We dwóch będzie nam łatwiej i raźniej zbudować wielką Legię. To moja pierwsza praca na takim poziomie i stanowisku. Mirka również. Będziemy ściśle współpracować ze sobą, bo nie chcemy się obaj „spalić".



Rozmawiał Maciej Rowiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.