Patryk Nowerski z Legii i Patryk Andres z Piaseczna w walce o piłkę - fot. Mishka
REKLAMA

Słaba trzecia kwarta i dramatyczna końcówka

Bodziach - Wiadomość archiwalna

Dwa dni wystarczyły, żeby choć trochę ochłonąć po sobotnim meczu z Piasecznem. Gdyby po bloku "Topora" w końcówce piłkę przejęli legioniści, mieliby olbrzymie szanse na zdobycie trzech punktów. A tak... Patryk Andres w fartowny sposób zapewnił wygraną swojej drużynie. Faktem jest, że Legia nie grała tak dobrze, jak w ostatnim pojedynku z Turem, ale pewne jest, że zwycięstwo z Piasecznem było możliwe do osiągnięcia.

Od pierwszego meczu obu drużyn (Piaseczno wygrało wtedy wyraźnie) zmieniło się sporo. Zespół spod Warszawy, wobec obietnic finansowych bez pokrycia, stracił dwóch zawodników - Przemysława Lewandowskiego na rzecz SKK Siedlce oraz Michała Wojtyńskiego, który wzmocnił Legię. Nasz zespół przystąpił do meczu w najsilniejszym składzie. Długo nie było pewne, czy na Bemowo wyrobi się Teodor Mołłow - bułgarski szkoleniowiec Piaseczna pędził do Warszawy po meczu swoich koszykarek z Olsztyna. Dotarł na kilkanaście minut przed początkiem spotkania.

Mecz Legii z Piasecznem cieszył się sporym zainteresowaniem kibiców. Na początku zawodów legijni ultrasi zaprezentowali oprawę z przesłaniem "Pozdrowienia do więzienia". Koszykarze zaczęli od czterech niecelnych rzutów (2x Jaremkiewicz, Zajączkowski i Nowerski) i dwóch minutach przegrywali 0-4. Na szczęście szybko zaczęli grać zdecydowanie skuteczniej i po 4 minutach gry, po trafieniu Nawrota wyszli na prowadzenie 8-6. W pierwszej kwarcie prowadzenie jeszcze parokrotnie zmieniało się. M.in. Piaseczno wyszło nawet za sprawą Jankowskiego, Okoły i Majewskiego na prowadzenie 18-14, ale później legioniści wrócili na prowadzenie m.in. po akcji Nawrota 2+1. Po pierwszej partii spotkania nasz zespół prowadził dwoma punktami i sprawiał wrażenie dobrze skoncentrowanego.

Drugą kwartę zaczęliśmy od bloku Nowerskiego na Okole, ale w rewanżu głupią stratę zaliczył Wojtyński, a po chwili "Świder" nie trafił trójki. Przez pierwsze trzy minuty tej części gry, każda z drużyn popełniała sporo błędów (m.in. kroki Wojtyńskiego, zablokowany przez Okołę rzut tego zawodnika oraz strata Holnickiego). Piaseczno nie dało jednak rady doprowadzić do remisu. Nasz zespół kontrolował mecz, parokrotnie prowadząc 4-5 punktami, a raz nawet sześcioma (37-31). Szkoda, że nie udało się wykorzystać straty Andresa w ostatniej minucie pierwszej połowy i w kolejnych dwóch akcjach Piesio rzucał niecelnie, a na koniec Nowerski źle podał do kolegi z drużyny i na przerwę schodziliśmy prowadząc 37-33.

Piaseczno rzuciło się do odrabiania strat i po dwóch minutach doprowadziło do remisu. Legioniści w tym czasie fatalnie spisywali się w ataku - 4 pudła Nawrota plus jedna strata naszego kapitana... a następnie kolejne niecelne rzuty w wykonaniu Legii (Holnicki, Zajączkowski) - to nie wróżyło niczego dobrego. I wreszcie w 25 minucie gry Andres wyprowadził gości na prowadzenie 42-40. Odpowiedź Legii była natychmiastowa i do tego efektowna - po podaniu "Zająca", Nowerski wpakował piłkę do kosz, doprowadzając do wyrównania. To jednak na dłuższy czas ostatni remis w tym meczu, a jak się później okazało nasz zespół na prowadzenie już nie wyszedł (ostatnie to 40-37 w 23 minucie).

Właśnie przy stanie 44-44 z boiska wyleciał Marcin Nędzi, który bardzo szybko złapał pięć przewinień. W jego miejsce wszedł Cechniak, którego parę razy w trakcie meczu zmieniał natomiast Jaworski. Przed ostatnią częścią meczu Legia przegrywała różnicą trzech punktów: 48-51. Szkoda, bo w samej tylko końcówce trzeciej kwarty (ostatnie dwie minuty), nasz zespół oddał aż 5 niecelnych (z czego jeden wymuszony czasem).

Na początku czwartej kwarty oba zespoły masowo popełniały błędy - z naszej strony Wojtyński (2 niecelne rzuty i strata), Holnicki (strata) i Nawrot (niecelny rzut). Przed prawie 3 minuty żadna z drużyn nie mogła zdobyć punktów. Tę niemoc przerwa Bocianowski, wyprowadzając zespół gości na 5-punktowe prowadzenie. Szkoda też, że sędziowie odgwizdali mocno kontrowersyjne przewinienie w ataku Holnickiemu, który rzekomo faulował Paszkiewicza (efektowny upadek "Czarnego"). Przewaga Piaseczna zmalała najpierw do 3 punktów po trafieniu Nawrota (50-53), później do dwóch oczek po celnej trójce Wojtyńskiego (53-55), aż w końcu na dwie minuty przed końcem, udało się wyrównać (63-63) za sprawą Jaworskiego, który dobił niecelny rzut za 3 Nawrota. Szkoda, że "Jawor" we wcześniejszych minutach tego spotkania popełnił dwie głupie straty przy wyprowadzaniu piłki z własnej połowy.

Gdy na tablicy widniał remis, goście nie wykorzystali swojej akcji, oddając (Majewski) niecelny rzut za 3 punkty. Niestety w odpowiedzi wejście Zajączkowskiego również było nieskuteczne i nasz zespół zmarnował pierwszą od dłuższego czasu okazję by zmianę prowadzenia. Na minutę przed końcem Majewski celnie rzucił z lewej strony naszego kosza i Piaseczno prowadziło 65-63. W odpowiedzi "Zając" niemal skopiował poprzednią akcję Legii, ale ponownie nie trafił. Goście długo rozgrywali akcję, którą przerwał faulem Nawrot. Po wznowieniu z boku Piaseczno miało tylko kilka sekund na oddanie rzutu... Jankowski zdecydował się na wejście pod kosz, którego efektownie zablokował Nowerski... niestety próbując utrzymać piłkę w boisku niefrasobliwie podał ją w ręce rywali, a ci odegrali szybko piłkę na lewo do Patryka Andresa, który równo z syreną (wydaje się, że sama syrena odpaliła za późno) oddał rzut z 10 metra, po którym piłka odbiła się od tablicy i wpadła do kosza. W drużynie Piaseczna radość, legioniści wydawali się załamani, ale jednak w ostatnich akcjach pokazali czujność i klasę. Niestety brakowało już czasu.

Od stanu 63-68 (8,6 sek. do końca), legioniści szybko trafili trójkę (Zajączkowski, po podaniu Jaworskiego), później Majewski wykorzystał oba rzuty wolne (faulował Jaremkiewicz) i ponownie Zajączkowski (as. Nowerski) trafił za 3. Niestety przy stanie 69-70 do końca pozostała niecała sekunda (dokładnie 0,7 s). Piaseczno wznowiło grę, Majewskiego sfaulował Nawrot i rozbrzmiała syrena końcowa. Majewski oddał już po meczu dwa rzuty wolne, z których trafił pierwszy i Piaseczno zwyciężyło 71-69. Tak dramatycznego meczu na Bemowie nie było już dawno... szkoda tylko, że po tak dramatycznej końcówce punkty nie trafiły na nasze konto.

Legia pokazała, że jest mocnym zespołem, ale żeby wygrać z równie mocnym Piasecznem, trzeba grać ze zdecydowanie większym zaangażowaniem, szczególnie w obronie. Momentami brakowało także skupienia, skąd brały się głupie, zupełnie niepotrzebne straty. Za dwa tygodnie nasz zespół czeka wyjazdowe spotkanie z Rosą Radom. Liczymy na wygraną, bo teraz wynik każdego z trzech ostatnich spotkań będzie niezwykle istotny pod kątem miejsca przed fazą play-off.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.