REKLAMA

Paweł Podobas: Mecz życia rozegrałem w Legii.

Gacek, źródło: własne - Wiadomość archiwalna

Mimo swoich 24 lat i wielu sukcesów sportowych parę razy był o krok od rezygnacji z koszykówki. Niewiele brakowało a zamiast po koszykarskim parkiecie, biegał by po piłkarskiej murawie. Jego koledzy twierdzą, że Paweł zawsze jest duszą towarzystwa i nie sposób się z nim nudzić. Wielu dziwi się, że zamiast bić się o miejsce w dobrym klubie z ekstraklasy, biega dziś po 2. ligowych boiskach. O swojej przygodzie z koszykówką, w Legii i nie tylko, opowiada nam Paweł Podobas.

Na początek porozmawiajmy o sprawach niezwiązanych z koszykówką. Jesteś na V roku prawa.
Paweł Podobas: Tak, jestem na V roku prawa na Uniwersytecie Warszawskim i jestem w trakcie pisania pracy magisterskiej.

Planujesz po ukończeniu studiów dalsze kształcenie w tym kierunku, czy chcesz po prostu dokończyć studia i zająć się znów w pełni koszykówką?
- Na pewno będę próbował dostać się na aplikację. Radcowską lub adwokacką. Poza tym planuję rozpocząć drugie studia – podyplomowe- menedżera sportu i to już jest pewne, niezależnie od dostania się na aplikację. A co do koszykówki, zobaczymy jak to się wszystko potoczy. Jeśli pojawią się jakieś konkretne oferty, będę musiał poważnie się zastanowić co zrobić. Cały okres studiów starałem się grać w Warszawie lub okolicach, mimo że miałem okazję wyjechać. Jednak o tym, że nigdzie nie wyjechałem zaważyły studia, postanowiłem się dalej uczyć i nie odpuszczać. Szkoda byłoby je zaprzepaścić.

Przejdźmy do koszykówki. Powiedz jak to się stało że zacząłeś grać?
- Mój ojciec – Roman – grał całe życie w koszykówkę. Ja od małego jeździłem z nim na mecze i podpatrywałem jak gra. Grywał też amatorsko w WNBA. Gdy byłem w drugiej klasie podstawówki przyprowadził mnie tutaj, na Legię. Trenerem był wówczas jego kolega, pan Jan Kwasiborski, który pozwolił mi trenować ze starszymi chłopakami. Trenowałem jednak krótko, bo około trzech, czterech miesięcy. Potem dość poważnie się rozchorowałem i skończyłem trenować koszykówkę. Jakiś czas później wróciłem do sportu, jednak zająłem się piłką nożną. Trenowałem przez trzy lata, ale trener powiedział, że jednak jestem za słaby, więc wróciłem do koszykówki. Zacząłem trenować w Polonii Warszawa, gdzie grałem bardzo długo. Po pewnym czasie postanowiłem jednak zrezygnować z gry w Polonii, ponieważ nie udało mi się dostać do pierwszej Polonii Warbud. W międzyczasie rozpocząłem studia i stwierdziłem, że z zawodowym graniem dam sobie spokój. Przynajmniej na jakiś czas. Zacząłem z kolei grać w lidze akademickiej – LAK. Grając w tej lidze dostałem telefon od trenera Legionu Legionowo, Piotra Bakuna, który zapytał, czy chciałbym zagrać w jego drużynie. Dostaliśmy się tam razem z Sebastianem Okołą, a drugim trenerem wtedy był, znany też z Legii Michał Spychała. Graliśmy od połowy do końca sezonu i mięliśmy zostać kolejny rok w Legionowie. Niestety sponsor się wycofał, drużyna się rozpadła. Pomyślałem wtedy, że to już chyba koniec grania w kosza. Nie miałem żadnych koszykarskich perspektyw. Wkrótce jednak skontaktowałem się z trenerem Spychałą, który był trenerem w Legii i tak tu trafiłem, a razem ze mną Sebastian. Złożyło się akurat tak, że trafiliśmy na jeden z najlepszych sezonów Legii w ostatnich latach.

Grałeś również w Katowicach?
- Tak, to prawda. Będąc w Legionowie, trener Bakun zgłosił do rozgrywek jedynie Sebastiana. W międzyczasie dostałem powołanie od trenera Maticia, który organizował akcję szkoleniową "Team Polska". Akcja ta dotyczyła młodych, perspektywicznych zawodników, którzy nie mieli miejsca w swoich klubach. Trener Matić chciał, żeby ci zawodnicy przyjeżdżali do Katowic i grali w jego zespole. Tak w gruncie rzeczy było, że trenowałem w Legionie, a do Katowic jeździłem tylko na mecze. Z początku byłem sceptyczny do tej całej akcji, ale szło nam bardzo dobrze. Pamiętam pierwszy mecz jaki rozegraliśmy - to był mecz z Pruszkowem. Grali tam wtedy m.in. Kamil Sulima oraz Robert Pacocha i nawet udało nam się z nimi wygrać. Po tej porażce Pruszków głośno protestował, gdyż uważali, że nie mamy ważnych licencji i nie powinniśmy występować w tym meczu. Rozegrałem w Katowicach jeszcze kilka spotkań i byłem bardzo zadowolony, że mogę tam grać, spróbować swoich sił w pierwszej lidze.
Po tych występach zagrałem jeszcze raz w Polonii, na mistrzostwach Polski juniorów starszych, po czym miałem poważne problemy ze zdrowiem i już do końca sezonu nigdzie nie grałem.

W zeszłym sezonie reprezentowałeś barwy, wyżej obecnie notowanego od Legii, Norgipsu Piaseczno. Czemu odszedłeś? Nie chciano Cię zatrzymać w Piasecznie?
- Na początku Piaseczno chciało mnie zatrzymać. Zarówno trener, jak i zarząd, namawiali mnie bym został. Jednak nie dogadaliśmy się co do kontraktu. Uważam, że zarząd nie zachował się wobec mnie w porządku. Zaproponowano mi kontrakt, na który się zgodziłem, po czym do podpisania otrzymałem coś zupełnie innego. Nie podpisałem oczywiście tego kontraktu i ponownie usiedliśmy do negocjacji. Gdy określiłem moje warunki, usłyszałem, że muszą się zastanowić i wkrótce się do mnie odezwą. Nie zrobili tego, pomimo moich późniejszych prób kontaktu z zarządem. To nie chodziło o jakieś duże pieniądze, bo tak naprawdę, w kontekście chłopaków w naszym wieku, nie można mówić o większych sumach. Jednak do Piaseczna mam około 60 km w obie strony i codzienne dojazdy kosztowały mnie całkiem sporo, zarówno czasu i jak i pieniędzy.

Patrząc na Twoją metrykę, na osiągnięcia, zastanawia mnie jedna rzecz. Czy Po Twoich dobrych występach w rezerwach, czy juniorach Polonii, nie było głosu upominającego się o Ciebie z pierwszej Polonii, w której notabene świetnie radził sobie Robert Pacocha?
- Były, pojechałem nawet na obóz z Polonią, a wraz ze mną jeszcze Marcin Dutkiewicz, Michał Przybylski i Tomek Pisarczyk. Zapowiadało się nieźle, jednak treningi młodych chłopaków w ekstraklasie wyglądały tak, że cała pierwsza drużyna grała, a my rzucaliśmy sobie na boczne kosze. Mieliśmy wtedy jednak szczęście, że było w Polonii kilku reprezentantów Polski m.in. Łukasz Koszarek, którzy wyjechali na kadrę i mogliśmy czasem zagrać. Po powrocie z obozu, podziękowano mi, w drużynie został jedynie chyba Marcin Dutkiewicz i Michał Przybylski, który zresztą gra tam do dziś. Trochę to dziwne, bo cała nasza młoda ekipa zdobyła taką ilość medali, której ani wcześniejsze ani późniejsze składy nie zdobyły. Mimo to, potraktowano nas bardzo nie w porządku skreślając nas. Nawet nie dano nam większej szansy gry, pokazania się.
Pamiętam też, jak przyszliśmy do Legii z Sebastianem, KSP zmieniło nazwę na MKS. Działacze z Polonii chcieli wtedy za nas od Legii pieniądze. My jednak, z Sebastianem, zrobiliśmy tak, że wysłaliśmy do WOZKosz i do Polonii pismo, że nie zgadzamy się na przeniesienie z KSP do MKS i chcemy nasze listy czystości, tj. potwierdzenie, że jesteśmy wolnymi zawodnikami. Po ich otrzymaniu nikt nie mógł za nas żądać pieniędzy od Legii, mimo usilnych prób władz Polonii.

Jeden z Twoich kolegów powiedział takie zdanie - "Pepe śmiało mógłby zawojować ekstraklasę, gdyby tylko miał szansę gry".
- To bardzo miłe, jednak nic z tego nie wynika. Popatrz na osiągnięcia chłopaków z mojego rocznika lub rok czy dwa lata starszych: nikt tak naprawdę nigdzie nie grał. Jedynie rok temu coś tam zaczął grać Michał Przybylski, ale złapał kontuzję i znów nie gra. Tomek Ochońko siedział na ławce w Stali Ostrów, teraz trochę gra w Polpharmie, głównie ze względu na nowe przepisy odnośnie ilości Polaków na boisku. Marcin Dutkiewicz, rok temu, cały sezon grzał ławę w Czarnych, teraz, w Polonii 2011, zaczyna grać trochę więcej. Wszyscy ci ludzie ode mnie z drużyny, dopiero teraz, po pięciu latach dostają szansę zaistnienia gdziekolwiek. A co do moich występów w ekstraklasie - zagrałem 50s w sparingu z Turowem Zgorzelec (śmiech). Kryłem Jana Molinari’ego, rzuciłem dwa punkty. Trener Kamiński powiedział mi potem, że według niego nie nadaję się do drużyny, nie tłumacząc mi nawet co mógłbym poprawić. A gdy poprosiłem o jakąś radę, jako trenera, spojrzał na mnie z ogromnym zdziwieniem. Jedynie trener Czosnowski pomagał młodym zawodnikom. Nie zaproponowano nam kontraktów, jak to ma zazwyczaj miejsce w normalnych klubach, jak np. Asseco Prokom, więc szkoda było poświęcać czas na coś, co nie rokowało dobrze na przyszłość; ja już nie mogłem sobie na to dłużej pozwolić.

Nie starałeś się zapukać ponownie do drzwi Polonii 2011?
- Po tym jak się rozstaliśmy z Polonią 2011 wiedziałem, że trener Starcević nie będzie mnie tam chciał. Rozmawiałem o tym z trenerem Spychałą. Myślałem, że będzie trenerem w I ligowej Politechnice, która, jak wiadomo, współpracuje z Polonią 2011, ale tam wszystkim kieruje trener Starcević. A jemu nie przypadłem do gustu jako zawodnik i temat się zakończył. Poza tym, przy pierwszym rozstaniu z Polonią 2011, głównie chodziło mi o to, że chciałem więcej grać. 15 minut to dla mnie za mało. Uważam, że gdybym dostawał większy kredyt zaufania, na pewno bym lepiej grał. Zresztą widać to było po grze w Legii, gdzie miałem, chociażby w 2006 roku, większe pole do popisu czy dziś, kiedy również dłużej gram.

Apropos Twoich występów w Legii. Twoją nominalną pozycją jest pozycja rozgrywającego. W sezonie 2006/2007 grając na "jedynce" w Legii szło Ci bardzo dobrze. W tym sezonie jednak częściej można Cię zobaczyć występującego na "dwójce". Dlaczego?
- Tak jest lepiej dla zespołu (śmiech).

Wielu Twoich kolegów uważa że jesteś na tej pozycji mniej pożyteczny...
- Też tak uważam. Mimo, że nie wszyscy tak uważają w "sztabie szkoleniowym". Niektórzy sądzą, że lepiej abym grał na pozycji numer dwa. Ja całe życie byłem rozgrywającym, czy w kadetach, czy w Polonii 2011, Legionie czy w Katowicach. Zdarzało się, że w Katowicach występowałem parę razy na dwójce. Nie wiem, może jestem taką hybrydą – jedynko-dwójką. Jestem przyzwyczajony do kreowania gry, lubię mieć piłkę, wypracowywać komuś pozycję. Wiadomo, mogę rzucać, ale nie mam takiego ciągu do zdobywania punktów, wolę podawać. Każdy by chciał w statystykach mieć jak najwięcej punktów, ale to jest gra zespołowa. Także to nie jest zależne ode mnie obecnie. Jeśli trener będzie kazał grać na trójce, czy czwórce, to zagram, ja mam wykonywać swoją robotę.

Miałeś swojego koszykarskiego idola? Wzorujesz się na kimś?
- Tak naprawdę, jak byłem mały, zawsze chciałem pokonać swojego Tatę w kosza. To się stało jednak dość szybko (śmiech). Na początku on był moim koszykarskim wzorem. Potem oczywiście Michael Jordan. Pamiętam, dostałem kiedyś jego koszulkę od wujka ze Stanów. Jak ją założyłem sięgała mi do kostek (śmiech). Później ze względu na moją pozycję, interesowałem się Allanem Iversonem.

W czasach Twoich poprzednich występów w Legii, na trybunach można było spotkać Twojego tatę. Obecnie chyba rzadziej?
- Tak, przeprowadził się, rzadziej ma okazje bywać.

Nadal jednak gorąco Cię dopinguje?
- Dopinguje. A raczej krytykuje. On jest fanem koszykówki. Dobrej koszykówki. Dla niego nieważne jaki zespół gra, on chodzi po prostu na mecze. Za to siostra i moja dziewczyna są zawsze na meczach.

Patrząc na całą Twoją karierę, kto był Twoim najlepszym przyjacielem z boiska? Kogo chciałbyś mieć dziś obok siebie w Legii?
- Jest parę osób z którymi lubię grać. Na pewno Sebastian Okoła. Uwielbiam z nim grać, od zawsze. Gramy ze sobą bardzo długo i bardzo dobrze się rozumiemy. Wiem na co go stać, gdzie mu dograć. Doskonale rozumiemy się na boisku. Wiem że lubi powalczyć pod koszem, czasem wyjść na „trójkę”. Naprawdę wielka szkoda, że go tu nie ma. To samo Marcin Dutkiewicz.
Z obecnego składu, dobrze czuję się, gdy na boisku jest Piotrek Nawrot. W obronie, czasem na ślepo, ja biorę jego zawodnika, on mojego. Tak sobie przekazujemy obronę bez słów. Czasem nawet w ataku się zamieniamy rolami. Na pewno patrząc z boku widać, że dobrze się rozumiemy.

Jakie było Twoje najmniej przyjemne doświadczenie sportowe?
- Ciężko powiedzieć. Na szczęście kontuzje mnie mijały. Ostatnio trochę bolą mnie kolana, ale to już tak musi zostać. Żeby to wyleczyć muszę przejść ośmiotygodniową rehabilitację. Mam różne leki, ćwiczenia na te kolana, chodzę też na różne zabiegi typu fale uderzeniowe. Także zobaczymy. Wielki zawód na pewno sprawiła mi cała ta sytuacja z Polonią. potraktowano nas, przepraszam za wyrażenie, jak śmieci. Mnie krew zalewa jak słyszę, że w Polonii Warszawa stawia się na młodzież. Oglądałem ostatnio "derby" ekstraklasy i tak chwaloną pracę i wprowadzanie młodych do Polonii Azbud. Tylko kto tam gra? I ile? Gdzie tam się stawia na młodzież? Dla mnie młody zawodnik to 17-19 lat... A tak poza tym myślę, że nie było rzeczy, które niemiło wspominam.

Masz jakieś boiskowe przesądy?
- Żegnam się zawsze jak wchodzę na boisko.

Grałeś już w paru klubach. Polonia, Legia, Legion Legionowo, KS Piaseczno. Powiedz jak na tle tych drużyn, organizacyjnie wygląda Legia?
- Jeśli miałbym ułożyć to w jakiejś hierarchii, niestety Legia byłaby na ostatnim miejscu. Polonia II, to chyba drugie miejsce od końca - w pewnym momencie im też zabrakło środków i wycofali się w środku sezonu. Dalej Piaseczno, Legionowo, no i Polonia 2011. Tam naprawdę jest świetna organizacja, zawodnikom niczego nie brakuje. Opieka pełną gębą. Profesjonalne treningi 2x dziennie, napoje, odżywki przed i po meczu. Naprawdę organizacyjnie bardzo dobrze wypadają.

Czego Legii sportowo najbardziej brakuje?
- Ciężkie pytanie. Można by wiele wymienić rzeczy. Zaczynając od tego że powinniśmy trenować w pełnym składzie. A my trenujemy w dziesięciu raz, góra dwa razy w tygodniu. Brakuje siłowni, odżywek, odnowy biologicznej. Pytasz o kwestie sportowe - brakuje zdecydowanie treningu. Sam widzisz jak to wygląda. Trenujemy na 1/3 hali. Brakuje dobrego treningu. Chociaż chyba powinienem zacząć od tego że brakuje trenera. "Paci" się bardzo stara. Ale nie ukrywajmy, nie może być trenerem, zawodnikiem, koordynatorem. Nikt sam tego nie ogarnie, nie ma szans. Jak się patrzy na mecz z boku, zupełnie inaczej to wygląda. Czasem ktoś mnie spyta o mecz, ja mu opowiadam, a on się zdziwiony pyta, czy ja grałem w innym meczu niż on widział. Ktoś musi stać z boku, podpowiadać, dyrygować nami. Także podsumowując- trener i dobry trening. To głównie te dwie rzeczy są na razie niezbędne.

Waldemar Kijanowski śmiało celuje w pierwszą czwórkę, z kolei Piotrek Nawrot w wywiadzie udzielonym na łamach naszego serwisu mówi, że to kompletnie nierealne i szczytem będzie środek tabeli. Co Twoim zdaniem jesteście w stanie osiągnąć w tym roku?
- Myślę, że górna połowa tabeli. Szóste może piąte miejsce. Cały czas śledzę wyniki i widzę co się w lidze dzieje. Ta liga jest nieprzewidywalna. Myślę jednak, że Astoria jest poza zasięgiem. Siedlce też są bardzo mocne. A Piaseczno? Obecnie maja trzecie miejsce, ale tam się dużo rzeczy dzieje, wszystko zależy od Sebastiana Okoły i Dominika Majewskiego. Zresztą my jesteśmy w stanie z każdym wygrać, co pokazał nieznacznie przegrany mecz z Basketem Kwidzyn. Zresztą, ten mecz dobitnie pokazał, że nie mamy szczęścia do sędziów. A sam Basket jest bardzo słaby. Znam tych chłopaków, personalnie to bardzo dobra ekipa, ale nie mają zgrania, nie są zespołem. A grając tutaj, w tej hali, każda drużyna powinna się nas bać. Trenujemy jak trenujemy, ale w meczu gramy dużo lepiej.

No tak, w sezonie 2002/2003, gdy w środku sezonu ważyły się losy drużyny, trener Gembal zrewolucjonizował treningi koszykarskie, na których to koszykarze Legii grali w piłkę nożną. Efektem tego było zwycięstwo nad Śląskiem Wrocław, czy Old Spice’em Pruszków.
- Właśnie. To też polega na tym, że jak jest taka rutyna to potem ciężko o kreatywność. Czasem trzeba trochę odpocząć od pewnych elementów treningu. Lepiej być niedotrenowanym niż przetrenowanym. Monotonia zabija, trzeba czasem wpuścić na treningi więcej życia. Patrząc na naszą sytuację, ciężko tu cokolwiek ruszyć. Dobrze że chociaż trenujemy.

Czym jest dla Ciebie gra w Legii? Nie traktujesz gry w Legii jako koszykarskiego zesłania?
- Absolutnie tak bym tego nie traktował. Gdybym był na koszykarskim zesłaniu, grałbym w ogóle gdzieś w III lidze. Legia zawsze była w moim sercu. Bardzo dużo zawdzięczam temu klubowi. Gdy nikt mnie nie chciał, Legia mnie przygarnęła. Zresztą, myślę że odpłaciliśmy się bardzo dobrze, byliśmy o krok od awansu. Ja się bardzo cieszę, że dziś mogę tu występować, że jeszcze ktoś mnie tu chciał, bo przecież mogłem już nigdzie nie grać. Poza tym, co by tu dużo nie mówić, jestem z Warszawy, z Żoliborza. A w Warszawie jest dla mnie tylko jeden klub, mimo, że trenowałem w Polonii, co też spowodowane było tym, że miałem bliżej na treningi, a poza tym, mieliśmy dobrą ekipę, warunki do rozwoju, tyle.

Czy Legia ma wobec Ciebie jakieś zobowiązania z przeszłości?
- Niestety tak. Chodzi głównie o kwestie finansowe. Nie będę się rozwodził w tym temacie, bo każdy wie jak było. Ci, którzy są winni też to wiedzą. Całe szczęście, że nie są to jakieś duże kwoty, my tu przecież dużo nie dostawaliśmy. Zresztą ta ekipa nie rozpadła się głównie z powodu braku pieniędzy, bardziej przez mataczenie ludzi, którzy nam wiele obiecywali.

Jeśli sekcja przetrwa do końca sezonu i wystartuje za rok, jest szansa że zobaczymy Cię znów w Legii?
- Zobaczymy. Tak jak powiedziałem na początku - skończę studia, a potem będę rozpatrywał ewentualne propozycje z klubów. Tak jak poprzednio mogłem spokojnie deklarować, że zostanę w Legii, tak dziś nie mogę tego zrobić, ponieważ nie wiem, jak pewne sprawy w przyszłym roku się zakończą. Jeśli miałbym zostać, a sytuacja w sekcji byłaby nadal taka, jak jest obecnie, to też na zasadach takich jak teraz. Ale ja nie lubię robić nic na pół gwizdka i to raczej nie miałoby sensu.

Wiadomo że prócz satysfakcji z wykonywanego zawodu, każdy z Was, traktujący koszykówkę jako sposób na życie chciałby mieć z tego jakieś profity. Czy brak finansowania Was ze strony klubu nie ma negatywnego wpływu na wasze podejście do treningów, meczów?
- Na pewno ma negatywny wpływ na treningi... bo nas na nich nie ma. Na pewno, gdyby chłopaki, mimo że są młodzi i powinni się cieszyć tym, że grają i trenują, dostawali jakieś pieniądze, byliby bardziej zmotywowani. Dobrze, że oni są jeszcze w takim wieku, kiedy nie ma się ważniejszych zobowiązań i ciśnienia na pieniądze, jak na przykład w przypadku starszych zawodników, którzy muszą za coś wyżyć. Na pewno, tak czy inaczej, pieniądze są czynnikiem mobilizującym.

Ciągnąc temat. Waldemar Kilanowski powiedział, że młodym zawodnikom nie powinno się płacić żadnych pieniędzy, bo i tak dużo dostają od klubu. Zgodzisz się z tym?
- Dlaczego ma się im nie płacić, skoro poświęcają temu, chociażby, serce czy swój wolny czas? Gramy amatorsko, bo gramy za darmo. Jednak, z drugiej strony, jesteśmy zawodowcami. W koszykówce nie chodzi głównie o pieniądze, ale trzeba zauważyć, że my tej koszykówce często podporządkowujemy wszystko – pracę, szkołę, rodzinę, swój wolny czas. Wyjeżdżamy co jakiś czas na mecze w weekendy po całej Polsce. Więc naprawdę, wbrew pozorom, poświęcamy temu bardzo dużo. Dlaczego więc nie mielibyśmy dostawać czegokolwiek za grę? Jest teoria, że mamy możliwość grania czy trenowania. No ale wszyscy wiemy, jak wyglądają te treningi. Trenujemy w złych warunkach i często w niepełnym składzie. Z graniem też nie jest tak do końca, bo nie wszyscy dostają szansę na boisku. Wiadomo- nie ma co narzekać. Każdy medal ma dwie strony. Ale trzeba zauważyć, że w każdym normalnym klubie, czy ma się dziewiętnaście, czy trzydzieści lat, dostaje się pieniądze. Traktujmy się poważnie. Jeśli młody zawodnik dostanie wypłatę, to będzie miał problemy finansowe z głowy i nie będzie musiał pracować gdzieś w Tesco czy kombinować, jak zdobyć pieniądze, tylko poświęci się koszykówce i będzie tylko o niej myślał. To samo było z moimi studiami. Miałem podobny problem, bo studiuję dziennie, i jak miałem sesję, nauka zaprzątała moją głowę. Pamiętam, kiedy Krzysiek Sidor powiedział mi, żebym nie uczył się przed meczami, bo jestem wtedy nieobecny. To jest taka sama sytuacja. Trzeba się skupić na jednej rzeczy. W tym wypadku na graniu w koszykówkę.

Jak wygląda Twoje podejście do meczu? Zdarza Ci się zlekceważyć rywali?
- Nigdy nie można zlekceważyć rywala. Nie można odpuszczać, mimo że czasem ciężej o koncentracje w meczu. Różnica jest taka, że ja na przykład wolę grać przeciwko drużynie silniejszej, np. z I ligi, ponieważ słabsze drużyny są nieprzewidywalne, nie wiadomo, co zrobią. Jak się gra z mocnym zespołem, który stosuje jakieś sprawdzone zagrania, to łatwiej przewidzieć, co się stanie.

W sobotę gracie z drużyną, która wyeliminowała was z Pucharu Polski. Czy mobilizujecie się jakoś specjalnie na ten mecz?
- Jak mówiłem wcześniej, z takimi zespołami gra się najgorzej. Zresztą, ten mecz pucharowy, to mój najgorszy występ w tym sezonie. Tragedia totalna. Ciężko cokolwiek powiedzieć o drużynie z Żyrardowa. Mają paru bardzo dobrych zawodników, jak chociażby Mariusz Łapiński, który jest tam człowiekiem orkiestrą. Jest też „Zając”, bardzo dobry rozgrywający, którego wszyscy dobrze znamy. Jest to zespół nieobliczalny. Mieliśmy z nimi straszne problemy i musimy z nimi wygrać. Nie możemy tracić punktów na takich zespołach. Na pewno nie przegramy, to nie wchodzi w grę.

Ostatnio trenował z Wami Łukasz Chelis...
- Tak. Jest wielce prawdopodobne, że Łukasz będzie z nami grał. Na pewno nie zagra w najbliższym meczu, gdyż musi pozamykać swoje prywatne sprawy, a jest spoza Warszawy. Zadzwoniłem do niego i zapytałem, czy nie chciałby grać w Legii. Powiedział, że chciałby. Znamy się zresztą z występów z Piaseczna. Myślę, że będzie wzmocnieniem Legii.

Grając u siebie, gracie praktycznie w sześciu. Co najbardziej cenisz u kibiców Legii?
- Na pewno to, że zawsze są z nami i dopingują przez cały mecz. Ostatnio poruszyła mnie jedna rzecz, jak nam nie szło i kibice krzyknęli, przepraszam za cytat „ch… z wynikami, hej Legio, jesteśmy z Wami” - aż mnie wgniotło w ziemię, ciarki przeszły po plecach. Grałem w różnych klubach i wiem, jak ważne jest wsparcie kibiców. Gdy grałem w Piasecznie, kibice krzyczeli na nas różne dziwne rzeczy typu „jak grasz łamago?”, „Ty orli nosie” „do tego czerwonego się rzuca” itd. To na pewno nie dopingowało nas do lepszej gry. Tu w hali gdzie gramy, zawsze możemy liczyć na to, że doping kibiców nas uniesie. Zresztą, przyznam się, że w całej mojej przygodzie z koszykówką, moim meczem życia były derby z Polonią 2011 w barwach Legii. Tego, co się tu działo, nigdy nie zapomnę. Pamiętam, jak wyszliśmy na rozgrzewkę na godzinę przed meczem, a tu cała hala wypełniona po brzegi, wszyscy stoją, w szalikach, już jakieś przyśpiewki... Rewelacja. Znałem tych chłopaków z Polonii i przyznam, że nigdy nie widziałem u nich takiego strachu w oczach jak wtedy. Widziałem jak im uginają się nogi. I potem ta atmosfera... I wspólnie wygraliśmy te derby. W takich meczach chciałbym grać, bo wtedy wszystko się udaje, piłka wpada praktycznie po każdym rzucie. Fajnie tez, że byliście z nami w Siedlcach ostatnio... Chciałbym zachęcić wszystkich kibiców do przyjścia w sobotę na mecz i wsparcia nas w drodze po kolejne Legijne zwycięstwo.

Czy jest coś co kibice Legii mogliby robić lepiej?
- Na pewno nie mi to oceniać bo, jak mówię, dopingują nas zawsze bez znaczenia czy jest ich 1000 czy 10. Bez wątpienia, zawsze są szóstym zawodnikiem. Na pewno fajnie by było, gdyby pokazywali się na naszych meczach w większych grupach. Nic poza tym.

W związku z nadchodzącym nowym rokiem, czego życzy sobie Paweł Podobas, na 2010 rok?
- Zdrowia – żeby omijały mnie kontuzje, pomyślnego zakończenia studiów, a także żeby Legia była jak najwyżej w tabeli przy mojej dobrej postawie na boisku.

Rozmawiał Gacek


Koledzy o Pawle:

Robert Pacocha (Legia Warszawa): Pierwszy raz w akcji widziałem Pawła kiedy ja grałem w ekstraklasie a on był graczem drugoligowej Polonii. Już wtedy mówiło się że „Pepe” to obiecujący junior. Zagraliśmy razem pierwszy raz jeśli dobrze pamiętam teraz w tym sezonie, choć wcześniej wiele razy graliśmy przeciwko sobie. Cenię go za zaangażowanie w treningi i mecz. Ma bardzo duże umiejętności, ważne dla mnie jest też to, że uważnie słucha co się do niego mówi. Jako kolega jest bardzo w porządku, podoba mi się jego poczucie humoru.

Szymon Złomańczuk (Legia Warszawa): Pierwszy raz poznałem Pawła w sezonie 2006/2007r. gdy przyszedł do seniorów i stał się pierwszym rozgrywającym tam tej drużyny(grałem wtedy w j.s) O Pawle można mówić tylko w samych superlatywach . Jest osobą inteligentna, sympatyczną, koleżeńską, ciężko pracującą za równo w życiu sportowym jak i zawodowym. Na boisku daje z siebie wszystko i zawsze służy dobrą radą zawodnikom mniej doświadczonym( nie ukrywam często korzystam z jego wskazówek) . Cieszę się że mogę grać z nim w jednej drużynie. Podsumowując chyba nie ma osoby która by go nie lubiła, gdyż jego się nie da nie lubić:)

Sebastian Okoła (KS Piaseczno) : „Pepego” znam jeszcze z czasów licealnych gdyż chodziliśmy do jednej szkoły. Jest mało takich ludzi jak on. Zawsze chętnie pomaga gdy sytuacja tego wymaga i robi to zupełnie bezinteresownie. Jako koszykarza cenie go za znakomity przegląd pola gry jak i celne podania które otwierają drogę do kosza. Lubię go mieć na boisku obok siebie gdyż wiem, że dzięki niemu rzucę sobie parę razy z całkowicie czystej pozycji. Generalnie rzecz biorąc wielki szacunek dla niego, za to co robi na boisku.

Artur Kijanowski (Legia Warszawa): Pierwszy raz z Pawłem spotkaliśmy się gdy ja przyszedłem do drugoligowej drużyny Polonii. Paweł już tam od jakiegoś czasu występował. Rozegraliśmy razem dużo meczów, czy to w juniorach starszych czy w drugiej lidze. Na boisku na pewno jednym z jego głównych atutów jest rzut z dystansu, oprócz tego jego mocną stroną jest dobre minięcie i świetne podania. Ma też umiejętność którą posiada bardzo mało zawodników mianowicie - rzut po koźle. Poza tym Paweł bardzo stara się grać zespołowo. Poza boiskiem Paweł jest bardzo sympatyczny, wesoły, obdarzony wielkim poczuciem humoru, często można sobie z nim pożartować.

Michał Przybylski (Polonia AZBUD): Z Pawłem poznaliśmy się dawno temu, jeszcze za czasów gry w drużynie juniorów starszych Polonii Warszawa, z którą zdobywaliśmy wicemistrzostwo Polski. Później dostaliśmy, wraz z Marcinem Dutkiewiczem i Tomkiem Pisarczykiem, szanse pojechania na obóz z pierwsza drużyna Polonii. Od razu się zaprzyjaźniliśmy. Niestety nasze koszykarskie drogi potoczyły się jednak zupełnie inaczej. Ja do dzisiaj jestem w Polonii, on już parokrotnie zmieniał barwy klubowe, ale mimo to, do dzisiaj utrzymujemy kontakt. Cały czas śledzę jego poczynania na parkiecie. "Pepe" to dobry chłopak na którego można liczyć w każdej sytuacji, z dużym poczuciem humoru i z dystansem do siebie. Na boisku podoba mi się jego zadziorność i nieustępliwość. Ma świetne warunki fizyczne jak na rozgrywającego, bardzo dobry przegląd pola i rzut z dystansu. Potrafi także minąć rywala i zdobyć punkty z pod kosza. Zawsze gra żeby wygrać. Mocno ściskam za niego kciuki!






fot. LegiaLive!
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.