fot. Kamil Marciniak / Legionisci.com
REKLAMA

Analiza

Punkty po meczu z Jagiellonią Białystok

Kamil Dumała, źródło: Legionisci.com

Nadzieja zgasła; dramatyczna skuteczność; minimalizm; duś rywala; zmiany; kapitan próbował - to najważniejsze punkty po niedzielnym meczu Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok.

1. Nadzieja zgasła
Po dwóch niezłych meczach u części kibiców zapaliła się na nowo iskierka nadziei, że jeszcze można powalczyć o mistrzostwo Polski. Według mnie jednak, było to nierealne już od kilku kolejek, a klub swoimi działaniami sam to podkreślał. W obecnej sytuacji najważniejszy będzie awans do eliminacji europejskich pucharów, a i ten plan zaczyna się bardzo, ale to bardzo oddalać. Powtarzam o tym od kilku tygodni, jednak mam wrażenie, że w klubie to zagrożenie nie jest dostrzegane. Legia musi skupić się na tym, by zająć przynajmniej 3. miejsce, bo w innym wypadku wszystko co było do tej pory budowane, runie jak domek z kart. A jest do tego bardzo blisko.



2. Dramatyczna skuteczność
W meczu kilka rzeczy mogło się podobać, szczególnie pierwsza połowa. Było też kilka kwestii, które należy zapisać na minus. Zacznijmy od skuteczności, bo gdyby legioniści wykorzystali jeszcze jedną z sytuacji, które sobie wypracowali, to pewnie nikt by nie pisał o zaprzepaszczonym sezonie, a o ważnych kolejnych trzech punktach i walce do końca. W 14. minucie Josué (nie po raz pierwszy i nie ostatni w tym meczu) posłał świetną piłkę do Pekharta, rosły napastnik przy pierwszym uderzeniu trafił w poprzeczkę, a dobitkę wybili gracze Jagiellonii. Kilkanaście minut później swoje okazje mieli Marc Gual czy chociażby kapitan Legii. W drugiej połowie gola mógł strzelić Augustyniak czy ponownie Gual. Znów zawiodła skuteczność i „Wojskowi” zamiast zgarnąć kolejne trzy punkty, muszą obejść się smakiem. Niestety, biorąc pod uwagę naszą „elektryczną” obronę, należy w każdym meczu za wszelką cenę zdobyć przynajmniej 2-3 bramki, by być pewnym wyniku i zwycięstwa.

3. Minimalizm
Nadal nie dowierzam, jak można było przez minimalizm zremisować z Jagiellonią, która w nogach miała 120 minut meczu w Pucharze Polski. Oprócz dwóch sytuacji, goście nie robili niczego pod naszą bramką, bo albo Legia świetnie broniła, albo spisywał się środek pola, odbierając piłki rywalom. Po przerwie znów wyszła na boisko inna Legia. Nie wiem czy to jest wina trenera. Zamiast uspokoić grę, poszanować piłkę i próbować swoich sił w ataku pozycyjnym, drużyna cofnęła się do defensywy. W efekcie oglądaliśmy jedenastu graczy czekających na kontry, broniących się na własnej połowie, jakby przeciwko sobie mieli zespół pokroju Realu Madryt czy FC Barcelony. Rozumiem, że nasza obrona jest często pod napięciem i trzeba ją wspomagać, ale jeśli ma się takiego rywala przed sobą, który jest zmęczony, to należy go cisnąć do końca, by wbić drugiego i trzeciego gola. Podobnie było w spotkaniu z rundy wiosennej z Pogonią Szczecin. Tylko co tu wymagać, skoro niektórzy w klubie cieszyli się z podziału punktów przeciwko Puszczy Niepołomice. W Legii nastał minimalizm, a on zawsze będzie skarcony przez przeciwników.

4. Duś rywala
I właśnie to zadowolenie i kunktatorstwo zemściło się w 83. minucie. Można i trzeba mieć wiele pretensji o to, że Legia nie wykorzystała swoich sytuacji, o to, że cofnęła się do obrony, ale to właśnie w wymienionej minucie ponownie dopuściła się kryminału w fazie obrony.

fot. Canal+ Sportfot. Canal+ Sport

Jeden z defensorów gości podał piłkę do środka pola, czemu przyglądał się Maciej Rosołek. Próbował ją przejąć Juergen Elitim, ale niestety mu się to nie udało. W tym momencie w obronie gospodarze mieli przewagę 3 na 2. Piłka trafiła do Imaza, a na dole możemy zauważyć parę Morishita – Naranjo.

fot. Canal+ Sportfot. Canal+ Sport

Marczuk wbiegł w szesnastkę i znów otrzymaliśmy dowód, że legioniści nie potrafią bronić we własnym polu karnym. Kapuadi poszedł na raz i jego błąd próbował naprawić Rafał Augustyniak, a powinien Patryk Kun. Czyli do jednego gracza gości zaangażowanych zostało dwóch graczy Legii i żaden z nich nie przerywał akcji.

fot. Canal+ Sportfot. Canal+ Sport

I teraz ostatni screen, który dogłębnie pokazuje, że Legia we własnym polu karnym jest niewidoma i niedosłysząca. Artur Jędrzejczyk i Morishita pilnują jednego gracza (!), Patryk Kun powietrze, podobnie jak Zyba. Nikt nie zwracał uwagi na Imaza, który rozpoczął tę akcję ze środka pola i biegł w pole karne. Nie ma tam odpowiedzialnych za niego Jędrzejczyka i Morishity, natomiast wszyscy stoją w polu karnym, patrząc na Marczuka, a potem na Hiszpana, który pewnie pakuje piłkę do bramki. Ośmiu piłkarzy Legii kontra pięciu przeciwników...

fot. Canal+ Sportfot. Canal+ Sport

5. Zmiany
Nie ma wątpliwości, że zmiany w niedzielnym meczu wpłynęły negatywnie na grę i wynik końcowy. Niestety, kołdra jest tak krótka, że nie tylko stopy zamarzają w nocy, ale również i brzuch. Wielu kibiców nie potrafiło zrozumieć, dlaczego z boiska przed końcowym gwizdkiem zszedł najlepiej dysponowany aktualnie napastnik, na dodatek w tak ważnym meczu. Trener tłumaczył, że Radovan Pankov i Marc Gual zgłaszali chęć zmiany, ale czy to wystarczające usprawiedliwienie? Ok, Pankov był podobno chory, ale czemu sił na 90 minut nie ma Gual? Legia już od dłuższego czasu gra jeden mecz w tygodniu i zawodnicy nie są w stanie rozegrać pełnych zawodów? Jurgen Celhaka, który świetnie zagrał z Górnikiem i bardzo dobrze z Jagiellonią, wraca po kontuzji, ale czy wprowadzenie Qendrima Zyby, który jak każdy wie (trener chyba nie), nie ma inklinacji defensywnych a jest bardziej skupiony na ofensywie, ma sens? Czy Wpuszczanie na boisko sabotującego grę Gila Diasa, którego za moment tu nie będzie, zamiast jakiegokolwiek młodego chłopaka ma sens?! Czemu to ma służyć?

6. Kapitan próbował
Najmniej pretensji po niedzielnym meczu mam do kapitana zespołu. Josue ostatnio niezbyt optymistycznie wypowiadał się o władzach klubu w kontekście pozostania w Legii, ale to nie jest temat do dyskusji w tym artykule. Patrząc na niedzielne popisy „Wojskowych”, to właśnie Josué próbował znów być najlepszym graczem. Jego piłki do Pekharta czy Guala robiły wrażenie, ale znów zamiast kilku asyst, na swoim koncie zapisał tylko jedną. Gdy Portugalczyk jest cofnięty do środka pola, jest dużą wartością w drużynie, bo nikt nie potrafi - może oprócz Elitima - tak niekonwencjonalnie zagrać do przodu. Co będzie dalej z nim i bez niego? Tego nie wiemy. Z nim w składzie trudno, a bez niego?

Kamil Dumała



REKLAMA
REKLAMA
© 1999-2024 Legionisci.com - niezależny serwis informacyjny o Legii Warszawa. Herb Legii, nazwa "Legia" oraz pozostałe znaki firmowe i towarowe użyte zostały wyłącznie w celach informacyjnych.