REKLAMA

Jeszcze ucałuję polskiego orzełka

Roger Guerreiro, źródło: Polska - Wiadomość archiwalna

Pogodziliście się już z remisem w meczu z Austrią czy raczej ciągle wspominacie feralny rzut karny, który odebrał Polsce zwycięstwo?

- Po meczu z Austrią byliśmy wściekli. Myślałem, że moja bramka da naszej drużynie zwycięstwo i duże szanse na awans do ćwierćfinału. Aż do 93. min. Przyznaję, że długo nie mogliśmy się pogodzić z tym, co się stało. Przecież takich sytuacji, że ktoś się z kimś przepycha w polu karnym, są dziesiątki. Oglądałem kilka meczów w tym turnieju i gdyby sędzia chciał odgwizdywać takie karne, byłoby ich w meczu dziesięć czy piętnaście. Powtarzamy sobie jednak: było minęło. Nie ma co do tego wracać, bo nie są to wspomnienia przyjemne. Teraz najważniejsze jest spotkanie z Chorwacją. Na tym cała drużyna jest skoncentrowana.



Wierzycie jeszcze w awans?

- Szanse są iluzoryczne. Nawet trener Beenhakker miał chwilę zwątpienia. Oczywiście, że wierzymy. Kto ma wierzyć, jak nie my? Przecież nadal mamy matematyczne szanse. A dopóki będą, trzeba wierzyć. Do ostatniej minuty meczu. W Polsce zwykło się mówić: nadzieja umiera ostatnia. I właśnie z takim nastawieniem przyjechaliśmy na mecz do Klagenfurtu. Jeszcze nic straconego. To spotkanie traktujemy jak finał Euro. Nawet gdyby nie udało się jednak awansować, bo musimy przecież liczyć na zwycięstwo Austriaków nad Niemcami, to chcemy wygrać dla polskich kibiców. To, co zrobili na trybunach w dwóch pierwszych meczach, było fantastyczne. Zasłużyli, by mieć choć chwilę radości.



Oglądał Pan mecze Chorwatów? Styl, w jakim wygrali z Niemcami, zrobił na wszystkich obserwatorach ogromne wrażenie. Jak z nimi wygrać, skoro my Niemcom nie daliśmy rady?

- Tak, oglądałem mecze Chorwacji. To bardzo silna drużyna. Zresztą co tu dużo opowiadać: jeśli pokonali Niemców, to muszą grać w piłkę znakomicie. Ale przecież każdy jest do pokonania. Mamy szanse wygrać, bo nasza drużyna jest bardzo dobra.



Po pierwszych meczach w Euro niektórzy zaczęli porównywać Pana do Luki Modricia. Wszystko wskazuje jednak na to, że rozgrywający Chorwatów nie zagra przeciwko Polsce [trener Bilić chce dać mu odpocząć - red.]. Chciałby się Pan z nim zmierzyć, by porównać swoje umiejętności?

- Fakt, że porównuje się mnie do tak znakomitego piłkarza jak Modrić, może tylko cieszyć. Jednak wielokrotnie mówiłem już, że nie lubię odnosić się do różnego rodzaju porównań. To rola ludzi z zewnątrz - dziennikarzy i ekspertów. Moim zadaniem jest robić to, co potrafię najlepiej - czyli grać. Wiem, że Modrić to znakomity piłkarz. Lubię patrzeć, jak porusza się po boisku. Robi to z wielką swobodą. Ja staram się grać podobnie. I może stąd to porównanie.



Jak czuje się piłkarz, który jest ponoć wart 5 mln euro?

- Czytałem w gazetach o takiej sumie, ale zaznaczam: tylko w gazetach. Szczerze mówiąc, nie wiem, kto wymyślił taką cenę za mnie i czy akurat tyle jestem wart. Powtarzałem już wiele razy, że Euro to Euro i na myślenie o sprawach klubowych będzie czas. Na razie chcę się skoncentrować na jak najlepszych występach w mistrzostwach.



Doniesienia o zainteresowaniu hiszpańskich klubów Pana osobą to tylko prasowe spekulacje? A może ktoś kontaktował się z Panem?

- Mogę zapewnić, że z moim menedżerem nikt się nie kontaktował. Wiem tylko to, co przeczytałem w gazetach. Nic poza tym.



Ajax, Valladolid, Osasuna, Betis, Numancia - podobno te kluby chciałyby mieć Pana w składzie. W którym z nich chciałby Pan grać najbardziej?

- Po pierwsze to nie wiem, czy informacje o zainteresowaniu mną tych klubów są prawdziwe. A poza tym na razie mam ważny kontrakt z Legią. Byłoby nawet nieetyczne mówić, w jakim klubie chciałbym grać. Bo na razie liczy się tylko Legia. Jeśli pojawi się konkretna oferta, to wraz z działaczami na pewno ją rozważymy. I tyle. Po Euro na pewno wracam do Warszawy.



Działaczom Legii trudno jednak będzie Pana utrzymać. Podczas Euro już zdążył się Pan bardzo wypromować.

- Być może. Ale proszę mi wierzyć: przez ostatnie tygodnie jestem skoncentrowany tylko na tym, co dzieje się podczas zgrupowania kadry, i nie dociera do mnie wiele informacji. Zresztą nawet mnie to za bardzo nie interesuje. Jestem profesjonalnym piłkarzem. Przyjechałem na Euro po to, by grać i godnie reprezentować kraj. Mój kraj! Chcę pomóc Polsce w awansie do ćwierćfinału, a kwestie reklamy mojej osoby są mi w tym momencie zupełnie obojętne. Wiadomo, że każdy piłkarz chce się pokazać z jak najlepszej strony. Ale przede wszystkim liczy się drużyna, bo piłka to gra zespołowa.



Gdy otrzymywał Pan polskie obywatelstwo, wiele osób zgłaszało wątpliwości. Po dobrych występach w Euro podobnych opinii już nie słychać. Nie ma Pan troszkę żalu za tamte komentarze?

- Jeszcze przed rozpoczęciem Euro mówiłem w wywiadach, że swoją grą postaram się udowodnić, iż zasłużyłem na obywatelstwo i na występy w reprezentacji. Nie jestem nikim nadzwyczajnym, chcę jedynie pomóc Polsce - mojemu krajowi. I cieszę się, jeżeli ci, którzy mnie krytykowali, zmienili zdanie. Zresztą było mi bardzo miło, gdy po meczu towarzyskim z Danią, tuż przed wyjazdem na Euro, kibice skandowali moje imię. To samo powtórzyło się podczas spotkań w mistrzostwach. Jestem im za to bardzo wdzięczny, bo takie sytuacje dodają zawodnikowi pewności siebie.



Słyszał Pan, że prezydent miał problemy z wymową nazwiska Guerreiro? Powiedział: "Najlepszy na boisku był Perreira".

- Każdy może się pomylić. Nie przywiązuję do tego typu pomyłek żadnej wagi. Ważne było, że prezydent przyjechał na mecz, aby swoją obecnością wspomóc reprezentację. I przyniósł mi szczęście, bo strzeliłem gola. Ja osobiście dziękuję mu za obecność.



Po zdobyciu gola w meczu z Austrią uniósł Pan wzrok i ręce ku niebu, by uczcić pamięć zmarłego ojca. Gdy strzeli Pan bramkę Chorwacji, ucałuje Pan orzełka na koszulce? Wielu kibiców czeka na ten moment.

- Trudno przewidzieć, co będę czuł po strzeleniu gola. Wiem, że w Polsce jest taki zwyczaj. Zresztą wielokrotnie całowałem symbol Legii po zdobyciu bramki. Mam wielki szacunek do Polski i do reprezentacji. Mogę obiecać, że jeszcze ucałuję polskiego orzełka.



A jak idzie Panu nauka polskiego hymnu? Podczas dwóch pierwszych meczów starał się Pan śpiewać "Mazurka Dąbrowskiego"?

- Coraz lepiej. Douczyłem się dwóch kolejnych wersów i cały czas robię postępy. Agata, moja tłumaczka, cały czas mnie mobilizuje, więc nie ma przeproś. Podczas Euro może jeszcze całego nie zaśpiewam, ale obiecuję, że jeszcze usłyszycie Rogera śpiewającego cały hymn.



Rozmawiali Rafał Musioł, Rafał Romaniuk i Piotr Wierzbicki

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.