Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com

Mioduski: Mówienie, że jesteśmy winni, to skandal

Mikołaj Ciura, źródło: Legionisci.com

- Trudno coś powiedzieć o tej sytuacji. Wszyscy widzieli na filmach, co się działo. Dzięki Bogu, udało nam się to nagrać, bo to co próbują przekazać holenderskie media, brzmi inaczej. Spotkanie było dla nas kolejnym piłkarskim świętem. Szkoda, że nie udało nam się wyrwać żadnego punktu, bo mieliśmy na to szanse. Podczas samego spotkania było spokojnie. To co stało się po meczu, wydaje się nieprawdopodobne - komentuje na konferencji prasowej wczorajsze wydarzenia w Alkmaar prezes i właściciel Legii, Dariusz Mioduski.



- To nie był jednak incydent, tylko coś, co narastało przez cały dzień. Dostawałem różne raporty, że cały czas społeczność legijna jest w Alkmaar szykanowana. Nastawienie całego lokalnego rządu do nas, do kibiców było fatalne. Pani burmistrz mówiła wprost, że nie życzy sobie Polaków na mieście. To co się stało, jest absolutnym skandalem. Od wielu lat jeżdżę na mecze, w różne miejsca. Widziałem parę sytuacji, ataki na nasz autokar przez kibiców, co jest nie zrozumiałe, ale widziałem takie rzeczy. Nie widziałem jednak takich rzeczy, jak atak policji i ochrony na członków sztabu. To jest precedens na skalę światową, którego nie odpuścimy. Będziemy starać się to naprostować i zmienić holenderską narrację, która jest fałszywa. Być może zdali sobie sprawę z tego, co zrobili i tworzą nieprawdziwą historię.

- Próbowałem jechać z piłkarzami na komisariat, ale zostałem odepchnięty. Powiedziano mi, że jeżeli chcę złożyć swoje wyjaśnienia, to muszę pojechać taksówką. Nikt nie wiedział, gdzie nasi piłkarze zostaną przewiezieni. Początkowo mówiono nam, że będą w Amsterdamie, a okazało się, że są w Alkmaar. Mam nadzieję, że już dziś zostaną wypuszczeni, bo są dla nas ważni. W niedzielę gramy bardzo ważny mecz, który zamierzamy rozegrać.

- Zapraszamy do Polski, zapraszamy na Legię. Pokażemy, jak wygląda gościnność, bezpieczeństwo i dobra atmosfera. Nie będziemy blokować kibiców holenderskich, ale zobaczymy co zrobi UEFA.

- Jeżeli ktoś powie, że to piłkarze zaatakowali ochronę, to jest to kłamstwem. Agresja była zdecydowanie od strony ochrony. Była ona taka duża, że zastanawialiśmy się, czy nie są oni pod wpływem jakiś substancji. Byliśmy już blisko odjazdu, ale zakazano nam tego i kazano wyciągnąć Radovana Pankova, pod groźbą szturmu. Chcieliśmy uniknąć dalszej eskalacji, więc zgodziliśmy się na to, a wtedy kazano zabrać jeszcze Josue. Nie wiem, nie widziałem, nikt nie widział, by ktoś z naszej strony uderzył ochroniarza. Mogło być odepchnięcie, szturchnięcie czy upadek, ale to nie byli mali goście. Zobaczymy, co pokażą raporty, ale nie bardzo wierzę w winę naszych zawodników.

- Ludzie z UEFA nie byli świadomi, co się działo, oni dowiedzieli się o tym od nas. To było godzinę po meczu, nie było już nikogo na terenie stadionu. Chciano nas chronić przed kibicami, a wokół nie było już nikogo. UEFA nie była świadoma tego, co się dzieje. Wiemy, że federacja działa, by pomóc wypuścić zawodników, za co bardzo im dziękujemy.

- Mam bardzo dobry kontakt z włodarzami klubu z Alkmaar, ciepło się przywitaliśmy. Powiedziałem im o zachowaniu wobec naszych kibiców, bo byłem na to zły. W naszej loży było wszystko dobrze, ale wychodząc poza lożę, czuło się złą atmosferę. Dziwi mnie brak kontaktu z ich strony. Mam nadzieję, że on się pojawi w najbliższych dniach. Jeden z Holendrów powiedział mi, że nigdy się jeszcze tak nie wstydził. To pokazuje, po której stronie leży prawda.

- Musimy przedstawić nasze racje. Nie mamy może najlepszej reputacji, jeśli chodzi o rzeczy, które działy się w przeszłości. Pracujemy nad tym. Mamy dobrą atmosferę, zachowanie zarówno u siebie, jak i meczach wyjazdowych. Robimy dobrą pracę i dużo się zmieniło. To cios, że ktoś to podważa. Uważam, że prawda jest tak oczywista. Nie znam innego przypadku, by sztab i zawodnicy zostali zaatakowani. Powiedzenie, że to my jesteśmy winni, jest skandalem samym w sobie.

- Było czuć antypolskie nastawienie. Nasi kibice zostali wysłani daleko poza miasto, by odebrać bilety. To tak, jak my byśmy odesłali po odbiór biletów do Radomia.

- Nie myślimy o przełożeniu niedzielnego spotkania. To ważny mecz, musimy się na nim skupić. Mam nadzieję, że Josue i Pankov dołączą do nas, jak nie dziś, to jutro.

- Nie wiem, jakich zobowiązań mogliśmy nie spełnić. Jedyne o czym słyszałem, to że kibice nie chcieli jechać do Hagi po odbiór biletów. Słyszałem też o lekkich przepychankach pod bramą, bo ochrona chciała zabrać flagi i bębny. Podjechało kilka autokarów z zamaskowanymi policjantami i psami. Nie było żadnej agresji z naszej strony i obawy, że nasi kibice mogą coś zrobić.

- Byłem ubrany w garnitur Legii, wyglądałem dość elegancko. Mówiłem, kim jestem, że jestem prezesem klubu. Apelowałem o szacunek i dobre traktowanie. To nie działało, wyciągnąłem telefon i chciałem to nagrać. Telefon został mi wyrzucony, chciałem go podnieść, ale zostałem uderzony kilka razy. Później, jak próbowałem się dostać do Josue i Pankova, to tajniacy w maskach brutalnie mnie odepchnęli.

- Muszę przyznać, że nie ma organizacji, która by się nie zgłosiła ze wsparciem. Rożne osoby z ministerstwa, parlamentarzyści chcą nam pomóc. Chcę bardzo podziękować wszystkim, ze strony rządowej i każdej, która nam pomaga. Będziemy składać zeznania i zażalenia w Polsce, bo nie możemy polegać i ufać holenderskiej Policji.

- Od strony prawnej wolałbym się nie wypowiadać, bo nie mam pełnej wiedzy. Nasi prawnicy pracują nad tym. Będziemy działać i wykorzystamy każdą "furtkę", która może pomóc nam i zawodnikom.

- Z krokami prawnymi ze strony AZ byłoby tak, jakbym zaprosił kogoś do siebie, mój ochroniarz go pobił i ja bym złożył na niego zażalenie. To jest absurd.

- Drużyna była wstrząśnięta, nikt nie przeżył kiedyś czegoś takiego. Wszyscy się martwią o swoich kolegów. To powinno jednak tę drużynę skonsolidować i zmobilizować. To uderza w nas wszystkich.

- Słyszeliśmy po całej akcji, że nie jesteśmy pierwsi, którzy doświadczyli takiej gościnności w Alkmaar. Tam ewidentnie jest jakiś głębszy problem. Nie możemy jednak nic dodatkowego zrobić. To był normalny proces. Były przed nami zamykane drzwi, to nie było normalne. Z perspektywy trenera Kosty Runjaicia również było czuć niechęć do nas. Mamy waleczny charakter, takie rzeczy mogą nas tylko zmobilizować. Tak podchodzi do tego każdy w klubie.

- Nie mieliśmy do tej pory żadnego kontaktu z Josue i Pankovem. Mówiono nam, że są gdzieś indziej, a byli gdzie indziej. Trenera i kierownika drużyny wysyłano z jednego do drugiego komisariatu. Obiecano nam kontakt rano, ale również tego nie dotrzymano. Jedyny kontakt ma z nimi nasz prawnik, który uczestniczy w przesłuchaniach. To nasi piłkarze byli zaatakowani, a nie atakowali.

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.