REKLAMA

Powiedzieli pod szatniami

Tomek Janus, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Maciej Rybus (Legia Warszawa): Z wyniku nie możemy być zadowoleni. Przyjechaliśmy tu wygrać. Mecz układał się po naszej myśli. Prowadziliśmy 1-0, kontrolowaliśmy przebieg gry i stwarzaliśmy groźne sytuacje. Nagle zrobiło się zaś 1-2. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się strzelić wyrównującą bramkę. Przy tym golu zachowałem się instynktownie. Nie myślałem za dużo, tylko kopnąłem piłkę. Teraz nawet nie pamiętam czy ją przyjmowałem. Inna sprawa, że Takesure Chinyama miał chwilę wcześniej wyborną okazję. Myślałem, że już jest gol i z radości podniosłem ręce. A tu nagle piłka spadła pod moje nogi i strzeliłem gola na 2-2.
Przed meczem liczyłem, że mogę zagrać od pierwszej minuty. Trener postawił jednak na Marcina Smolińskiego, który zagrał dobre spotkanie w Pucharze Polski. Pojawiłem się po przerwie na prawej pomocy. Może nie gram na tej pozycji za często, ale na pewno nie była to dla mnie nowość. Ze swojej gry nie jestem do końca zadowolony. Ocenę nieco podnosi tylko gol.

Piotr Giza (Legia Warszawa): Nie możemy być zadowoleni z wyniku, który osiągnęliśmy. Zwycięstwo nam się należało. Ale taka jest piłka. Nie zagraliśmy odpowiednio skoncentrowani do ostatniej minuty i dlatego straciliśmy dwie bramki. Nie można powiedzieć, że odpuściliśmy końcówkę. Po prostu przytrafiły się nam błędy. Obawialiśmy się stałych fragmentów w wykonaniu gospodarzy i właśnie po tym elemencie gry straciliśmy jedną z bramek. Zresztą Bełchatów jedyne groźne akcje miał właśnie po stałych fragmentach gry. Do 85. minuty nie wynikało z nich nic konkretnego. Tak już bywa, że klasowe drużyny tracą bramki po stałych fragmentach gry.

Aleksandar Vuković (Legia Warszawa): Przez 85 minut pod naszą bramką nic się nie działo, a my kontrolowaliśmy sytuację na boisku. Potem kilka niepotrzebnych stałych fragmentów gry, które podarowaliśmy rywalom. Zresztą to były jedyne sytuacje, kiedy mogli nam zagrozić. W końcu jeden z rzutów rożnych zamienili na bramkę. Dobrze, że chociaż udało nam się uniknąć porażki. W drugiej połowie na murawie pojawiło się kilku młodych zawodników, ale to nie oni popełnili błędy, po których straciliśmy gole.

Marcin Smoliński (Legia Warszawa): Bełchatów nastawił się dziś na granie długich piłek i praktycznie nie miał akcji pod naszą bramką. W pierwszej połowie zdecydowanie przeważaliśmy. Może po przerwie było nieco słabiej, ale nic nie wskazywało na to, że w pewnym momencie możemy zacząć przegrywać. Dobrze, że chociaż udało się strzelić gola na 2-2, bo inaczej byłoby niewesoło.
Wiedzieliśmy, że przy stałych fragmentach gry groźny będzie „Jarza”. Raz go nie upilnowaliśmy i już był remis. Potem 1-2 i całe szczęście, że doprowadziliśmy do remisu. Co do mojej postawy, to wydaje mi się, że zagrałem dobrze. Trener dał mi kolejną szansę i na boisku czułem się całkiem nieźle. Mam nadzieję, że moja forma się ustabilizuje, a trener nadal będzie mi ufał. Żałuję tylko, że na początku meczu nie strzeliłem gola. Muszę przyznać, że sam już widziałem piłkę w bramce.

Jakub Wawrzyniak (Legia Warszawa): Znów straciliśmy dwie bramki w końcówce meczu. Powtórzyło się to, co miało miejsce w Sosnowcu. Jedyny plus, że udało się nam doprowadzić do remisu. Dla nas jest to jednak strata dwóch punktów. Trzeba wyciągnąć z tego wnioski i w następnym meczu zagrać lepiej. Mamy świadomość, że gramy co trzy dni i zmęczenie może się nakładać na siebie. Dlatego trzeba zagrać bardziej skoncentrowanym w końcówce meczu. Bo nie może tak być, że w pierwszej połowie dominujemy, a po przerwie niepotrzebnie oddajemy rywalowi inicjatywę. Byliśmy mniej agresywni i pozwalaliśmy środkowym pomocnikom na odwrócenie się twarzą do bramki i rozgrywanie piłki. Stąd sytuacje stwarzane przez Bełchatów.

Tomasz Jarzębowski (GKS Bełchatów): Znów dziwnie się czuję, bo strzeliłem gola Legii. Dziś w moim trafieniu było dużo przypadku. Piłka spadła mi pod nogi, odbiła się od uda i wpadła do bramki. Gdy później Janusz Dziedzic dał nam prowadzenie, cieszyłem się, że pierwszy raz od niepamiętnych czasów podniesiemy się ze stanu 0-1. Przypadkowa bramka na 2-2 doprowadziła jednak do podziału punktów. Trochę szkoda, bo z tego co pamiętam, to w drugiej połowie Legia nie stworzyła żadnej groźnej sytuacji bramkowej. W pierwszej połowie legioniści też nie mieli zbyt wielu klarownych sytuacji. Nawet ta po której Roger strzelił gola, wcale nie wydawała się taka niebezpieczna. Inna sprawa, że Roger po raz kolejny udowodnił, że ma mocne uderzenie. Skończyło się remisem i uśmiech nie może być pełny.
Ciągle jestem pytany czy chciałbym grać w Legii. Po raz kolejny powtórzę, że tak. Dużo zależy w tym momencie od włodarzy klubowych. To od nich zależy czy będą chcieli mnie wykupić z Bełchatowa. Osobiście nie rozmawiałem jeszcze o transferze z kimś z Legii. Sprawę pilotuje mój menadżer i zobaczymy co z tego wyniknie.
Cieszę się, że kibice w Warszawie wciąż o mnie pamiętają. A przecież dwa razy przypominałem się im w niezbyt miły sposób (śmiech). Zresztą z fanami Legii zawsze miałem dobry kontakt. Jestem w końcu jednym z niewielu wychowanków „wojskowych”, którzy grali w tym klubie. Dlatego chcą, żebym wrócił. Dowód temu dali dziś witając mnie bardzo miło i po meczu skandując moje nazwisko i nawołując do powrotu. Muszę przyznać, że to mnie bardzo wzruszyło.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.