Kibice Legii w Kielcach - fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Wolna majówka!

Bodziach, źródło: Legionisci.com

W mroźny grudniowy wieczór przyszło nam wspierać Legię na pucharowym meczu w Kielcach. Zapewne większość z nas była przekonana, że to tylko kolejny krok na drodze do trofeum w postaci Pucharu Polski. Niestety, tym razem z Kielecczyzny wracaliśmy w minorowych nastrojach - nie dane nam będzie 2 maja wspierać Legii na stadionie Narodowym. Po stracie bramki w ostatniej minucie dogrywki, robiliśmy dobrą minę do złej gry, śpiewając na melodię hitu z Wiednia - "Aejaejaejaeja wolna majówka...".



Do Kielc przyszło nam jechać sześć dni po meczu w Birmingham. Niestety cały czas część z nas ma przed sobą walkę z angielskim wymiarem sprawiedliwości. Najważniejsze, że do sprawy, która będzie miała miejsce w styczniu, prawie wszyscy legioniści zostali zwolnieni z brytyjskich aresztów za odpowiednim poręczeniem, a pomocy udziela im SKLW. Po niedzielnej absencji w Lubinie, gdzie wojewoda dolnośląski (sam chyba nie jest w stanie zrozumieć dlaczego to uczynił) zamknął sektor gości, tym razem nic nie stało na przeszkodzie, byśmy wspierali Legię w Kielcach na meczu 1/8 finału Pucharu Polski. Jako że mecz zaplanowano ze względów telewizyjnych na godzinę 21:00, wielu z nas nie musiało brać urlopu i ruszyło na wyjazd prosto po pracy. W drogę ruszyliśmy po godzinie 17 i jak zwykle, z powodu popołudniowych korków i licznych remontów, najtrudniejszy był wyjazd ze stolicy. Droga przebiegała bardzo sprawnie, na trasie dołączyli do nas fani Radomiaka, a na parking na tyłach sektora gości w Kielcach dotarliśmy około 20:30. Wpuszczanie było niezwykle sprawne, dzięki czemu w ekspresowym tempie nasza ok. 600-osobowa grupa zajęła miejsca na trybunach. W klatce wywiesiliśmy 5 flag: Legia Warszawa (z orłem i syrenką), Grochów, Warka, (L) w wieńcu laurowym, Tradycja Pokoleń. Wywieszone zostały również transparenty: "Bosman wracaj do zdrowia!", "Demon spoczywaj w pokoju" oraz "Doman trzymaj się!". Doping, którym świetnie kierował "Szczęściarz", rozpoczęliśmy w 15. minucie spotkania, gdy już wszyscy byliśmy na swoich miejscach.



Po obu stronach naszego sektora zasiadła liczna, szczególnie jak na liczbę kibiców na trybunach, grupa ochroniarzy z pałkami i tarczami. Wokół stadionu było całe mnóstwo policji. Jako że siedzieli cały czas w bezruchu, zaczęliśmy się zastanawiać, czy pies może dostać wilka.

Młyn Koroniarzy był skromniejszy niż na ostatnich meczach, w tym weekendowym spotkaniu ligowym z Lechem. Podobnie zresztą jak frekwencja na całym stadionie - poza młynem bida była straszna. Łącznie kielczanie przyszli na stadion w niespełna 6 tysięcy, co jak na ostatni mecz na swoim stadionie w tym roku oraz rangę meczu, uznać należy za wynik przeciętny. Przy wejściu do młyna sprzedawali kolejny numer kibicowskiego zina "Złocisto-krwiści". Na pewno do przybycia na trybuny nie zachęcała mroźna aura - przed rozpoczęciem spotkania termometry wskazywały -4, a temperatura odczuwalna była nieco niższa.



Wprawdzie było wyraźnie chłodniej niż na ostatnich meczach, ale też daleko do temperatur, jakie odnotowaliśmy choćby podczas naszego ostatniego wyjazdu do Lubina, meczu przy Ł3 z Jagiellonią z końcówki lutego 2018, czy prezentacji drużyny za Wdowczyka (tej z helikopterem). Gdybyśmy w środowy wieczór chcieli się wygrzać, zasiedlibyśmy w ciepłych kapciach, bądź wełnianych skarpetach przed telewizorem, a nie ruszali na wyjazd do Kielc.



Kielczanie swoje oflagowanie rozwiesili dopiero pod koniec pierwszej części spotkania. A wszystko za sprawą oprawy przygotowanej przez kielecką grupę ultras. Kielczanie rozciągnęli malowany transparent "Wesołych świąt życzy grupa ze stadionowej dziczy", połączony z malowaną sektorówką przedstawiającą świętego Mikołaja i list do niego z następującymi życzeniami: "1. Sukcesów sportowycH, 2. Tona pirotechniki dla ultrasów, 3. Piłka nożna bez policji, 4. Mistrz Dla Korony". W tle podniesione zostały folie aluminiowe, a następnie miał miejsce konkretny pokaz pirotechniczny - odpalone (piromani mieli na sobie mikołajowe czapki) zostały stroboskopy w połączeniu z racami, a następnie dwie kolejne porcje kilkudziesięciu "świeczek". Kiedy już wydawało się, że prezentacja została zakończona, nad sektorówką zapłonęło jeszcze kilka rac.



Podczas wspomnianej prezentacji - i zaraz po tym jak rozpoczęliśmy doping - piłkarze Korony wykorzystali błąd Tobiasza i wyszli na prowadzenie. Nie zrażeni tym faktem, staraliśmy się dopingować z całych sił. Po straconym golu ryknęliśmy głośno "Hej Legio jazda z k...i!". Bluzgów z obu stron było tego dnia wcale niemało. W końcu pod koniec pierwszej połowy, gdy śpiewaliśmy "Gdybym jeszcze raz...", Pekhart doprowadził do wyrównania. Wtedy też pojawiły się nieśmiałe głosy nt. dogrywki. Oczywiście wszyscy, wierząc że ostatecznie do niej nie dojdzie, zdzieraliśmy gardła jeszcze mocniej, wszak na zmianę rezultatu było jeszcze bardzo dużo czasu. Nasz doping stał na przyzwoitym poziomie - szału może nie było, ale trzymaliśmy równy poziom i raczej bez większych problemów przebijaliśmy się przez doping miejscowych.

fot. Woytek / Legionisci.com

Tuż przed 90. minutą spiker informował, że kibice gości pozostaną na swoim sektorze 30 minut po zakończeniu meczu. Liczyliśmy, że czas ten będzie odmierzany od końca regulaminowego czasu, ale jednak było inaczej. W dogrywce, do której w końcu doszło, bo jakże mogło być inaczej, w takich okolicznościach przyrody, najdłużej śpiewaliśmy "Nie poddawaj się". Pojawiła się także pieśń "Puchar jest nasz lalalalalala", którą zaintonowali także koroniarze. Kiedy wszyscy pogodziliśmy się już, że będziemy świadkami serii rzutów karnych, nasza obrona zasnęła w ostatniej minucie doliczonego czasu i straciliśmy gola, który wyeliminował nas z walki o 21. Puchar Polski. W poprzedniej rundzie PP Korona miała spore problemy, by wyeliminować z gry III-ligowe rezerwy Legii, co udało się kielczanom - a jakże - po dogrywce.



Po golu straconym w takich okolicznościach na pewno wkur...nie trafiło wielu z nas. Z negatywnego stanu postanowił wszystkich wyprowadzić "Staruch", który znalazł pewien pozytyw w tej beznadziejnej sytuacji. I po chwili cały nasz sektor zaintonował, na melodię "Hitu z Wiednia" - "Aejaejaejaeja wolna majówka...". W stronę piłkarzy skandowaliśmy "Walczyć, trenować, Warszawa musi panować", po czym przyszło nam odczekać około pół godziny do otwarcia bram. Delikatnie zmarznięci opuszczaliśmy kielecki stadion równo o północy, po czym wsiedliśmy w nasze fury i ruszyliśmy w stronę stolicy. Podróż przebiegała bardzo sprawnie, dzięki czemu przed 3 nad ranem zameldowaliśmy się w Warszawie. Zanim jednak przystąpimy do planowania przyszłorocznej majówki (warto pamiętać, że w jej trakcie będzie miał miejsce mecz przyjaźni z Radomiakiem, a także mecze play-off naszych koszykarzy), przed nami jeszcze cztery mecze w tym roku. W niedzielę jedziemy pociągiem do Łodzi na mecz z Łódzkim Klubem Sportowym i będzie to pierwsze spotkanie na nowym obiekcie tego klubu z naszym udziałem.



Frekwencja: 6563
Kibiców gości: 593
Flagi gości: 5

Autor: Bodziach

Fotoreportaż z meczu - 71 zdjęć Woytka

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.