Kibice Legii w Częstochowie - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Radość po piętnastu latach oczekiwania

Hugollek, źródło: Legionisci.com

15 lat – tyle czasu upłynęło od ostatniej wygranej Legii w Superpucharze Polski. Wówczas na stadionie KSZO w Ostrowcu Świętokrzyskim „Wojskowi” pokonali Wisłę Kraków 2-1, a bramkę na wagę zwycięstwa zdobył na kilka minut przed zakończeniem spotkania zmarły w 2020 roku Piotr Rocki. W późniejszych latach legioniści meldowali się w tych rozgrywkach jeszcze ośmiokrotnie, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że ciążyło nad nimi jakieś fatum, jako że zawsze schodzili z boiska na tarczy (w tym cztery razy po rzutach karnych).



Szansą na przełamanie fatalnej passy miał być pojedynek z aktualnym mistrzem Polski. Jako że od jakiegoś czasu Superpuchar rozgrywany jest na stadionie zwycięzcy ligowych rozgrywek, mieliśmy jednocześnie okazję udać się na pierwszy wyjazd. Wprawdzie ta rywalizacja nie ma aż tak istotnej rangi jak Puchar Polski, ale wiadomo, że trofeum to trofeum – zawsze lepiej dołączyć je do swojej kolekcji niż go nie mieć. Co za tym idzie, jak łatwo się domyślić, chętnych na podróż do Częstochowy było bardzo wielu – dużo więcej niż pojemność sektora gości. 302 wejściówki, jakie otrzymaliśmy od Rakowa, bez problemu znalazły swoich nabywców. Niestety z powodu tej małej podaży część osób musiała obejść się smakiem i dopingować legionistów sprzed szklanych ekranów. Jedyny plus dla nich stanowił fakt, że z pewnością mieli lepszy widok na murawę niż my. ;) Kwestia widoku z sektora dla przyjezdnych to jednak rzecz drugo- czy trzeciorzędna, choć niezaprzeczalnie ten z rakowskiego obiektu jest chyba najgorszym, jeśli chodzi o Ekstraklasę.

W drogę na południe Polski udaliśmy się kawalkadą po godzinie 15:30. Przemieszczaliśmy się dość sprawnie, tak iż wydawało się, że na częstochowski obiekt wejdziemy z odpowiednim zapasem czasu. Nasze fury zostawiliśmy na znanym już, zapyziałym „parkingu” przy torach kolejowych. W zasadzie z każdą kolejną wizytą zmienia się tam tylko jedno – coraz większa liczba kabaryn, przez które nie sposób zaparkować wszystkie auta w jednym miejscu. Między innymi przez tę właśnie sytuację musieliśmy wstrzymać się z przemarszem na stadion. Czas ten można było jednak spożytkować na rozmowy z mieszkańcami okolicznych kamienic, którzy z zaciekawieniem przyglądali się z okien naszej skromnej grupie. Gdy finalnie ruszyliśmy w kierunku obiektu Rakowa, czasu do rozpoczęcia meczu pozostało już bardzo mało i jak nietrudno przewidzieć, nie wszyscy zdążyli wejść na stadion przed pierwszym gwizdkiem i to mimo iż samo wpuszczanie odbywało się naprawdę sprawnie. Z tego względu wstrzymaliśmy się z dopingiem do momentu, w którym cała nasza grupa znalazła się na trybunach.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Spotkanie rozpoczęło się od odśpiewania hymnu narodowego. PZPN, będący organizatorem całego przedsięwzięcia, przewidział wykonanie jedynie jego dwóch pierwszych zwrotek. My jednak stanęliśmy na wysokości zadania i zaśpiewaliśmy cały. Trochę gorzej wyszło to częstochowianom, których część zajmująca miejsca w bocznych sektorach zaczęła bić brawa po „planowej” części. Dość szybko się jednak zreflektowali i podobnie jak my wykonali pozostałe dwie zwrotki „Mazurka Dąbrowskiego”.
Fani Rakowa wprawdzie starali się prowadzić doping dla swojego zespołu przez całe spotkanie, jednak nie wychodziło im to najdonośniej. Poza tym machali dużymi flagami na kijach, a także zaprezentowali na płocie swojego młyna transparent „Obława Augustowska 1945 – zapomniana zbrodnia sowiecka”, nawiązujący do bestialstwa NKWD z 1945 roku względem polskiego podziemia niepodległościowego. My z kolei wywiesiliśmy w naszym sektorze flagę „WOŁYŃ PAMIĘTAMY (L)”, jako że rywalizacja w ramach Superpucharu przypadła cztery dni po rocznicy Rzezi Wołyńskiej z 1943 roku. W drugiej połowie spotkania zaintonowaliśmy stosowne „J**** UPA i Banderę, hej, hej!” oraz „UPA, UPA, k*** kupa!”.
Wracając jednak do dopingu, to rozpoczęliśmy go klasycznie od „Mistrzem Polski jest Legia” oraz wyjazdowego „Jesteśmy zawsze tam”. Rozkręcaliśmy się jednak powoli, czego przyczyny należało najpewniej upatrywać w lejącym się z nieba żarze. Upał dawał się we znaki wszystkim i to mimo że spotkanie rozpoczęło się już po godzinie 20:00.

Następnie skupiliśmy się jednak na postaci, przez którą wiele osób z naszego środowiska miało (i nadal ma) mnóstwo problemów. Mowa oczywiście o „Haniorze”, którego zeznania przed Euro 2012 sprowadziły kłopoty na i doprowadziły do zatrzymania wielu kibiców. Ów konfident, który dzięki swoim pomówieniom cały czas ma status świadka koronnego, nie po raz pierwszy został przyłapany na kradzieży sklepowej w częstochowskiej Galerii Jurajskiej. Oczywiście unika za to jakiejkolwiek odpowiedzialności dzięki swojemu statusowi, taka to „równość prawa”. W związku z powyższym zarówno wywiesiliśmy adekwatny transparent o treści „Hanior w Jurajskiej ukradł ubranie, nie stać frajera na buka i ćpanie”, jak i uskutecznialiśmy odpowiednie okrzyki: „Hanka, Hanka – galerianka!”, „Nisko upadłe/aś, w Jurajskiej kurtkę ukradłe/aś!”, „Chciałeś być jak Al Capone, kradniesz kurtki przecenione”, „Każdy to powie, ta ku*** jest w Częstochowie!”, czy klasyczne „Hanior cw**...!” oraz „Ped**, Hanior ped**...!”.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Potem skupiliśmy się na dopingu dla Legii, choć trzeba otwarcie przyznać, że tego wieczora sporo mu brakowało do ideału. Nie oznacza to jednak, że śpiewaliśmy źle. Po prostu znając nasz potencjał wokalny, z pewnością stać nas było na dużo więcej. W pierwszej połowie do momentów godnych uwagi należały te, podczas których wykonywaliśmy: „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...”, „Za kibicowski trud” czy hit z Wiednia. Nie zapomnieliśmy także o pozdrowieniu naszych zgód.

Wprawdzie na wyjazdy nie jeździ się po to, by oglądać mecze, niemniej co jakiś czas oko kibica mimowolnie „ląduje” na murawie. Z przykrością trzeba stwierdzić, że na boisku nie działo się praktycznie nic, co zasługiwałoby na większą uwagę. Może inaczej – po obiecującym przebiegu okresu przygotowawczego do nowego sezonu prawdopodobnie wielu z nas spodziewało się, a wręcz oczekiwało większej żywiołowości i skuteczności w grze „Wojskowych”. Zamiast tego mogliśmy obserwować niepokojąco sporo momentów, w których to drużyna Rakowa stwarzała przyprawiające o szybsze bicie serca sytuacje w pobliżu bramki strzeżonej przez Tobiasza.

Jak zawsze próbowaliśmy pomóc naszym futbolistom w ich piłkarskiej niedoli. Niestety, ani okrzyki „Jesteśmy z Wami”, „Legiaaaa! Legia Warszawa!” czy swoiste „rarowanie” nie wpłynęły w żadnej mierze na zmianę obrazu gry, w wyniku czego po pierwszych 45 minutach rywalizacja pomiędzy mistrzem Polski a zdobywcą krajowego pucharu zakończyła się bezbramkowym remisem.

Drugą połowę pojedynku rozpoczęliśmy hymnem Legii, a potem dość długo i dobrze wykonywaliśmy przyśpiewkę „Ole, ole, ole, ola”. Z każdą kolejną minutą próbowaliśmy dodać animuszu naszym piłkarzom, tak że gdy śpiewaliśmy „Warszawę”, niemal padł gol dla naszego klubu. Niestety, Pekhart trafił jedynie w słupek. Ta sytuacja zachęciła nas jednak do wytężonej pracy wokalnej, dzięki czemu dopingowaliśmy coraz głośniej i bardziej żywiołowo. Z naszego sektora dało się słyszeć m.in.: „Hej Legia gooool!”, „Gola, gola, gola, strzelcie ku**** gola!” czy „Tylko zwycięstwo, hej Legio tylko zwycięstwo!”. Zdecydowanie najlepiej i jednocześnie najdłużej wychodziło nam jednak śpiewanie „Nie poddawaj się!” (z przysiadaniem), „Gdybym jeszcze raz...” oraz „Legiaaaa! Legia Warszawa!”. W ogóle bez dwóch zdań nasz doping stał na zdecydowanie wyższym poziomie w drugiej części meczu.

Co ciekawe, to jeśli chodzi o wzajemne „uprzejmości”, pojawiały się one naprawdę sporadycznie. „Je*** Raków Częstochowa, hej, hej!”, „Nasza Legia najlepsza w Polsce jest, pier**** RKS!” czy „standardowe” „Jazda z kur****!” to w zasadzie jedyne przyśpiewki, które jakkolwiek dało się wychwycić podczas spotkania.

Jako że regulaminowy czas gry nie wyłonił zwycięzcy pojedynku (choć trzeba przyznać, że „Medaliki” były bliskie rozstrzygnięcia rywalizacji na swoją korzyść tuż przed gwizdkiem Marciniaka), triumfatora Superpucharu Polski musiał wyłonić konkurs rzutów karnych. Tuż przed jego rozpoczęciem skandowaliśmy nazwisko naszego młodego bramkarza Tobiasza, dzięki któremu w dużej mierze mogliśmy się cieszyć ze zdobycia Pucharu Polski.
Przez całą serię rzutów karnych, która w pewnym momencie spowodowała niebezpieczne podniesienie ciśnienia krwi, krzyczeliśmy głośno, że puchar jest nasz, wierząc, że po piętnastu latach przerwy ponownie trafi on w nasze ręce. W kulminacyjnym momencie Maik Nawrocki stanął na wysokości zadania, zachował zimną krew i pokonał Vladana Kovačevicia, dzięki czemu mogliśmy się cieszyć z kolejnego w tym roku kalendarzowym trofeum!

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Zawodnicy postanowili cieszyć się razem z nami. Jeszcze przed oficjalną ceremonią podeszli w okolice naszego sektora z kartonową imitacją patery, na której złożyli swoje podpisy. Artur Jędrzejczyk, który notabene dzięki zdobyciu Superpucharu stał się najbardziej utytułowanym legionistą w historii, spychając na drugie miejsce Jakuba Rzeźniczaka, tak się „podjarał” zwycięstwem, że rzucił papierowe trofeum w naszym kierunku. Nie zauważył jednak siatki okalającej nasz sektor i summa summarum trafił w fotoreporterów, przez co „patera” nieco ucierpiała. Na szczęście zdążyliśmy się nią przez chwilę nacieszyć. ;)

Chwilę później wspólnie z piłkarzami odśpiewaliśmy: „Warszawę”, „Gdybym jeszcze raz...” oraz „Legię walczącą do końca”. Potem futboliści zaczęli podrzucać członka sztabu Stergiosa Fotopoulosa i zaintonowali dla niego gromkie „Sto lat!”. My z kolei po raz kolejny skupiliśmy się na „Haniorze”, który zabunkrował się gdzieś w Częstochowie.
W momencie rozpoczęcia ceremonii medalowej oberwało się także arbitrowi spotkania Szymonowi Marciniakowi, którego bezgranicznie „pokochaliśmy” w marcu 2015 roku podczas pucharowego meczu ze Śląskiem Wrocław. Tym razem jednak klasyczne już „Marciniak! Co?! Ty ku***!” nie odnosiło się do samego sędziowania, tylko do samokrytyki, jakiej dopuścił się przed finałem Ligi Mistrzów. Przypomnijmy, niedługo przed wspomnianym finałem Champions League, który sędzia w forum biznesowym, co nie spodobało się przedstawicielom stowarzyszenia „Nigdy Więcej” i UEFA. Gdy wszystko wskazywało na to, że arbitrowi odebrane zostanie prowadzenie tego pojedynku, Marciniak (zapewne w strachu przed wycofaniem go z sędziowania tego bardzo prestiżowego meczu) zaczął się kompromitująco i żenująco tłumaczyć wątpliwej reputacji lewackim organizacjom ze swojej obecności na przedmiotowym spotkaniu.

Gdy po swoje medale zjawili się gracze z Częstochowy, z naszego sektora rozległy się w ich kierunku przenikliwe gwizdy. Następnie przyszedł czas na naszych zawodników, którzy przez cały okres wręczania medali mogli liczyć na nasze wsparcie. „Legiaaaa! Legia Warszawa!”, „My kibice z Łazienkowskiej” czy „Nasza Legia najlepsza w Polsce jest” – gorące okrzyki niosły się przenikliwie po całym stadionie Rakowa.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

„Wojskowi” odwdzięczyli się nam za doping i podeszli z długo wyczekiwaną paterą przed nasz sektor, za co otrzymali porcję sowitych braw. Wspólnie zaśpiewaliśmy „Puchar jest nasz”, skandowaliśmy Kacpra Tobiasza oraz kapitana Josué, zaś „Jędzy” w nawiązaniu do sytuacji sprzed kilkunastu minut żartobliwie sugerowaliśmy przekazanie nam dopiero co zdobytego trofeum: „Rzucaj ‘Jędza’, rzucaj!”. Ponadto, jako że „Warszawa jest od tego, aby bawić się na całego”, piłkarze zrobili sobie z nami pamiątkowe zdjęcie, po czym każdy z nich z osobna pozował do fotki z superpaterą.

Po zakończeniu oficjalnych uroczystości nie musieliśmy długo czekać na opuszczenie częstochowskiego obiektu, jako że w tzw. międzyczasie zdecydowana większość „Medalików” zdążyła już wyjść ze stadionu. Po krótkim spacerze wsiedliśmy do naszych fur i udaliśmy się w podróż powrotną do Warszawy, w której zameldowaliśmy się po drugiej w nocy.

Przed nami oficjalna inauguracja sezonu ligowego 2023/2024. W pierwszej kolejce „Wojskowi” zmierzą się przy Łazienkowskiej z beniaminkiem rozgrywek – łódzkim KS. Jako że już na tę chwilę na to spotkanie sprzedano ponad 20 tysięcy biletów, można spodziewać się gorącej atmosfery na trybunach. Tych, którzy jeszcze nie zdecydowali się na spędzenie piątkowego wieczoru na Estadio WP, gorąco zachęcamy do jak najszybszego nabywania wejściówek. Początek meczu o godzinie 20:30.

Frekwencja: 5500
Goście: 302
Flagi gości: 4 (Ś.P. Beny, Den Haag, WOŁYŃ PAMIĘTAMY (L) oraz „Legia Warszawa”)

Fotoreportaż z meczu - 124 zdjęcia Mishki

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.