Ernest Muci - fot. Mishka / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Radomiakiem Radom

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Przerwali złą serię; brak rotacji; oczekiwali na wyrok; irytujący Hiszpan i Albańczyk; częściej wychodził - to najważniejsze punkty po niedzielnej wygranej Legii w meczu przyjaźni z Radomiakiem Radom.

1. Przerwali złą serię
Duży kamień spadł z serca po końcowym gwizdku sędziego niedzielnego starcia, bo Legia w końcu przerwała koszmarną serię w Ekstraklasie. Można mieć wiele zastrzeżeń do gry legionistów, ale najważniejsze w tym spotkaniu były punkty, bo pojedyncze wygrane z Mostarem czy GKS-em Tychy nie oznaczały, że podopieczni trenera Kosty Runjaicia zażegnali kryzys. Tamte mecze trochę zaciemniły prawdziwy obraz gry „Wojskowych”. Z kryzysu wychodzi się powoli i najważniejsze, że udało się w końcu zwyciężyć i to jeszcze na wyjeździe, co nie zdarza się w tym roku zbyt często.



2. Brak rotacji
Trener Kosta Runjaić na jednej z pomeczowych konferencji powiedział, że zna sposób na to, jak wyjść z kryzysu. Według mnie, jedną z przyczyn porażek, a raczej beznadziejnej gry w obronie, była zbyt częsta rotacja w trzyosobowym bloku defensywnym. Praktycznie w każdym meczu wychodziła inna trójka, więc ciężko było o zgranie tej bardzo ważnej formacji. W spotkaniu z Radomiakiem Radom nie doszło do rotacji - wyszedł ten sam skład, co przeciwko GKS-owi Tychy w Pucharze Polski. Efekty były widoczne praktycznie od razu. Niekiedy widać było automatyzmy, głównie w defensywie, gdzie brylował tym razem Rafał Augustyniak. Jak widać, przełożyło się też na zdobycz punktową. Można jednak śmiało założyć, że zapewne w czwartek zmiany w defensywie się pojawią. Jestem ciekaw, jakie będą tego efekty.

3. Oczekiwali na wyrok
W drugiej odsłonie meczu widać było, że legionistom zależy tylko na jednym - przetrwaniu i zgarnięciu trzech punktów. Cztery z rzędu porażki w lidze odcisnęły piętno na pewności siebie piłkarzy. Podopieczni trenera Kosty Runjaicia odpuścili całkowicie i głównie skupiali się na obronie wyniku meczu, a nie na atakowaniu bramki Radomiaka Radom. Gospodarze mocniej przycisnęli naszych zawodników, a można mieć wrażenie, że ci oczekiwali na wyrok w postaci straconej bramki. Pierwsza godna uwagi akcja nastąpiła w 64. minucie, kiedy to blisko wpakowania piłki do bramki strzeżonej przez Kacpra Tobiasza był Pedro Henrique, ale wyprzedzili go obrońcy. Kilka minut później bramkarz Legii uprzedził napastnika Radomiaka, piłka trafiła pod nogi Ediego Semedo, który nie myślał wiele i uderzył na bramkę, ale świetnie interweniował Tobiasz. W ostatnich minutach spotkania Augustyniak dobrze zablokował Semedo, a Cestor główkował obok bramki. Na pochwały zasłużył w obronie Augustyniak, który w przeciwieństwie do poprzednich meczów, w końcu był pewny siebie i swoich interwencji.

4. Irytujący Hiszpan i Albańczyk
Gdy sięgam pamięcią do meczu w fazie grupowej LKE przeciwko Aston Villi, to mam przed oczami dwóch zawodników, którzy świetnie ze sobą współpracują, czyli Marca Guala oraz Ernesta Muçiego. Jak spoglądam na nich teraz, to częściej się irytuję, niż cieszę ich grą. Obaj zawodzą na całej linii. Gual nie potrafi odnaleźć się w Legii, mam wrażenie, że bardzo często chce być jednoosobowym bohaterem meczu, nie patrząc na kolegów z drużyny. Praktycznie to samo tyczy się Albańczyka, który poczuł się trochę jak „bóg futbolu” i albo próbuje uderzać z każdej pozycji, albo dryblować 10 zawodników przeciwnika, nie widząc na lepiej ustawionych kolegów. Patrząc jedynie na statystyki, które są tak bardzo często analizowane w klubie, trzeba jasno napisać – wygląda to dramatycznie. Marc Gual - 9 podań i 6 celnych przez 74 minuty gry. Muci wykonał 6 podań (wszystkie celne) po wejściu na boisko za Hiszpana. Ponadto zobaczyliśmy trzy dryblingi (jeden nieudany) w wykonaniu zawodnika z Albanii. Hiszpan natomiast wykonał jeden drybling i oczywiście nieudany.

Obaj gracze muszą chyba przestawić sobie pewne rzeczy w głowach. Po pierwsze - nie są sami na boisku. Wiemy, że mają świetne wyszkolenie techniczne, ale w wyższych ligach i lepszych klubach każdy z nich za samolubność siedziałby na ławce i długo się z niej nie podnosił. Po drugie - nie są "bogami futbolu" i jeszcze długo, długo nimi nie będą.

5. Częściej wychodził
Bardzo często mocniej przyglądam się występowi bramkarza Legii. Jeśli chodzi o mecze w wykonaniu Kacpra Tobiasza i Dominika Hładuna, mam problem z jedną kwestią. Mianowicie mowa o wyjściach z bramki przy dośrodkowaniach w pole karne Legii. Obaj nieźle grają na linii bramkowej, ale w wielu przypadkach brak wyjścia i zaryzykowania, zwłaszcza na 5. metrze, skutkuje utratą bramki. W niedzielnym meczu nastąpiła jednak mała poprawa w tym elemencie. Tobiasz często wychodził i ratował nasz zespół. Było tak było między innymi w 70. minucie, kiedy to wyjściem na środek pola karnego wyprzedził Pedro Henrique i oddalił zagrożenie spod własnej bramki, a po chwili świetnie wybronił zaskakujące uderzenie Ediego Semedo. Niestety, kilka minut później nie popisał się - kiedy Wszołek z Jędrzejczykiem zasłaniali piłkę, by przejął ją bramkarz, ten tego nie zrobił i lekko dostał od Wszołka opierdziel. Cieszy, że w końcu golkiper Legii zaczyna grać nieco wyżej, bo wydaje mi się, że kilku goli można byłoby uniknąć, gdyby bramkarze żyli trochę bardziej, a nie tylko stali na linii.

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.