REKLAMA

Legia musi być monolitem

Jan Urban, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Pierwsze i jedyne zgrupowanie już za Legią. Przed przyjazdem do Grodziska mówił pan, że chce tu lepiej poznać piłkarzy. Jak wypadło to poznawanie?

Jan Urban: Na pewno mam dużo informacji na temat każdego zawodnika. Mogłem poznać ich zarówno ze strony sportowej, jak również ze strony indywidualnej. Na takich zgrupowaniach widać, jak każdy zawodnik zachowuje się w różnych sytuacjach. Nie tylko na boisku, ale także w szatni, przy obiedzie czy na kolacji. Było to potrzebne nie tylko dla mnie, ale tez dla samych zawodników. Nowi gracze mogli lepiej wkomponować się w drużynę. Szkoda, że nie ma czasu na kolejne zgrupowanie, ale wkraczamy już w fazę meczową i będziemy grali spotkania praktycznie co tydzień.



Na zgrupowaniu w końcu nie było widać w Legii podziałów na grupy. Czy wystarczyło raz zwrócić uwagę Rogerowi, gdy chciał wymigać się od noszenia bramki, żeby w drużynie wszystko było w porządku?

- Już wcześniej słyszałem wiele złego o atmosferze w Legii. Mam jednak własną formę pracy. Bez znaczenia jest, czy jesteś średnim czy bardzo dobrym piłkarzem. Bez kolegi, który na boisku wskoczy za ciebie w ogień, jesteś nikim. Mówimy przecież o piłce nożnej, która jest grą drużynową. Tu siłą musi być drużyna. Jakiekolwiek podziały osłabiają jej wartość. Podstawowym celem, który sobie postawiłem była więc praca nad poprawieniem atmosfery w drużynie. Zespół wewnętrznie podzielony, automatycznie skazuje siebie na niekorzystny wynik sportowy.



Czy do realizacji tego celu stosuje pan jakieś środki dyscyplinujące?

- Istnieje coś takiego, ale tylko po to, żebyśmy się wzajemnie szanowali. Na dziś mamy tylko jedną karę. Ważniejsze jest to, żeby każdy robił to, co do należy do jego obowiązków. Jeden musi pokazywać drugiemu, co należy robić. Jeżeli mi korona z głowy nie spadnie od noszenia bramki czy rozstawiania pachołków, to nie wiem czemu tego nie może zrobić też ktoś inny. Nie chodzi tu o podział, że młodzież nosi sprzęt, a starszyzna nie. Tu chodzi o osobistą kulturę i wychowanie.



Po jednym ze sparingów powiedział pan, że zaczyna się tworzyć drużyna. Miał pan na myśli jedenastkę wybiegającą na boisko, czy też chodziło o mentalność drużyny?

- Chodziło mi wówczas i o kadrę, i o drużynę. Na każdej pozycji trwa rywalizacja o miejsce w wyjściowym składzie. Widzę tą rywalizację na każdym treningu. Sami zawodnicy odczuwają też, że zaczyna się tworzyć coś dobrego. Na meczach piłkarze wzajemnie się dopingują. Nie ma pretensji o złe podanie czy stratę piłki. Dzięki temu możemy być mocni.



Nowym kapitanem sztab szkoleniowy wybrał Aleksandara Vukovića. Dlaczego tej decyzji nie pozostawiono piłkarzom?

- Mieliśmy taki pomysł, żeby dwóch członków rady drużyny, wybrała sama drużyna, a pozostałych dwóch my. Konsultowałem ten pomysł ze sztabem szkoleniowym i doszliśmy do wniosku, że potrzebny jest człowiek, który swoją formą pracy i jej stylem pokazuje, że może potrafić mniej lub więcej, ale zawsze da z siebie wszystko. Takim zawodnikiem, choć nie jedynym w drużynie, jest właśnie Vuković. Są jeszcze piłkarze, którzy mają duże doświadczenie, jak Dickson Choto, Wojciech Szala czy Grzegorz Bronowicki i uważam, że to właśnie oni powinni dawać przykład reszcie drużyny. Swoją postawą, zachowaniem. Tym, że pomogą wprowadzić do zespołu młodych zawodników. Mają oni do odegrania wielką rolę, jeśli Legia ma być monolitem.



Obserwując treningi można dojść do wniosku, że uczy pan zawodników piłkarskiego abecadła. Czy piłkarze Legii rzeczywiście są aż takimi sportowymi analfabetami?

- To nie jest abecadło, bo uważam, że piłkę zawsze można przyjąć lepiej lub gorzej. Miąć rywala w ten czy inny sposób. Zdaję sobie sprawę, że pewne rzeczy trzeba było w Legii uporządkować. Wyniki sparingów mają posłużyć do analizy i oceny tej pracy, którą wykonaliśmy. Na razie wszystko wygląda dobrze, ale rozliczani będziemy dopiero z meczów o stawkę. Nie patrzę więc na siedem goli wbitych Lechii, ale na to, jak elementy treningu są przekładane na mecz.



Skoro jesteśmy już przy sparingu z Lechią. Był to ostatni sprawdzian przed meczem w Wilnie i wydawało się, że wystawi pan skład, który szykuje właśnie na ten mecz.

- Nie zdecydowałem się na ten krok. Jeżeli chcę sprawiedliwie ocenić zawodników, to każdy musi dostać równe szanse na grę. Nie mogę przecież podejmować decyzji tylko na podstawie treningów. Każdy dostał więc szansę na pokazanie swoich umiejętności w meczu. Wiem teraz, że mogę liczyć na 90 procent zawodników, których mam w kadrze. Nie wykluczam jednak drobnych zmian.



Kogo ma pan na myśli, mówiąc o 10 procentach, na które nie może pan liczyć?

- Wiedziałem, że padnie to pytanie, ale na razie nie mogę udzielić na nie odpowiedzi.



Powróćmy w takim razie do meczu w Wilnie. To będzie dla pana pierwszy mecz o stawkę, czy tylko trochę trudniejszy sparing?

- Wychodzę z założenia, że szanować trzeba każdego rywala. W piłce zawsze mogą bowiem zdarzyć się jakieś niespodzianki. Nie ulega jednak wątpliwości, że jesteśmy zdecydowanym faworytem w tym meczu. Chcemy wygrać i sprawdzić się w meczu z Blackburn.



Legia potrafiła pokonać tego rywala w 1995 roku. Czy z tamtej potyczki można wyciągnąć jakieś wnioski, które mogą przydać 12 lat później?

- Zbyt dużo czasu minęło od tamtej pory. Ci, którzy wtedy biegali po murawie, dziś są już oldboyami. Zmienił się także styl gry obu drużyn. W ostatnich latach szczególnie dużo zmian zaszło w angielskiej piłce. Na wyspy sprowadzono wielu zawodników z innych lig europejskich. Pojawili się także nowi szkoleniowcy. Anglicy odeszli już od gry, polegającej na wrzutce w pole karne i walce o piłkę.



Co dalej z kontraktem Jana Muchy? Czy jeżeli Słowaka nie uda zatrzymać się w Legii, to Maciej Gostomski jest gotowy do roli zmiennika Wojciecha Skaby?

- Ze strony działaczy nie dotarły do mnie żadne sygnały, że Janek Mucha może odejść z Legii. Mamy jednak innych bramkarzy w drużynie i jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, choć podkreślam, że dla mnie w ogóle jej nie ma, to mamy Skabę i Gostomskiego. Oni też czekają na swoją szansę.



Mówi pan, że czekają na swoją szansę. Czyli Mucha jest obecnie pierwszym bramkarzem?

- Będzie miał na to większe szanse. Długo czekał, bo pierwszym bramkarzem Legii był Łukasz Fabiański. Przed nami jednak jest dużo meczów i także Wojtek Skaba będzie mógł pokazać na co go stać.



Pana przyjście otworzyło Legię na media. Treningi nie są już zamykane, ma pan czas dla dziennikarzy. Nawet piłkarze są bardziej rozmowni. Czy potrzebny był człowiek, który dużą część życia spędził za granicą, by na Łazienkowskiej wreszcie zapanowała normalność?

- Uważam, że dobre kontakty z mediami nie są niczym złym, To pewna forma marketingu. Zawodnicy także powinni dbać o swój wizerunek. Media kreują gwiazdy piłkarskie, jeśli zawodnik im w tym pomaga. I nie chodzi tu tylko o grę, ale także pokazywanie się w różnych mediach. Przynajmniej tak to wygląda na zachodzie. Wiadomo, że nie zawsze wystarcza czasu, żeby porozmawiać z wszystkimi. Ale jeżeli można, to powinniśmy robić to wszyscy. Jesteśmy żywym wizerunkiem klubu, a kibice chcą wiedzieć co się dzieje w drużynie. Każda informacja ich cieszy.



A co, gdy przyjdą słabsze wyniki?

- Na razie nie mieliśmy ani dobrych, ani złych wyników. W sparingach ważne było co innego. Po porażkach nie będę jednak rwał sobie włosów z głowy, tak samo jak po kilku wygranych nie będę skakał do góry. Sezon jest bardzo długi, ale Legia zawsze musi być w czołówce. Dlatego trener zawsze siedzi na podminowanym stołku.



W Grodzisku rywalizował pan z Jackiem Magierą w meczach siatkonogi. I jak wyniki?

- Był remis, ale jeszcze go ogram (śmiech).



Rozmawiał Tomek Janus

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.