Juergen Elitim - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Wywiad

Juergen Elitim: W przyszłości chciałbym spróbować swoich sił w najlepszych ligach

Woytek, źródło: Legionisci.com

- Nie sądziłem, że wszystko tutaj jest tak dobrze zorganizowane od strony sportowej, jak i logistycznej. Jest to idealne miejsce do pracy. Będę mógł się skupić tylko na piłce, wykonać kolejny krok do przodu w mojej karierze i dzięki temu spróbować się dostać do elity. Jestem ambitny i w przyszłości chciałbym spróbować swoich sił w najlepszych ligach na świecie - mówi Juergen Elitim. Zapraszamy na rozmowę z nowym pomocnikiem Legii.

Gdy miałeś 15 lat zostałeś wykupiony z Cali przez hiszpańską Grenadę, ale od razu trafiłeś na wypożyczenie – tyle, że do FC Leones, które mieści się w innej części Kolumbii. Dodatkowo w młodym wieku podróżowałeś do Hiszpanii, do Włoch, by adaptować się do europejskiego futbolu.
Juergen Elitim: - To prawda, że początki były wczesne i łatwo nie było. Już mając dwanaście lat trafiłem do akademii piłkarskiej 800 kilometrów od domu – tak to wszystko się zaczęło. Miałem przez to utrudnione kontakty z rodziną. Po wykupieniu przez Grenadę zacząłem mieszkać w bursie klubu FC Leones i jak skończyłem piętnaście lat, przeniosłem się do drużyny z 2. ligi.

Dość szybko o twój talent upomnieli się w Europie.
- W Leones czekałem na transfer do Europy – przepisy zezwalają na taki transfer po ukończeniu osiemnastu lat. Granada wykupiła mnie z Kolumbii, ale musiałem czekać. Trenowałem wtedy z seniorami. Regularnie latałem do Hiszpanii, gdzie sprawdzano jak się rozwijam. Dopiero po skończeniu 18 lat mogłem przenieść się do Europy. W Grenadzie przez rok byłem w juniorach, a potem w wieku 20 lat zostałem wykupiony przez Watford, ale od razu wylądowałem w Marbelli. W młodym wieku szybko zmieniałem otoczenie, ale chcąc zostać profesjonalnym zawodnikiem, musiałem być gotowy na takie poświęcenia.



Jak trudne jest takie życie dla tak młodego człowieka, ciągłe zmiany miejsc i środowiska?
- Oczywiście było to trudne, ale będąc tak młodym człowiekiem, nie do końca też zdawałem sobie sprawę z tego, co się działo. To był taki proces szybkiego dojrzewania. Było też dla mnie oczywistym, że w tak młodym wieku będę musiał pożegnać się z kolegami z dzieciństwa, ze szkoły, z podwórka, a także z rodziną. Musiałem się poświecić i wiedziałem, że to jedyna droga do spełnienia marzeń.

W twoim kraju jest wielu utalentowanych, młodych graczy?
- W Kolumbii mamy wielu bardzo dobrych młodych zawodników, którzy potrafią grać w piłkę, ale brakuje im dyscypliny - tak na boisku, jak poza nim. Nie każdy zaczyna w odpowiednim wieku regularne treningi, by szlifować technikę czy taktykę. Gdy zbyt późno trafia się do klubu, to nie każdy się potrafi odnaleźć, bo poza klubem tempo gry jest wolniejsze. Mnie w polskiej lidze czeka przyzwyczajenie się do dużej fizyczności – zdaję sobie z tego sprawę.

Już jako pełnoletni człowiek byłeś zawodnikiem angielskiego Watford, ale ciągle byłeś wypożyczany do Marbelli, Ponferadiny, Deportivo La Coruna i Racingu Santander. Z perspektywy czasu uważasz, że takie ciągłe wypożyczenia, brak stabilizacji, pomagały ci w rozwoju czy może go hamowały?
- Myślę, że miało to swoje dobre i złe strony. Dzięki wypożyczeniem musiałem dojrzeć wcześniej. Było to konieczne, abym mógł się zaadaptować do różnych wymagań, oczekiwań i różnych systemów gry. W Deportivo grałem o awans, a za chwilę a w Racingu o utrzymanie. To wymagało innego nastawienia. Zdobywałem więc nowe doświadczenia. Ale jako młodej osobie na pewno lepiej by mi zrobiło pozostanie w jednym klubie na dłużej - tak, abym miał jakaś stabilizację i jakąś kontynuację w tym procesie szkolenia.

Miałeś w ogóle perspektywy, by zaistnieć w angielskim Watford?
- Nigdy nie byłem tak naprawdę w Watford, wszystko odbywało się przez negocjacje Granady i Udinese – właściciele Watford mają w swoim portfelu akcje obu tych klubów. Nie miałem okazji, by potrenować w Anglii. Taka była filozofia klubu, żeby podpisywać umowy z młodymi chłopakami z Ameryki Południowej i potem obserwować ich rozwój. Jeśli ktoś się adaptował do piłki europejskiej, to był sprzedawany.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Po transferze do Legii kibice Racingu byli poirytowani, że klub traci takiego zawodnika jak ty. Ich zdaniem drużyna się w ten sposób mocno osłabiła. Dotarły do ciebie takie głosy?
- Tak, otrzymałem wiele wiadomości przez media społecznościowe, dużo pozytywnych słów. Ja się tam dobrze czułem, atmosfera była fajna. Jestem fanom bardzo wdzięczny za tak miłe słowa. Racing pomógł mi się rozwinąć.

Słyszałeś wcześniej o polskiej piłce? W Ekstraklasie grał niezły obrońca z twojego kraju, Manuel Arboleda. Kojarzysz go?
- Nie słyszałam wcześniej o Arboledzie, ale w Hiszpanii mówiło się o polskiej piłce i lidze, gdyż wielu Hiszpanów przychodziło do polskiej ligi. O Legii wcześniej oczywiście słyszałam, ale nie miałem o niej zbyt dużo informacji. Znałem ten klub z występów w europejskich pucharach.

Hiszpańska prasa pisała, że Racing chciał cię zatrzymać, ale nie był w stanie konkurować z ofertą Legii. Czym Legia cię przekonała?
- Dla mnie było to oczywiste, że oferta Legii jest krokiem do przodu. Była opcja pozostania w Racingu, ale w Legii gra się o puchary, zdobywa tytuły i to największy klub w Polsce. Jak pojawiła się więc opcja by pójść w tym kierunku, do razu czułem, że jest to właściwa dla mnie droga. To był przemyślany krok i stwarza przede mną ciekawe perspektywy. Gra o najwyższe cele mnie napędza, aspekt ekonomiczny nie był najważniejszy.

Legia to dla ciebie przystanek do czołowych lig?
- Zacznę od tego, że jestem bardzo zadowolony ze swojej decyzji. Nie sądziłem, że wszystko tutaj jest tak dobrze zorganizowane od strony sportowej, jak i logistycznej. Jest to idealne miejsce do pracy. Będę mógł się skupić tylko na piłce, wykonać kolejny krok do przodu w mojej karierze i dzięki temu spróbować się dostać do elity. Jestem ambitny i w przyszłości chciałbym spróbować swoich sił w najlepszych ligach na świecie.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Po pierwszych treningach widać, że masz świetną lewą nogę, dużo widzisz na boisku, dobrze rozgrywasz piłkę, wykonujesz stałe fragmenty gry – bardzo przypominasz innego piłkarza Legii, starszego od ciebie Josue. Stworzycie zabójczy duet?
- Myślę, że z Josue, ale i z innymi graczami możemy się dobrze uzupełniać w środku pola. Chodzi o to, by grało nam się dobrze i żebyśmy czerpali z tego przyjemność. Josue potrafi bardzo dużo i niech gra jak najlepiej. Jeśli będziemy mogli razem stworzyć dobry duet, to zrobimy to i będzie to z korzyścią dla wszystkich. Rozmawiałem z nim zaraz po przylocie do Polski, oprowadził mnie po klubie, znajdziemy wspólny język.

Mówi się, że polska liga jest bardzo fizyczna, siłowa. Gdy tylko przyjmiesz piłkę i już ktoś cię kopie, by ci ją zabrać. Lubisz grać w takich warunkach?
- Tak. Uważam, że jestem na to gotowy. Poznaję coraz lepiej kolegów, ale też oglądam mecze ekstraklasy i przygotowuję się do gry w nowej lidze. Wiem już, że jak ktoś się wyróżnia, to częściej jest faulowany, kopany po nogach. Na razie się tym nie przejmuję i chcę grać jak najlepiej. Zdaję sobie sprawę z tego, że fizyczność w polskiej lidze, a przede wszystkim agresywność, jest nieco inna niż w lidze hiszpańskiej.

Widziałeś już filmiki z dopingiem i oprawami na stadionie Legii?
- Widziałem filmiki na YouTube i w klubie też mi o tym mówiono. Oglądając różne filmy, dostrzegłem to, że śpiewy trwają cały mecz. Słyszałem też, że wspieranie klubu wykracza poza stadion, a same mecze w Warszawie to prawdziwy spektakl tworzony na trybunach. Czytałem również, że fani jeżdżą za Legią na wyjazdy w dużych liczbach. Szybko się to potwierdziło, bo nawet na meczach towarzyskich w Austrii byli kibice obecni i głośno krzyczeli. Oczywiście Racing i Deprotivo mają fajną atmosferę na meczach, ale nie zdarzyło się, żeby ktoś jeździł za klubem, aby obejrzeć sparing. Taka atmosfera mi jak najbardziej pasuje i nie mogę się doczekać pierwszego meczu w sezonie, by poczuć to na własnej skórze.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Jak radzisz sobie z presją? Legia to taki klub, że po dwóch remisach już wszystko jest źle i nikt się nie nadaje.
- Myślę, że jestem gotowy na takie sytuacje, że podobne - ale nie takie same - wymagania miałem w Deportivo. Tam wygrywanie spotkań po 1-0 nie było wystarczające, liczył się też styl. Jestem więc do tego w miarę przyzwyczajony. Potrafię przyjąć na siebie krytykę i się tym nie zamartwiać. Cieszę się, że jestem w takim klubie, gdzie wymagania są wysokie i będę robił wszystko, żeby tej krytyki było jak najmniej, żeby wszyscy byli zadowoleni ze mnie i zespołu, z wyników.

Jakie cele sobie stawiasz na ten sezon?
- To, że będziemy grali w pucharach jest dla mnie bardzo dużym plusem i okazją do sprawdzenia się na tle innych zespołów w Europie. Jeśli chodzi o moje cele w najbliższym czasie, to chcę dobrze się zaadaptować, dogadywać się dobrze z kolegami, poznać się przede wszystkim na boisku, ale i poza nim. W najbliższym czasie chcę wygrać Superpuchar, a w dalszej perspektywie być na szczycie tabeli. Po to tutaj przyszedłem, bardzo mnie to nakręca i o to będę walczył. Nie mogę się tego już doczekać.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że Kolumbia w Europie kojarzy się z serialem Narcos na Netflixie. To irytujące dla człowieka z tego kraju?
- Nie przeszkadza mi to, ale też nie jesteśmy dumni z tego, że tak się kojarzy nasz kraj. Kolumbia ma trudną i ciemną przeszłość, ale oprócz tego mamy wiele atutów. Kolumbia może słynąć z turystyki, ma piękne widoki, mamy piękną muzykę, sztukę, którą tworzą ludzie. Z przeszłości nie jesteśmy dumni, ale od niej nie uciekamy. Udało nam się zrobić krok do przodu jako narodowi.

W Austrii rozmawiał Woytek


przeczytaj więcej o:
REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.