REKLAMA

Legia to nie przystanek, ale miejsce docelowe

Martins Ekwueme, źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Gdy sześć lat temu debiutował Pan jako 16-latek w polskiej ekstraklasie jako zawodnik Polonii, szybko zapracował na opinię wielkiego talentu. Czy podpisując kontrakt z Legią, wreszcie rozpoczyna Pan swoje pięć minut?

Martins Ekwueme: - Życie składa się ze wzlotów oraz upadków, tak to wyglądało również w moim przypadku. Czuję jednak, że podjąłem dobrą decyzję. Legia to wielkie wyzwanie. Mieszkam w Polsce już w sumie ponad pięć lat (w międzyczasie Martins grał krótko w czeskiej Sigmie Ołomuniec - przp. red.) i wiem, co dla zawodników oznacza możliwość gry w tym klubie. Dla niektórych Legia jest celem samym w sobie. Nie myślą o wyjeździe na Zachód, o większych zarobkach w innej lidze. Po prostu od dziecka marzą, aby trafić do Legii i zostać tam jak najdłużej. Ja jestem gotów, dojrzałem do tego wyzwania. Gdybym bał się rywalizacji, to nigdy nie wyjechałbym z Nigerii...



Niewielu zawodników do tej pory zamieniło Polonię na Legię.

- Ale nie jestem pierwszy, zgadza się? (śmiech) Uff, tak myślałem! Wiem, że kibice Polonii oraz Legii nie przepadają za sobą, ale jako zawodowy piłkarz muszę myśleć o własnej karierze. Dostałem dobrą ofertę, więc co miałem zrobić? Słyszałem od znajomych, że niektórzy fani Polonii już zaczęli mnie wyzywać na portalach internetowych, ale nie zamierzam ich za to potępiać. Każdy może wyrazić swoją opinię. Ja koncentruję się wyłącznie na futbolu. Zresztą gdyby Polonia wywalczyła awans do ekstraklasy, to pewnie bym został - pomimo wielu ciekawych ofert - bo dobrze czułem się w tym zespole. Na kolejny rok gry w drugiej lidze nie miałem już ochoty.



Wielu piłkarzy z Afryki traktuje polską ligę jako przystanek, możliwość promocji przed wyjazdem na Zachód. A Pan?

- Ja przychodzę do Legii po to, aby grać w tym zespole. Nie myślę o żadnych następnych krokach, innych klubach itp. Miałem oferty z Korony Kielce, ŁKS Łódź i GKS Bełchatów, ale świadomie wybrałem Legię.



Bo oferowała najlepsze zarobki?

- Pieniądze nie były najważniejsze. Gdybym myślał inaczej, to wcześniej nie zdecydowałbym się na przedterminowe rozwiązanie bardzo dobrego kontraktu z Wisłą Kraków. Mogłem także zostać w Polonii, gdzie proponowano mi dużą podwyżkę. Spotkałem się jednak z prezesem oraz trenerem i powiedziałem im - zrozumcie mnie, tam będę miał większą szansę rozwoju. Rozmawiałem już z bratem Emmanuelem. Powiedział, że jest ze mnie dumny. Ostatnio Nigeryjczycy nie mieli w Polsce najlepszej passy. Mam nadzieję, że będę mógł poprawić ten wizerunek.



Teraz spotka się Pan w jednym zespole z Dicksonem Choto. Łączy Was to, że obaj nie sprawdziliście się w Wiśle.

- Nie zgadzam się z taką opinią. Dickson był na testach, ale nie zdecydowali się go zatrudnić, a ja dostałem mało szans. Ale takie jest życie. Gdyby wtedy w Krakowie poznali się na mnie i Dicksonie, to teraz nie gralibyśmy w Legii. Tak więc czasem trzeba zrobić dwa kroki do tyłu, aby następnie wykonać trzy do przodu.



Czy teraz stanie się Pan najsłynniejszym spośród braci Ekwueme?

- Nie, to Emmanuel jest nasłynniejszy (śmiech). On zdobył mistrzostwo Polski, z reprezentacją Nigerii grał w Pucharze Narodów Afryki.



Proszę opowiedzieć o swojej niezwykłej rodzinie piłkarskiej.

- Ojciec Eugene grał w piłkę raczej amatorsko, później został weterynarzem, ale od dziecka wychowywał nas wszystkich na piłkarzy. Mama jako była siatkarka miała mniejszą siłę przebicia (śmiech). W tej chwili z ośmiorga rodzeństwa piłkarzami jest także czterech moich braci oraz jedna z sióstr. Pascal wcześniej występował w Polsce, a teraz gra w Grecji. Sunday występuje w piątej lidze w Radości, a także jest dyrektorem - koordynatorem naszej szkółki w Nigerii FC Ekwueme United. Najmłodszy, Lucky, właśnie trafił do Legionovii. W piłkę do 18. roku życia grała także nasza siostra, ale wtedy Emmanuel, jako najstarszy z nas wszystkich, kazał jej przestać...



Bo go ogrywała?

- Nie, po prostu kazał jej skończyć szkołę. Teraz ma 20 lat i wróciła do futbolu. Jest kapitanem żeńskiej drużyny Ekwueme United. Ma przyjechać do Polski.



Czym właściwie jest to Ekwueme United?

- Zespołem, który nie jest zrzeszony w żadnych profesjonalnych ligach, jedynie bierze udział w lokalnych rozgrywkach amatorskich. Bardziej pełni funkcję akademii futbolu. Emmanuel założył go ponad trzy lata temu. Ściągamy utalentowanych zawodników, a następnie promujemy i wysyłamy do Europy. Kilku spośród nich gra obecnie w niższych ligach w Polsce, a największą karierę zrobił Kelvin Igwe, który rok temu przeniósł się z Polonii Warszawa do ekstraklasy Danii i radzi tam sobie teraz bardzo dobrze.



Może wzorem Antoniego Ptaka kupicie klub w Polsce i zaczniecie wystawiać samych Nigeryjczyków?

- Dlaczego nie? Dobry pomysł! Pogadam o tym z Emmanuelem. Chyba to zrobimy (śmiech).



Pięć lat temu pozował Pan do zdjęć z koszulką reprezentacji Polski i zgłosił akces do kadry młodzieżowej. Teraz występuje Pan w olimpijskiej reprezentacji Nigerii.

- Cóż, nie dostałem żadnej oferty z PZPN, więc teraz mam nadzieję, że z kadrą Nigerii pojadę na igrzyska do Pekinu. Cały czas staram się jednak o polski paszport i mam nadzieję, że w przyszłym roku wszelkie formalności zostaną załatwione. Wtedy będę miał podwójne obywatelstwo.



Emmanuel miał często problemy z wracaniem na czas z wakacji. Może Pan obiecać, że nie będzie dostarczał kłopotów Legii?

- Nie muszę. Czy kiedykolwiek słyszeliście, abym się spóźnił? W każde wakacje latam do Nigerii, ale zawsze wracam na czas. Cóż, ja i Emmanuel mamy troszkę inne charaktery...



W Legii zastąpi Pan Łukasza Surmę?

- Nie wiem. Tak ludzie mówią i piszą... Powiem inaczej - początkowo w Polonii występowałem jako ofensywny gracz drugiej linii, a w Wiśle starano się ze mnie zrobić skrzydłowego, ale to nie były moje pozycje. Jestem typowym defensywnym pomocnikiem, staram się zresztą wzorować na moich idolach Essienie i Makelele, podglądać ich grę. Myślę, że Legia będzie w nowym sezonie grała z dwoma zawodnikami w środku pola ustawionymi w linii, przy czym ja będę tym operującym trochę z tyłu. Oczywiście najpierw muszę wywalczyć miejsce w składzie.



Dlaczego Pańska kariera rozwinęła się tak bardzo dopiero w ubiegłym sezonie?

- Przede wszystkim w Polonii zbudowano zespół, w którym każdy miał dobrze zdefiniowaną rolę na boisku. Nie grupę indywidualności, ale zespół. Inna sprawa - zawsze łatwiej zauważyć dobrą grę zawodnika, gdy ten wygrywa. A Polonia zwyciężała regularnie, do awansu zabrakło niewiele. Kolejna rzecz - doświadczenie. Jako 16-latek miałem mnóstwo ambicji, ale tak naprawdę niewiele wiedziałem o grze w piłkę. Teraz moja wiedza jest znacznie większa.



Wielu piłkarzom po przyjściu do Legii odbija sodówka i "lanserka"...

- Spokojnie, ja jestem skromnym człowiekiem i domatorem. Wieczory spędzam w domu z żoną, po żadnych nocnych lokalach nie chodzę. Najważniejsza jest dla mnie kariera piłkarska, chcę dobrze wykorzystać swoją szansę. Nic złego o mnie nie usłyszycie.



Swoją przygodę w Polsce rozpoczynał Pan sześć lat temu. A w jakim punkcie kariery chce Pan być za kolejnych sześć lat?

- Mam nadzieję, że nadal w Legii. Podpisałem kontrakt na cztery lata i wierzę, że przynajmniej tyle tu zostanę. A może nawet dłużej? Co prawda, zawsze marzyłem o występach w lidze hiszpańskiej, ale dlaczego nie miałbym zostać w Warszawie nawet przez dziesięć lat? Tym bardziej że mieszkam na Pradze z żoną i ośmiomiesięcznym synkiem Danielem. Chcę tutaj zapuścić korzenie. Na razie Legia pomogła mi zrobić ważny krok w karierze, jestem jej dłużnikiem i także chcę pomóc. Za rok pojadę na igrzyska do Pekinu, może za trzy lata na mundial do RPA, ale zawsze będę wracał do Legii. Bez spóźnień (śmiech).



Rozmawiał Marcin Grzywacz i Marcin Harasimowicz

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.