REKLAMA

Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie

Qbas - Wiadomość archiwalna

Postawa naszych piłkarzy w obecnym sezonie przypomina sinusoidę. Do połowy rundy wygrywali wszystko, bijąc rywali pomysłowością, skutecznością i, co najważniejsze, zaangażowaniem oraz wolą walki. Rekordowe 7 zwycięstw, w połączeniu z tylko jedną straconą bramką robiło wrażenie. Pozwalało też puszczać wodze fantazji i widzieć chłopaków z eLką na piersiach w mistrzowskiej koronie. Szybko jednak zostaliśmy sprowadzeni na ziemię. Koniec października przyjęliśmy z ulgą, bo brak punktów i zdobyczy bramkowej przez cały miesiąc stanowił niebywałą traumę dla bywalców stadionu przy Łazienkowskiej.
Zespół nie grał źle (oprócz meczu z Odrą), ale przegrywał wszystko. Ciekawym jest, że Legia straciła ledwie 6 goli w sezonie, ale przy okazji przegrała aż 4 mecze. To potwierdza dwie tezy.

Po pierwsze imponuje gra defensywna legionistów. O ile na początku rundy, mimo zerowego konta strat, można było narzekać na niepewną postawę obrońców, to teraz rzeczywiście stanowią monolit. A warto podkreślić, że właśnie w tej formacji dochodziło do największej rotacji personalnej. W bramce pewnie poczuł się Jan Mucha, który zaczął przekonywać do siebie nawet mało przychylnych mu fanów. Powszechnie wiadomo, że sukces zespołu buduje się przede wszystkim od gry obronnej. Te fundamenty drużyna Legii z pewnością ma, w czym ogromna zasługa niedoświadczonego przecież szkoleniowca.

Po drugie, zespół nie posiada graczy gotowych już do walki o najwyższe cele. Stracona bramka sprawia, że zawodnicy gubią się, nie potrafią wykorzystać nadarzających się okazji, a w ostatnim czasie bywa tak, że nawet nie są w stanie ich stworzyć. Martwi też postawa trenera, który nie jest w stanie z ławki wpłynąć na poczynania podopiecznych. Zmiany piłkarzy zazwyczaj niewiele wnoszą, a nowelizacje taktyczne są właściwie niedostrzegalne. Jeśli Legia w danym meczu nie gra dobrze, to tak będzie grała już przez całe 90 minut. Usprawiedliwieniem dla Urbana jest brak wartościowych zmienników, odpowiedzialnych za poczynania ofensywne. W chwili obecnej Marcinowie Burkhardt i Smoliński notorycznie zawodzą (Bury wypadł dobrze jedynie w meczu Pucharu Ekstraklasy w Grodzisku Wielkopolskim, ale wyjątek potwierdza niestety regułę) i wiele mówi się o ich odejściu. Młode wilki - Kamil Grosicki i Maciej Korzym - martwią jeszcze bardziej. Pierwszy po niezłym wejściu do meczowej jedenastki popadł ponownie w dobrze wszystkim znane problemy. Drugi wciąż nie może jakoś przekroczyć granicy oddzielającej juniorską piłkę od gry w ekstraklasie, mimo że otrzymuje szansę na grę w znacznej liczbie meczów. A trzeba pamiętać, że przez dłuższy czas zawodził Miroslav Radović, choć nawet teraz, gdy jest chwalony, wciąż nie prezentuje jeszcze pełni możliwości. No i wreszcie nieszczęśni napastnicy, na których narzeka sam szkoleniowiec. Jest ich tylko dwóch, bo Korzyma trudno nazwać typowym atakującym, zatem właściwie nie ma mowy o poważnej alternatywie.

Trener musi wybierać między wiecznie obrażonym na cały świat i przewrażliwionym na własnym punkcie Bartłomiejem Grzelakiem (2 gole w lidze!), a Takesure Chinyamą. Temu ostatniemu niestety brakuje tego, co przez bardziej delikatnych obserwatorów nazywane jest zmysłem taktycznym. Moim zdaniem najzwyczajniej w świecie brakuje mu inteligencji. Facet nie rozumie, że czasem lepiej podać niż zamknąć oczy i uderzać "na pałę", że nie jest sam na boisku, że przez swój egoizm niweczy wysiłek kolegów z zespołu. Zgoda, Takesure zdobył 6 goli, ale co najmniej drugie tyle Legia prawdopodobnie by uzyskała, gdyby nie jego głupota. Chciałbym się mylić, lecz obawiam się, że złych nawyków nie da się już z naszego napastnika wyplenić. Ciężko zmienić 25 latka... Większe nadzieje pokładałbym w Grzelaku, ale on musi przede wszystkim zacząć walczyć, biegać, szukać gry i pozbyć się gwiazdorskich manier.

Wracając jednak do ustawienia: czasem ciężko też zrozumieć podejście Urbana. Uparł się, że miejsce Rogera jest w środku. Zgoda, wszyscy wiemy, że Brazylijczyk błyszczy i jest po prostu najlepszym zawodnikiem w drużynie. Problem pojawia się wówczas, gdy na lewym skrzydle nie może zagrać Edson. W takiej sytuacji trener na jego miejsce wstawia kogoś z trójki: Smoliński, Radović, Grosicki (raz wyjątkowo, ale marnie, zagrał Kiełbowicz). Efekt jest taki, że wszyscy ścinają do środka pola: "Smoła" po prostu lepiej się tam czuje, a pozostała dwójka, mówiąc krótko, nie umie grać lewą nogą. Problem "jednonożności" naszych zawodników to zresztą temat na osobny felieton... Wobec powyższego aż prosi się o przesunięcie na skrzydło Rogera i zastąpienie go środkowym pomocnikiem (Ekwueme?), albo drugim napastnikiem. Zdaję sobie sprawę, że to trener najlepiej wie w jakiej formie są jego podopieczni i na tej podstawie desygnuje taki, a nie inny skład. Nie mam też najmniejszego zamiaru go krytykować. Jednakże niezwykle irytująca nieporadność zmienników Edsona determinuje rozważania nad inną alternatywą dla Brazylijczyka.

Co by jednak nie mówić, nasz trener zasłużył na wielkie brawa. Dzięki niemu doszło do zmiany stylu prowadzenia drużyny i zdecydowanej poprawy jej wizerunku. Urban, który szkoleniowego fachu uczył się w Hiszpanii, potrafił dotrzeć do swych podopiecznych właśnie iberyjskim entuzjazmem, otwartością, szczerością i jasnością panujących reguł. Mnóstwo treningów z piłką, stawianie na zawodników technicznych i "futbol na tak" sprawiły, że zawodnicy zaufali swojemu szefowi. Podobnie sprawa wygląda jeśli chodzi o kontakty ze światem zewnętrznym. Otwarcie treningów dla mediów, ułatwienie dostępu do piłkarzy, a przede wszystkim szeroki uśmiech szkoleniowca jakże kontrastują taktyką "zamkniętej twierdzy" Dariusza Wdowczyka. Widać też wyraźnie, że obecny trener ma koncepcję rozwoju tej drużyny i trzyma rękę na pulsie.

Podsumowując, Legia potrzebuje wzmocnień, ale nie tylko na pozycji napastnika, co jak mawia jeden polityk jest "oczywistą oczywistością". Potrzeba co najmniej trzech pomocników gotowych do walki o miejsce w pierwszym składzie, w tym jednego klasycznego skrzydłowego. Problem jednak w tym, że jak na razie dyrektor sportowy klubu Mirosław Trzeciak zapowiada, że na spektakularne wzmocnienia nie mamy co liczyć. Pozostaje wierzyć, że jego słowa to zwykła zasłona dymna i w nowy rok wkroczymy ze znacznie lepszym stanem posiadania. W innym wypadku czeka nas oglądanie pleców nie tylko Wisły Kraków, ale też i Korony Kielce. Bo z pustego nawet i Salomon nie naleje, nawet jeśli nazywa się Jan Urban i jest świetnym trenerem...
Właśnie on, do spółki z rzutkim i inteligentnym Trzeciakiem, to na dzień dzisiejszy największy kapitał sportowy klubu i nadzieja kibiców na to, że "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie".

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.