Bartosz Zasławski i Marek Śledź - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad

Marek Śledź: Czasami zawodnicy sami okradąją się z szansy

Woytek, źródło: Legionisci.com - Wiadomość archiwalna

- Zabroniłem w akademii grać na czas. Nie akceptuję u zawodnika, że idzie długo po piłkę, czy udaje kontuzje. Takie zachowanie oznacza bowiem, że w procesie szkolenia sam okrada siebie z szansy, żeby zrobić jeszcze jedną akcję, jeszcze jedno podanie, strzelić jeszcze jedną bramkę - mówi dyrektor akademii Legii, Marek Śledź. Zapraszamy na długą rozmowę z człowiekiem, który rozpoczął pracę w klubie latem ubiegłego roku i systematycznie wprowadza zmiany w funkcjonowaniu akademii pod wieloma względami - od treningowych, przez wychowawcze, po żywieniowe, o których na początku roku zrobiło się głośno w mediach.

Zacznijmy od najświeższego tematu, czyli kwestii wyżywienia w akademii. Pojawiły się ostatnio informacje, że młodzi piłkarze muszą płacić za wyżywienie po 500 zł miesięcznie i zmniejszacie wynagrodzenia. Skąd takie drastyczne zmiany?
Marek Śledź: - Przede wszystkim nieprawdą jest, że zmniejszamy wynagrodzenia, wręcz przeciwnie. Wzrasta liczba pracowników akademii i w niektórych obszarach wynagrodzenia zostały zwiększone. Możliwe, że ktoś może odczytywać to pod takim kątem, że zwiększone zostały mu wymagania, jest więcej pracy i w związku z tym powinien otrzymywać wyższe wynagrodzenie. W takiej sytuacji jego brak może uznać za obniżenie wynagrodzenia. To jest jednak bardzo płytkie podejście i nieprawdziwe.
Jeśli chodzi o kwestię żywienia to sprawa nie jest nowa. W sierpniu - po dwóch miesiącach obserwacji - w sposób bardzo transparentny zakomunikowałem wszystkim rodzicom, że od 1 stycznia taka sytuacja zaistnieje.

Motorem wszystkich działań są wartości szkoleniowe. Całe podłoże organizacyjne, personalne musi mieć wpływ na jej wzrost. Ekskluzywność naszego projektu akademii pozwala na to, żeby żywienie było na wysokim poziomie, nieosiągalnym dla innych ośrodków w Polsce, a przynajmniej w tych, w których pracowałem. Wprowadzamy bardzo intensywną pracę dietetyka, dodatkowe posiłki. Mamy już pierwszy raport. Dietetyk jest obecny podczas posiłków z zawodnikami i będzie je indywidualizował. Zawodnicy muszą uczyć się tego, że jedzenie jest bardzo ważne dla ich rozwoju. Odpłatność ma charakter wychowawczo-edukacyjny, nie ma na celu wzbogacenia budżetu akademii czy klubu. Za dużo jedzenia marnowało się, było wyrzucone do kosza. Chcę nauczyć chłopaków szacunku do pracy innych i odpowiedzialności za „dobro wspólne”.



Tak czy inaczej, wizerunkowo taka decyzja nie mogła wyglądać dobrze, skoro wcześniej nie trzeba było płacić.
- Dlatego też uprzedzałem odpowiednio wcześniej. Jest bardzo mało działań, które podjąłem i zamierzam podejmować, które by nie były działaniami wcześniej zakomunikowanymi. Akademia jest szansą dla zawodnika, a nie zawodnik dla akademii. Mówimy ciągle o dzieciach. Jaki procent z nich zostanie wielkimi piłkarzami? A jaki procent powinien wyrosnąć na szlachetnych ludzi, którzy będą mieli wartości, dbałość i szacunek?

A jeśli będą tacy rodzice, których nie będzie na to stać?
- Regulamin jest jednoznaczny. Jest bardzo jasna procedura – tacy rodzice piszą podanie do dyrektora akademii i argumentują swoją sytuację życiową. Np. takim argumentem może być utrata pracy, albo rodzic sam wychowuje trójkę dzieci, tudzież syn mieszka daleko i koszty dojazdu są wysokie. Do każdej sytuacji podchodzimy indywidualnie i obniżamy opłatę lub z niej zwalniamy. Poza tym u nas rodzice ponoszą tylko część kosztów jedzenia – jest to około 30% kosztów ponoszonych przez klub, to symboliczna kwota. W tej chwili mamy ok. 19-20 podań, w których część rodziców prosiła o zwolnienie tej opłaty i było to poparte dokumentami. W takich sytuacjach zwalniamy całkowicie, a jak są inne trudności ekonomiczne, to zwalniamy z 50% tej kwoty.

Może pan wytłumaczyć o co dokładnie chodzi z tym brakiem poszanowania jedzenia?
- Na przykład niestawianie się na posiłki i marnowanie żywności. To jest niedopuszczalne. W dzisiejszych czasach jedzenie jest przygotowywane i dopasowywane do zadań treningowych i wysiłku, który jest zaplanowany na dany dzień. Na śniadanie jest to, co jest potrzebne do tego, aby trening odbył się tak, a nie inaczej. Na początku września otworzymy Szkołę Mistrzostwa Sportowego i będziemy mieć kompletny wpływ na organizację szkolenia i wszystkie inne aspekty - żywienie, odpoczynek, sen i edukację.
Jestem z takiego pokolenia, że gdybym wyrzucił kromkę chleba do kosza, prawdopodobnie tata sprawiłby mi lanie, bo rodzice ciężko na tę kromkę pracowali. Dlatego dzisiaj wychodzę z założenia, że jedzenie należy maksymalnie szanować.

Są pierwsze efekty po miesiącu nowych zasad?
- Widzę zmiany, które pojawiły się na stołówce. Myślę, że takie wspólna praca nad dzieckiem będzie miało pozytywny skutek. Szkołą Mistrzostwa Sportowego będzie zakładała realizację ponadprogramowych przedmiotów. Będzie dietetyka, ale prowadzona nie tylko w formie warsztatowej, ale także praktycznej. Chcemy wprowadzić jak najwyższy poziom świadomości, żeby zawodnik był u nas kształtowany w atmosferze kompletnej wiedzy na temat siebie, swojego organizmu i wypływu wszystkich elementów zewnętrznych na wartość szkoleniową.

Czy wpływ na decyzję o odpłatności za jedzenie mogły mieć pudełka po pizzach znajdowane pod łóżkami zawodników?
- Pomidor. Są pewne nawyki domowe - to lubię, a tego nie lubię. Życie zawodowego sportowca to nie jest element wyboru między lubię czy nie lubię. Jaki wpływ ma jedzenie i suplementacja na formę sportową chyba najlepiej może odpowiedzieć Robert Lewandowski. Moje wymagania w stosunku do zawodnika się zwiększyły, wobec tego muszę ich do tego przygotować.

A jak często znajdujecie te pizze?
- Rzadko, jest coraz większa świadomość. Już na starcie powiedziałem zawodnikom i wychowawcom, że jeżeli będę zmuszony wejść do bursy, to wtedy na pewno spada czyjaś głowa, bo to oznacza, że nie poradzono sobie z problemem na niższym poziomie. Do dziś nie było takiej sytuacji w procesie wychowawczym czy edukacyjnym. Czasami wchodzę do bursy się przespacerować i porozmawiać z zawodnikami.

Czyli „piweczko w bursie” to jest spadająca głowa z automatu?
- Takie elementy, które uznaję za zachowania patologiczne, czyli kradzież, pobicie, alkohol, używki – oznaczają natychmiastową reakcję wychowawczą, choćby to był reprezentant świata i okolic. Nie chcę go w środowisku Akademii.

fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com
fot. Mateusz Kostrzewa / Legia.com

Czy w akademii monitorujecie z jakich rodzin są zawodnicy? Bo często pojawia się taka teza, że tym z biedniejszych czy dysfunkcyjnych rodzin bardziej zależy.
- Bardzo często tak jest. Patrzymy na miejsce urodzenia, bo ta determinacja do osiągnięcia sukcesu z mniejszych miejscowości jest większa. Cała reforma Legia Lab przebiega w tym kontekście, żebyśmy wszystkie dane byli w stanie umiejscowić w jednej platformie, zbierać je i wyciągać z nich wnioski. Będziemy porównywali np. czy piąte dziecko w danej rodzinie ma większą szansę osiągnięcia sukcesu niż jedynak w danym środowisku. To nie są oczywiście elementy, które będą głównym czynnikiem selekcyjnym, ale z czasem będą dawały nam pewne wyobrażenie.

Co jeszcze, oprócz diet i świadomości żywienia, trzeba wprowadzić, żeby zmniejszyć dystans między dzieciakami w Polsce, a tymi w Niemczech, Holandii czy Hiszpanii. Przecież to nie jest tak, że rodzimy się gorsi piłkarsko…
- Nie rodzimy się gorsi, ale największa wartość płynie ze szkolenia, a my dorastaliśmy w atmosferze szkolenia odtwórczego, bez nauczania wyizolowanych umiejętności zawodnika, bez podejmowania decyzji, bez koncentracji. Walczę z tym od wielu lat. Oglądając mecze ekstraklasy widzimy różne zachowania. Często zawodnicy - choć mają rozwiązania na boisku - to ich nie widzą, bo nie mają prawa ich zobaczyć bez odpowiedniej koncentracji.

To jest element, którego wymagam przez cały mecz. 90. czy 95. minuta może być kluczową dla wyniku i działania zespołu w momencie, kiedy zawodnik będzie w stanie, pomimo zmęczenia fizycznego, podejmować optymalne decyzje, czyli nie będzie spadał jego poziom koncentracji i nie będzie zmniejszony jego poziom decyzyjności. W tym momencie jednostka treningowa trwa 120, a nie 90 minut. Oprócz samego przygotowania organizmu, ważne jest prawidłowe żywienie i higiena życia. Kilka godzin patrzenia w telefon kształtuje jedynie widzenie centralne, a młody człowiek spędza w takim otoczeniu wiele godzin. Motoryka oka to jest sześć mięśni, które poruszają gałką oczną. Jeżeli większość dnia spędza się w jednej pozycji, to ich nie aktywizuje. Wprowadziliśmy więc trening widzenia peryferyjnego - mamy grupę badawczą, grupę kontrolną i zobaczymy jaki to przyniesie efekt.

Opowiem anegdotę: Wchodzę do sali w trakcie przerwy między lekcjami i zawodnik siedzi od kilku minut wpatrzony w komórkę. Zwracam mu uwagę, ale twierdzi, że coś ważnego tam sprawdza. Dzień później drużyna pojechała na mecz i ten zawodnik wykonał podanie w obszarze 20 metrów do przeciwnika w strefie obronnej, które skutkowało utratą bramki i przegraliśmy mecz. A potem słyszę tłumaczenie "bo ja nie widziałem". Więc mu odpowiadam: ”Bo nie będziesz widział, jeżeli pół życia spędzasz na odczytywaniu informacji z obszaru 40 cm, to jak chcesz odczytać informację z obszaru 40 metrów?” Na boisku jest wiele zmiennych - to trzeba odczytać i w ułamku sekund podejmować decyzje. On nie był w stanie.

A czy przypadkiem nie jesteście skazani na niepowodzenie w walce z tym? Nie oszukujmy się, że będzie tylko gorzej, bo obecnie kilkuletnie dzieci mają już mają swoją komórkę...
- Można oczywiście uznać, że pewnie przegramy i nic z tym nie robić. Natomiast reagowanie na taki stan rzeczy jest niezbędne. Ten trening nie jest dla nas żadną przyjemnością, to jest konieczność. Jednak jak tego nie zrobię, to nie pozwolę im na rozwinięcie konkretnych zdolności.

W niektórych krajach wprowadzane są zakazy używania telefonów komórkowych w szkołach.
- Nie chcę czuć się mesjaszem, który będzie zbawiał cały świat. Działań, które podjąłem jest sporo. Powstanie SMS, który pozwoli na organizację edukacji pod kątem pracy szkoleniowej. Inicjujemy działania związane z kulturą, czyli spotkania z osobami ze świata sportu, kultur i biznesu.. Do tego dochodzi obecność w miejscach, które wymagają zaangażowania emocjonalnego, np. wizyty w schroniskach dla zwierząt, po to by zawodnicy zobaczyli, że świat to nie jest tylko boisko.

fot. Raffi / Legionisci.com
fot. Raffi / Legionisci.com

A jakie na przykład osoby z ze świata kultury czy sportu zapraszacie na spotkania?
- W każdej dziedzinie wybraliśmy grupę ludzi, którzy w ogólnej ocenie zasługują, by postawić ich na piedestale. Wśród sportowców jest Justyna Kowalczyk, która świetnie łączyła edukację i zdobywała medale olimpijskie, Jędrek Bargiel, który wykazuje się mega odpowiedzialnością w tym co robi. Wśród aktorów np. Marcin Dorociński. Szukamy postaci, które mogłyby być dla zawodników podpowiedzią i inspiracją.

Mówi pan, że największe rezerwy są w warstwie szkoleniowej. Tymczasem spotkamy się z opiniami rodziców, że dopóki Legia nie sprowadzi kilku trenerów z Holandii czy Hiszpanii i nie da im swobody działania, to nic się nie zmieni. Jak pan podchodzi do takich słów?
- Brutalnie powiem, że wrzucam je do kosza. Tak się nie dzieje. W Polsce jest mnóstwo trenerów młodszego i starszego pokolenia, którzy mają wiedzę i umiejętności. Nie zawsze trafiają na warunki, które pozwalają im na ich realizację. Często upraszczamy wiele rzeczy, chcemy podążać na skróty. Stąd ta wieczna walka o to czy wynik jest ważny czy nieważny i jak go traktować. Gdy zderzamy się z rzeczywistością, że trener podąża na skróty do wyniku sportowego, to próbujemy na to reagować. Jeżeli natomiast wynik jest efektem pracy, a nie celem samym w sobie, to jest to najbardziej szlachetne ujęcie wyniku sportowego.

Chciałbym, żeby „eLka” była elementem wyjątkowego szacunku, uwielbienia i odpowiedzialności. Często jest to element niemalże spełnienia, przesadnej pewności że zostanie się piłkarzem. A tak nie powinno być - to jest dopiero początek drogi. Tłumaczę zawodnikom, że trafili do klubu, który ma nieprawdopodobnie bogatą historię, klubu wielosekcyjnego, który ukształtował wyjątkową liczbę medalistów, który ma swoje cele i emanuje najwyższymi standardami, choćby infrastrukturalnymi. Muszą przyjąć tę odpowiedzialność i pracować. Tu nic nie będzie dane za darmo, sport nie uznaje łatwej drogi na skróty. Zabroniłem w akademii grać na czas. Nie akceptuję u zawodnika, że idzie długo po piłkę, czy udaje kontuzje. Takie zachowanie oznacza bowiem, że w procesie szkolenia sam okrada siebie z szansy, żeby zrobić jeszcze jedną akcję, jeszcze jedno podanie, strzelić jeszcze jedną bramkę.

Prowadzicie skauting trenerów pod tym kątem?
- Tak. Na początku swojej pracy zakomunikowałem wszystkim pracownikom, że pierwszy rok będzie rokiem audytu i trzeba będzie się "mocno postarać", żeby w tym roku stracić pracę. Razem wchodzimy pod górę z plecakami. Weryfikacja pracy nastąpi w okresie maj-czerwiec, ale nie będzie do weryfikacja pod kątem wyniku sportowego. Nie będzie istotne, że któryś trener zdobył mistrzostwo Polski. Bycie mistrzem Polski w perspektywie najbliższych lat to nie jest żaden sukces, to jest obowiązek. Wartość trenera to także jego adaptacja do pewnych standardów, otwartości edukacyjnej i celów.

Na jednym ze spotkań zadałem trenerom pytanie ile jest drużyn w akademii. Zaczęli szybko liczyć, ale od razu im przerwałem i mówię: Po co to robicie? Wszyscy jesteśmy jedną drużyną - akademia to jedna drużyna. Wy pracujecie w poszczególnych zespołach, ale musicie stworzyć jeden zespół, by przesunięcie zawodnika z grupy do grupy nie było żadnym problemem. To ma być ścieżka jego rozwoju. To nie jest dziesięć Legii tylko jedna Legia, jedna akademia Legii. Musimy tak prowadzić zawodnika, by przepływ jego drogi był analizowany i prowadzony w sposób transparentny, logiczny i wytrwały.

Zależy mi na tym, by w konsekwencji naszych działań akademia była projektem wielokulturowym. Pierwszą decyzji, którą podjąłem, było przesunięcie działu skautingu do struktur akademii. Dziś jesteśmy po otwarciu pierwszych działań skautingu międzynarodowego, nie po to by wypchnąć polskie dzieci i ściągnąć zagraniczne, a po to, by zawodnicy - choćby w bursie - uczyli się wielokulturowości, języków, szacunku do relacji międzyludzkich, poszanowania różnic religijnych.

Na czym dokładnie polega ten skauting międzynarodowy?
- Podzieliliśmy na sześć grup tematycznych: piłkarze z obszaru, gdzie sytuacja polonijna jest bogata, obszary z wysokich wynikowo federacji i słabszych, a także takie o formule egzotycznej. Każda z tych grup będzie niosła ze sobą inne wyzwania i tworzyła inne problemy. Nie jest łatwo ściągnąć dziś zawodnika z Afryki albo z Azji. Jeżeli nie zmierzymy się z tym w którymś momencie, to nigdy tego nie zrobimy.

Mówił trener o drodze pod górę... ilu trenerów już rzuciło w kąt ten plecak?
- Jeden. Pierwszą drogą skautingową dla trenerów są Legia Soccer Schools, potem Kluby Partnerskie. Wyróżniający się tam trenerzy powinni mieć jako pierwsi szansę trafienia do akademii i dwa takie ruchy już zrobiliśmy.

Ogląda trener treningi i mecze poszczególnych roczników. Jest jakiś wyjątkowo utalentowany rocznik?
- Przyznam się do jednej rzeczy, która jest wielką rysą na mojej dotychczasowej pracy. Liczba zadań w organizacji pracy, planów szkoleniowych, budowani modelu gry i spotkań z działem programowym powoduje, iż nie wychodzę na treningi tak często, jak bym chciał. Myślę, że na wiosnę to się zmieni, jak dopnę kwestie organizacyjne.

Od rocznika 2006 w dół co roku powinni wychodzić chłopcy o konkretnej wartości sportowej. Rocznik 2006 został dobrze wyselekcjonowany, a dodatkowo jest rocznikiem dobrze zbilansowanym.

Proszę powiedzieć coś więcej o modelu gry. Na czym on ma polegać?
- To jest dokument, który powinien towarzyszyć każdemu ośrodkowi, tylko powinien być dobrze interpretowany. Kiedyś powstał taki podręcznik "Narodowy model gry". To był taki model, że żadna reprezentacja w nim nie grała, choć to wartościowy podręcznik. Może gdyby był inaczej nazwany, np. „podręcznik do budowania gry”, to wtedy wiele osób mogłoby z niego skorzystać i zbudować swój model. W każdym kraju może być inny, ważnym aspektem są warunki środowiskowe.

Przez ostatnie pół roku trenerzy byli przygotowywani do wprowadzenia nowego modelu. On jest oparty przede wszystkim o zasady, a te pozwolą tak kształtować zawodników by z łatwością przebywali na różnych pozycjach a nie schematycznie na nich grali. Warianty nie są najważniejsze, one są jedynie przykładem. Jose Mourinho mówi jednoznacznie - mój model gry jest oparty o zasady - od tego zaczyna pracę w każdym klubie.

Ostatnio miałem wielką przyjemność zaprosić Marcelo Bielsę do Legia Training Center. Wydawało mi się, że w 30 minut obejrzy ośrodek i wróci do domu, a tymczasem siedzieliśmy w moim pokoju trzy godziny, aż pokruszył wszystkie ciastka, rysując strategie na stole. Opowiadał o zasadach i koncepcji, która towarzyszy mu w pracy.

Podstawowym celem Legii II jest przygotować zawodnika do pierwszego zespołu. Czy nie lepszy byłby model, gdyby w drużynie było kilku starszych zawodników z ekstraklasowym i międzynarodowym doświadczeniem, od których młodzi mogliby się uczyć? Czego oni mogą nauczyć się od takich zawodników jak sprowadzeni latem Tadrowski czy Korczakowski?
- Macie rację co do pierwszego pytania. Niestety miałem mało czasu, by ten zespół skleić. Uważam, że bardzo ważnym elementem dla Legii II będzie codzienność współzawodnictwa, a trzecia liga do dla nas za mało. Moim celem jest II liga, a za swojej kadencji chciałbym doprowadzić do tego, żeby Legia była pierwszym zespołem, którego rezerwy będą w I lidze. To bardzo długi proces, ale II liga jest niezbędna, by dobrze przygotować zawodnika i podnieść mu wymagania szkoleniowe. Rozmawiam z 4-5 zawodnikami z bogatą przeszłością legijną, a jeden z nich nawet w ostatniej kolejce zagrał na boiskach Ekstraklasy.

Zdaję sobie sprawę, że dopóki mają kontrakty, to nie będzie im łatwo zamienić na 1/4 wynagrodzenia w strukturach akademii Legii, ale liczę na to, że mają świadomość, że ich droga piłkarska się kończy. Chcę być dla nich bezpieczeństwem na resztę zawodowego życia, stworzyć możliwość dalszej pracy przy piłce i gry, dopóki zdrowie im pozwoli, a jednocześnie przygotowywać się do różnych funkcji. Już teraz mamy trenerów Mięciela, Kubickiego, Sokołowskiego i Jarzębowskiego, który zajmują się przygotowaniem indywidualnym.

Do niedawna taki trening był realizowany raz w tygodniu, teraz będzie trzy razy. Przychodzą na nie dodatkowi trenerzy. Chciałbym, by młodzi piłkarze mieli takich mentorów, nie tylko na boisku, ale żeby przykładowy „Jarza” wziął zawodnika na trening, obejrzał jego mecz, a po meczu poszedł na obiad i porozmawiał. By chłopcy doświadczyli opieki nad sobą i poczuli, że to miejsce jest dla nich, że mają wszystko, by zostać zawodowymi piłkarzami. Równolegle chcemy zadbać o wszystko, gdy się okaże, że nimi nie zostaną.

Chodzi o takich piłkarzy jak Igor Lewczuk, Łukasz Broź?
- Z Łukaszem rozmawiałem latem, ale trochę przeraził mnie rocznik (śmiech). Jestem po kilku rozmowach z Michałem Pazdanem i jest otwarty. Ma jeszcze pół roku kontraktu i zobaczy co będzie dalej. Poszukuję postaci, które atakowały z drugiego miejsca, a dochodziły do ekstraklasowego poziomu.

Michał Pazdan był ministrem obrony narodowej…
- Jego osobowość bardzo mi pasuje. Są piłkarze, którzy nie na każdej pozycji na boisku się odnajdą. W grę wchodzą tacy jak środkowy obrońca, pomocnik czy napastnik, wokół których będą uczyli się pozostali na boisku.

Jak się przygotować do tej II ligi?
- Najprościej byłoby ściągnąć 10 zawodników z drugich lig i zrobić awans, ale w przyszłym roku musielibyśmy ściągnąć 10 graczy z I ligi, by ten awans utrzymać. Wówczas nie byłoby miejsca dla wychowanków i miałoby to zerową wartość dla klubu. Budowanie drużyny musi być oparte o mądrze procentowo rozwiązany zespół. Kilku zawodników doświadczonych z przeszłością ekstraklasową, kilku aplikujących do gry w pierwszym zespole 19-21-latków i 50 procentową grupę wychowanków wywodzących się ze struktur juniorskich akademii.

Ściany trzęsły się w LTC po porażce „dwójki” 0-7 z ŁKS-em Łódź?
- Nie, wszedłem do szatni dwa dni później. Nie mam zwyczaju podnosić głosu, ale zakomunikowałem, że wiem, w jakim klubie jestem, choć jestem tu nowy. Wiem, jaką odpowiedzialność biorę za wartość herbu, który noszę i nie pozwolę na to, by ktoś tego nie szanował. Możecie kompromitować siebie, ale nie pozwolę kompromitować innych ludzi. Taka sytuacja nie ma prawa się więcej powtórzyć, bo będę wyciągał konsekwencje. Zresztą jakieś już wyciągnąłem. Wszyscy są zawodowcami, mają kontrakty za to, co uwielbiają robić.

Bardziej zabolała mnie porażka z Pilicą Białobrzegi 0-1, która nigdy nie był wyżej niż III liga, a tymczasem my pojechaliśmy tam jako Legia i przegraliśmy. Wprawdzie z ŁKS-em przegraliśmy kompromitująco wysoko, ale to klub, który ma historię i tego dnia wystawił przeciwko nam wielu dobrych piłkarzy.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Czy współpraca z pierwszym zespołem rezerw będzie jeszcze mocniej zacieśniona? Na przykład czy terminy meczów będą odpowiednio rozdzielane, albo jakieś wspólne treningi czy sparingi?
- Dziś w rezerwach nie stanowimy takiej wartości, by być dobrym sparinpartnerem dla pierwszego zespołu. Część pracy treningowej wykonywana jest między drużyną A1 a rezerwami. Komunikacja z pierwszym zespołem jest wzorowa, a to dzięki jakości i klasie trenera Kosty Runjaicia. Czas będzie działał na naszą korzyść. Jest trójka zawodników, która dołączyła do jedynki - Ziółkowski, Jędrasik i Rejczyk. Mamy na nich wspólny pomysł. Ciągle jednak im tym młodym powtarzam: "jeszcze nie jesteście piłkarzami pierwszego zespołu, musicie uwielbiać grać w piłkę. Będą tygodnie, gdy będziecie schodzili do rezerw i grali w III lidze. Musicie ciągle chcieć udowodnić, że za chwilę na to zasłużycie, a nawet jak zejdziecie niżej, to musicie nadal uwielbiać grać w piłkę nożną".

To idealnym przykładem jest chyba Igor Strzałek z jesieni...
- Powiem szczerze. Gdybym patrzył na przyszłość Igora tylko na podstawie tego, co zobaczyłem jesienią w drugim zespole, miałbym różne myśli. Jeśli się pomyliłem, a chciałbym, to przyjdę i go przeproszę. Wystarczyło jednak trochę pracy mentalnej, treningowej i dzisiaj ten chłopiec wygląda świetnie. Jest świetnie prowadzony i trzeba to docenić.

We wtorki bardzo często odbywają się treningi zindywidualizowane dla pewnej grupy zawodników, prowadzone przez sztab pierwszego zespołu. Do niego dołączają też trenerzy akademii, ale ogólnie zajęcia prowadzi sztab pierwszego zespołu. Tam pracują zawodnicy z pierwszej drużyny i z rezerw bądź akademii. Trenerzy mają wgląd w ich postawę, zachowania, dają sygnały, w których aspektach widać bogatą rezerwę, a w których mniejszą.

Czy bolą pana opinie, że na Jordanie Majchrzaku nikt się nie poznał, a Mourinho wziął go do pierwszego zespołu? To samo z Szymonem Włodarczykiem, który strzela i za chwilę odejdzie za miliony…
Jeżeli mówimy o Jordanie Majchrzaku, to ja bym śmiało stawił czoła każdej takiej opinii. Z chęcią usiądę i porozmawiam z każdym autorem. Przecież my się na nim właśnie poznaliśmy i stworzyliśmy mu odpowiednią ścieżkę rozwoju. My widzimy jego potencjał i widzą go inni. Ten ruch to również efekt działań procesu skautingowego Włochów. Pojawiła się oferta, która jest sportowo dobra dla zawodnika i ekonomicznie dobra dla klubu. Przyjechał przed Świętami i z nim rozmawiałem. To jest dla niego kapitalna lekcja, lekcja nie tylko sportowa ale także mentalna, lekcja pokory i cierpliwości. Jordan powiedział, że w Primavewrze jest iluś Argentyńczyków, Brazylijczyków, młodych zawodników z Afryki i oni czekają, walczą na maksa na każdym treningu, biją się o wszystko. Czekają po 3-4 miesiące, żeby dostać 15 minut w meczu.

Czy Jordan Majchrzak wróci jeszcze do Legii?
- Nie wiem tego w tej chwili. Ustalone są wszystkie warunki transferu definitywnego, który mógłby mieć miejsce w czerwcu. Roma przymierzała się do tego transferu zimą, ale oczekiwali chyba na to, że zejdziemy z warunków... ale my co najwyżej mogliśmy je podnieść. Wychodzę z prostego założenia - jeżeli Roma nie weźmie Jordana, to on gorszy do nas nie wróci. Jego rodzice mówią, że jeżeli Roma będzie to przeciągała, na przykład znów chciała go wypożyczyć, to przedłużą umowę z Legią, bo tak wiele jej zawdzięczają.

Czy pieniądze z tego transferu trafią bezpośrednio do akademii?
- Nie, trafią do klubu. Jeżeli efektywność pracy akademii będzie wysoka i będzie ewidentna powtarzalność takich transferów, to może wtedy będzie to małym argumentem dla mnie, żeby rozmawiać z zarządem o zwiększeniu budżetu dla akademii. Na dziś ten budżet jest bardzo wysoki jak na polskie warunki, jest kompletny. Nie mogę powiedzieć, że czegoś nam brakuje. Oczywiście, że będziemy dokonywać ruchy pomiędzy poszczególnymi elementami budżetu.

Planujecie jeszcze jakieś ruchy, które wywołają skandal?
- Żadna z tych decyzji nie była elementem skandalu. Powtórzę, że o tym wszystkim informowałem odpowiednio wcześniej, w sierpniu. Wszyscy mieli czas, żeby się do tego przygotować, wiedzieli, jakie to będą formuły. Dlaczego osoby, które podważały odpłatności za żywienie, nie powiedziały tego np. w październiku?

Przy okazji może warto też powiedzieć o kontraktach zawodników. Nie jestem zwolennikiem rozpasania ekonomicznego i deklarowania zawodnikom na starcie zbyt dużych pieniędzy albo deklarowania czegoś, co ma być gwarantem gry, bo jest zapisane. Konstrukcja kontraktów uległa zmianie, bo ona jest konstrukcją niegwarantującą wynagrodzenia za czas trwania kontraktu, tylko za liczbę rozegranych meczów na wyższym poziomie rozgrywkowym. Przejdź wyżej, bądź lepszy od innych, podniesiemy wynagrodzenie, to nie będzie żaden problem. Wynegocjuj sobie warunki, niech one będą korzystne, ale za efekt pracy, a nie gwarantem tego, że jesteś tu trzeci rok i dlatego więcej zarabiasz.

Czy stosujecie zapisy w kontraktach, że zawodnikowi jest gwarantowany procent od transferu?
- Nie mamy takiego przypadku. Kontrakt nie może być narzędziem manipulowania i szantażu. Nie może też być kajdanami. Kontrakt młodego zawodnika to jest lekcja, instrument, który ma przygotować jego i jego rodziców. Musimy patrzeć na to, jak zawodnik spożytkuje te pieniądze. Dla mnie to kapitalna lekcja, która pokazuje mental zawodnika. Co innego jak taki piłkarz przyjdzie i powie "mamo, wykup mi jeszcze lekcje hiszpańskiego, bo ja chcę grać w Realu, więc chcę się nauczyć hiszpańskiego, dorzucę się do tych lekcji" lub kupi prezenty dla dzieci, rodzeństwa, rodziców, a co innego gdy pójdzie do galerii. Wystarczy spojrzeć na najlepszych. Ronaldo płakał, bo odpadł z mistrzostw i nie sądzę, żeby robił to pod publiczkę. Tacy piłkarze uwielbiają grać w piłkę, mają radość z tego, żeby zdobywać kolejne bramki, wygrywać. A przecież on zarabiają tyle pieniędzy, że pewnie sami nie wiedzą ile.

To mentalność zwycięzców.
- Chcę grać w piłkę, kocham grać w piłkę. Czy gram na podwórku, 8b na 8c, gram, bo to mój mecz do wygrania. To jest piękne w sporcie i tego oczekuję. A pieniądze? One będą. Tylko niech one będą efektem pracy i dodatkiem, a nie podstawą. Na pewnym etapie staną się źródłem bezpieczeństwa, jak to zawodnik sobie wywalczy na boisku. Ilu jest szczęśliwców, którzy otrzymują dobre wynagrodzenie za to, co uwielbiają robić? Piłkarze dostają wynagrodzenie za to, co uwielbiają robić. Zawsze zadaję im pytanie: kazał ktoś wam grać w piłkę? Nie, sami tu przyszliście, więc grajcie i kochajcie tę grę.

Rozmawiał Woytek

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.