Fani Legii w duńskim Herning - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Legioniści w krainie Lego

Bodziach, źródło: Legionisci.com

Jeszcze w Wiedniu przyszło nam planować kolejny europejski wyjazd. Niestety, zamiast na Cypr przyszło nam podróżować po raz drugi w ciągu kilku ostatnich lat do duńskiej dziury - Herning. Tak chciał los, więc nie szukając wymówek, że już tam byliśmy, czy że cienko z urlopem tydzień po tygodniu, zaczęliśmy sprawdzać opcje transportu do krainy Lego.



Osoby, które wybrały transport kołowy, oprócz przyzwoitych dróg, musiały uzbroić się w cierpliwość, bowiem dojazd zajmował ok. 12 godzin. Ci, którzy wybrali opcje lotnicze, albo musieli dobrze pokombinować, albo... słono zapłacić. Bezpośrednie połączenia z naszej stolicy do Billund (ok. 60 km od Herning) kosztowały ok. 1500 - 2000 zł w jedną stronę. Byli więc tacy, którzy lecieli do Billund innych polskich miast, bądź Monachium (ograniczając tym samym koszty), ale i tacy, którzy wypatrzyli nietypowe rozwiązanie naszego krajowego przewoźnika. Otóż lot Warszawa - Billund (kosztujący wspomniane 1500-2000 zł) był parokrotnie tańszy (ok. 550 zł), gdy wybrało się wylot z Poznania, Wrocławia lub Gdańska... z przesiadką w Warszawie. Kilkanaście osób w ten właśnie nietypowy sposób podróżowało do miejscowości, w której mieści się jeden z dwóch europejskich Legolandów. Część osób wybrała się tamże jeszcze przed meczem, część tę przyjemność pozostawiła sobie na piątek - wykorzystując wieczorne godziny lotu powrotnego. Pojedyncze osoby skorzystały również z połączeń lotniczych do Kopenhagi, skąd do Herning dojechać można pociągiem w 3 godziny.



W Herning byliśmy już we wrześniu 2015 roku, kiedy Legia rywalizowała z FC Midtjylland w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Europy. Wiedzieliśmy więc czego spodziewać się na miejscu. Turystycznie to 45-tysięczne miasteczko nie oferuje nic ciekawego. Ci z nas, którzy mieli zapas czasu, woleli zatrzymać się w Hamburgu, bądź też udać się do ciekawszych duńskich miejscowości - Aarhus, czy Vejle. Jeśli ktoś spodziewał się, że w Danii wszystko chodzi jak w zegarku, mógł odwołać wszystkie negatywne słowa pod adresem naszych kolei. Pociągi i międzymiastowe autobusy w Danii chodzą jak chcą - niektóre nie przyjeżdżają wcale, inne odjeżdżają w godzinach nie mających nic wspólnego z rozkładem. To samo zresztą tyczy się komunikacji miejskiej w samym Herning. Grupa podróżująca transportem kołowym, miała wątpliwą przyjemność dodatkowych kontroli na granicy niemiecko-duńskiej. Każdy pojazd na polskich blachach był zatrzymywany do kontroli, a niektóre z nich były bardzo upierdliwe.



W dniu meczu, w centrum Herning, legioniści byli bardzo dobrze widoczni - część osób wybrała nocleg w tym właśnie mieście po kilkunastogodzinnej podróży, część postanowiła skorzystać z oferty gastronomicznej, pomimo oczywiście mało przyjaznych duńskich cen. Policja krążyła po całym mieście (od dworca kolejowego, przez główny deptak), tak, by każdy doskonale widział ich obecność i czujność. Na szczęście "krążownicy szos" ograniczali się właśnie do takiej formy pilnowania porządku.

Stadion FC Midtjylland - klubu, który za rok świętować będzie 25-lecie istnienia - znajduje się na peryferiach miasta (ok. 3 km od centrum). Wokół znajdują się lasy i pola. W takich okolicznościach przyrody nie było sensu organizować przemarszu - cała nasza grupa zebrała się na przystadionowym parkingu od strony sektora gości. Policja zajęła "pozycje" w bezpiecznej odległości. Wchodzenie na stadion przebiegało bardzo sprawnie. Dało się zauważyć, że organizatorzy są aż nadto uprzejmi. "Witam pana, życzę udanego meczu" - słyszeliśmy zarówno w miejscu, gdzie byliśmy przeszukiwani przez ochronę, jak i przy samych bramkach wejściowych, gdzie skanowano nasze bilety (25 euro - wyraźnie tańsze w porównaniu z naszą pierwszą wizytą w Herning). Przez tę uprzejmość, lokalsi zapominali nawet sprawdzić bilety, więc ci, którzy ich nie posiadali, bez najmniejszych problemów przeszli duńskie "zasieki".



W sektorze gości, gdzie stawiliśmy się w ok. 410 osób, wywiesiliśmy trzy flagi - "Legia Warszawa", "Mocno Legia", "FC Den Haag on tour" oraz transparent "Maniana trzymaj się!". Oceniając naszą liczbę trzeba wziąć pod uwagę fakt, że jeszcze parę dni wcześniej byliśmy obecni w Wiedniu. To musiało się odbić na zainteresowaniu wyjazdem. Od samego początku spotkania ruszyliśmy z dopingiem, którym kierował (po raz pierwszy) "Broda" z Targówka. Gniazdowy debiutant radził sobie bardzo przyzwoicie, ale przecież to jak brzmieć będzie nasz doping i jak miejscowi zapamiętają wizytę kibiców Legii, zależy od każdego z nas. W czwartkowy wieczór zaprezentowaliśmy się jak należy. Może nie tak dobrze jak przed tygodniem w Wiedniu, ale i nasza liczba nie była tak okazała jak w Austrii. W przeciwieństwie do meczu z Austrią, tym razem od samego początku sytuacja na murawie nie była dla nas korzystna. Pierwszego gola straciliśmy w 16. minucie i generalnie przez cały mecz goniliśmy wynik.



Trafienie Duńczyków z 16. minuty pobudziło miejscowych. Trzeba przyznać, że ich młyn prezentował się znacznie lepiej niż przed kilku laty. Liczebność młyna, zaangażowanie w doping i same pieśni - to wszystko wyglądało lepiej i naprawdę nie do końca małomiasteczkowo. W młynie miejscowi ultrasi machali kilkoma flagami na kijach.

Dziesięć minut po golu na 1-0 legioniści wyrównali. Nasza radość nie trwała niestety długo, bowiem kolejny fatalny błąd defensywy sprawił, że to miejscowi mieli powody do radości. W drugiej połowie świetnie wychodziło nam "Za kibicowski trud, za święte barwy Twe...", czy rzadko śpiewane w ostatnim czasie "Legia, Legia gol lalalalala". A kiedy nasz zespół po wyrównaniu, wydawał się pójść za ciosem i zdobył trzecie trafienie, oszaleliśmy z radości. Nie na długo niestety, bowiem arbiter odgwizdał spalonego, za co usłyszał "Lalalalalala Fuck UEFA".



Sytuacja na murawie skomplikowała się jeszcze bardziej 20 minut przed końcem, kiedy to "Wilki" wyszły po raz trzeci na prowadzenie. Później ruszyliśmy z hitem "Gdybym jeszcze raz...", a niedługo później cały nasz sektor pozbył się koszulek, intonując od razu "Nie poddawaj się, ukochana ma". Właśnie podczas tej pieśni mogliśmy świętować doprowadzenie przez Legię do wyrównania - Kramer po zdobyciu gola podbiegł pod sektor szalejących fanatyków. To trafienie jeszcze bardziej podkręciło nasz doping w ostatnich kilku minutach.

Remis na wyjeździe każdy z nas uznał za wynik jak najbardziej korzystny. Szczególnie wobec liczby głupich błędów w defensywie. Mamy świadomość, że awans do fazy grupowej jest jak najbardziej w naszym zasięgu. Tak więc po meczu podziękowaliśmy piłkarzom za walkę do końca, wspólnie zaśpiewaliśmy "Warszawę", a następnie skandowaliśmy "W Warszawie tylko zwycięstwo". Na koniec podziękowania należą się wszystkim naszym zgodom obecnym wraz z nami w Danii - Zagłębiu, Olimpii (11), Radomiakowi i FC Den Haag (obecni z wyjazdową wizytówką).



Zaledwie kilkanaście minut po zakończeniu spotkania zostaliśmy wypuszczeni na parking, skąd udaliśmy się do Warszawy. Przynajmniej ci, którzy w piątek planowali stawić się rano w pracy. Grupa samolotowa ruszyła w drogę powrotną dopiero w piątkowy wieczór. Snując plany, że w kolejny piątek, będziemy mogli planować kolejne europejskie eskapady po losowaniu fazy grupowej.

Mecz w Szczecinie z Pogonią został przełożony na 26/27 września, więc najbliższe spotkanie rozegramy dopiero w czwartek. Wtedy też komplet na trybunach przy Ł3 musi ponieść nasz zespół do awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Ma być istne piekło!

Frekwencja: 7228
Kibiców gości: 410
Flagi gości: 3

Autor: Bodziach

Fotoreportaż z meczu - 128 zdjęć Woytka

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.