Paweł Wszołek - fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Wartą Poznań

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Marazm trwa; związek przyczynowo-skutkowy; szybciej!; forma dramatyczna; coś się psuje; powrót Kapustki i sto lat! - to najważniejsze punkty po sobotnim meczu Legii Warszawa przeciwko Warcie Poznań.

1. Marazm trwa
Miesiąc w piłce nożnej to bardzo dużo czasu, w którym wszystko może obrócić się do góry nogami. Jeszcze na początku października cieszyliśmy się, że Łazienkowska 3 to twierdza nie do zdobycia. Niestety, od przegranego spotkania z Rakowem Częstochowa mieliśmy taką serię, która pokazuje, że marazm w Legii nadal trwa. Ostatnie 4 mecze na własnym boisku to zdobyte tylko dwa punkty, cztery zdobyte bramki i aż siedem straconych... Tak nie wygląda zespół, który chce się bić o mistrzostwo Polski. Nikt nie położy się za samą nazwę Legia Warszawa na murawie. To wszystko należy wywalczyć, ale jak to zrobić, skoro pomysłu na grę nie widać, a większość akcji wygląda na bardziej z przypadku niż przemyślanego planu. Marazm w lidze trwa w najlepsze, niestety niewiele zmieniło się podczas przerwy reprezentacyjnej. Bądźmy szczerzy - nic się na plus się nie zmieniło.



2. Związek przyczynowo-skutkowy
O tym, że zawodnicy Legii do końca nie rozumieją jak grać w obecnym systemie gry, pisałem już nie raz. Widać to w każdym momencie, kiedy przeciwnicy zaczynają atakować naszą bramkę. Nie będę rozpisywał się o każdej akcji Warty Poznań, ale przeanalizuję pierwszą straconą przez nasz zespół bramkę.
Kontra gości rozpoczęła się od słabego dośrodkowania Pawła Wszołka, który zrobił to lewą nogą zamiast prawą. Obrońca Warty wybił futbolówkę z własnego pola karnego pod nogi Kajetana Szmyta i zaczął się dramat.

W pierwszym momencie akcji przewrócił się Radovan Pankov, co niestety nie jest rzadkością u tego obrońcy. Nie wiem czy to problem dobrania obuwia, czy raczej koncentracji, ale bardziej stawiałbym na to drugie.

fot. Canal  Sport
fot. Canal+ Sport

Szmyt podał do przodu i Warta ruszyła na bramkę Legii. Dobrze zachował się na powyższym screenie Artur Jędrzejczyk, który asekurował pozycję Radovana Pankova, który wyszedł do przodu. Jednak polecam przyjrzeć się zawodnikom oznaczonym numerami 1 (Juergen Elitim) i 2 (Patryk Kun). Potwierdzi to moją tezę, że zawodnicy nie wiedzą do końca, kto ma kogo kryć, kiedy inny gracz z trzyosobowego bloku defensywnego wyjdzie wyżej. Przejdźmy do pierwszego uderzenia Tomáša Přikryla:

fot. Canal  Sport
fot. Canal+ Sport

Patryk Kun (oznaczony 2 na screenie) potrafił cofnąć się i zaasekurować środkową strefę pola karnego, a Elitim, który miał o wiele bliżej do przeciwnika, stał daleko od niego. Całkowicie tego nie rozumiem. Gdyby tylko Kolumbijczyk poszedł za zawodnikiem, przy którym jest Kun, to wtedy lewy wahadłowy Legii mógłby pomóc w asekuracji Yuriemu Ribeiro. Dalszą część dobrze znamy, Tobiasz odbił piłkę przed siebie, choć mam wrażenie, że wcale nie było to aż tak mocne uderzenie. Ribeiro nadal próbował się odkręcać na murawie, a zawodnik Warty na luzaku wpakował piłkę do siatki.
To nie pierwsza taka sytuacja w Legii, gdzie albo defensorzy, albo pomocnicy nie potrafią zaasekurować swoich kolegów. Rozumiem, że powtórzy się to w dwóch, maksymalnie trzech pierwszych spotkaniach, gdzie piłkarze uczą się nowej taktyki, ale nie po takim czasie, gdzie te błędy są nagminne.

3. Szybciej!
Obecny zespół Legii ma wiele problemów. Nie chcę ponownie zajmować się stałymi fragmentami gry, liczbą wrzutek w pole karne czy grą kombinacyjną. W meczu z Wartą Poznań inna rzecz rzucała się w oczy. Mianowicie chodzi o wolne podejmowanie decyzji i podania. Strasznie irytowały mnie wznowienia od bramki bądź obrony. Kacper Tobiasz bądź defensorzy rozglądali się komu podać, mimo iż zawsze stał jeden zawodnik niepilnowany. Oczywiście po jakimś czasie następowało podanie właśnie do takiego piłkarza, tylko było ono już spóźnione o kilka sekund. Nie ma co już oceniać ofensywy, bo tam o szybszą grę na jeden, dwa kontakty naprawdę bardzo trudno. Elitim zwykle zwalniał grę, Wszołek za często cofał piłkę, a Muci najczęściej wchodził w drybling, zamiast szukać podania. Z całym szacunkiem do Warty Poznań, ale od legionistów w starciu z takim zespołem musimy wymagać szybszej, kombinacyjnej gry, a nie zastanawiania się kilkanaście sekund, co zrobić z otrzymaną piłką.

4. Forma dramatyczna
Nie potrafię zrozumieć, co stało się z niektórymi zawodnikami Legii. Świetnie w sezon weszli zarówno Pekhart, jak i Paweł Wszołek. Obecnie obaj są cieniami samych siebie. Czech ma problem z dochodzeniem do sytuacji podbramkowych, nie czuje już tak gry w polu karnym, jak na początku sezonu. Niech świadczy o tym ustawianie się przy dośrodkowaniach kolegów. Albo musi naprawiać ich/swój błąd i cofać się, przez co uderza nieczysto i niecelnie, albo w ogóle nie dochodzi do sytuacji podbramkowych. Paweł Wszołek praktycznie w każdym meczu dokładał liczby. Obecnie nie może dojść do praktycznie żadnego dośrodkowania, ciągle jest pilnowany przez zawodników rywali i najczęściej podaje do tyłu. Trudno też powiedzieć, co stało się między innymi z Gualem, Mucim czy Elitimem. Każdy z tych graczy jest w dramatycznej formie, więcej przeszkadzając na boisku, niż pomagając. Trener Runjaić ma nie lada wyzwanie, by doprowadzić aż tylu zawodników do optymalnej dyspozycji, którą jeszcze nie tak dawno sobą reprezentowali. Martwi, że w każdym kolejnym meczu ci zawodnicy wyglądają jeszcze gorzej niż w poprzednim.

5. Coś się psuje
Zaczyna się w Legii psuć. Mam trochę wrażenie, że wracamy do czasów trenera Michniewicza. Niezły początek, potem z każdym kolejnym meczem coraz gorzej, co odbijało się na mentalności zawodników i tym, że zaczęli się mocniej kłócić na murawie. Widać to było podczas spotkania z Wartą, kiedy co chwila pretensje do swoich kolegów mieli Josué i Bartosz Slisz. Szczególnie w pamięci został mi jeden fragment, kiedy to reprezentant Polski otrzymał żółtą kartkę, powstrzymując kontrę Warty, bo nie potrafił do piłki dojść Radovan Pankov. Po akcji Slisz wściekł się na Serba i posłał wiązankę w jego kierunku. Źle to wygląda, zwłaszcza jak inni piłkarze muszą instruować pozostałych, jak mają ustawić się na boisku i kiedy powinni ruszyć do piłki, a kiedy odpuścić. Większość, jak nie wszyscy gracze, sami to powinni wiedzieć, a nie ciągle być instruowanymi. Warto też zwrócić uwagę na sytuację z Blazem Kramerem. Zgadzam się z trenerem Runjaiciem, że nie ma zawodnika większego niż klub. Nie rozumiem tego, jak piłkarz może odmówić gry w rezerwach, by złapać rytm meczowy, zwłaszcza podczas przerwy reprezentacyjnej. Takich problemów, by zagrać z GKS-em Bełchatów, nie mieli Bartosz Kapustka, Marco Burch, Igor Strzałek czy Patryk Sokołowski. Choć nie wszystkie decyzje trenera Runjaicia mogą się podobać - zwłaszcza jeśli zawodnik po zagraniu bardzo dobrego meczu, w kolejnym albo zaczyna z ławki rezerwowych, albo w ogóle nie pojawia się na murawie... Ciężko tak zbudować pewność siebie danego piłkarza, pojawia się irytacja. Taka sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie między innymi z Kramerem, Elitimem, Mucim. W Legii zaczyna się źle dziać i niestety ma to przełożenie na murawę. Zadaniem trenera jest to opanować.

6. Powrót Kapustki i sto lat!
Na koniec to, co najbardziej cieszy i zasługuje na pochwały po sobotnim meczu. Pierwszą rzeczą jest powrót na boisku Bartosza Kapustki. „Kapi” w ostatnich tygodniach powoli przygotowywał się do powrotu na boiska Ekstraklasy, występując w III-ligowych rezerwach Legii. Trzeba jasno powiedzieć, że były to bardzo dobre występy środkowego pomocnika. Miał ogromny wpływ na ostatnie zwycięstwa zespołu trenera Piotra Jacka. Z Wartą Poznań pojawił się na murawie w 61. minucie, a już 120 sekund później świetnie dośrodkował w pole karne do Ernesta Muçiego, który lekkim uderzeniem po długim rogu doprowadził do wyrównania. „Kapi” pokazał innym zawodnikom, którzy próbowali swoich sił, jak to powinno się robić.
50. urodziny obchodziła również Żyleta, trybuna, która jest bardzo bliska sercu każdego z kibiców Legii. Wielki szacunek Panowie za świetne oprawy i doping przez tyle lat na równym i wysokim poziomie. Można tylko żałować, że piłkarze nie są na tak wysokim poziomie, bo jeśli by tak było, to co roku byśmy grali w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Wszystkiego najlepszego i kolejnych wielu lat na wysokim poziomie!

Kamil Dumała

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.