REKLAMA

Polityka: Piłka i pałki

źródło: Polityka - Wiadomość archiwalna

Szalikowcy, pseudokibice, kibole. Albo zadymiarze, ultrasi, hoolsi. To eufemistyczne określenia bandziorów, którzy terroryzują stadiony, biją się z policją, wychodzą na ulice. Mafia stadionowych terrorystów rozlała się na całą Polskę, żąda od klubów pieniędzy i - poza Legią - nie widać odważnych, którzy stawią jej czoło.
Znany warszawski dziennikarz sportowy na stadionie Cracovii zwrócił uwagę ochroniarzom, że zamiast pilnować porządku, pomagają miejscowym kibolom rozrabiać. Został zwyzywany i mało brakowało, aby rozsierdzeni członkowie Stowarzyszenia Kibiców Cracovii (to oni pilnowali porządku) stłukli go na kwaśne jabłko. Po meczu poskarżył się prezesowi Cracovii prof. Januszowi Filipiakowi, właścicielowi klubu i firmy Comarch. Ten odrzekł: pani tak ma szczęście, zaraz pojedzie sobie do domu, a ja tu zostaję i muszę z nimi żyć.
Właściciele klubów piłkarskich muszą żyć już nie ze zwykłymi fanatykami klubowych barw, gotowymi po pijaku przelewać krew dla ukochanej drużyny. To wyższa szkoła jazdy. Świetnie zorganizowane bojówki, posługujące się nowoczesnymi środkami łączności i szybkimi samochodami. Działają na wzór mafii kryminalnej - obowiązuje ścisła hierarchia. Na samym dole tzw. żołnierze, na górze starszyzna. Obowiązuje pełna lojalność, struktury są hermetyczne i podobnie jak w świecie mafii stosują prawo omerty. Deklarują, że jedynym motywem ich działania jest miłość do klubu, ale to kłamstwo. Kieruje nimi nienawiść.
Za ministra Ziobry ogłoszono stan wojny z bandyterią stadionową. Wprowadzono sądy 24-godzinne i odtrąbiono sukces. Ale przedwcześnie. - Sądy sądzą, a bandyci rządzą- mówi bywalec stadionu Legii przy Łazienkowskiej w Warszawie. Ponad trzy tysiące mężczyzn w barwach klubowych Legii przerwało mecz pucharowy w Wilnie, zdemolowało stadion i sterroryzowało stolicę Litwy. Wyszli z tego praktycznie bezkarnie (zidentyfikowano zaledwie dwudziestu, za karę dostali od Legii bezterminowy zakaz wstępu na mecze).
W Kielcach zakłuto nożem młodego chłopaka, sprawca był kibicem Wisły Kraków. W podwarszawskiej Zielonce kibice Jagiellonii Białystok stoczyli regularną bitwę z policją. Po każdej kolejce ligowej relacje z meczów przeplatają się z doniesieniami o burdach. Na kończący eliminacje Euro 2008 mecz z Serbią pojechało do Belgradu kilkuset bandytów. Nie mieli zamiaru wejść na stadion. Stoczyli uliczną bitwę z miejscowymi ultrasami i serbską policją. To przetarcie przed decydującą próbą - mistrzostwa Europy odbędą się w czerwcu w Austrii i Szwajcarii. Tam bandyci z polskich stadionów planują pokazać się światu.

Zwarci i gotowi

Przy każdym klubie piłkarskim od ekstraklasy do V ligi działają bojówki kibiców. Nadają sobie dziwaczne nazwy, ogłaszają w Internecie manifesty. Na stadion warszawskiej Legii przychodzą m.in. Teddy Boys 95, White Legion, Turyści 97 i Nieznani Sprawcy. Z Cracovią trzymają Judegang i Oprawcy, z Wisłą Kraków - Sharksi. W Poznaniu rządzą Banici, w Gdyni Mafia z Ejsmonda, w Chorzowie Psycho Fani, a bojówką Widzewa Łódź są Destroyers Hooligans. Warszawscy Teddy Boys deklarują: "Barwy wojenne: białe, szare i inne nierzucające się w oczy. Okrzyki wojenne: Do końca! Teddy Boys, to my czynimy zło! Cel nadrzędny. Ustawki i awantury (bez broni!) w ustronnych miejscach, porządek na stadionie Legii. Preferencje: 18, alkohol, futbol, kokaina, siłownia, sporty walki, THC". Dla jasności, "18" to symbol kultu Adolfa Hitlera, THC oznacza marihuanę i haszysz. Teddy Boys sympatyzują z klubami zagranicznymi FC Den Haag, Chelsea, Lazio i krajowymi: Pogonią Szczecin, Zagłębiem Sosnowiec i Olimpią Elbląg.
Lista antypatii (kolejność alfabetyczna): komuniści, konfidenci, policja, Polonia Warszawa, PZPN, taksówkarze, Żydzi. Cały ich manifest brzmi trochę jak głupi żart, ale według szefa ds. bezpieczeństwa Legii Warszawa Stefana Dziewulskiego żartem nie jest. On sam jest pod nieustannym ostrzałem bandyckich bojówek. Odbiera telefony z pogróżkami, a na stadionie wznoszone są przeciwko niemu wulgarne okrzyki. Na szczęście na tym się kończy, bo ten były policjant potrafi zadbać o własne bezpieczeństwo.
W Internecie można natknąć się na liczne anonse chuligańskich grup, które ogłaszają wyniki ustawek (bójek) z innymi grupami i układają własne tabele Ligi Chuliganów. Bójki nazywają spotkaniami przy grillu, ale każdy i tak wie, o co chodzi. Te strony internetowe nawołują do nienawiści, ale operatorom to nie przeszkadza, a policja nie reaguje.
W każdym Empiku można kupić wydawany w Bełchatowie miesięcznik "To my kibice". Pismo zamieszcza dość szczególne relacje z meczów. Nie ma tam ani słowa, co działo się na boisku, za to można znaleźć dokładne relacje z wydarzeń na trybunach. Jak wyglądała oprawa meczów, jakie były transparenty i kto z kim wygrał przy grillu. Kibice, korespondenci miesięcznika, przysyłają opisy swoich przygód: ilu nas wyruszyło na mecz wyjazdowy, ilu po drodze zwinęła policja, ilu uczestniczyło w ustawkach, ilu wróciło i w jakim stanie. Pismo jest cenione w kręgach kibicowskich, bo penetruje nie tylko wydarzenia związane z największymi klubami piłkarskimi, ale też te z nawet najniższych klas rozgrywkowych. Oto fragmenty relacji z meczu Pogoń Mogilno-Olimpia Grudziądz (nadesłał fan Olimpii): "Do Mogilna udajemy się w 16 osób dobrego składu. Po drodze wpadamy na mecz Dębu Barcin. Przeciwnicy są w szoku. Kilku dostaje oklep, reszta ucieka z młyna. Kroimy dwie flagi (Ultras Barcin i Junior Fans) i szal. Do Mogilna już nie pojechaliśmy. Tam podobno czekało na nas około 50 Bydgoskich Chuliganów".

Każdy Barcin i każde Mogilno ma swoich ultrasów, ale to przeważnie nieliczne oddziały. Prawdziwe armie wystawiają największe kluby I i II ligi: Legia, Cracovia, Lech, Widzew, Arka, Śląsk, GKS Katowice, Górnik Zabrze. Kluby próbują ucywilizować swoich kibiców, ale napotykają silny opór. Miesięcznik "To my kibice" w każdym numerze namawia do stawienia czoła "absurdalnym" restrykcjom wymyślanym przez kluby i piłkarską centralę. "W walce o zachowanie atmosfery na stadionach tym razem w ruch pójdą zapewne nie tylko transparenty, ale i środki prawne, którymi przecież dysponujemy. Tak więc stowarzyszenia - do boju!" - nawołuje redakcja we wstępniaku do wrześniowego numeru.
Przy klubach działają stowarzyszenia kibiców. Ostatnio zrzeszyły się w Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kibiców. Jego prezesem jest prawnik z Poznania, kibic Lecha. Wśród starszyzny kibiców Legii jest przynajmniej dwóch prawników. Bo silne grupy kiboli to nie tylko osobnicy prymitywni i niewykształceni, ale też prawnicy, inżynierowie, nauczyciele czy lekarze. Na Żylecie (trybuna na Legii zajmowana przez najostrzejszych kibiców) widuje się nawet polityków, szczególnie przed wyborami (w tym sezonie widywano tam Lecha Jaworskiego, kandydata na posła z listy PO).
- Kibiców można podzielić na trzy grupy: pikników, ultrasów i hoolsów. Pierwsi to zwykli ludzie, przychodzący nierzadko z rodzinami na mecz, nieszukający żadnej zadymy, kochający futbol - charakteryzuje ich policjant zajmujący się problemami z kibicami. - Ultrasi to zagorzali fani noszący szaliki w klubowych barwach, śpiewający piosenki, robiący tzw. oprawy na meczach. I hoolsi - to grupa, która po prostu bije się z kibicami przeciwnej drużyny.

Bunt chuliganów

Hoolsi różnych klubów albo toczą wojny, albo zawierają dozgonne sojusze. Część klubów ma między sobą tzw. triady - coś na kształt trwałych porozumień. Największe to triada Lech-Cracovia-Arka oraz Wisła Kraków-Śląsk Wrocław-Lechia Gdańsk. Legia trzyma z Zagłębiem Sosnowiec i Pogonią Szczecin. Im ostrzejszy hools, tym szybciej czeka go awans w hierarchii.

W Stowarzyszeniu Kibiców Legii rządzi Bosman, legenda ulicy Łazienkowskiej. Kiedyś stał na czele wszelkich zadym, walczył i zwyciężał. Dzisiaj już lekko posunął się w latach, ale dla części starych kiboli wciąż pozostał autorytetem. Natomiast młody nabór spogląda na Bosmana z lekkim dystansem. Zarzucają mu zdradę ideałów na rzecz komercji. Bowiem Bosman wraz z dwoma innymi kibicami ze starej gwardii założył spółkę ABJ i handluje gadżetami klubowymi w sklepiku przy Łazienkowskiej. Od CWKS Legia (jeden z poprzednich właścicieli sekcji piłkarskiej, dzisiaj mniejszościowy udziałowiec) Bosman dostał ustną zgodę na używanie herbu klubu. Nowy właściciel Legii, firma ITI (m.in. właściciel telewizji TVN), próbował negocjować z CWKS zwrot symbolu, ale CWKS żądał zbyt wiele, a i Bosman z herbu nie zrezygnuje, bo dzięki tej marce interes kręci mu się znakomicie.

Kariera Bosmana to przykład dla tych kiboli, którzy myślą biznesowo. To oni tworzą tzw. starszyzny, kierują poczynaniami młodych wilków. To oni wymyślili bunt kibiców w całej Polsce. Kibice protestują przeciwko zakazowi odpalania rac na stadionach, domagają się niskich cen na bilety, walczą z wprowadzanymi przez zarządy klubów identyfikatorami. Bunt ma różne fazy. Najpierw kibole nie wchodzili na stadiony, trybuny świeciły pustkami, bo tzw. pikniki to zaledwie niewielki ułamek widowni. Potem wchodzili, ale na przykład od 60 minuty, albo ostentacyjnie wychodzili ze stadionu, zanim sędzia odgwizdał koniec pierwszej połowy. Teraz, jak na Legii, wchodzą, ale nie dopingują, siedzą w ciszy, od czasu do czasu intonując obraźliwe hasła. Atmosfera na meczach siadła. Doszło do tego, że sami piłkarze apelują do kibiców, aby na powrót zaczęli tworzyć oprawę spotkań, bo w martwej ciszy gra nie idzie.
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że spontaniczny protest w gruncie rzeczy jest chłodno wykalkulowaną demonstracją siły. To próba wymuszenia od zarządów klubów ustępstw na rzecz kiboli, a nawet dopuszczenia ich do udziału w zyskach.

Legia walczy

Legia ma problem z kibicami od czasu wydarzeń w Wilnie (lipiec 2007 r.). Zakaz wstępu na stadion dla dwudziestu rozrabiających w stolicy Litwy wywołał reakcję kiboli, którzy ujęli się za ukaranymi. Walczą z właścicielami Klubu Piłkarskiego, firmą ITI. Podczas meczów nie dopingują piłkarzy, za to obrażają Mariusza Waltera i prezesa klubu Leszka Miklasa. Ulubiona przyśpiewka to "Stary Walter mocno śpi...". - Zdarzało się, że poprzednie zarządy klubu szły na ustępstwa, w pewnym sensie kupowały sobie spokój- mówi Jarosław Ostrowski z zarządu Legii. - Z każdego sprzedanego biletu złotówka szła na potrzeby stowarzyszenia kibiców. Im więcej dostawali, tym więcej chcieli. Chcieli mieć wpływ na politykę transferową, bezpieczeństwo, a sami być poza kontrolą. Postanowiliśmy to przerwać.
Na trybunach Legii poza Bosmanem rządzą Alchim, Wójt, Wiśnia, Eryk, Papaj, Szczurek. To oni sterują walką z władzami klubu.

ITI nie pójdzie na ustępstwa. Wiosną ruszy budowa nowego stadionu na 33 tys. miejsc. Nie będzie już na nim żylety w obecnym kształcie. Władze klubu chcą, aby w Warszawie zapanowała moda na bywanie na meczach piłkarskich. Stadion ma być miejscem przyjaznym, a nie areną bandyckich działań. Tej wizji kibole i ich starszyzna nie chcą zaakceptować. Grożą kontratakiem. Próbki możliwości już pokazali. W okresie buntu, kiedy nie wchodzili na trybuny, czekali przed bramami stadionu na tych, którzy na mecz weszli, i próbowali dokonywać samosądów. Kilka osób zostało poturbowanych.

Zarząd Legii jest stanowczy i nieugięty. Skończyły się negocjacje ze Stowarzyszeniem Kibiców, klub twardo przestrzega zakazów stadionowych nałożonych na uczestników zadym i nie uczestniczy w organizacji wyjazdów na mecze poza Warszawą. Kibice radzą sobie na własną rękę. Przy pomocy kiboli z innych klubów obchodzą zakazy, załatwiają bilety i oglądają mecze z trybun. Ta solidarność kibiców obejmuje nawet grupy od lat zwaśnione, na meczu Lecha z Legią na trybuny poznańskiego stadionu dostało się kilkuset czołowych kiboli ze stolicy.

Gdyby wywołali awantury, ich konsekwencje nie dotknęłyby Legii, bo ta nie firmowała ich wyjazdu. Legia już zapłaciła wystarczająco wiele kar za burdy wywoływane przez swoich fanów. W latach 2002-2007 nałożono na warszawski klub obowiązek zapłaty ponad 200 tys. zł, 21 tys. euro i ok. 100 tys. franków szwajcarskich.

Drogi spokój

- A u nas buntu nie ma i panuje spokój - chlubią się działacze Lecha Poznań. Na meczach oprawa zawsze jest godna, atmosfera gorąca, doping głośny, na trybunach kilkanaście tysięcy kibiców, a zdarzają się mecze z widownią ponad dwudziestotysięczną. Za jaką cenę klub trzyma sztamę z kibicami?
Poznańscy ultrasi, zrzeszeni przede wszystkim w stowarzyszeniu Wiara Lecha, na każdy mecz starają się przygotować nową oprawę - olbrzymią flagę w klubowych barwach, kolorowe kartony, konfetti, balony. To kosztuje (flaga na cały sektor - ok. 10 tys. zł). Wiara zbiera na każdym meczu do puszek dobrowolne datki, ale pieniędzy nie wystarcza. Dlatego wynegocjowali, że klub będzie płacił im na koszty oprawy. Według działaczy klubowych to ponad 100 tys. zł na każdy sezon, ale nieoficjalnie wiemy, że suma jest prawie dwukrotnie wyższa. - Nie nazywamy tego haraczem za spokój czy czymś podobnym. Oprawa jest ładna, wyróżnia nasz stadion i klub, robi atmosferę. Płacimy, bo chcemy - mówi działacz klubu.
Do zaprowadzania porządku na stadionie klub zatrudnia najbardziej radykalnych fanów klubu. To mniej więcej 30-osobowa grupa wysportowanych, budzących respekt osiłków. Tajemnicą poliszynela jest, że są członkami jednej z najgroźniejszych w Polsce bojówek, Brygady Banitów. Uczestniczą w ustawkach, ale poza miastem. Klub ma dzięki temu spokój na stadionie. Ceną za spokój jest także oddanie kibicom w dzierżawę parkingu przy stadionie.
W negocjacjach kibiców z klubem uczestniczyli członkowie poprzedniego zarządu Lecha, Radosław Sołtys i Radosław Majchrzak. Wcześniej byli ostrymi kibicami. Kiedy Lechowi zaczęła grozić plajta, przejęli władzę. Razem z marketingowcem Michałem Lipczyńskim rządzili klubem przez sześć lat. Uratowali Lecha przed bankructwem, a potem przed spadkiem do III ligi. Rozpoczęli rozbudowę stadionu przy Bułgarskiej, a frekwencja na meczach biła wszelkie polskie rekordy. Dwa lata temu doszło do fuzji Lecha z Amica, bogatym klubem z Wronek. Do Lecha przyszedł nowy zarząd i nowi ludzie. Starych nie zwolniono. - Stary zarząd został w klubie, by przekazać takie meczowe knowhow, jak ściągać kibiców - opowiada jeden z pracowników nowego Lecha.

Radosław Sołtys został kierownikiem ds. ochrony, a Michał Lipczyński - dyrektorem działu marketingu. W klubie mówi się, że praca "starych" w Lechu może się niebawem skończyć. Powodem jest prokuratorskie śledztwo. Na konta Majchrzaka i Sołtysa wpłynęły w maju 2006 r. olbrzymie pieniądze - między 7 a 10 mln zł, zapłacone w ramach fuzji przez Amicę. Problem w tym, że Lech miał wówczas długi sięgające nawet 10 mln zł - głównie wobec ZUS i urzędu skarbowego - i pieniądze od Amiki powinny trafić najpierw do wierzycieli. Zdaniem prokuratury ówczesny zarząd Lecha zataił wpłaty od Amiki. Sołtys i Majchrzak tłumaczyli śledczym, że zapłacili należności byłym piłkarzom i trenerom. Zapewniali, że nie wzięli przy tym ani grosza.

Prawdziwi fani

Wchodzenie przedstawicieli kibiców do zarządów klubów to nie jest poznański wynalazek. Ze środowiska kibiców wywodzi się prezes GKS Tychy Łukasz Jachym. Kibiców można znaleźć we władzach Ruchu Chorzów, Górnika Zabrze czy GKS Katowice.
Zagorzałym kibicem Jagiellonii Białystok (zwanej przez kibiców Jagą) do 2006 r. był 34-letni wówczas Aleksander Puchalski, absolwent pedagogiki, zatrudniony w branży farmaceutycznej. W maju został prezesem klubu i z trybun przeniósł się do gabinetu, a ostatnio zasłynął wspólną podróżą z kibicami na mecz w Warszawie, podczas której doszło do walki z policją. Prezes skarżył się potem, że i on także oberwał pałką. Ale zapewniał, że w bójce nie brał udziału. Kibice z całej Polski po raz kolejny pokazali w tym sezonie, na co ich stać. Kluby piłkarskie, w przeciwieństwie do fanów, nie potrafią przyjąć wspólnego frontu. Te małe dla świętego spokoju godzą się na żądania chuliganów. Te większe próbują negocjować, idą na ustępstwa czy, jak w Lechu, płacą za spokój.
Tylko warszawska Legia walczy po męsku. W tej wojnie jest osamotniona. No może nie do końca, bo ktoś jej jednak kibicuje. To warszawscy miłośnicy futbolu, którzy kochają Legię i piłkę nie mniej niż kibole.

Piotr Pytlakowski, Jakub Stachowiak

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.