fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Ligowy wyjazd

Relacja z trybun: Ricardo znaczy Kudłaty

Bodziach, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Przez najbliższe miesiące będziemy mogli skoncentrować się na wyjazdach na krajowym podwórku. W niedzielę 547 legionistów ruszyło w drogę pociągiem specjalnym do Krakowa. Liczba na pewno poniżej naszych możliwości, ale ci, którzy pojechali, z pewnością żałować nie mogą. Przez cały mecz panowała wyśmienita zabawa, a wręcz miażdżący doping zaprezentowaliśmy w ostatnich minutach spotkania. Oczekiwanie na wyjście ze stadionu było wyjątkowo interesujące.

W piękną, słoneczną niedzielę, zapewne każdy znalazłby pomysł na miłe spędzenie czasu z rodziną i znajomymi. Grill, kajaki, czy inne formy wypoczynku - tym raczyć mogli się tylko ci, którzy mają inne priorytety. Dla kogo jednak najważniejsza jest Legia, wątpliwości nie mógł mieć żadnych. Kilkanaście minut po godzinie 11 na dworzec Warszawa Zachodnia wjechał pociąg specjalny, który ruszył w stronę Krakowa, gdzie wieczorem swój mecz rozgrywał najwspanialszy klub na świecie. Bez żadnych niespodzianek, bardzo szybko, bo po zaledwie trzech godzinach jazdy, zameldowaliśmy się na dworcu Kraków Główny, gdzie podstawione zostały dla nas autobusy, którymi zostaliśmy przewiezieni pod stadion Cracovii. Jako, że mieliśmy spory zapas czasowy, gospodarze nie spieszyli się z wpuszczaniem nas na trybuny. Jakiś czas trzeba było spędzić na krakowskim pastwisku na tyłach sektora gości. W końcu otwarto bramki wejściowe, ale wpuszczanie było bardzo powolne i dopiero po godzinie miejscowi zdecydowali się otworzyć trzecią i czwartą furtkę. Tylko dzięki temu, że na miejscu byliśmy trzy godziny przed rozpoczęciem spotkania cała nasza grupa weszła do klatki przed pierwszym gwizdkiem.



W naszym sektorze wywieszone zostały cztery flagi - Tradycja Pokoleń, Miasto Stołeczne Warszawa, Legia Warszawa, Jesteśmy waszą Stolicą. Ponadto przez cały mecz powiewało kilka flag na kiju. Doping, którym kierował "Szczęściarz", był niezwykle rytmiczny, nad czym pieczę sprawowali dwaj bębniarze. W trakcie spotkania oczywiście nie mogło zabraknąć obustronnych uprzejmości. I tak pozdrowiliśmy miejscowych tradycyjnymi już okrzykami "Cwel, cwel Cracovia", czy "Cracovia Pasy, biało-czerwone ku...y".



Gospodarze na pewno nie są w najwyższej formie, chociaż przez długie miesiące mieli przerwę spowodowaną bojkotem meczów ze względu na walkę z działaczami. Liczebność ich młyna była bardzo słaba, podobnie zresztą jak poziom wokalny. W młynie, oprócz pięciu flag, wywiesili transparenty skierowane do działaczy i obecnej sytuacji sportowej klubu - "15 lat frazesów, zero sukcesów. Mamy tego k...a dość!!!", "Bałdys Won!", "Quo vadis Janusz".

Nasz doping był wyjątkowo dobry, a w pierwszej połowie osiągnęliśmy niesamowity poziom decybeli przy pieśni "Legia gol allez, allez". Z każdym kolejnym wykonaniem było tylko lepiej i cała nasza ekipa nakręciła się do maksymalnego wysiłku. W drugiej połowie mistrzowski doping zaprezentowaliśmy przede wszystkim w ostatnich dwudziestu minutach. Najpierw kapitalnie wychodziła nam pieśń "Hej Legia gol...", śpiewana mniej więcej do 80. minuty spotkania. Następnie zaś po raz kolejny ruszyliśmy z "Legia gol allez, allez", która śpiewana do samego końca, brzmiała przezajebiście, a cała nasza grupa bawiła się doskonale. Przez kilka minut także bez koszulek. Możemy jedynie żałować, że w doliczonym czasie gry nasi zawodnicy nie wykorzystali dwóch "setek", bo z pewnością eksplozja radości byłaby najlepszym zakończeniem niesamowitej zabawy.



Po zakończonym spotkaniu miejscowi wydawali się niezadowoleni z bezbramkowego remisu, bowiem skandowali pod adresem swoich piłkarzy "Pasy grać, k... mać!". My zaś tym razem skandowaliśmy w stronę naszych graczy "Walczyć, trenować, Warszawa musi panować", a następnie nagrodziliśmy ich brawami za walkę i zaangażowanie do końca. Po meczu mieliśmy około 50 minut na opuszczenie sektora i trzeba przyznać, że wyjątkowo na stadionie "Pasów" zawsze jakoś udaje się zorganizować ten czas w ciekawy sposób. Tym razem nie było grubego ochroniarza, ale nasz wzrok skupiony był na pomeczowym, wyczerpującym treningu, który nowy trener bramkarzy zaserwował Arkowi Malarzowi. Rezerwowy tego dnia golkiper był wspierany przez naszą grupę po każdej dobrej interwencji. A tych nie brakowało. Chyba jeszcze nigdy trening bramkarski nie odbywał się w takich okolicznościach, kiedy blisko 600 osób żywo reagowało na każde zagranie.



Bardzo szybko Ricardo Pereira został ochrzczony przez kiboli "Kudłatym". Skuteczne interwencje Malarza nagradzane były brawami, a szczególnie przy niecelnych "dobitkach" pojawiały się okrzyki "Taki ch...". Arek kilka razy podziękował kibicom za wsparcie, a na naszą prośbę, jedną z piłek posłał w stronę naszego sektora. "Kudłaty" doczekał się nowej przyśpiewki, która wyraźnie mu się spodobała, bowiem po chwili zapytał o nią stojącego najbliżej ochroniarza. Kiedy zrozumiał, że chodzi o bujną czuprynę, uśmiechnął się od ucha do ucha i zaprezentował eLkę ułożoną z palców. Niedługo po zakończeniu treningu otwarte zostały bramy stadionu i mogliśmy ponownie zająć miejsca w podstawionych autobusach, którymi przewieziono nas na dworzec Kraków Główny. Tam nasz pociąg został podstawiony bardzo szybko, ale na podstawienie lokomotywy czekaliśmy jeszcze blisko godzinę. W Warszawie zameldowaliśmy się trochę przed czasem, kilkanaście minut po godzinie pierwszej w nocy.

Przed nami dwutygodniowa przerwa, a nastęnie na Łazienkowskiej mecz Legii z Lechem, na który chyba nikogo nie trzeba namawiać. Tydzień później czeka nas wyjazd do Legnicy.

Frekwencja: 8123
Kibiców gości: 547
Flagi gości: 4

Autor: Bodziach

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.