fot. Adam Dachowski

Relacja z trybun: Angielska głupota

Bodziach, źródło: Legionisci.com

Za nami wyjazd na rewanżowe spotkanie z Aston Villą, który okupiony został licznym aresztowaniami, a fanom Legii ostatecznie nie udało się wejść na stadion. Przedstawiciele klubu z Birmingham, dla których dane słowo nic nie znaczy, nie chcieli przekazać legionistom puli biletów, do której obligował ich regulamin rozgrywek, tj. 2100 sztuk. Fani z Łazienkowskiej mimo wszystko przybyli na Wyspy w takiej liczbie, licząc, że uda się wywrzeć presję na Brytyjczykach i wesprzeć ukochany klub.



Kiedy Aston Villa wciąż oferowała śmieszną pulę wejściówek, ta nie została przyjęta. Pewnie wiele innych polskich ekip zgodziłoby się na takie rozwiązanie i weszło w 1/3 przybyłej grupy na trybuny, ale my mamy swoje zasady. Barany z UEFA zapewne będą teraz próbowały ukarać nasz klub za zajścia, które miały miejsce nieopodal stadionu, których dałoby się uniknąć, gdyby angielski klub i policja, mieli choć trochę wyobraźni i rozsądku. Dodajmy, że policja na półtorej godziny przed meczem zapewniała (w języku polskim), że na parkingu "za 10 minut będą rozdawane bilety na stadion". Ale jak wiadomo od lat - "świat nie wierzy psom"...

Po losowaniu fazy grupowej Ligi Konferencji wyjazd do Birmingham miał być tym, na którym będzie nam dane wspierać Legię w największej liczbie. W Alkmaar sektor gości okazał się zdecydowanie za mały jak na nasze zapotrzebowanie, z kolei do Mostaru nie dane nam było pojechać ze względu na zakaz wyjazdowy (o czym dowiedzieliśmy się 10 dni przed meczem) za "udrożnienie wejścia na trybuny" w Holandii. Początkowo liczyliśmy, że Aston Villa przekaże nam 3000 biletów (tyle bowiem liczy sektor gości) i ta liczba wydawała się adekwatna do zainteresowania z naszej strony. Kiedy Brytyjczycy przylecieli na pierwszy mecz przy Ł3, otrzymali ponad 1700 biletów, a oba kluby podpisały porozumienie, zgodnie z którym, legioniści będą mogli liczyć na co najmniej taką samą pulę na mecz rewanżowy rozgrywany ponad dwa miesiące później. Ich kibice po meczu piali z zachwytu, jak wspaniałą atmosferę tworzą na trybunach legioniści, przekonując, że czegoś podobnego nie doświadczyli nigdy w życiu. Jak się później okazało, przedstawiciele Aston Villi nie wiedzą co to honor.

Im bliżej było meczu rewanżowego, tym bardziej dziwaczne propozycje były przez nich składane. Wynikało z nich jednoznacznie, że zrobią wszystko, by maksymalnie ograniczyć pulę wejściówek dla naszej grupy, a najchętniej w ogóle by nas nie wpuszczali. I choć wszystkie (!) ekipy goszczące na Villa Park w europucharach otrzymują 2100 biletów (czyli 5% pojemności stadionu), nam zaproponowano... 890 sztuk. Choć dziś próbują przekonywać, że było to 1002 szt, ale to żadna różnica w sytuacji gdy ponad 2,6 tys. fanów Legii miało kupione loty do Wielkiej Brytanii i załatwione noclegi.



Legioniści do Anglii przylatywali od poniedziałku i od samego początku mieliśmy informacje, że brytyjska policja na lotniskach (a szczególnie tym w Birmingham) wyłapuje "podejrzane" osoby, próbując wmówić im, że brali udział w awanturach w Leicester przed dwoma laty, bądź ostatnio w Alkmaar. Policjanci mieli wydrukowane zdjęcia z osobami, których nie zdołali zatrzymać po meczu w Leicester, ale łapanki i deportacje najczęściej dotykały tych, którzy... przed dwoma laty na wyjeździe w ogóle nie byli, a niektórzy z nich nigdy nie byli na Wyspach Brytyjskich.

Do Birmingham podróżowaliśmy z wielu lotnisk, sporo osób leciało do Londynu, czy Manchesteru, a blisko 200 osób w dniu meczu wyleciało czarterem organizowanym za 1700 zł przez SKLW. Wszyscy łudziliśmy się, że Anglicy w ostatniej chwili zmienią zdanie i zdecydują się wpuścić całą naszą grupę, która przecież podróżowała w jednym celu - by stworzyć fanatyczną atmosferę na trybunach, która poniesie nasz zespół do wygranej gwarantującej awans do kolejnego etapu rozgrywek. Niewielka część osób w ostatniej chwili zrezygnowała z wyjazdu, nie mając nadziei na wejście na stadion. Klubowi działacze od dłuższego czasu próbowali negocjować z Anglikami w sprawie biletów, ale te na nic się zdały. Obsrana po pachy brytyjska policja za nic nie chciała słyszeć o większej grupie fanów Legii na stadionie.



Mecz rozpoczynał się o godzinie 20:00 czasu lokalnego (21:00 w Polsce). Zbiórkę mieliśmy zaplanowaną na 18:00 w okolicy stadionu Villa Park. Większość z nas dotarła na miejsce bez problemów, a policja już trzy godziny przed meczem obstawiła teren i szykowała się do otoczenia naszej grupy na parkingu przyległym do stadionu, gdzie ustawili kilka toi-toiów i gdzie zaparkowały dwa autokary, które przywiozły fanów Legii z lotniska. Policjanci początkowo starali się być nadspodziewanie mili i po kulturalnym przywitaniu się, zaprosili (w języku polskim) kibiców na wspomniany parking, gdzie - jak przekonywał policyjny dowódca - za 10-15 minut (czyli ok. 18:40), miały zostać rozdane (!) bilety na mecz dla fanów Legii. Jak można się było spodziewać, nic takiego nie miało miejsca. Część osób gromadziła się w uliczkach przyległych do parkingu, inni czekali na parkingu nieopodal Tesco, parę minut z buta od miejsca zbiórki i stadionu. Rozmowy z Anglikami przeciągały się, ale nawet przez moment, nie było z ich strony chęci do wpuszczenia przybyłych fanów. Warto wspomnieć, że kilka godzin przed meczem zarząd Legii z prezesem Mioduskim na czele, poinformował że na znak solidarności z kibicami, nie wejdzie na stadion i mecz obejrzy w telewizji.

W pewnym momencie rozpoczęły się pierwsze przepychanki z mundurowymi, którzy obstawiali naszą grupę od strony stadionu. W ruch poszły pałki, na co kibice odpowiedzieli pięściami, a po chwili w policjantów poleciały różne elementy znajdujące się na parkingu, jak również pojedyncze race. Fruwała (w obie strony) drabina, znak drogowy, później część płotu, czy przetransportowane z drugiej strony parkingu przenośne toalety. Większość z nas wciąż oczekiwała na ostateczną decyzję, choć część osób nie widząc szans na wejście na stadion, zaczęła opuszczać przystadionowy plac i kierować się do pubów na mieście, w celu obejrzenia meczu. I to właśnie z knajp, policjanci wyciągnęli większość zatrzymanych osób, które rzekomo się awanturowały. Wśród nich także tych, którzy pod stadion nawet nie dotarli. Przepychanki przy stadionie trwały grubo ponad godzinę. Nikt z nas na stadion nie wszedł, nikt też nie zdołał kupić biletu.



Szkoda, że przez debilne decyzje Aston Villi i policji West Midlands, nie dane nam było wesprzeć Legii głośnym dopingiem, a teraz o Legii mówi się w mediach tylko i wyłącznie w kontekście awantur z policją. Mało kto zauważa, że wina leży głównie po stronie gospodarzy i ich zupełnie niezrozumiałej decyzji o niewpuszczeniu fanów Legii w regulaminowej liczbie. Sektor wydzielony dla kibiców gości (na skraju trybuny prostej, w dolnej części trybuny) pozostał pusty przez cały mecz. Barany z Birmingham ponadto domagają się od UEFA ukarania naszego klubu wykluczeniem z europejskich pucharów. Jakie będą konsekwencje czwartkowego meczu w Anglii przekonamy się niebawem. UEFA uwielbia karać nasz klub, więc trudno spodziewać się, by było inaczej. Z kolei na stadionach w tak "cywilizowanych" krajach jak Włochy, Szwajcaria, czy Francja, kiedy awantury (w tym sezonie) mają miejsce na trybunach - kluby spotykają jedynie symboliczne kary finansowe.

Większość osób do Polski wracała w piątek i sobotę. Niestety ok. 40 osób zostało zatrzymanych i czekają ich sprawy w sądzie. Jeśli ktoś myśli, że tylko w Polsce łapanki mają miejsce na chybił-trafił, grubo się myli. Dokładnie tak samo wyglądało wyłapywanie kibiców w Anglii. Wszyscy zatrzymani mogą liczyć na pomoc ze strony SKLW. Trwa również kibicowska zbiórka na pomoc dla zatrzymanych i ich rodzin.

Przed kilkunastu laty Roger Donaldson wyreżyserował świetny film pt. "Angielska robota". Gdyby miał nakręcić ekranizację czwartkowych zajść spod Villa Park, musiałby nazwać produkcję "Angielska głupota", a w UK - "English stupidity".



Tuż przed wylotem do Anglii dowiedzieliśmy się, że nie dane nam będzie pojechać na niedzielny wyjazd do Lubina z powodu zamknięcia sektora gości. W tym przypadku tak durną decyzję podjął wojewoda dolnośląski na wniosek policji (ta domagała się zamknięcia całego stadionu na dwa mecze), a wszystko za sprawą sporej ilości pirotechniki odpalonej przez fanów Zagłębia na meczu, podczas którego świętowali 20-lecie Orange City Boys. W związku z powyższym najbliższy wyjazd czeka nas w środę, kiedy pojedziemy do Kielc na spotkanie 1/8 finału Pucharu Polski.

Frekwencja: 37 866
Kibiców gości: 2100 (pod stadionem)

Autor: Bodziach

Fotoreportaż z Birmingham - 121 zdjęć Woytka







REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.