fot. Woytek / Legionisci.com
REKLAMA

Relacja z trybun: Legia grać!

Hugollek, źródło: Legionisci.com

W ostatnich latach nie mieliśmy zbyt wielu okazji do odwiedzania stadionu „eŁKSy” – raz, że w najwyższej klasie rozgrywkowej próżno jej było szukać; dwa – nawet gdy się w niej pojawiła, to zaraz z niej spadła; trzy – jej obiekt, na którym pojawiliśmy się w niedzielę, podczas ostatniej ligowej konfrontacji w sierpniu 2019 roku znajdował się w budowie, przez co wówczas w prowizorycznym sektorze gości zasiadło niespełna 300 kibiców naszego klubu, choć chętnych było naturalnie znacznie więcej.



Tym razem – już na wybudowanym i naprawdę nieźle prezentującym się stadionie – mieliśmy do wykorzystania trzy razy więcej wejściówek. Finalnie na trybunach pojawiliśmy się w 887 głów i wywiesiliśmy sześć flag: „CWKS Legia” z herbem pośrodku, „Duma i sława”, „Mocno Legia”, „‘Żyleta’ jest zawsze z Wami”, „Tradycja pokoleń” oraz „Legia UZL”.

Do miasta włókniarzy udaliśmy się ze stacji Warszawa Gdańska pociągiem specjalnym z – jak się wydawało – sporym zapasem czasowym. Na stację Łódź Kaliska, niemalże bezpośrednio sąsiadującą ze stadionem, przyjechaliśmy bowiem nieco ponad dwie godziny przed meczem. Jako że do przejścia w okolice sektora gości mieliśmy raptem kilkaset metrów, wydawało się, że bez najmniejszych problemów wszyscy zjawimy się na trybunach o czasie. Niestety, nic bardziej mylnego.

Wejście na łódzki obiekt odbywało się czterema kołowrotkami, które – mimo że działały sprawnie – niestety uruchomiono z opóźnieniem. To jednak jeszcze pół biedy. Największy problem stanowili ochroniarze przy bramkach wejściowych, którzy przez brak ogarnięcia, a może po prostu zwykłą złośliwość, zupełnie nie radzili sobie z odnajdowaniem naszych nazwisk na wydrukowanych listach, przez co cała procedura wchodzenia na stadion potwornie się wydłużała. Wszystko przypominało przeprawy w Kielcach czy Chorzowie sprzed lat. Ostatecznie nasza cała grupa zgromadziła się w sektorze gości równo z gwizdkiem rozpoczynającym – jak się wydawało – błahe starcie z „Rycerzami Wiosny” okupującymi ostatnie miejsce ligowej tabeli. Dopingiem kierował „Staruch”, który niczym „Spiderman” musiał się najpierw nieźle nagimnastykować, by znaleźć i zająć odpowiednie miejsce do dyrygowania naszymi wokalnymi poczynaniami.



Jeśli chodzi o wzajemne „uprzejmości”, to tego popołudnia obie strony sobie ich nie szczędziły. Z naszej strony dało się usłyszeć standardowe przyśpiewki oraz jedna nowa o „cmokaniu”, a z drugiej miejscowi, którzy próbowali się nam co jakiś czas odgryzać, skupiając się przede wszystkim na wykonywaniu przerobionej wersji „Gdybym jeszcze raz”. A skoro już o „eŁKaeSiakach” mowa, to trzeba przyznać, że praktycznie przez cały mecz starali się żywiołowo dopingować swój zespół, choć ich śpiewy dochodziły w okolice naszego sektora raczej sporadycznie.

Gdy „Wojskowi” pojawili się na murawie, zaśpiewaliśmy donośnie „Mistrzem Polski jest Legia!”. W tym samym czasie z głośników wybrzmiał hymn łódzkiego KS, a za pomocą oświetlenia obiektu przy alei Unii Lubelskiej stworzono migoczący pokaz – coś na kształt tego, co mogliśmy zobaczyć choćby na stadionie Pogoni w Szczecinie.
Wierząc w odniesienie łatwego zwycięstwa, od pierwszych minut pojedynku staraliśmy się zagrzewać naszych futbolistów do walki. Podczas pierwszych 45 minut meczu m.in. zaznaczyliśmy swoją obecność (tak klasycznie, jak i w wersji z Lokeren) i pozdrowiliśmy nasze zgody. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie dawaliśmy z siebie stu procent mocy. W pierwszej części spotkania wykonywanym przez nas przyśpiewkom brakowało odpowiedniej mocy - powinniśmy byli dać z siebie więcej. Dopiero końcówka trochę nas ożywiła, kiedy z większym zaangażowaniem zaśpiewaliśmy: „Gdybym jeszcze raz miał urodzić się...”, „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina”, czy „Dziś zgodnym rytmem”; i jak na złość – gdy właśnie odpowiednio się rozkręcaliśmy, mając nadzieję, że bramka dla Legii to tylko kwestia czasu, absurdalnego wręcz gola strzelili gospodarze. Taki obrót spraw bardzo nas rozsierdził i w kierunku murawy poleciał okrzyk: „Legia grać, k**** mać!”.

Tak na marginesie – do niecodziennej sytuacji doszło w trakcie odśpiewywania „Chociaż ciężki jest czas” – ni stąd, ni zowąd do naszego sektora przyleciała... para gołębi, które zaczęły energicznie trzepotać skrzydłami nad naszymi głowami. Trudno powiedzieć, kto był bardziej zdziwiony – my czy „latające szczury”. ;)

W trakcie widowiska miejscowi zaprezentowali dwie oprawy – po jednej na każdą połowę. Pierwsza utrzymana była w klimacie graficznym komputerów typu Commodore 64 z lat 90-tych i naśladowała nadawany w stacji Canal+ program rozrywkowo-sportowy „Turbokozak”. Stanowiła ona niebieską sektorówkę z napisem „To jeszcze nie koniec gry! SupereŁKSa”, po prawej stronie której namalowano ludzika w barwach łódzkiego klubu z uniesionymi ramionami na tle wygaszonego płomienia, który po chwili rozżarzył się blaskiem czerwonych rac odpalonych pod płótnem. Dym z flar opadł na murawę, przez co sędzia na chwilę musiał przerwać spotkanie. Druga choreografia to dość efektowny pokaz pirotechniczny, na który składały się dziesiątki białych rac oraz stroboskopy, a który poprzedziło rozwinięcie na „Galerze” dość sporej sektorówki w barwach ŁKS. Tak jak w pierwszej połowie, tak i w tej sytuacji chmura gęstego dymu spowiła boisko i arbiter ponownie zarządził chwilowe wstrzymanie meczu.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Drugie 45 minut konfrontacji rozpoczęliśmy tradycyjnie od hymnu naszego klubu, a następnie odśpiewaliśmy „hymn stolicy”. Trudno powiedzieć, jakich słów trener Kosta Runjaić użył względem naszych grajków w szatni podczas przerwy, ale bez wątpienia musiała to być ostra rozmowa, która postawiła „Wojskowych” do pionu. Ci bowiem zaczęli się prezentować o niebo lepiej w porównaniu z pierwszą połową spotkania. Dosłownie chwilę po tym, jak zaczęliśmy śpiewać „Za kibicowski trud”, padł wyrównujący gol za sprawą Pawła Wszołka. „Jazda z k******!” – krzyczeliśmy do naszych zawodników, by ci rozjechali łodzian niczym walec. Dodawaliśmy im animuszu donośnym „Legia, Legia, Legia, Legia gooool!”, nie mogąc doczekać się kolejnych bramek. Napór legionistów na bramkę „Rycerzy Wiosny” wzrastał w trybie wykładniczym, ale cóż z tego, skoro potrafili jedynie obijać poprzeczkę i słupek.
W tej części meczu wokalnie prezentowaliśmy się naprawdę przyzwoicie, a do pieca dodawaliśmy wyjątkowo mocno, głównie podczas wykonywania: „Nasza Legio, będziemy zawsze z Tobą!”, „Nie poddawaj się” z przysiadaniem, czy „Legiaaaa! Legia Warszawaaaa!”. Niestety mimo prób ataku na bramkę strzeżoną przez Bobka, futbolówka nie zatrzepotała w niej kolejny raz i obie drużyny musiały zadowolić się podziałem punktów.

Po ostatnim gwizdku arbitra nasze grajki podeszły przed zajmowany przez nas sektor. Po ostatnich kiepskich występach daliśmy upust frustracji z powodu postawy naszych futbolistów. Najpierw przenikliwie ich wygwizdaliśmy, a potem udzieliliśmy im ostrej reprymendy kilkoma adekwatnymi przyśpiewkami: „Legia grać, k**** mać!”, „Po co wy gracie, jak wy ambicji nie macie?!” oraz „Co wy robicie?! Wy naszą Legię hańbicie!”. Na odchodne zaintonowaliśmy jeszcze miejscowym „cmoknięte jajca” i po kilkudziesięciu minutach oczekiwania mogliśmy opuścić stadion im. Władysława Króla. Droga powrotna minęła nam nieco smutno, ale przynajmniej szybko – po 20:00 zameldowaliśmy się bowiem z powrotem w Warszawie.

fot. Woytek / Legionisci.comfot. Woytek / Legionisci.com

Niestety, to już nie pierwsza tego typu sytuacja, kiedy czołówka ligi gubi punkty, a „Wojskowi” – mając szansę nadrobienia straty do liderujących zespołów – kompletnie tego nie wykorzystują. Legioniści zamiast wywieźć niemal gwarantowane trzy punkty z łódzkiego terenu „zadowolili” się raptem punktem – punktem, który smakuje jak porażka. Przed naszymi zawodnikami bardzo istotne starcie w tym roku kalendarzowym – w czwartek o 18:45 podejmą oni przy Łazienkowskiej holenderski AZ Alkmaar. Jeśli wywalczą choćby „oczko”, wyjdą z grupy Ligi Konferencji Europy, otrzymają spory zastrzyk finansowy i będą kontynuowali pucharową przygodę w lutym. W przypadku ewentualnej porażki wszystko, czego do tej pory dokonali (m.in. efektownej wygranej po walce przy Ł3 z Aston Villą), zostanie zaprzepaszczone.

Gorąco zapraszamy Was do wspierania drużyny do końca tej rundy – zostały tylko dwa domowe mecze. Jednocześnie apelujemy o to, aby osoby, które wiedzą, że nie będą mogły przyjść w czwartek, przepisały swoje bilety na innych kibiców lub zwolniły je do ogólnodostępnej puli.

Autor: Hugollek

Frekwencja: 10 087
Liczba gości: 887
Liczba flag gości: 6

REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.