Blaz Kramer - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z GKS-em Tychy

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Awansowali!; szybkie ciosy; plażing w drugiej połowie; odrodzony Kramer?; spokojnie; zdziwienie - to najważniejsze punkty po czwartkowej wygranej Legii Warszawa 3-0 z GKS-em Tychy.

1. Szybkie ciosy i awans!
Po ostatnich wynikach Legii przed pierwszym gwizdkiem sędziego można było mieć wątpliwości, czy GKS Tychy też nie będzie zbyt ciężkim dla przeciwnikiem dla legionistów. Na szczęście wszystko wyjaśniło się już w pierwszej połowie meczu i nie trzeba było drżeć do ostatnich minut o końcowy wynik. Bardzo dobre spotkanie, głównie w pierwszej połowie, rozegrał Josué, który rozdzielał na prawo i lewo świetne piłki, kolejną asystę dołożył do swojego dorobku Paweł Wszołek, a obrona nie zawaliła niczego. Warto jednak dodać, że GKS nie dawał ku temu żadnego pretekstu, bo nie oddał żadnego strzału. Tym razem w Legii nie zawiodła skuteczność i z pierwszych trzech sytuacji podbramkowych padły dwie bramki. Cieszy, że w końcu podopieczni trenera Kosty Runjaicia od pierwszych minut podeszli na poważnie i narzucili swój styl, nie sugerując się tym, z jakim rywalem grają. Tak to powinno wyglądać w większości meczów, w których Legia jest faworytem. Szybkie zamknięcie, a potem plażing...



2. Plażing w drugiej połowie
W drugiej połowie gra Legii nie mogła się podobać. Z jednej strony rozumiem, że wciśnięto pierwszy bieg i nie było potrzeby się forsować. Kosta Runjaić nie chciał zmieniać wyjściowego składu, więc niektórzy już w 50. minucie po prostu truchtali po boisku, by zbytnio nie zmęczyć się przed niedzielnym meczem z Radomiakiem. Zabrakło mi w kilku momentach koncentracji w grze „Wojskowych”. Druga połowa mogła być jeszcze bardziej spokojna, jednak GKS Tychy trochę przycisnął w pewnym momencie. Oczywiście, można to uznać za czepialstwo, bo w końcu Ekstraklasa jest najważniejsza, a przed nami kolejne ciężkie spotkanie, ale może zabrakło trochę wcześniejszych reakcji trenera i szybszych zmian, między innymi Pawła Wszołka, Bartka Slisza czy Josué.

3. Odrodzony Kramer?
Trzy ostatnie mecze w wykonaniu Blaža Kramera dają nadzieję, że następuje powolne odrodzenie tego zawodnika. Napisałem ze znakiem zapytania, bo równie dobrze rosły napastnik może niebawem znów wypaść na kilkanaście meczów... oby tak się nie stało. Trzeba podkreślić, że powoli zaczyna dawać Legii coś więcej. Z Kramerem w składzie nie jesteśmy tak jednowymiarowi, jak z Pekhartem, który - z całym szacunkiem - głównie czeka na piłki w polu karnym. Słoweniec wychodzi do piłek, często je zgrywa, próbuje tworzyć więcej przestrzeni w ofensywie, biorąc na swoje barki przeciwników i otwierając wolne pola dla swoich kolegów. Docenić trzeba to, jak przyjął i obrócił się przy pierwszej bramce. Zrobił to z taką lekkością i gracją, że dawno nie widziałem takiego zagrania. Jeśli się (tfu tfu) nie wysypie, to rywalizacja z Pekhartem może być bardzo ciekawa i oby z korzyścią dla Legii.

4. Spokojnie
Z całym szacunkiem do pracy trenera Dariusza Banasika oraz tego, jak w obecnym sezonie wygląda GKS Tychy (wicelider I ligi), to jednak dla zawodników Legii ten mecz był co najwyżej przygotowaniem do tych poważniejszych sprawdzianów, które „Wojskowi” mają przed sobą, czyli starć z Radomiakiem Radom, Zrinjskim Mostar, a potem Lechem Poznań. Dopiero one dadzą nam odpowiedź, czy Legia wychodzi powoli z dużego kryzysu, czy się w nim pogłębia. Na razie spokojnie, żadnego przełomu póki co nie należy ogłaszać.

5. Zdziwienie
Z dużym zdziwieniem przeczytałem wypowiedź pomeczową trenera Runjaicia dotyczącą Igora Strzałka i tego, że zmiany zostały przeprowadzone prawidłowo. Potem posłuchałem wywiadu z dyrektorem sportowym, panem Jackiem Zielińskim. Mam duże obawy, czy obie wypowiedzi dobrze wpłyną na to, jak młodzi gracze w Legii będą postrzegać możliwość otrzymania szansy w pierwszym zespole. Trener stwierdził, że „piłka nożna jest nieprzewidywalna. W ostatnich meczach dominowaliśmy, mieliśmy 26 strzałów, większe posiadanie piłki, a przegraliśmy 1-3. Puchar Polski może być niebezpieczny, szczególnie gdy gra się na wyjeździe.” Ja to wszystko rozumiem, młody może zawalić mecz, jak według wielu, stało się to ze Stalą Mielec. Ale takie same obawy miałem wobec wejścia Macieja Rosołka, który po raz drugi w karierze zagrał na prawym wahadle. Jedno się udało, drugie natomiast już nie. Zresztą mecz zawalić może także gracz doświadczony – np. Augustyniak we Wrocławiu.
Czytając między wierszami wypowiedzi najważniejszych osób w klubie, można wywnioskować, że Strzałkowi odbiła „sodówka” i poczuł się ważnym graczem Legii. Jeśli tak jest, to jest to bardzo słabe i nie rozumiem takich rzeczy. Wolę ciężką pracę, popartą boiskową grą niż „gwiazdorzenie”. Jednak widzę tu pewien dysonans. Po pierwsze młodzi gracze dostają bardzo mało szans na pokazanie się u Kosty Runjaicia – o tym wiedzieliśmy obserwując go, gdy trenował Pogoń Szczecin. Z drugiej jednak strony podważa to funkcjonowanie akademii i tego, że miała dostarczać ludzi do pierwszego zespołu. Oczywiście, jest to proces, pewnie bardzo złożony i długi, jednak po wypowiedziach niektórych osób w klubie mam duże wątpliwości czy młodzi zawodnicy będą czekać na swoje szanse i z chęcią podpisywać nowe kontrakty, by może otrzymać kilka minut w pierwszym zespole, a potem i tak być w pewnym stopniu obarczonym porażką i zawaleniem dwóch bramek.

Jestem tym mocno zdziwiony, bo myślałem, że w akademii w końcu coś ruszy i współpraca pomiędzy nią a pierwszym zespołem będzie zacieśniana. Rozumiem, że najważniejsze jest mistrzostwo Polski, ale w takim wypadku młodzi powinni być wypożyczani do innych klubów i tam się ogrywać. Nie zostawiajmy ich na zasadzie „a może się przyda”, a potem dostaje 3 minuty na pokazanie swoich umiejętności. Chyba nie tędy droga.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.