REKLAMA

Legia wszystkich pobudza

Jan Urban, źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna - Wiadomość archiwalna

Czym drugie zgrupowanie w Hiszpanii różniło się od poprzedniego?

Jan Urban:
Przede wszystkim tym, że zawodnicy grali w meczach dłużej. Każdy z nich. Po drugie, więcej czasu poświęciliśmy taktyce.



Mówił pan, że w sparingach mają grać wszyscy, bo każdemu trzeba się przyjrzeć. Ale pierwszy skład już jest. Wystarczy spojrzeć na treningi, z kim najdłużej pracujecie, właśnie a propos taktyki. To ten skład z końcówki rundy jesiennej.

- Tak właśnie jest. Proszę więc przepisać sobie jedenastkę z poprzedniej rundy. Oczywiście pamiętając, że na środku obrony nie będzie kontuzjowanego Dicksona Choto.



Kiedyś w zimie polscy piłkarze dla nabrania siły biegali po górach, "ładowali akumulatory". Dlaczego teraz pan z nimi tego nie robi?

- Można byłoby pobiegać po górach, ale nie w takiej formie jak kiedyś. Gdy byłem piłkarzem, to taka "zabawa biegowa" trwała trzy godziny. Oczywiście, jak dla kogo. Zdarzało się, że niektórzy dobiegali, a niektórzy wracali taksówkami, bo "zgubili się" w górach. Wchodzi nowa technologia. Są fizjologowie, do tego np. zegarki kontrolujące intensywność pracy. Mamy pracować na takich i takich tętnach. To już jest sprawdzone. Odchodzi się od dawnych metod. Co nie znaczy, że one były do końca złe. Tylko prowadziły do tego, że selekcja zawodników była gorsza. Zostawali najsilniejsi. Dla tych słabszych, z lepszą techniką brakowało miejsca. Z drugiej strony za moich czasów poziom naszej piłki był dużo wyższy. Trenerzy mieli dużo większy wybór. Ale też przez taki trudny trening wielu nie osiągnęło tego, co mogło. Dzisiaj trudniej zamęczyć zawodnika. Tu jest największa różnica.



Panu tamte treningi nie zaszkodziły.

- Ale jak mówiłem, wtedy była selekcja naturalna, silniejszy zostawał. Ja na szczęście byłem silny. Dziś często zawodnik jest albo silny, albo dobry technicznie.



Pan przez lata pracował w Hiszpanii. Tam jest w ogóle coś takiego jak bieganie po górach?

- Na początku mojego pobytu było, chociaż to nie znaczy, że wszystkie drużyny tak robiły. Z Osasuną jeździliśmy w góry, ale to nie odbywało się tak jak u nas. W Hiszpanii nie ma śniegu, więc tylko sobie biegaliśmy, chodziliśmy, robiliśmy różne odcinki pracy treningowej. 800, 1000, 1500 metrów. Coraz więcej, taką piramidę. Im bliżej rozpoczęcia rundy czy sezonu, to się zmniejszało, aż w końcu w ogóle tego nie było. Jednak to wszystko trudno porównać. W moich czasach piłkarskich przerwa zimowa u nas trwała ze cztery miesiące. Mieliśmy dużo treningów na śniegu, co w sposób naturalny pozwalało wyrobić siłę. Mieliśmy dużo dźwigania ciężarów, treningów stacyjnych. Porównanie z Hiszpanią tym bardziej nie jest dobre, że oni poza trzema miesiącami przerwy grają później cały rok.



Angielskie zespoły jeżdżą wykuwać formę w Alpach.

- Dziś w wielu klubach trenerzy drużyny z danego kraju wywodzą się zza granicy. I każdy ma swoje metody, skądś przyniesione. W każdym razie większość używa różnych urządzeń, choćby testerów. W Campoamor też były treningi siłowe. Niedużo, ale były.



W meczu reprezentacji na środku obrony wystąpił Jakub Wawrzyniak. Pan zresztą także próbował go na tej pozycji.

- Dzięki temu wzrastają jego szanse na grę. Widzę go jednak przede wszystkim jako lewego obrońcę. Kiełbowicz na lewej stronie też nie może grać wszystkich meczów i Wawrzyniak będzie mi tam potrzebny. Na obóz dojechał Przemek Wysocki, który może też grać na lewej obronie. W Pucharze Ekstraklasy i Pucharze Polski pokazał się z dobrej strony. Wcześniej czy później powinien trafić do kadry pierwszego zespołu. Jestem jednak ostrożny w takim myśleniu. Wiem, że młodzi zawodnicy miewają wielkie wahania formy. Wzięliśmy na zgrupowania wielu młodych, ale to nie znaczy, że oni w trakcie sezonu będą z nami. Jednak chcieliśmy ich sprawdzić na tle doświadczonych piłkarzy. Poza tym takie wyróżnienie, możliwość trenowania z pierwszym zespołem daje tym młodym potężny zastrzyk motywacji.



W najbliższym czasie nie możecie jednak liczyć na Wysockiego. Przyjechał do Hiszpanii wyczerpany.

- A kto by nie był wyczerpany? To nie jest normalne grać pięć pełnych meczów w kilkanaście dni. A tak musiał na turnieju reprezentacji juniorów w Katarze. Tych młodych chłopaków trzeba pilnować. Trzeba umiejętnie wprowadzać ich do pierwszego zespołu, bo później się zastanawiamy, dlaczego wielki talent nie spełnia nadziei. Tymczasem w pewnym okresie rozwoju jest tak eksploatowany, że jego margines poprawy jest naprawdę niewielki. Wielu z takich zawodników gdzieś po drodze ginie. To powinno być poukładane odgórnie. Ja nie wiem, kto to ma zrobić, ale trzeba tym się zająć.



Sparing z FC Kopenhaga, gdy na początku grali przede wszystkim młodzi pokazał, że do tych starszych wiele im jeszcze brakuje.

- Inaczej widać zawodnika, gdy gra w drużynie, która jest ewidentnie słabsza piłkarsko od przeciwnika i wówczas ma znacznie więcej problemów do rozwiązania. Inaczej wygląda sytuacja, kiedy wprowadza się jednego czy dwóch młodych i mogą grać obok zawodników doświadczonych. Jak zespół ma przewagę, jest często przy piłce, to wszystko wygląda zupełnie inaczej.



Pojechaliście na dwa obozy do Hiszpanii. Jeden się skończył, wróciliście do Warszawy i znowu. Nie lepiej było pojechać na jeden obóz, za to dłuższy?

- Nie chcieliśmy robić tak długiego zgrupowania. Jak za długo ze sobą się przebywa, stwarzają się napięcia. Świadomie wybraliśmy takie miejsca, do których mieliśmy bezpośrednie loty z Warszawy - czyli do Malagi i Alicante. Poza tym wybraliśmy tanie linie. Dzisiaj warto na takie rzeczy zwrócić uwagę.



Przed rundą wiosenną Legia miała sprowadzić napastnika. Tak się nie stało, więc są ci, którzy byli. Czy Bartłomiej Grzelak nareszcie "odpali"?

- Mamy trzech zawodników na tę pozycję. Jestem bardzo zadowolony z ich pracy, tak zresztą jak i z pracy całego zespołu. U mnie zawodnik, który się nie przykłada, się nie przebije. Czy Grzelak i w ogóle napastnicy się odblokują, to wielka niewiadoma, także i dla mnie. Natomiast nigdy nie tracę nadziei.



Z jednego z treningów wyrzucił pan Chinyamę.

- Takie sytuacje zdarzają się w najlepszej rodzinie. Zawodnik też może się wkurzyć, zareaguje, zanim pomyśli. Nic wielkiego się nie stało. Nie mam do niego pretensji.



Wreszcie piłkę kopie Sebastian Szałachowski.

- Trenuje bardzo dobrze. Zdarza się, że czasem poczuje ból, ale prowadzący go lekarz twierdzi, że to może się zdarzać. Jeśli jednak dolegliwość robi się bardziej dokuczliwa, to staramy się, żeby pracował mniej i od czasu do czasu dajemy mu dzień czy dwa wolnego. Miał ponad rok przerwy i trzeba uważać, by nie przesadzić z tym jego szybkim powrotem.



On twierdzi, że już w marcu będzie w pełnej formie. Mówi się jednak, że powrót potrwa co najmniej pół roku.

- Uważam, że w marcu spokojnie może być w formie. Fizycznie możemy go przygotować bez żadnego problemu. Jeżeli nie będzie miał kłopotów zdrowotnych... Wiemy, na co go stać. Nie zapominajmy, że z całej kadry Legii jest drugim, jeżeli chodzi o bramki zdobyte w lidze. Kuriozalnie po Kiełbowiczu mającym o jedną czy dwie więcej. "Szałach" to zawodnik z charakterem, waleczny, szybki, potrafi być niebezpieczny pod bramką. Może zagrać na prawej pomocy, w ataku czy tuż za napastnikiem.



Legia jest w stanie dogonić Wisłę?

- Nie wiem, czy dogonimy Wisłę. Nie wiem nawet, na jakiej pozycji zakończymy rozgrywki. Zespoły, które są w tabeli za nami, też przecież mają swoje ambicje i spory potencjał. Wszyscy pracują na zgrupowaniach. Na pewno czasem warto nie tylko patrzeć do przodu, ale też się obejrzeć. Nieraz podkreślałem, że jeżeli będziemy w stanie zrobić taką drugą rundę jak Wisła pierwszą, to możemy być mistrzem. Wisła już takiej nie powtórzy.



Ale lider się wzmacnia: Matusiak, Łobodziński, może Garguła. A Legia? Nieznany obrońca z Afryki, i to na razie raczej na rezerwę. Do tego odszedł Grosicki.

- Nie mamy co na nich się oglądać. Nawet bez transferów jesteśmy silni. Mieliśmy naprawdę dobrą rundę, a wiosną drużyna powinna być jeszcze bardziej skonsolidowana. Grosicki nie był zawodnikiem z pierwszego szeregu. Mamy więcej czasu na pracę niż wtedy, kiedy przychodziłem do Legii.



W trakcie hiszpańskich zgrupowań, szczególnie podczas drugiego, mieliście silnych sparingpartnerów. FC Kopenhaga, Szachtar, Almeria i Murcia. Trudno o lepszych.

- Przeciwnicy byli naprawdę silni. Nawet biorąc pod uwagę, że hiszpańskie zespoły wystawiły zawodników mało grających w lidze. Ale nie wystawiły drugich zespołów, tylko graczy, którzy w tej chwili nie mieszczą się w podstawowych jedenastkach.



Co podczas tego drugiego zgrupowania ucieszyło pana najbardziej? Wyglądało jakby był to moment, gdy Piotr Giza strzelił gola Duńczykom.

- Cieszy mnie każda bramka strzelona przez każdego zawodnika. Może jednak, jak trafił "Gizmo", to ucieszyłem się jeszcze bardziej. Jesienią był bardzo krytykowany, przede wszystkim za złą skuteczność. Ja będę zawsze go bronił, uważam bowiem, że mam ku temu podstawy. On daje drużynie bardzo dużo. Nigdy nie strzelał wielu bramek. Nie podejrzewam, żeby w Cracovii miewał aż tyle sytuacji, ile ma w Legii. Musi się przyzwyczaić, że tu wymagania są dużo większe. Tam wystarczyło, jak strzelił pięć-sześć bramek w sezonie. Tu musi być więcej.



Dwóch graczy Legia wystawiła na listę transferową. Marcin Burkhardt jest jednym z przywódców zespołu. Umie wprowadzić dobrą atmosferę.

- Dla mnie, jak ktoś jest ważny, to musi taki być na boisku. Jeden jest bardziej otwarty, drugi skryty. "Bury" ma dużą łatwość komunikacji. Lubi się pośmiać, pożartować, ma przywódczy charakter. Ale nic poza tym. "Szałach" jest skrytym chłopakiem, trudno od niego coś wyciągnąć. A kiedy grał, był zawodnikiem z charakterem, dawał bardzo dużo drużynie.



Zamiast napastnika w przerwie zimowej do zespołu dochodzi obrońca. Co takiego spodobało się panu w Mario Booysenie?

- Jest wysoki. Potrafi grać twardo, dobrze w powietrzu. Trochę za wolny, ale można z nim popracować. Kontuzja Dicksona Choto zwiększyła jego szanse. Będziemy jeszcze go obserwować. Ale to w tej chwili nie jest zawodnik do podstawowego składu. Nadal rozglądamy się za środkowym obrońcą. Nawet bardziej niż za napastnikiem.



Zaczynacie ligę z Groclinem na jego boisku. Nie lepiej byłoby zacząć z kimś słabszym?

- Mecz zapowiada się na bardzo ciężki. Jednak Legia wszystkich pobudza. Zawodnicy grający w Legii muszą radzić sobie z presją i wiedzieć, że obojętnie kto przeciwko nim gra, wyzwoli z siebie więcej ambicji niż przeciw jakiemukolwiek przeciwnikowi. Dobry wynik z Legią to dla każdego z rywali dowód, że jednak w piłkę grać umie. Groclin we wszystkich rozgrywkach jest bardzo blisko nas, więc ten mecz będzie tym ważniejszy. A pierwsza wiosenna kolejka może być rzeczywiście ciekawa. Wisła jedzie do Kielc na mecz z Koroną, Lech zagra w Zabrzu z Górnikiem. W Grodzisku czeka nas ciężkie zadanie, ale rywale też nie będą mieli lekko.



Rozmawiał Maciej Weber

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.