fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Cracovią

Qbas, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

Legioniści, choć z Cracovią wygrali tylko 2-1, odnieśli przekonywające zwycięstwo, w efekcie którego przewaga nad pasiastym wiceliderem została podwojona. Paradoks tego meczu polega na tym, że wynik nie odzwierciedla przewagi zespołowej i indywidualnej „Wojskowych” w tym spotkaniu. Po wszystkim jednak najważniejsze są trzy punkty.

1. Przyszło co do czego. Cracovia przed startem rundy wiosennej uchodziła, zresztą słusznie, za najgroźniejszego rywala Legii w grze o mistrzostwo. W mediach ostrzono więc sobie zęby na sobotnie spotkanie lidera z wiceliderem. I ci, którzy oczekiwali widowiska na wysokim poziomie mogą czuć się zawiedzeni. Dobrze grali bowiem tylko legioniści. „Pasy” nie tylko były słabsze, ale też dziwnie spięte, popełniające wymuszone, ale i niewymuszone błędy. W całym meczu nie było momentu, w którym można było przyjąć, że goście przejmują inicjatywę, a jedynie momentami dorównywali kroku „Wojskowym”. Gracze Vukovicia dobrze weszli w mecz, szybko poukładali sobie grę i narzucili własne warunki. Jak to ostatnio zwykle bywa przy Łazienkowskiej. No i gdy przyszło co do czego, to okazało się, że są poza zasięgiem drugiej drużyny w tabeli.

2. Dominacja. Zwłaszcza w pierwszej połowie Legia wyglądała nieporównywalnie lepiej od Cracovii. Po przerwie trener Probierz dokonał dwóch zmian, jakoś trafił do swoich zawodników i ci nieco się poprawili, ale nie na tyle nawet, by stworzyć realne zagrożenie pod bramką Majeckiego, oczywiście nie licząc nieoczekiwanego prezentu do Vesovicia, po którym arbiter odgwizdał rzut karny i zrobiło się tylko 2-1. Wciąż jednak to gospodarze byli groźniejsi, szybsi i bardziej pomysłowi. W drugiej połowie stworzyli przynajmniej trzy znakomite okazje na podwyższenie wyniku i ekipa Probierza może być w sumie zadowolona z wyniku.

3. Nieskuteczność? Legia strzela bardzo dużo bramek, zwłaszcza u siebie (średnia 2,77) i można powiedzieć, że przeciwko „Pasom” ta skuteczność też nie była aż taka najgorsza, bo dwa z siedmiu celnych strzałów znalazły drogę do bramki. Jeśli jednak przypomnimy sobie okazje Gwilii (dwie) i Kante (dwie), to legioniści powinni strzelić przynajmniej jeszcze jednego gola. Warto przy tym podkreślić, że wreszcie warszawianie trafili do siatki bezpośrednio po rozegraniu stałego fragmentu gry. Poprzednio w lidze udało im się to w meczu przeciwko Wiśle (27 października 2019 r.).

4. Vuković przechytrzył Probierza. Obaj trenerzy z pewnością próbowali się wzajemnie zaskoczyć. Krakowski szkoleniowiec dokonał kilku zmian w składzie. Warszawski właściwie tylko jednej, nie licząc wystawienia Wieteski za kontuzjowanego Lewczuka (a propos – o wiele spokojniejszy jestem, gdy w parze z Jędrzejczykiem gra ten drugi). Nominalnie na lewym skrzydle zagrał więc Gwilia, który jednak oczywiście był fałszywym skrzydłowym, wymieniał się pozycjami z Luquinhasem i przede wszystkim sprawnie robił miejsce na rajdy Karbownika. Do tego „Wojskowi” grali w średnim pressingu, raczej zapraszali gości w środkową strefę i dopiero tam skutecznie odcinali im korytarze podań lub po prostu odbierali piłkę. Vuković ma oczywiście lepszych piłkarzy od Probierza, ale przy okazji okazało się, że nie gorsze pomysły jak efektywnie skorzystać z ich umiejętności.

5. Słabszy dzień Marciniaka? Sędzia Marciniak nie wypaczył wyniku meczu, nie popełnił wielkich błędów, ale też nie sposób powiedzieć, że sędziował nad wyraz sprawnie i bezbłędnie. Nie podobało mi się lżenie najlepszego polskiego arbitra przez kibiców i uważam je za niezrozumiałe. Tym niemniej nie róbmy z niego świętego. Zdarzyły mu się decyzje, które można uznać za pochopne, jak choćby ta o żółtej kartce Jędrzejczyka albo za nader wyrozumiałe, jak w przypadku Siplaka, który przez cały mecz grał tak, jakby koniecznie chciał dostać dwie żółte kartki, a całość podsumował bandyckim atakiem na Antolicia, po którym powinien był zostać odesłany do szatni. Ot mecz sędziego, jakich wiele. Ze zdumieniem więc przeczytałem komentarz na Twitterze Krzyśka Stanowskiego, w którym zasugerował on, że wyzywanie arbitra może wpłynąć na jego decyzje. Nie spodziewałem się, że profesjonalizm Marciniaka, a poniekąd innych polskich sędziów, może zostać podważony właśnie przez Krzyśka, który przecież niedawno apelował, skądinąd zupełnie słusznie, by sędziowie w Ekstraklasie mogli prowadzić mecze drużyn ze swego regionu. Nie dajmy się zwariować. Zarówno okrzykom z trybun, o których nigdy nie słyszałem, by ruszały jakiegoś sędziego, czy piłkarza, jak i medialnym rezonansom. Legia nieźle radzi sobie bez „wsparcia” Marciniaka, a Marciniak równie dobrze, jak nie lepiej, bez względu na zachowanie fanów względem niego.

6. Frekwencyjna manipulacja. Niekończąca się opowieść. Na Łazienkowskiej nic się nie zmienia – trwa koloryzowanie rzeczywistości i na telebimach podawana jest nikogo nie obchodząca liczba sprzedanych biletów, co sugerować może większą liczbę kibiców na trybunach. Tym razem podano 24956, co zresztą delegat PZPN zapisał jako faktycznie obecnych na stadionie, podczas gdy było 20813 kibiców. Tym samym można uznać, że wielokrotnie powtarzane kłamstwo zaczyna zamieniać się w prawdę. Niezrozumiałe to i jakieś takie nieprzystojące do wielkości klubu.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.