Tekesure Chinyama - fot. Mishka
REKLAMA

Chinyama: Choto radzi, abym strzelał gole

źródło: Super Express - Wiadomość archiwalna

Ostatni rok był dla Legii wyjątkowo chudy. Teraz mają jednak nadejść tłuste lata. Dlatego w miejsce nazywanego "Nędzą" Piotra Włodarczyka warszawiacy zatrudnili Takesure Chinyamę. - A słowo "chinyama" to w języku mojego plemienia kawał mięsa - tłumaczy sympatyczny napastnik z Zimbabwe. 25-letni Chinyama to rzeczywiście "kawał mięsa". Dobrze zbudowany, mierzący 185 centymetrów piłkarz na boisku potrafi zrobić użytek ze swej siły. Te właśnie walory docenił trener Legii Jan Urban.
Teraz piłkarz z Zimbabwe się spodobał, a zaledwie pół roku temu, po kilku dniach testów, usłyszał od legionistów, że jest za słaby. - Nie było mi wtedy miło, ale taki jest futbol - wspomina Takesure, który ostatnie pół roku spędził w Groclinie. - Teraz mam satysfakcję. Skoro Legia uznała, że jednak się nadaję, to znaczy, że wtedy źle mnie ocenili.

Chinyama już nie może doczekać się nowego sezonu. A jeszcze niedawno wydawało się, że będzie musiał skończyć karierę. - To była dziwna historia - opowiada zdenerwowany. - Po pucharowym meczu z Zagłębiem zrobili mi badania. Czułem się świetnie, ale nagle powiedzieli mi, że jestem przemęczony. Potem pojawiły się pogłoski, że mam chore serce. Byłem w szoku, nie wiedziałem, o co chodzi. A najgorsze, że nikt nie chciał mi pokazać wyników badań - żali się piłkarz. Szybko wyjechał do Zimbabwe. Tam przeszedł dokładne badania w renomowanej brytyjskiej klinice. Okazało się, że jest zdrowy. - Pewnie, że jestem zdrowy! Czy legioniści podpisaliby ze mną kontrakt, gdybym miał chore serce? - pyta. - Jest zdrowe i teraz bije dla Legii - dodaje, wymownie kładąc dłonie na lewej piersi.

Zadomowić się w warszawskim zespole pomaga mu rodak - Dickson Choto. - Z Dicksonem znam się jeszcze z Zimbabwe. Grałem przeciw niemu trzy razy, ale nie udało mi się wtedy trafić do siatki. Jest za dobry - wspomina ze śmiechem Takesure. - Choto opowiada mi, jak jest w Legii, o wspaniałych kibicach i o ogromnej presji, z jaką trzeba sobie tu radzić. Wiadomo, Legia to wielki klub. Zresztą w Zimbabwe każdy kibic zna trzy polskie zespoły: Wisłę, Górnika Zabrze i właśnie Legię - dodaje.

Choto służy koledze dobrą radą. - Doradził mi, żebym strzelał dużo goli. Wtedy nie będę miał tu problemów - zdradza Chinyama. Mądra rada. Tylko czy ciemnoskóry napastnik z niej skorzysta? W Groclinie często irytował nieskutecznością. Choćby w finale Pucharu Polski. - Oj, nawet mi nie przypominajcie! - łapie się za głowę. - Ale wtedy namarnowałem tych sytuacji! Myślałem, że coś sobie zrobię - wybucha śmiechem, po czym dodaje: - Jestem szybki, mam mocny strzał, ale brakuje mi precyzji. Pracuję jednak ciężko, żeby się poprawić.

Chinyama jest w Polsce od pół roku i czuje się u nas doskonale. - Ludzie tutaj są wspaniali - ocenia. - Problemem za to jest pogoda, zimy ciężko wytrzymać. Jedzenie też w Zimbabwe jest lepsze, ale przyzwyczajam się do polskiego. A ta wasza zupa grzybowa jest pyszna! Polskiej wódki i piwa Chinyama nie próbował. - I nie zamierzam! - zapewnia. - Jestem abstynentem, nigdy w życiu nie miałem alkoholu w ustach.

Takesure nie potrzebuje go, żeby się świetnie bawić. Udowadnia to po strzelonych golach, które celebruje szalonym "Chinyama Dance". - Kiedy trafię do siatki, wypełniają mnie ogromne emocje i w ten sposób je okazuję - wyjaśnia.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.