REKLAMA

List otwarty do Waltera

Grzegorz Karpiński - Wiadomość archiwalna

Nasza redakcja otrzymała list otwarty do właściciela Legii Mariusza Waltera. Autorem tekstu jest znana postać w legijnym środowisku kibicowskim - Grzegorz Karpiński. "Karpiko" przez 6 lat był członkiem grupy Cyberfani, inicjował powstanie Stowarzyszenia Kibiców Legii, w którego zarządzie później działał. Jedną z jego inicjatyw była zakończona sukcesem akcja "pełny stadion". Zapraszamy do lektury listu:

Szanowny Panie,
Od dłuższego czasu ze szczególną uwagą śledzę Pana wywiady prasowe i wypowiedzi decydentów KP dotyczące Legii w nadziei, że dostrzegę wreszcie promyk zwiastujący rychłe zakończenie awantury na linii klub - kibice. Tymczasem coraz częściej mam wątpliwości, czy na pewno rozumiem sens niektórych tez, a zwłaszcza tych dotyczących kibiców.

Nie wiem czy Zarząd KP Legia Warszawa ma określoną politykę informacyjną, czy też każdy z pracowników pisze co chce i publikuje kiedy chce, gdyż ze strony odbiorcy wygląda to na słabo skoordynowaną działalność. Odwołam się głównie do tez zawartych w Pana ostatnich wywiadach, ale po części odnosić się będę również do innych wypowiedzi władz klubu, w szczególności do ostatniego oświadczenia.

Nie jestem zawodowym dziennikarzem z wielonakładowego dziennika, więc nie zadam Panu tak "trudnych" pytań, jakie czytałem ostatnio w wywiadzie z Panem, typu: "Czy lubi Pan jeszcze sport?" albo "Jak się Pan czuje po przegranym meczu?". Jako kibic skoncentruję się na kwestiach odnoszących się do kibiców oraz takich, które mają bezpośrednie na nich przełożenie. Po analizie wspomnianych Pana wypowiedzi mam zasadniczo jedno główne pytanie:

Z kim Pan w końcu walczy i w imię czego? Czytałem już różne uzasadnienia konfliktu. Raz mała grupka wichrzycieli z Żylety była winna całemu zamieszaniu, innym razem groźna mafia przeniesiona ze Służewca. Następnie ważna figura z klubu przekonywała, że nie ma żadnego konfliktu z kibicami, a z ostatniego Pana wywiadu wynika, że liczba wrogów zarządu KP idzie w setki.
W jednym miejscu mówi Pan: "kibice tak!, chuligani nie!", w drugim o tym, że zerwał Pan rozmowy właśnie z kibicami, a jeszcze gdzie indziej, że kibice są jednym z trzech kluczowych elementów potrzebnych do osiągnięcia sukcesu przez Legię. Szkoda, że Pan od razu nie odpowie, jak Pan chce osiągnąć sukces bez jednego z kluczowych elementów? Czy według Pana trójnóg da się postawić stabilnie na dwóch nogach?

Tego rodzaju sprzeczności jest w Pana wypowiedziach więcej. Dłuższy fragment wywiadu z Panem dotyczy krytyki wykorzystywania rac w oprawach meczowych, co nie przeszkadza Panu za chwilę entuzjastycznie wypowiadać się o wspaniałej jakości widowiska w trakcie meczu Wisły z Legią stworzonego przez krakowskich kibiców. Zatem nie przeszkadza Panu, że krakowscy kibice zapalili kilkadziesiąt rac na początku meczu? W Krakowie taki element oprawy jest na miejscu, a nawet się podoba, a na Łazienkowskiej już nie?

W wywiadzie dla Dziennika narzeka Pan na poprzedniego właściciela, który zostawił Legię z 20 milionowym długiem, ale ja doskonale pamiętam, że prezesem Zarządu, za którego rządów zaczęły się kłopoty finansowe spowodowane obietnicami bez pokrycia i kominowymi kontraktami był obecnie zatrudniony przez Pana na stanowisku prezesa Zarządu Pan Leszek Miklas. Co takiego urzekło Pana w osobie Pana Miklasa zwolnionego przez poprzedniego właściciela za doprowadzenie Legii na skraj bankructwa, że zdecydował się Pan na ponowne jego zatrudnienie na stanowisku prezesa? Jak to jest? Poprzednio był zły, a teraz jest dobry? Może decydującym był fakt, że prezes Miklas zasłynął ze spektakularnej, pierwszej w historii na taką skalę wojny z kibicami? Jakie w końcu moralne prawo ma Pan Miklas dyktować kibicom gdzie im wolno jeździć, a gdzie nie i jak się zachowywać, skoro w 2002 roku sam być może łamał prawo, rozdając na stadionie hektolitry piwa, w tym również nieletnim, i wyprowadzając na dodatek pijany tłum w miasto? Może dobrze byłoby gdyby Pan Miklas w ogóle zrobił jakiś bilans swojej prezesury z tamtych lat, tak dla siebie, dla pokory, bo mogłoby się wtedy okazać, że na przykład na reklamowanie Legii ja wraz z kolegami wydaliśmy wtedy więcej własnych prywatnych pieniędzy niż klub...

Skala hipokryzji w podległym Panu klubie bije rekordy. Pod pretekstem walki z bandytami Zarząd klubu wprowadził na trybuny ochronę, tymczasem jak na razie okazało się, że to nie kibice, ale właśnie szef firmy ochroniarskiej ma problemy z prawem. Do niedawna właściciel innej z kolei firmy chroniącej nasz stadion właśnie został skazany prawomocnym wyrokiem za porwania sprzed lat. To są dla Pana wzorce moralne i odpowiednie osoby odpowiedzialne za właściwe i zgodne z prawem zachowanie na trybunie?

Kolejny przykład to dyrektor do spraw bezpieczeństwa, Pan Dziewulski. Osoba wysoce kontrowersyjna, działająca w przeszłości na szkodę Legii, a ponadto skłonna do kierowania się własnymi sympatiami i antypatiami w wykonywanej pracy. Nie ma to nic wspólnego z walką z chuligaństwem, a na dodatek odbierane jest przez kibiców jako brak elementarnej sprawiedliwości. Dodatkowo dyskwalifikuje Pana Dziewulskiego skłonność do moralnie wątpliwej nadgorliwości. Dobitnym przykładem z ostatnich dni może być skarga złożona do Orange Ekstraklasy. Mimo tego że pod pismem podpisany jest Pan Ostrowski, mam wątpliwości, czy aby na pewno to on jest autorem pisma. Takim milicyjnym stylem oraz sformułowaniami rodem z PRL posługuje się w klubie wyłącznie Pan Dziewulski. W donosie na inne kluby ekstraklasy (inaczej się tego nie da nazwać) jest głównie mowa o wpuszczeniu grupki niepełnosprawnych kibiców na stadion, a tym samym umożliwienie im zobaczenia meczu. Autor skarży się jednocześnie na kibiców, że upublicznili prywatny numer telefonu dyrektora Dziewulskiego, a jednocześnie jednoznacznie sugeruje, kto jest tego sprawcą. Załączona do donosu charakterystyka SKLW jest tak skandaliczna, że nadaje się do założenia sprawy sądowej. W piśmie KP Legia domaga się ukarania innych klubów w zasadzie za to, że Pan Dziewulski wraz z Panem Miklasem, nie potrafiąc odróżnić chuliganów od kibiców, wymyślili sobie karę dla wszystkich kibiców, a teraz nieudolnie próbują ją wyegzekwować. Wstyd mi za to, że mój klub posługuje się takimi metodami, wstyd mi, że donos uważany jest za moralnie dopuszczalną formę pracy w KP Legia.

Zarząd KP Legia nie rozwiązuje problemu, ale ceduje go na inne kluby Orange Ekstraklasy, a na dodatek żąda kar dla tych, którzy spróbowali problem rozwiązać. Zresztą nic dziwnego, że Zarząd klubu oczekuje, iż ktoś za nich wykona robotę, skoro Pan sam daje im przykład dziwiąc się w wywiadzie, dlaczego jedni kibice nie złapali za kołnierz tych, którzy pobiegli awanturować się na murawie w Wilnie. Panie Walter, może nadszedł czas, żeby każdy zaczął grać swoją rolę. To ja pytam Pana dlaczego klub do tego dopuścił? Dlaczego na przykład ja miałem ich łapać za kołnierz, a nie Pan albo Pan Miklas? Gdzie w tym czasie był Pan Dziewulski? Na urlopie?! Jeżeli tak, to na pewno ktoś go zastępował?!

Kompletnie nie mogę zrozumieć czemu mają służyć te drobne przeinaczenia i kłamstewka pojawiające się w oficjalnych wypowiedziach klubu, włączając w to nawet ostatni wywiad z Panem. Zawsze tak są ukierunkowane, aby wrażenie było jednoznaczne - wszystko co złe dzieje się z powodu kibiców. W Białymstoku być może trzymano Panu "blachę nad głową", tylko co to miało wspólnego z kibicami Legii? Zapomniał Pan jak przed meczem pojawił się Pan pod sektorem kibiców Legii z wielkim cygarem i przybijał Pan z legionistami "piątki"? Wtedy nie było jeszcze żadnego konfliktu! Wtedy wszyscy Pana postrzegali jako źródło nowej, świetlanej przyszłości Legii. Po co zatem te opowieści o zagrożeniach, których nie było?

Specialite de la maison Zarządu Legii jest opowiadanie bajek o tym, jak na skutek złego zachowania kibiców Legia straciła strategicznego sponsora. Była za czasów Pana Prezesa Zygo sprawa reklam pewnego koreańskiego koncernu elektronicznego, były opowieści prezesa Miklasa o zerwanych rozmowach, a teraz w wywiadzie z Panem też czytamy, że przez to co się stało w Wilnie nie ma sponsora koszulkowego. Może wreszcie skończmy z tą irytującą ciuciubabką, gdyż trudno uwierzyć, że przez incydent na trybunach jakiś koncern nagle zmienił całą strategię reklamową i wycofał się z wielotygodniowych rozmów. Rozumiem Pana intencje, ale to zwykła bujda wpływająca tylko na zwiększenie braku zaufania do pracowników klubu. Skoro mogą kłamać w jednej sprawie, mogą i w każdej innej.

Takie przeinaczenia i kłamliwe sugestie są dostrzegalne w wielu wypowiedziach przedstawicieli klubu. Wygląda to tak jakby klub uważał kibiców za głupków. Natomiast kompletnie niepojęte dla mnie jest jak Pan osobiście może opowiadać publicznie o handlowaniu narkotykami na wielką skalę na trybunach, pomawiać o ciemne sprawki legalnie powołaną i legalnie działającą organizację kibiców, zastrzegając za każdym razem, że nie ma na to dowodów. Kto jak kto, ale po niedawnych wydarzeniach medialno-politycznych to Pan najlepiej powinien wiedzieć, jak bolesne jest tego typu publiczne oskarżanie bez przedstawienia dowodów.

Skoro już mowa o permanentnym braku dowodów, to nie sposób nie pamiętać, że z legalnie działającej i zarejestrowanej organizacji kibiców Legii Warszawa powołanej po to, żeby wspierać klub, zrobił Pan i pańscy pracownicy wroga nr 1 Legii. Ciągłe oskarżanie SKLW a to o próbę przejęcia władzy, o pouczanie Was jak macie zarządzać klubem, o to. że jest to przykrywka dla bandziorów, o sprowokowanie wydarzeń w Wilnie, próbę wywołania niepokojów na meczu z Cracovią, w końcu o dorabianie się "kokosów" na pamiątkach, handel narkotykami i nie wiadomo jeszcze jakie okropieństwa. Dlaczego zatem to całe Stowarzyszenie jeszcze nie siedzi w więzieniu? Co Panu przeszkadza ujawnić te wszystkie rzekome machloje i zakończyć sprawę?

Nawet w niedawnej wypowiedzi dla Gazety Wyborczej Pan Ostrowski mówi o grupie kibiców posiadającej za poprzednich zarządów szereg jakichś przywilejów, które obecnie im ukrócono. Jest okazja, więc zróbmy to! Kawa na ławę Panie Walter! To właśnie ja jestem jednym z pomysłodawców oraz członków założycieli Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. To ja przez pierwsze lata istnienia organizacji byłem w ścisłym Zarządzie organizacji. To ja bardzo ściśle współpracowałem z prezesem Trylnikiem oraz innymi pracownikami klubu. Dysponuje Pan pełną dokumentacją klubową z tamtego okresu, zatem proszę bardzo wykazać mi jakież to przywileje miałem? Z jakich profitów korzystałem? Z czego korzystałem za darmo? Na czym się dorabiałem? Proszę to w końcu pokazać czarno na białym albo przestać rozsiewać plotki, gdyż po Pana propagandzie przeciw SKLW muszę się tłumaczyć z tych bzdur przed znajomymi, którzy kojarzą mnie z tej dawnej działalności w organizacji kibiców.

Wspomina Pan w wywiadzie, że przez trzy lata spotkał się dwa razy z kibicami. Muszę Panu powiedzieć, że dwa razy - ale dziennie - to ja potrafiłem się spotykać z prezesem Trylnikiem przed trudniejszymi meczami, kiedy było sporo szczegółów do omówienia na temat kibiców. Dzięki temu, że prezes Trylnik okazał się osobą potrafiącą współpracować, klub zmniejszył ilość zagrożeń stadionowych do minimum. Bardzo się cieszę, że do ostatniego oświadczenia klubowego załączona jest lista zdarzeń z udziałem kibiców w poszczególnych latach. Widać tam jednoznacznie jak na dłoni, kiedy były sukcesy, a kiedy ich zabrakło.

Stowarzyszenie kibiców powstało w połowie 2002 roku, a działalność zauważalną rozpoczęło w połowie rundy jesiennej. Rok 2003 to czas, kiedy Stowarzyszenie działało nieskrępowanie przy bardzo dobrych relacjach z klubem. Wtedy to właśnie osiągnęliśmy największy spadek incydentów przestępczych i wykroczeń na naszym stadionie przy relatywnie bardzo dużej frekwencji! Na wiosnę 2004 roku przyszliście Państwo z własną koncepcją polityki wobec kibiców i siadło! Siadło, bo współpracy pomiędzy klubem a SKLW tak naprawdę nigdy nie było - było natomiast wyznaczanie zadań do wykonania i rozliczanie SKLW z tego co się nie udało. Niski wynik przestępczości na stadionie w 2003 roku - tak właśnie wygląda przewaga pracy elementarnej, polegającej na edukacji środowiska, przemawianiu do rozsądku, i tworzeniu wewnętrznych reguł nad systemem kar, nakazów, zakazów i trzymania wszystkich pod strachem zakazu stadionowego.

W oświadczeniu klubowym czytamy, że Zarząd KP jest za rozwojem ruchu kibicowskiego, rozwojem klubu, odbudową atmosfery, a ja się znowu dziwię jak w ogóle można myśleć, że się cokolwiek da zbudować poprzez prowadzenie ciągłej wojny? Wojna buduje? Od kiedy?!

Dostrzegam jednak w Pańskim wywiadzie iskierkę pozytywnie rokującą na przyszłość. Po trzech latach doszedł Pan do wniosku, że pewne wyobrażenia dotyczące kibiców były błędne. Szkoda tych zmarnowanych lat, ale i tak dobrze, że wyciąga Pan takie wnioski. Kiedyś może dojdzie Pan do przekonania, że dwa spotkania z kibicami w ciągu 3 lat to tragicznie mało, że brak prób poznania i zrozumienia tego środowiska, które chce Pan zmieniać, jest błędem. Nie wystarczą zewnętrzne analizy tworzone przez firmy specjalizujące się w biznesie, ale nie uwzględniające specyfiki klubu piłkarskiego oraz opieranie się na opiniach ludzi, którym Pan płaci, a którzy zwykle powiedzą Panu to, co chce Pan usłyszeć. Kibiców trzeba zrozumieć. Wszystkich - tych niegrzecznych też - właśnie po to żeby wiedzieć jak ich zmieniać. Pan ucieka przed tą wiedzą. Wmawia Pan sobie: "Po co mam się spotykać z kibicami, skoro wszystko o nich wiem z TVN-u". Wydaje się Panu, że wystarczy udzielić wywiadu praktycznie już własnemu pracownikowi zatrudnionemu ostatni dzień w dużej gazecie sportowej, a kibice to kupią? Otóż nie kupią.

Żeby zrozumieć choć trochę środowisko kibiców, podstawowym pytaniem na jakie Pan powinien sobie odpowiedzieć jest: czym dla kogo jest Legia? Z czego się składa i jaka dla Pana, a jaka dla kibiców jest hierarchia ważności i rola poszczególnych elementów tworzących klub piłkarski.
Dużo mówi Pan o inwestycji, o jej opłacalności, ale musi Pan wiedzieć, że większość kibiców w taki sposób wartości Legii nie mierzy. Przykładowo, klub sprzedaje młodego piłkarza za bardzo opłacalną kwotę. Klub odbiera to w kategorii zysków, a kibice odbierają to w kategorii strat. Dla nich ten młody obiecujący piłkarz powinien grać w klubie, sławić jego imię przynajmniej do czasu aż przestanie być obiecujący. Inny przykład: proszę zwrócić uwagę na fakt, że prawie wszystkie eksponaty w muzeum klubowym pochodzą ze zbiorów prywatnych kibiców. Gdyby nie kibice, Legia nie miałaby dziś żadnej pamiątki. Byli bowiem w Legii, jeszcze przed Panem, różni działacze. Jednym zależało, innym nie. Jeszcze inni rozkradli co się dało, a byli i tacy, którzy zostawiali po sobie spaloną ziemię. My kibice, byliśmy, jesteśmy i będziemy z Legią. Przechowujemy pamięć i tradycję. Sponsorzy, właściciele, prezesi przychodzili i odchodzili. Przecież nie zagwarantuje Pan kibicom, że jak już się Panu przestanie inwestycja podobać, gdy nie będzie już widoków na zysk, a Legia przestanie pasować do koncepcji rozwoju holdingu, to zostawi Pan tutaj swoje pieniądze?

W wywiadzie wspomina Pan o ważnym czynniku mającym wpływ na sukces inwestycji, czyli o tradycji. Pytanie o jakiej tradycji Pan mówi? Historii i tradycji nie da się traktować wybiórczo jedynie przez pryzmat marketingu. Tak samo ważne są obchody 90-lecia istnienia klubu czy rocznica urodzin "Kaki", jak godne pożegnania Jacka Zielińskiego czy Czarka Kucharskiego. Wspomina Pan w wywiadzie o tym, że przychody z pamiątek są na beznadziejnym poziomie. No to po co było robić tę całą hucpę i przez dwa lata walczyć o wyłączność na herb, a w końcu go zmieniać? Ten herb to też część naszej historii - w tym roku obchodził 50-lecie.

Legia to ponad 90 lat historii i różnych tradycji, a Pan ze swoją grupą kapitałową jest tutaj dopiero trzy lata. Z całym szacunkiem, ale na razie dorobek obecnego Zarządu Legii stanowi niewielki ułamek w historii i tradycji Legii. Jeżeli chce Pan szanować tradycję, to proszę pamiętać, że organizacja (nieformalna i formalna) kibiców Legii istnieje około 30 lat i również należy do historii i tradycji Legii.

Grzegorz Karpiński

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.