REKLAMA

Albo mnie kochają, albo nienawidzą

Piotr Włodarczyk, źródło: Metro - Wiadomość archiwalna

Tomasz Janus: Po każdym meczu, czy to w Warszawie, czy gdziekolwiek indziej, ciężko się do Pana przepchać przez łowców autografów. Aż taka z Pana gwiazda?

Piotr Włodarczyk: Nie przesadzajmy. To nie ja, a Legia jest rozpoznawalną marką i na Łazienkowską przyjeżdżają kibice z całej Polski, żeby zrobić pamiątkowe zdjęcia.



Ale Pana traktują w sposób wyjątkowy. Nie każde nazwisko jest skandowane przez trybuny.

- To akurat prawda. Kibice często skandują moje nazwisko i cieszę się z tego.



Czasem są to jednak złośliwe okrzyki.

- Widać nie jestem fanom obojętny (śmiech). Ale to chyba dobrze, bo najgorzej jest być szarym człowiekiem, który niewiele znaczy. Mnie albo kochają, albo nienawidzą. Wyśrodkowanych uczuć nie ma. Szczerze mówiąc, wolę jednak, jak mnie kochają.



A Pan spotyka się częściej z którymi uczuciami?

- Z pozytywnymi. Wiem, że w internecie wiele osób mnie krytykuje, ale nie przejmuję się tym. Na ulicy kibice są do mnie zawsze przyjaźnie nastawieni.



Czym trzeba sobie zasłużyć na takie uznanie?

- Sam nie wiem. Nieraz przytrafi się gorszy mecz i wtedy z tym uznaniem kibiców nie jest już tak dobrze. Jednak na Legii duża rzesza kibiców zawsze mnie wspiera. Jest też kilku, którym moja osoba niezbyt pasuje, ale na to nic nie poradzę.



Pan także nie traktuje fanów obojętnie. Wsparł Pan nawet leczenie jednego z nich.

- Poszedłem do szpitala odwiedzić kolegę i na tej samej sali leżał kibic Legii, chory na nowotwór. Okazało się, że mogę pomóc i tak właśnie zrobiłem.



Jest Pan fenomenem, który trudno wyjaśnić. Są tacy, którzy mówią, że tajemnica tkwi w tym, że najpierw marnuje Pan najdogodniejsze sytuacje, a potem strzela takiego gola, że nawet Ronaldinho nie umiałby go powtórzyć.

- Czasami już tak jest, że w prostych sytuacjach nie mogę znaleźć drogi do bramki. A potem z trudnej sytuacji, gdy wydaje się, że nie da się już nic zrobić, strzelam gola. Ale żeby od razu takie porównanie (śmiech)?



Bramki w ważnych meczach strzela Pan jednak dość często.

- W takim razie powinniśmy grać same ważne mecze (śmiech). Wiadomo, że wszystkie mecze są ważne, ale tylko niektóre powodują wzrost poziomu adrenaliny. Np. mecz z Lechem jest wyjątkowo ważny dla kibiców. Nie pozostaje więc nic innego, jak skoncentrować się i zrobić wszystko, żeby takie spotkanie wygrać.



Zastanawiające jest to, że fani nie odwracają się od Pana, nawet gdy zmarnuje Pan dogodne sytuacje.

- Może dlatego, że trochę bramek jednak strzelam. W sezonie zawsze te dziesięć ustrzelę. Wiem, że nie jest to dużo i stać mnie na więcej.



Uzbierał Pan tych bramek już 89. Dołączenie do Klubu Stu w przyszłym sezonie jest realne?

- Byłoby to bardzo miłe. Niewielu zawodnikom w historii udała się ta sztuka. Zapisałbym się więc na jej kartach.



Do Legii przychodził Pan trzy razy. Może to właśnie upór cenią w Panu kibice?

- Faktycznie, choć nieraz coś mi nie wychodzi, to walczę cały czas i nie poddaję się. Tak było też z Legią. Jestem tu już trzeci raz, bo coś mnie ciągle ciągnie do Warszawy. Teraz chciałbym zostać jak najdłużej.



Kibice podobizny zasłużonych zawodników często uwieczniają na flagach. Myśli Pan, że trafi na jedną z nich?

- To zbyt śmiały pomysł. W historii Legii byli lepsi piłkarze ode mnie.



Rozmawiał Tomasz Janus

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.