Rafał Holnicki-Szulc w meczu przeciwko Pułaskiemu Warka - fot. Gacek
REKLAMA

Udany pościg. Nadal brakuje "trójek"

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Mecz Legii z Pułaskim miał być rewanżem za fatalny występ naszej drużyny z pierwszej rundy w Warce. "Są zmotywowani, oby nie za bardzo" - mówił tuż przed meczem trener Legii, Piotr Bakun. Legioniści spotkanie zaczęli średnio. Co prawda Nędzi zaliczył szybko blok, a Holnicki wyprowadził nasz zespół na prowadzenie, ale kolejnych 6 punktów zdobyli przyjezdni.

Ostatnim pozytywnym akcentem pierwszej kwarty była celna trójka "Świdra", która (na chwilę) wyprowadziła nas na prowadzenie 7-6. Goście w pierwszej kwarcie wyszli nawet na siedmiopunktowe prowadzenie, które zniwelował "trójką" Zajączkowski. Po pierwszej partii gry daleko było nam do dobrych nastrojów... całe szczęście, że Adamczyk w ostatniej akcji nie trafił, bo mogło być jeszcze gorzej niż 17-22, a takim wynikiem zakończyło się pierwszych 10 minut gry.

W drugiej kwarcie mającego już dwa faule na koncie, Nędziego zmienił Cechniak. Damian nie miał najlepszego startu - w jednej z pierwszych akcji został zablokowany przez kilkanaście centymetrów niższego Kapturskiego. Na szczęście Cechniak nie rozpamiętywał tego zdarzenia zbyt długo i w kilkanaście sekund zaliczył dwie zbiórki i pierwsze punkty, zdobyte po dobiciu niecelnego rzutu Nawrota. Niecelne rzuty spod samego kosza były plagą Legii w pierwszej połowie. Podobnie jak zbiórki na własnej tablicy. Na szczęście w przekroju całego meczu legioniści mieli wyraźną przewagę nad Pułaskim w zbiórkach. Zdecydowanie gorzej było z celnością za 3. Gracze z Warki pokazali, że jest to ważny element gry i atut dla zespołu. Nasi gracze przez większość meczu mieli problemy z zatrzymaniem młodego rozgrywającego z Warki, nazwanego przez kibiców "Kudłatym" - oczywiście ze względu na bujne loki. Przy okazji zapraszamy do salonu Exclusive, współpracującego z sekcją koszykówki Legii :)

Przez całą drugą kwartę Legia próbowała dotrzymywać kroku gościom. Raz było lepiej (23-24, 28-30), raz gorzej (25-30). W końcu udało się wyrównać za sprawą "Hola" na 30-30 i później 32-32. Niestety od stanu 34-35 punkty w pierwszej połowie zdobywali już tylko przyjezdni, którzy na przerwę schodzili z przewagą ośmiu punktów.

Od razu po przerwie legioniści ruszyli do odrabiania strat i już po dwóch minutach, po wsadzie Cechniaka było 40-44. Słabsza gra w końcówce trzeciej kwarty sprawiła, że Pułaski utrzymał 5-punktową przewagę. "Hej Legio gramy do końca" - krzyczeli kibice na trybunach i na szczęście nasi gracze wzięli to sobie do serca. Zawieść najlepszą publiczność w Polsce to grzech ciężki - z takiego założenia wyszli chyba koszykarze z najpiękniejszym herbem na świecie, jaki można nosić na piersi.

Czwarta kwarta rozpoczęła się od punktów "Świdra" po asyście Holnickiego. Ten rozgrywał świetne zawody - bardzo dobrze dogrywał piłki partnerom, a sam kilka razy sam kończył akcje udanymi wejściami pod kosz. Szkoda, że fatalnie spisywał się z linii rzutów wolnych. "On celowo rzucił od tablicy?" - pytał mnie jeden z gniazdowych. "Sam chciałbym wiedzieć" - odrzekłem łapiąc się kolejny raz za głowę. W końcu na 8 minut przed końcem, po celnym rzucie "Zająca" (kolejna asysta "Hola") wyszliśmy na prowadzenie 54-53. Goście jednak nie zamierzali się poddawać i ponownie wyszli na prowadzenie. Wtedy jednak nastąpiła najlepsza partia ze strony Legii. Najpierw Świderski celną "trójką" doprowadził do wyrównania, a następnie Zajączkowski, Świderski, Nowerski i Cechniak doprowadzili do 8-punktowego prowadzenia naszej drużyny. Na 4 minuty przed końcem meczu Legia prowadziła 65-57 i wydawało się, że wygrana jest już nasza.

Dwie minuty później było już 69-59, po celnym rzucie Cechniaka (tego dnia mylił się rzadko), któremu dogrywał "Topór". I gdy byliśmy już pewni zwycięstwa, goście zdobyli 5 punktów z rzędu, doprowadzając do stanu 69-64. Gracze z Warki zaczęli grać pressingiem na całym boisku , co zaczęło przynosić efekty. Trenerzy wzięli czas dla drużyny, po którym "Zając" świetnie dograł piłkę do Cechniaka, który uspokoił - wydawało się - sytuację na parkiecie. Po chwili "Zając" raz jeszcze świetnie dostrzegł Cechniaka, a ten wsadem zakończył akcję i na 34 sekundy przed końcem nasz zespół prowadził różnicą 9 punktów (73-64).

Koszykówka jest jednak taką dyscypliną, w której niczego nie można być pewnym. Pułaski zaczął rozgrywać akcje niezwykle szybko. Po pięciu sekundach gry Piros trafił za trzy, a chwilę później powtórzył swój wyczyn. Na 18 sekund przed końcem było już tylko 73-70. Po przerwie dla naszej drużyny, piłka była w naszych rękach. Jeden błąd w tym momencie mógł zadecydować o losach meczu. Na szczęście w ostatniej punktowej akcji w tym meczu Cechniak oddał piłkę pod koszem Świderskiemu i ten ustalił wynik meczu na 75-70. Legioniści w kolejnych dwóch akcjach gości faulowali, ale... mogli pozwolić sobie na to, bowiem mieli wcześniej tylko dwa przewinienia w ostatniej kwarcie. W związku z tym Pułaski zaczynał akcje z boku, nie wykonując za każde przewinienie rzutów wolnych (dla jeszcze niekumających wszystkich przepisów gry w kosza - osobiste Warka miałaby po 5 przewinieniu naszej drużyny, a jak coś - liczba fauli zespołu na daną kwartę znajduje się na dole tablicy wyników). Tuż przed końcem Mieczkowski próbował jeszcze rzutu za dwa, po dobitce co prawda piłka wpadła do kosza, ale ta miała miejsce już po końcowej syrenie i ostatecznie Legia zwyciężyła 75-70, udowadniając, że na własnym parkiecie będzie ciężko ją pokonać nawet najlepszym drużynom drugiej ligi.

Kolejny nasz mecz 12 stycznia na Kole. Mamy nadzieję, że legioniści podtrzymają udaną passę i zrewanżują się MCKiS Jaworzno pechowej porażce z pierwszej kolejki rozgrywek. Wygrana w tym meczu może nam zapewnić awans do czołowej czwórki ligi.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.