Yuri ibeiro i Tomas Pekhart - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z FC Midtjylland

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Dr Jekyll and Mr Hyde; mnóstwo przestrzeni; ostrzegali; bezsensowne kartki; nagonka - to najważniejsze punkty po pierwszym meczu 4. rundy eliminacyjnej LKE pomiędzy Legią i Midtjylland.

1. Dr Jekyll and Mr Hyde
Legia Warszawa w Ekstraklasie i w Europie to dwie różne drużyny. Na krajowym podwórku zespół cechuje spokój, pewność, czasami senność. Natomiast w meczach z europejskimi rywalami to ekipa preferująca radosny i emocjonujący futbol. Stracimy trzy gole? Ok, musimy zdobyć tyle samo, albo jednego więcej. Podopieczni trenera Kosty Runjaicia to trochę taki Dr Jekyll and Mr Hyde, ten spokojny w lidze, ta szalona wersja w Europie. Piłka nożna to spektakl i ten fundują legioniści w spotkaniach o fazę grupową LKE. Lepsze to niż nudne 0-0 czy porażka 0-1, zwłaszcza, że „Wojskowi” nie odpuszczają i do ostatnich minut walczą o dobry rezultat. Imponuje wola walki, nieustępliwość, nawet jeśli wydarzenia boiskowe wskazują, że się nie uda.



2. Mnóstwo przestrzeni
Podczas czwartkowego meczu z FC Midtjylland bardzo często przecierałem ze zdumienia oczy, jak wiele przestrzeni na boisku miały oba zespoły. Przy czym te przestrzenie nie tworzyły się dzięki pracy ofensywnych graczy, tylko przez własne błędy w ustawieniu formacji defensywnych. Duńczycy bardzo skupili się na prawej stronie Legii Warszawa, więc Paweł Wszołek nie miał dużej swobody. Dlatego też większość piłek była posyłana na lewą stronę boiska, gdzie mnóstwo przestrzeni miał Patryk Kun. Niestety, dla Legii zbyt wiele z tego nie wynikało. Kun to dobry zawodnik, który nie odpuszcza żadnej piłki, walczy do upadłego, jednak jego największym mankamentem jest gra ofensywna. Potwierdziło się to z duńskim zespołem, kiedy kilkakrotnie mógł dośrodkować na głowę Guala czy Pekharta. Jedyna akcja godna zapamiętania, to ta z drugiej połowy, kiedy po dośrodkowaniu piłka dotarła do Kramera, który zgrał ją do Ernesta Muçiego.

3. Ostrzegali
Przed meczem można było przeczytać, że zespół FC Midtjylland jest bardzo mocny jeśli chodzi o stałe fragmenty gry. Uwagę na to zwracał między innymi trener Michał Macek, który specjalizuje się w tym elemencie gry. Legia natomiast w tym aspekcie jest słaba, by nie napisać beznadziejna. Więc co mogło się stać złego? Dwie bramki dla gospodarzy padły właśnie po stałych fragmentach gry. Duńczycy od początku stosowali „wyblok” i skupienie się na Kacprze Tobiaszu. Gdy przeanalizujemy pierwszą bramkę dla Midtjylland, to warto zwrócić uwagę na strzelca.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Juninho (pierwszy zaznaczony w kółku) z łatwością mija Elitima i celnym uderzeniem głową strzela gola. Mam wrażenie, że defensywa Legii była tak skupiona na zawodnikach stojących bezpośrednio przed bramką Kacpra Tobiasza, że zapomniano o tych wbiegających na 5 metr. Jak widać, w momencie kopnięcia piłki przez zawodnika z Danii obok Elitima jest dwóch zawodników, więc Kolumbijczyk nie ma żadnych szans, by upilnować obu.
Trener Macek zwrócił też uwagę na auty wykonywane przez zawodników gospodarzy, którzy najczęściej szukali wrzutki na krótki słupek, by przedłużyć piłkę na dalszy. Mając na uwadze, że Legia już przeciwko Puszczy miała bardzo duży problem z zablokowaniem takich wrzutek, znów można było mieć obawy, jak to będzie wyglądać podczas czwartkowego meczu. I wyszło średnio, bo druga bramka padła właśnie po takiej sytuacji.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Piłka na krótszy słupek, próba przedłużenia na dłuższy i tam stał akurat Franculino Djú, który pewnym strzałem zdobył bramkę. Mam wrażenie, że znów był problem z ustawieniem. Pekhart skakał do piłki, a wraz z nim Ribeiro i zawodnik z Danii. Tuż za nimi jeden piłkarz gospodarzy i... dwóch legionistów – Augustyniak i Slisz. Choć piłka fartownie trafiła do Franculino, ale temu szczęściu trzeba było pomóc, a raczej potwierdzić coś, co jest opracowywane podczas treningów.

4. Bezsensowne kartki
Bardziej niż tracone przez Legię bramki denerwowały mnie bezsensowne faule, skutkujące kartkami. W wielu sytuacjach napomnienia były zbędne i spokojnie można było ich uniknąć. Zacznijmy od Pawła Wszołka. Prawy wahadłowy miał jednego zawodnika na plecach i jednego swojego kolegę przed sobą. Zamiast mu odegrać, wszedł w głupią przepychankę i uderzył w twarz przeciwnika, za co dostał żółty kartonik. Niewykluczone, że wielu sędziów pokazałoby tu czerwoną kartkę i raczej nie moglibyśmy mieć o to większych pretensji. W 43. minucie żółtą kartkę otrzymał kapitan. Za co? Otóż, będąc sfaulowanym, ruszył do swojego rywala, który już był w znacznej odległości od niego. Josué otrzymał napomnienie za sam ruch, by ostudził swoje zapędy. Zastanawiam się tylko, po co to robił. Wiadomo, rozumiem emocje, chęć wygrania, ale jednak następny faul może skutkować czerwoną kartką – potrzebna jest większa odpowiedzialność. Kilka minut przed zejściem z boiska żółtą kartkę otrzymał też Marc Gual, który odepchnął rywala bez piłki, więc także tej kartki spokojnie można było uniknąć, bo piłka została dawno odegrana przez zawodnika drużyny z Danii i nie było potrzeby go popychać. Legia musi oduczyć się dostawania bezsensownych żółtych kartek, w sytuacjach, które nie przynoszą żadnej korzyści, a przy słabym sędziowaniu mogą przynieść karę i osłabienie drużyny.

5. Nagonka
Po meczu z FC Midtjylland rozgrzała dyskusja, czy Kacper Tobiasz to odpowiedni bramkarz na Legię. Zgadzam się, że w minionym sezonie „Tobi” dawał coś ekstra zespołowi i bardzo często bronił w beznadziejnych sytuacjach. Na początku obecnego już do takich sytuacji praktycznie nie dochodzi, oprócz wybronionego sam na sam z Austrią Wiedeń, gdzie mogło się skończyć 0-3 zamiast 1-2. Tylko czy obecna „1” w kadrze trenera Runjaicia to największy winowajca wszystkich straconych bramek z Midtjylland? Nie. Przy pierwszej bramce otrzymał mocne podanie od Rafała Augustyniaka, odegrał na bok do Artura Jędrzejczyka i to doświadczonemu zawodnikowi piłka utknęła między nogami i wyszła na rzut rożny. Jeśli można mieć jakieś uwagi do Tobiasza przy pierwszym golu, to do tego, że został na linii bramkowej i nie próbował wyjść do dośrodkowania.

Przy drugiej bramce, przy tak precyzyjnym strzale z bliskiej odległości, nasz bramkarz nie miał nic do powiedzenia. Największe pretensje pojawiają się o trzeciego gola. Zastanawiam się czemu, bo według mnie Tobiasz bronił precyzyjne uderzenie i nie mógł zachować się inaczej. Nie było szans na złapanie piłki czy wybicia bardziej na bok.

fot. TVP Sportfot. TVP Sport

Największy problem jeśli chodzi o Tobiasza mam z jego zachowaniem podczas stałych fragmentów gry czy dośrodkowań. Najczęściej jest on „przyspawany” do linii bramkowej i bardzo rzadko w takich sytuacjach ją opuszcza. To błąd, bo gdy dwukrotnie wyszedł do takich piłek, to je skutecznie wypiąstkował, czyli się da. Możliwe, że takie są ustalenia z trenerem i my o tym nie wiemy, jednak robienie z bramkarza Legii największego szkodnika bardzo mnie dziwi. Problem tkwi głębiej, w ustawieniu graczy przy stałych fragmentach gry, w graniu w niskiej obronie, kiedy rywal rusza kilkoma graczami. Możliwe, że to wszystko tak naprawdę wynika ze strachu przed odpadnięciem z rozgrywek europejskich, bo te dla zawodników są bardzo ważne. To wszystko może być też wynikiem braku koncentracji bądź nauką nowego ustawienia, które według mnie jest bardzo dobre i przynosi wiele korzyści zespołowi. Być może potrzeba na to wszystko czasu, tak samo jak zawsze potrzeba czasu na ocenę poszczególnych graczy. Dziś każdy może być najsłabszym ogniwem na boisku, a za tydzień dzięki niemu będziemy mogli świętować awans.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.