REKLAMA

Puchar, którego nikt nie chce

źródło: Życie Warszawy - Wiadomość archiwalna

Dziś ostatnia kolejka grupowa spotkań o Puchar Ekstraklasy, czyli rozgrywek, w których nie chcą brać udziału ani piłkarze, ani kibice. Frekwencja na meczach jest często mniejsza niż na spotkaniach IV ligi. - Do meczu z Dyskobolią podchodzimy podobnie jak do wszystkich spotkań o Puchar Ekstraklasy. To będzie dla nas taki sparing - mówił przed poprzednim meczem na Łazienkowskiej trener Legii Jan Urban. Dziś jego podopieczni podejmują ŁKS. Szkoleniowiec zastanawia się, jak zestawić zespół, aby dać odpocząć najlepszym zawodnikom. Kibice raczej nie wybierają się na to spotkanie. "Dzisiaj padnie kolejny rekord frekwencji" - drwią fani na forach internetowych.
Rzeczywiście możemy spodziewać się pustych trybun. Na pierwszym meczu przy Łazienkowskiej (z Ruchem) stawiło się 2,5 tys. fanów. Na kolejny, z Groclinem, wybrało się już tylko 400. Aż strach pomyśleć ilu będzie dziś, skoro Legia awans ma zapewniony. W dodatku kibice są zszokowani cenami biletów. - Jak na mecze, na które przychodzi 100 osób można sprzedawać bilety średnio po 40 zł? - żalą się kibice.

Ekstraklasa S.A. pierwszy raz zorganizowała te rozgrywki w ubiegłym sezonie. Zostały stworzone po to, by w meczach o stawkę ogrywali się zawodnicy z rezerw. Wtedy jeszcze komuś na tym zależało. Walkę o puchar stoczyły te same zespoły, które grały o mistrzostwo Polski. Dlatego mecze cieszyły się sporym zainteresowaniem kibiców. Na spotkaniu Legia - ŁKS pojawiło się ponad siedem tysięcy kibiców. Dziś możemy się spodziewać frekwencji zbliżonej do tej z meczu IV ligi grupy podlaskiej: Promień Mońki - Hetman Tykocin (400 osób).

- Po co zrobiono rozgrywki o Puchar Ekstraklasy, skoro od tego roku wprowadzono Młodą Ekstraklasę? Utalentowani i nie doświadczeni zawodnicy mogą się w niej ogrywać - mówią zgodnie klubowi działacze.

Chyba nawet najbardziej zagorzali fani krakowskiej Wisły nie słyszeli o Przemysławie Szabacie. Kto to? Zawodnik, który strzelił bramkę Zagłębiu Sosnowiec i zapewnił Wiśle zwycięstwo. O popularności tych rozgrywek najlepiej świadczy frekwencja na spotkaniach Lecha. W Poznaniu na ligowe mecze przychodzi średnio 21 tysięcy widzów. A ilu na mecze o Puchar Ekstraklasy? 1400. Na ostatnim spotkaniu z Polonią Bytom było ich 800.

Rozgrywki na siłę stara się promować telewizja. Polsat Sport emituje na żywo dwa mecze w kolejce. Ekstraklasa S.A. wyznaczyła atrakcyjną nagrodę dla zwycięzcy - milion złotych. Tyle, że w rozgrywkach bierze udział 16 drużyn. Niektóre więc w ogóle się do nich nie przykładają. Już po pięciu kolejkach szansę awansu straciły: czołowy klub ekstraklasy Lech i wicemistrz Polski z Bełchatowa.

Choć Ekstraklasa SA obiecała, że do każdego wyjazdu drużyny na mecz dołoży pięć tys. zł, kluby ponoszą straty. Wyjazd na takie nikomu niepotrzebne spotkanie to wydatek, w przypadku Legii, ponad 10 tys. zł. Legia ponosi jeszcze większe straty, występując na własnym stadionie. Stołeczny klub dokłada do takiego meczu 40 tys. zł! Po co komu więc ten puchar?

- Chcemy, aby polski piłkarz grał czterdzieści meczów w sezonie. Dlatego powstał Puchar Ekstraklasy. Nie są to rozgrywki o takiej renomie jak liga, ale służą m.in. poszukiwaniu utalentowanych piłkarzy. Tak było np. w Legii z Maciejem Rybusem. Puchar Ekstraklasy uczy profesjonalizmu. Dlaczego na te mecze przychodzi mało kibiców? To wynika z niewłaściwego ich traktowania. Przecież mogą tam ćwiczyć doping. Dyrektorzy sportowi i trenerzy mówią nam, żeby utrzymać tę imprezę. W sezonie powinno się grać jak najczęściej. - mówi Marcin Stefański, dyrektor logistyki rozgrywek Ekstraklasy SA.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.