Damian Zapert spudłował rzut za 3 punkty i nie udało się doprowadzić do dogrywki - fot. Bodziach
REKLAMA

Legia przegrała po meczu pełnym walki

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Koszykarze Legii byli o krok od wygranej w drugim meczu półfinałowym w Kaliszu, ale ostatecznie musieli uznać wyższość rywali. Na 50 sekund przed końcem meczu Andrzej Paszkiewicz celnym rzutem za 3 punkty doprowadził do stanu 83-85. Legionista w kolejnej akcji mógł wyprowadzić nasz zespół na prowadzenie, ale tym razem spudłował rzut za 3.
W odpowiedzi Artur Mrówczyński wykorzystał drugi z rzutów osobistych. Legia mogła doprowadzić jeszcze do dogrywki, ale w ostatniej naszej akcji Damian Zapert nie trafił za 3 i w rewanżu legioniści musieli szybko faulować, a tym razem Mrówczyński nie pomylił się z linii rzutów wolnych i zapewnił swojej drużynie wygraną 88-83.

W całym meczu Legia popełniła sporo błędów, szczególnie w obronie, pozwalając rywalom na oddawanie wielu rzutów z czystych pozycji. Rywale nie tylko zbyt łatwo mogli oddawać rzuty z obwodu, ale często dostawali się pod nasz bez większych problemów. Ten element trzeba zdecydowanie poprawić przed trzecim meczem i bronić równie agresywnie co w II połowie meczu na Bemowie.

Początek spotkania to ze strony Legii gra na Damiana Zaperta, który zdobył pierwszych 6 punktów dla Legii. Gra była bardzo wyrównana, a prowadzenie kilkakrotnie zmieniało się. W pierwszej kwarcie Paszkiewicz i Kobus celnie punktowali za 3, ale Legia nie wykorzystała okazji, by wyjść na prowadzenie po I kwarcie. Rzut Motela był niecelny, a w odpowiedzi Zbyer wyprowadził swój zespół na prowadzenie 20-18.

Początek drugiej kwarty był fatalny w wykonaniu naszej drużyny. Ornoch w chwilę po wejściu na boisko, zaliczył głupią stratę, a następnie legioniści pozwolili dwa razy z rzędu na celne trójki Mrówczyńskiego. Chwilę później za dużo miejsca miał Jakub Szymczak i po 13. minutach gospodarze prowadzili już różnicą ośmiu punktów. Mogło być jeszcze gorzej, bo legioniści w ataku najpierw popełnili błąd kroków, a w kolejnej akcji dopiero trzecia próba rzutu, dosięgnęła celu. MKS zaczął grać coraz bardziej agresywnie, wymuszając błędy naszych graczy, a gospodarze oddawali kolejne rzuty, które trafiały celu. Przy stanie 35-24, można było mieć wątpliwości co do końcowego wyniku, na szczęście Legia zagrała perfekcyjnie ostatnich 90 sekund pierwszej połowy. Brak krycia na obwodzie wykorzystał Rafał Holnicki-Szulc, który skarcił kaliszan trójką. W kolejnej akcji punktował Zapert, a następnie po niecelnym rzucie za 3 Podobasa, "trójkę" trafił Paszkiewicz. Gdy gospodarze myśleli już zapewne o zejściu na przerwę, "Hol" zaliczył przechwyt przy wyprowadzaniu piłki przez gospodarzy pod własnym koszem, odegrał na obwód, a celna "trójka" wyprowadziła naszą drużynę na prowadzenie 39-37.

Już w pierwszej połowie nie brakowało sytuacji "stykowych". Raz po raz na parkiet (czy jak nazwać nawierzchnię w hali ZS, która z parkietem nie ma nic wspólnego) padał Artur Mrówczyński, próbujący wymusić przewinienia. Na początku drugiej połowy trwała walka punkt za punkt. W końcu trójkę trafił Świderski, a później trzy razy z rzędu punktował z bliska Cechniak. Gospodarze po raz kolejny zacżęli trafiać seriami, czego efektem było kolejne 5-punktowe prowadzenie (53-48 w 25. minucie). Legia odpowiedziała akcją 2+1 Kobusa, ale w ataku za dużo miejsca zostawiano kapitanowi gospodarzy, Wojciechowskiemu, który wykorzystał to zdobywając dla swojej drużyny 12 punktów z rzędu (w tym dwie trójki). Ostatnie dwa z nich padły z rzutów wolnych, podyktowanych przez sędziów za niesportowy faul (bez piłki) Mikołaja Motela. Przewaga MKS-u wzrosła do 9 oczek, a kaliszanie próbowali jeszcze dorzucić "trójkę", ale tym razem Mrówczyński na szczęście pomylił się.

Tak jak w II kwarcie, tak i w trzeciej - Legia zaczęłay grać zdecydowanie lepiej w ostatnich sekundach tej partii. Za sprawą Kobusa (trójka), Cechniaka i Paszkiewicza (trójka), udało się doprowadzić do remisu. Na początku ostatniej kwarty wydawało się, że wszystko jest już na dobrej drodze do wygranej naszej drużyny. Paszkiewicz trafił za 3, w kolejnej akcji wszedł na kosz i rzucił z bliskiej odległości, punktował także Kobus i cały czas to gospodarze musieli gonić legionistów. Jeszcze na 3,5 minuty przed końcem, Kobus wyprowadził nas na prowadzenie 78-77, niestety ostatnie w tym meczu. Minutę później Holnicki, dobijając spod kosza niecelny rzut Paszkiewicza, doprowadził do remisu 80-80. Rywale odpowiedzieli niemal natychcmiast trójką. Legia w dwóch kolejnych akcjach pudłowała spod kosza (Cechniak). W końcu sędziowie, po olbrzymim zamieszaniu, które o mało nie zakończyłoby się bójką koszykarzy obu drużyn, sędziowie odgwizdali faul Kobusa. Co prawda całej sytuacji nie widzieli i najpierw, po około 3-minutowej dyskusji z trenerami i komisarzem, zarządzili dwa rzuty wolne Artura Mrówczyńskiego... po czym zmienili decyzję i osobiste rzucał Jakub Kołodziej. Trafił oba, a trójka Paszkiewicza na 83-85 dawała jeszcze Legii szanse na triumf, ale ostatnie 30 sekund, które opisaliśmy już na wstępie, zadecydowały o tym, że potrzebne będzie rozegranie trzeciego pojedynku.

Po meczu gracze MKS-u, świętowali tak hucznie, jakby co najmniej wywalczyli na własnym boisku awans do pierwszej ligi. Mamy nadzieję, że w środę w minorowych nastrojach opuszczać będą stolicę. Inna sprawa, że przedłużenie rywalizacji do trzeciego meczu, należy uznać za spory sukces ekipy z Wielkopolski.


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.