Ricardo Sa Pinto i Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Felieton

Słowo na niedzielę: Mur

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

W Legii nie dzieje się zbyt wiele nowego: piłkarze wreszcie trenują jak należy, prezes znów strzela sobie w kolano kolejnymi wypowiedziami, a kibice niecierpliwie oczekują na powrót rozgrywek. Na pierwszy plan wysunęło się więc zachowanie trenera Sa Pinto, który kreowany bywa w mediach na tyrana, w dodatku utrudniającego pracę mediom, z dużą łatwością budującego wokół siebie mur niechęci.

Rzeczywiście kilka spraw na obozie w Portugalii należy uznać za nieoczywiste, zaskakujące, a nawet trącące amatorszczyzną. Bo jak inaczej traktować utajnianie sparingów z lokalnymi trzecioligowcami, zamykanie treningów przed dziennikarzami i pretensje do tych ostatnich, gdy udawało im się przejrzeć plany trenera (oczywiście nie zabrakło słów o szacunku)? To może irytować, czy oburzać, choć i tak największy problem mają klubowe media, które, wbrew zapowiedziom Dariusza Mioduskiego o otwartości, nie są w stanie przygotować dobrych materiałów z pobytu legionistów na zgrupowaniu.

W mojej ocenie wszystko to kwestie drugorzędne. Oczywiście Sa Pinto jest osobą trudną we współżyciu, oczekuje szacunku, a sam nie potrafi go okazać wielu osobom, jest wybuchowy, nieufny i dominujący. Tyle tylko, że jak na razie pracę wykonuje dobrze. Już po jesieni można było odnieść wrażenie, że zespół podąża w dobrym kierunku. Portugalczyk ma swój pomysł na futbol i potrafił go wdrożyć w Warszawie. Posprzątał chorwacki bałagan wynalazków prezesa, poradził sobie z brakami kondycyjnymi, poukładał grę obronną. Na obozie zaś przeprowadził ciężkie treningi - długie i wyczerpujące, czyli dokładnie takie, jakich "Wojskowym" trzeba. Podstawę na cały rok wykonał, a to warunek konieczny do realizowania "sapintyzmu", czyli gry bez szczególnego polotu i wielu bramek, opratej na fizyczności i waleczności, której celem jest zwyciężanie, nawet w marnym stylu. Sądzę, że to właściwy dla Legii kierunek. Obecnie w składzie nie ma bowiem żadnego piłkarza, którego finezją moglibyśmy się zachwycać, a tylko nieliczni miewają takie przebłyski. Pozyskać takich też się nie uda, ze względu na opłakany stan klubowej kasy.

Pinto dokonał przy tym kilku kontrowersyjnych ruchów - najpierw odsunął Mączyńskiego i Malarza, potem odstrzelił Kante, Philippsa i Pasquato (następcę Odjidji-Ofoe). Oczywiście forma pozostawiała czasem wiele do życzenia, by nie powiedzieć, że była niegodna (np. do Malarza zadzwonił prezes z informacją, że nie poleci z drużyną), ale jeśli przyjrzeć się tym działaniom na chłodno, to trudno im odmówić logiki. Na miejscu Malarza jest już Majecki, Mączyńskiego zastępuje z powodzeniem Andre Martins, Kante nie był nigdy graczem na miarę Legii, Philipps nie mógł się tu odnaleźć, a Pasquato bliżej poziomem do Serie B niż do Ligi Europy. Trener zrobił więc porządki, które uznał za potrzebne, a że zrobił to w swoim stylu? Też bym wolał inaczej to rozegrać, ale przecież racjonalnie oceniając nie możemy powiedzieć, że zrobił źle, wbrew interesowi klubu, czy drużyny. Choć nie oszukujmy się też, piłkarze każdą wpadkę Sa Pinto wykorzystają przeciwko niemu. To wciąż szatnia pełna bardzo doświadczonych, mających swe zdanie zawodników.

Sa Pinto zarzuca się, że wprowadza wewnętrzny zamęt. I to oczywiście jego wada, ale też władze Legii mu na to pozwalają. Moim zdaniem nie jest problemem arogancki/charakterny (do wyboru) szkoleniowiec, a jego ulegli przełożeni. Chcieliśmy trenera z jajami, trzymającego piłkarzy krótko, rygorystycznego i może nieco szalonego, to go mamy. Sądzę, że właśnie ktoś taki jest w Legii potrzebny. Potrzebni są jednak podobni charakterologicznie dyrektor sportowy, czy prezes. Optymalnie, jak sądzę, byłoby wtedy, gdyby dochodziło do spięć w pionie sportowym, ścierania się koncepcji, rzecz jasna przy jasnym podziale obowiązków i ról w klubie. Tak się wypracowuje obustronny szacunek i to daje największe korzyści - spory inteligentnych ludzi mogą być niezwykle twórcze, wystarczy je odpowiednio ukierunkować. W Legii tego modelu nie było właściwie nigdy. A to dyrektorzy sportowi mieli nadzwyczajne ambicje, albo odwrotnie, i w ogóle się nie wtrącali, a to robili tak trenerzy. Tymczasem potrzeba szorstkiej przyjaźni ludzi, którzy chcą ze sobą współpracować dla dobra klubu, a nie dla budowania swojej pozycji.

Dla mnie Sa Pinto ma za silną pozycję przy Łazienkowskiej, ale to nie jego wina. Brakuje kogoś, kto by go wyhamował, przekonał, wyperswadował. Tego nie było też za chorwackich rządów. Różnica dziś jest jednak taka, że Pinto wydaje się być fachowcem, a porównaniu do swych dwóch poprzedników bez wątpienia nim jest. Nie zamierzam krytykować go za to, na co mu pozwolono. Ma taki charakter, sposób bycia, o czym zresztą wszyscy wiedzieliśmy. Nie obchodzi mnie też, czy zamyka jeden trening, czy utajnia wszystko (choć to niepotrzebna fanaberia), nie musimy się także w ogóle lubić. Dopóki bowiem nie popełni niewytłumaczalnych szkoleniowych błędów, nie zagubi się w prowadzeniu skomplikowanej przecież drużyny, będzie nadal wykonywał logiczne ze sportowego punktu widzenia ruchy, w tym także te personalne, dopóty będę uważał, że to odpowiednia osoba do prowadzenia Legii. Od dawna uważam, że potrzebujemy stabilizacji na ławce i to za (niemal) wszelką cenę. Bez tego, po trzech krokach w tył, jakie wykonaliśmy, nie zrobimy nawet jednego naprzód. Na razie więc, murem za Sa Pinto. I to nie tym z niechęci.


Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.