REKLAMA

Powiedzieli pod szatniami

Tomek Janus, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Jan Mucha: Ważne jest, że mamy finał i czeka nas rywalizacja z Wisłą. Zapewniliśmy sobie występy w europejskich pucharach i teraz możemy już spokojnie powalczyć o drugie miejsce w lidze. Nie ma już presji i będziemy grali na luzie, bo udało się nam osiągnąć, to co zamierzaliśmy. Może nasza gra nie wyglądała za dobrze, ale pamiętajmy, że Zagłębie gra co tydzień, a my co trzy dni. Może już trochę wypluliśmy się. Ciężko jest się regenerować w tak krótkim czasie. Zgadzam się jednak, że przespaliśmy pierwszą połowę i nie graliśmy wtedy za dobrze. Lepiej było po przerwie, gdy graliśmy po ziemi i dłużej trzymaliśmy piłkę. Czy czuję się bohaterem spotkania? Nie jestem i nigdy nim nie będę. Mamy finał i to jest ważne. Przecież Legia nie zdobyła Pucharu Polski od wielu lat.

Miroslav Radović: Awansowaliśmy do finału i nie pozostało nam nic innego, jak zdobyć ten puchar. Co do meczu, to wykorzystaliśmy jedną dobrą akcję. Zagrałem ładny pass z Tekasure Chinyamą i remis dał nam awans. Teraz możemy być nieco spokojniejsi, bo mamy już puchary. Swoją cegiełkę dołożył do tego Jano Mucha, który pokazał, że w Polsce nie ma konkurencji dla niego. Zresztą potwierdza to w całym sezonie. Dobrze, że w finale zagramy z Wisłą Kraków. Potrafiliśmy pokonać ich w tym sezonie i wierzę, że znów się nam to uda. Po meczu strasznie się cieszyłem, że awansowaliśmy dalej. Nawet rzuciłem koszulkę kibicom. Ważne, że moja gra wygląda lepiej. Oby tak do końca sezonu.

Jakub Rzeźniczak: Awansowaliśmy do Pucharu UEFA i zrealizowaliśmy tym samym nasze priorytetowe zadanie. Od momentu gdy Wisła Kraków zapewniła sobie mistrzostwo, było to dla nas najważniejsze i dlatego mamy powody do radości. Sam mecz był bardzo ciężki. Gdy strzeliliśmy wyrównującą bramkę, staraliśmy się utrzymać ten rezultat, bo wiedzieliśmy, że da nam awans. Zagłębie stworzyło kilka groźnych sytuacji, ale nasza bramka była jak zaczarowana. Dobrze ze swojego zadania wywiązał się także Jan Mucha i chwała mu za to. Teraz czeka nas finał z Wisłą. Ograliśmy ją już dwa razy i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zrobić to po raz trzeci. Zagrałem tylko 45 minut, bo pod koniec pierwszej połowy doznałem urazu, który uniemożliwił mi występ po przerwie. Starłem się z Robertem Kolendowiczem i ucierpiał na tym mój piszczel, który zsiniał i spuchł. Mam nadzieję, że to nic poważnego, ale więcej informacji przyniosą najbliższe dni.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.